sobota, 14 marca 2015

Dla mnie...i moich Synów i przyszłych Synowych!

O rany...nie myślałam,że tyyyyyyyle mnie tu nie było...mam strasznie mało czasu na swobodne zasiadanie przed kompem...i uzewnętrznianie swoich myśli i odczuć :(
Ale od dłuższego czasu noszę się z zamiarem spisania pewnych spraw UWAGA dla siebie...tak,chcę spisać o co kruszę kopie z moją mamą,by kiedyś w przyszłości wrócić do tego...chłopaki (znaczy Synowie),jeśli w przyszłości to przeczytacie i stwierdzicie,że macie ze mną jak ja ze swoją Matką,to chyba serce mi pęknie...i z góry Was za to przepraszam :( Na tę chwilę wydaje mi się,że ja jestem inna...i oby tak było.
Uprzedzam - kto zna mój słowotok i nie ma na to czasu albo/i ochoty niech poprzestanie na tym zdaniu...
Sama spodziewam się,że może wyjść z tego niezły elaborat...i przyznam,że zaczynam od sporządzenie planu i będę dopisywać po kilka zdań do każdego punktu,by wszystko było jasne.

1. Przyjazd nasz na Kopernika
2. Usypianie Młodego nr 2
3. Pranie
4. Moja kuchnia
5. Światła i inne sprzęty na prąd
6. Stand by TV
7. Zabawki dzieci
8. Zabawki nie moich dzieci
9. Komputer,smark itd
10. Jeden be,drugi wręcz przeciwnie
11. Kapcie
12. Dlaczego to dziecko płacze?!
13. Ciąganie dzieci za sobą
14. Rozdzielanie
15. Bezstresowe wychowanie
16. Grzejniki
17. Sprzątanie
18. Uwagi,komentarze
19. Bramka


Przyznam,że ten plan planowałam zostawić dla siebie,ale wyszedł całkiem "ciekawie" więc zostawię, a co !

Wszystko zaczęło się,gdy w zeszłym roku (2014) zdecydowaliśmy się na budowę mojego wymarzonego domu...o rany,tyle o tym marzyłam, tyle razy rysując innym projekty wybierałam idealne kąty dla nas...ale nie tym miałam...no więc w zeszłym roku w styczniu bodajże moje marzenie zaczęło urzeczywistniać się...od początku wiedziałam,że chcąc wynajmować dalej mieszkanie,płacić kredyt i budując na odległość dom to wszystko jakoś nie współgra z sobą i dlatego (mimo,iż wiedziałam,że delikatnie ujmując nie jesteśmy z Mamą typem przyjaciółek) zdecydowaliśmy się,że porozmawiamy z moją Mamą,czy możemy na czas budowy przenieść się do Niej...miało to być pod każdym kątem korzystne..niestety na tę chwilę wychodzi na tym,że finansowo nie bardzo odpoczywamy,bo jednak dojazdy do dawnego miejsca zamieszkania pochłaniają lwią część zarobków Starego (z uwagi na pracę tegoż Starego i częste choroby dzieci a tym samym bardzo częste- nawet 2-3 razy w tygodniu, wycieczki do Pediatry)...do tego nasze (moje i Mamy) relacje znacznie się pogorszyły...i co najgorsze nie zapowiada się,by miało się coś zmienić...i już na początku (zanim przejdę do sedna) wyznam,ja uważam iż moje stawanie okoniem jest konieczne i zupełnie uzasadnione...natomiast moja Rodzicielka nie ma sobie nigdy nic do zarzucenia (kilka razy zdarzyło mi się spytać Ją podczas "wymiany zdań" - "czy Ty w ogóle masz sobie kiedykolwiek,coś do zarzucenia,widzisz jakąś swoją wine?" na co słyszałam zwykle "nie" ). I na zakończenie przydługiego wstępu (ciekawe kto dotarł tak daleko,a ilu pójdzie krok dalej? :P ) dodam: swego czasu gdy widziałam jak Matka mówi do swojej dorosłej córki co ma robić,czy jak zająć się w takiej czy innej sytuacji dzieckiem, albo gdy rzeczona Matka (będąc babcią) mówiła do wnuczka/ki tonem,jakby to Ona była decyzyjna w Jego/Jej sprawach to delikatnie mówiąc uważałam,że coś jest nie halo...nie tak powinno być! Jeśli teraz po przeczytaniu tego doszłaś/doszedłeś do wniosku,że przesadzam to poproszę o przeczytanie mojego wywodu jednak do końca...podejmiesz się tego wyzwania? Wierzę w Ciebie...i oto zaczynam.

Ad 1.
31.05.2014r. zabraliśmy swoje manatki (uzbierało się tak dużo tego,że w sumie już kilka dni wcześniej Stary przemycał co nieco) i całą rodziną (2+2) przenieśliśmy się do mojej Mamy...do mojego rodzinnego domu...i zaczęło się...nie wiem,może się powtarzam ale już UWAGA w pierwszych chwilach po naszym przyjeździe zapaliła mi się czerwona lampka,że coś jest nie tak!! No więc Stary z kolegą wniosi do mojego dawnego pokoju (który teraz miał służyć nam za mieszkanie) nasze graty z naciskiem na NASZE a moja Mama na każdym etapie drogi z tymi gratami dryguje...do tego stopnia,że wbiega przed chłopakami do nas do pokoju i zarządza - to postawcie tu, a to tam? No cholera mnie jasna trafiła! No hello! Przecież to nasz pokój, nasze graty! Przecież my sami powinniśmy umeblować sobie pokój,czyż nie? Rzuciłam wtedy jakąś kąśliwą uwagę i chyba nawet specjalnie kazałam stawiać wszystko gdzieindziej...cholera,chyba już wtedy wyczułam,że przyjdzie mi na każdym kroku walczyć o nasza niezależność...no poprawcie mnie,jeśli się mylę! Czyż nie powinna Ona dać nam wolnego wyboru? Co innego doradzać,a najlepiej poproszona o komentarz wyrazić zdanie,czy dobrze coś rozplanowaliśmy..a co innego zarządzać naszymi gratami! Od tego się wszystko zaczęło..

Ad 2.
Już za czasów drzemek Juniora Starszego czytałam "mądre" książki o dzieciach itd itp...wtedy nie bardzo udawało się wprowadzić pewne zasady,bo chyba konsekwencja zawodziła...a może miałam więcej czasu wolnego,a tym samym więcej czasu na bardziej czasochłonne metody...tak czy inaczej już wtedy próbowałam wprowadzić metodę usypiania Młodego polegającą najpierw na wprowadzeniu stałych rytuałów,a potem zostawianiu delikwenta samego na 3, 6 i 9 minut...pamiętam,że z wspomnianym Starszym bywało,że na Kopernika testowałam swoją konskwencję i już wtedy były o to spięcia z Rodzicielką,bo "co to za metody?!" itd...wtedy wiadomo,byłam gościem u Mamy więc zawsze wiedziałam,że wrócę do siebie i bez pytania kogokolwiek o pozwolenie będę prowadziła wychowanie Syna wg własnych zasad..teraz wiadomo,tak lekko nie jest ...nie mam dokąd wrócić...ale gdy na początku usypiałam Młodego Młodszego (a On początkowo mocno protestował) to na korytarzu odbywała się awantura z Rodzicielką...od groźby (i ostrej krytyki) do prośby ("wejdę i uśpię Go ja")...ostatecznie ta metoda szybko przyniosła zamierzony cel i teraz nawet,gdy Potomek protestuje przed włożeniem do łóżeczka,to jednak protest trwa nie dłużej niż kilka sekund...po prostu wie,po co tam jest i bardzo szybko zasypia i co ciekawe, Babcia (gdy zostaje z Nią,pod moją nieobecność) korzysta z tego,gdyż nauczone Dziecko,że wkłada się Je do łóżeczka i wychodzi wie co się z czym je...i Jego usypianie jest bezproblemowe i co najlepsze drzemka jest długotrwała (minimum 2-3 godziny). A w ogóle to kiedyś wprowadziłam Mu do usypiania przytulankę i On ją lubi a co Babcia robi jak Ona wchodzi,gdy ja Go uspię? Pierwsze co,to zabiera tę przytulankę,bo przeszkadza Mu.


Ad 3.
Mój ulubiony problem...choć ostatnio nieco zażegnany..ale jeszcze niedawno było tak,że każde (nie przesadzam!) pranie spotykało się z krytyką "teraz włączyłaś pranie?" a bo lepiej w inną pogodę,lepiej o innej porze dnia...co z tego,że ja zwykle piorę gdy jest taka potrzeba i mam możliwość...jeszcze w sylwestra było o to mega spięcie,bo jak mogłam wstawić pranie (chyba nawet koło południa) jak ma przyjechać mój przyrodni brat (swoją drogą niezbyt lubiany przez moją Mamę) z rodziną,gdzie rozwieszę itd itp...jakby to był problem nie do przejścia..a na marginesie,to zanim przyjechali Łukasz z rodziną to pranie było już wysuszone i poukładane w szafkach...ale afera musiała być a ja musiałam powiedzieć (nie pierwszy raz),że Ona nie będzie mi mówiła,kiedy mam prać a kiedy nie i że nie zamierzam zostać bez czystej bielizny na dwa dni (bo wiadomo,że jako praktykująca katoliczka nie biorę się za tego typu prace w święto,a nowy rok to także święto kościelne)...wiele razy w takich sytuacjach stawiałam się "mam czekać do wiosny z praniem?", "mam zostać bez majtek?" Odpukać,chyba już przestała komentować to...chociaż głowy nie dam sobie uciąć..ale z praniem wiąże się kolejny problem...otóż moja Rodzicielka miała (bo i to nieco zmieniło się...hmm,a może Ona już tak bardzo się trzyma od nas z daleka,że to nie to,że zrozumiała moje argumenty) w zwyczaju przewieszać mi pranie...Ona nazywała to "przewracaniem na drugą stronę,by wyschło"...i byłoby to zrozumiałe,gdybym nie znała Jej i dokładnie sytuacji...gdy suszę pranie,to po jakimś czasie przewracam na drugą stronę,by szybciej wyschło (zwykle spodnia strona nadal mokra,a z wierzchu wyschło) no ale jak można powiedzieć,że przekłada mi pranie w tym celu,skoro Ona niejednokrotnie (hmmm,a może ZAWSZE) robiła to zaraz po moim rozwieszeniu?! Nie no, po prostu ja to (i jak wykażę w dalszej części rozprawki NIE TYLKO TO ROBIĘ ŹLE!). Jestem przeczulona na swoim punkcie? Może...ale jeśli tak,to chyba musi mieć to jakieś podłoże,co? Może w dzieciństwie czułam,że nie jestem wystarczająco dobra,co? A może zbytnio filozofuję teraz? Nie wiem..ale wracając do rzeczy...pranie wiadomo,po wysuszeniu trzeba poskładać i poukładać w półkach...swego czasu (czyt. na początku naszego pomieszkiwania tu) Mama prasowała od czasu do czasu pozostawione w małym pokoju (służącym za suszarnię i miejsce do prasowania) ubranka dzieci , które chciałam uprasować...i szczerze,to jedyna czynność za jaką Jej byłam wdzięczna...i moim skromnym zdaniem powinna była na tym poprzestać...jeszcze za czasów panieńskich bywało,że gdy przynosiła mi czyste ubrania to dawała mi je,bym sama poukładała w szafkach...nagle gdy mieszkam z rodziną Ona wie,co gdzie będę trzymała i sama układać chce mi w szafkach...bulwersowało mnie to,bo po 1 zwykle nie wiedziała,co gdzie trzymam,więc ciuchy były pomieszane i i tak musiałam przekładać, a po 2 to znów czułam się jakbym sama sobie nie radziła! A przecież umiem radzić sobie, a po 3 to wydaje mi się,czymś wysoce niestosownym,by Teściowa zięciowi wkładała bieliznę do szuflady,czyż nie? Oj ile było spięć o szeroko rozumiany temat prania i podobnych...no bo ja również źle się czułam (i jestem pewna,że Stary znacznie gorzej by się czuł,gdyby miał wiedzę o takim procederze),gdy Mama bez mojej wiedzy gmerała nam w koszu na pranie ,chcąc nam pranie zrobić..głównie chodziło mi o to,że co innego gdy ja piorę gacie Staremu a co innego Ona! No i znów dochodzi fakt - ja czułam się jakbym sama nie umiała prać i Ona musiała mnie wyręczać.


Ad 4
Oj tu też mocno bulwersuję się,gdy gotuję coś w kuchni (a nie wiem,czy wspomniałam,że mamy w domu dwie kuchnie i od początku my zajmujemy jedną na górze a rodzice mają na dole własną) i wychodzę do łazienki, swojego pokoju etc. a Ona akurat jest przelotem po górze...no nie ma dnia,bym nie
słyszała jak pokrywka brzęczy na garnku...no musi skontrolować sytuację...bo przecież bez Jej ingerencji się nie da! A jak gotuję wodę w czajniku i nie założę gwizdka a to z tej przyczyny,że odkąd miałam małe dzieci nauczyłam się rozpoznawać,kiedy woda się gotuje,bez głośnego przypominania gwizdka,bo najnormalnie w świecie wiele razy pobudziłby mi dzieci...niestety nie moja Mama, Ona nie może tego zrozumieć (albo nie mogła,bo ostatnio też się to zmieniło...chociaż ja uważam,że jak już wyżej wspomniałam,nasze relacje są już tak mocno zaognione,że najnormalniej w świecie tak mało się widzimy,że pozornie pewne problemy się skończyły..ale wracając do kuchni...jeszcze za czasów ,gdy Starszy był maluchem młodszym zaczęłam nieco zdrowiej nas żywić,znaczy narazie zrezygnowałam z gotowych przypraw,kostek,jarzynek - z glutaminianem...ciężko było na początku,bo nic nie smakowało bez tego...ale przyzwyczailiśmy się i teraz od razu wyczuję,gdy jem coś z jarzynką,czy rosołkiem...swoją drogą,gdy pracowałam jeszcze a Młodym nr 1 zajmowała się moja Mama to bywało,że Ona doprawiała mi zupę po swojemu...zupełnie nie proszona..a ja oczywiście po pierwszym łyku np zupy,czy po wyglądzie zupy poznawałam,że "wzbogaciła" mój posiłek...i choć zarzekała się,że nie,to Jej mina i pozostawione ślady (np torebka po jarzynce?) świadczyły,że nie zawiódł mnie zmysł smaku...ale cóż ja tam mogę wiedzieć,Ona chyba wie lepiej jak gotować! Swoją drogą między innymi przez te różnice w naszym żywieniu (i mój upór w tym,by pozostać na "diecie bezglutaminianowej" pozostać,jak również przez inne pory posiłków) na początku naszego wspólnego mieszkania stwierdziłam,że lepiej będzie,gdy sama będę dla mojej rodziny gotować...to nie przeszkadza Jej jednak co jakiś czas przychodzić i pytać "Kubuś może chcesz Babci zupki? itd. No jak ja to znów widzę? No Jej napewno lepsza dla dziecka,albo ja w ogóle nie dam dziecku jeść...ba,ile razy było,że Ona przychodziła mi do kuchni i nie mając takiej wiedzy rzucała "Kubuś jest napewno już głodny"...no bo Ona już dawno jadła zupę a my nie...no przecież to nie dlatego,że my o innej porze (czyt. późniejszej) jedliśmy śniadanie i jeszcze głodni nie jesteśmy,albo nie dlatego,że w międzyczasie coś jedliśmy...no nic tylko Ona musi dbać o moje dzieco,bo ja Je zagłodzę...wciąż zdarza się,że przychodzi nas częstować (znaczy nie mnie,mnie nie częstuje) obiad - "dać Kubusiowi zupę?"...bo widzi,że ja jeszcze nie ugotowałam...niestety zwykle odmawiam...przyznam szczerze,że nie bez znaczenia jest fakt,że czuję się urażona tym pytaniem,ale głównie chodzi o to,że zwykle za najpóźniej 0,5godziny mam swój obiad i co? Wtedy dzieci nie zjedzą,będąc po Babcinym obiedzie...a dla kogo ja gotuję,jeśli nie dla Nich? A przyznam,że w szczególnych przypadkach umiem nie pogardzić Jej posiłkami,gdy np jestem po kilkugodzinnym pobycie z dziećmi/dzieckiem u lekarza np w Łodzi i już mocno (albo choć nieco) głodni wracamy a zanim zrobię obiad (o ile nie mam wcześniej przygotowanego) to minie sporo,to wtedy chętnie zjemy Babci obiad...ale tylko wtedy...gdy sama mogę coś przyrządzić,to wolę jednak być samodzielna..
No dobra...zrobiłam zupę a drugie danie jemy nie od razu,ale np jak Tata wraca z pracy albo później (w zależności,kiedy pierwsze danie podałam) i o zrozo to też niedobrze "co to za jedzenie obiadu na kolację?"..ale my tak mamy,po pełnym talerzu zupy (a do tego ja preferuję gęste a więc zapychające zupy) nie mamy długo miejsca w żołądku na sporą porcję (bo takie nakładamy) drugiego dania. No ale dobra,po jedzeniu trzeba pozmywać,posprzątać kuchnię..przyznam,że w bloku wolałam walnąć się na łóżku odpocząć,a do zmywania iść,gdy mi się zachce...ale nie tu u Mamy...tu zmywam od razu...pominę fakt,że przez to wieczoru nie znoszę,bo umęczona jestem całym dniem z dziećmi, gotowaniem zwykle dość czaso- i pracochłonnych potraw,no i jeszcze pełna jak nie wiem a tu trzeba zakasać rękawy i zmywać...no ale poprawiam koronę i zabieram się do roboty...co z tego,że Stary zwykle źle się poczuje właśnie po jedzeniu i musi się położyć i "zamknij drzwi niech dzieci siedzą z Nim"...co z tego,że zwykle On zasypia a dzieci protestują i Starszy (dosięgający już do klamki) uwalnia Ich z więzienia...i co? Nadal mocno zmęczona i będąca w toku zmywania mam na głowie dzieci,które plączą się pod nogami,walczą między sobą o zabawki a Najmłodszy najpewniej robi to co uwielbia a więc wspina się po krzesełku na stół...weź no tu człowieku bądź spokojny...ale wreszcie kuchnia lśni (w moim rozumieniu,o czym dalej!) i wychodzę...bynajmniej nie położyć się,bo wtedy to Małż mówi "to co?kąpiemy dzieci?" ...dobry żart...kąpię ja! Starszy chwała Bogu jest łatwy w myciu (nie mylić z samodzielny,bo od czasu,jak został starszym bratem jest totalnie niesamodzielny,chyba,że wyjątkowo ma kaprys i chce sam sobie poradzić),ale Młodszy...uuu,tu wyższa szkoła jazdy...On nie znosi się myć,więc już nie pamiętam,kiedy posadziłam Go w misce i myłam...Jego mycie to szybkie przetarcie Go mąkrą ręką z żelem do mycia...nierzadko jeszcze muszę sama Ich zanieść do pokoju,bo Mąż,który w tym czasie miał rozłożyć łóżku,jakoś zasnął (na szczęście na rozłożonym przezeń łóżku) i nijak nie uda mi się Go zawołać,by przyszedł po któregoś..no ale dlaczego o czym mowa? A no bo wtedy,gdy kładę się już meeeeeeeeeeeeeeega zmęczona po całym dniu z dziećmi,wtedy do mojej (?!) kuchni wkracza moja mama i jeszcze sprząta tę kuchnię,myje umyte blaty (wiem wiem,wielokrotnie widziałam jak to robi,nawet przy mnie,która przed sekundą je wytarła),pozbiera naczynia z suszarki...znów mam dziwne wrażenie,że jestem nieudolna :( A może jest tak,jak Ona mówi,że Ona chce mi pomóc? Hmmm,no nie wiem...po pierwsze skoro ja o tę pomoc nie proszę? Ja tam (wydaje mi się),gdyby Syn mi powiedział,bym czegoś za Niego nie robiła,to nie robiłabym tego...a po drugie jak to się ma do tego,że często w ostrej sprzeczce wychodzi wreszcie szydło z worka "jestem u Niej" , "Ona nie kupi sobie drugich mebli (np) jak my się wyprowadzimy"..czyli co? Ja jednak chyba nieudolna jestem..i niszczę Jej wszystko...dodam na marginesie,że to cholernie przykre,gdy słyszę,że Ona będzie to czy tamto robiła bo jest u siebie i ma prawo...co z tego,że często to zupełnie nie tyczy się Jej rzeczy,bo Ona potrafi tak samo argumentować,gdy coś zrobi w naszym pokoju,czy z naszymi rzeczami!


Ad 5.
O tak,prądu to my stanowczo za dużo zużywamy...gdyby nie to,że jak wspomniałam ostatnio mało się widujemy i nie mam drzwi do pokoju otwartych (a Ona o dziwo wieczorem-czy w nocy nie wejdzie do nas,gdy drzwi są szczelnie zamknięte) to pewnie przyszłaby mi zwrócić uwagę,że jeszcze siedzę i prąd marnuję! Co z tego,że ja tylko wieczorem mam czas dla siebie...co z tego,że w ciągu dnia nie mogę korzystać z kompa, czy oglądać TV,bo dzieci mają pierszeństwo..i jeszcze o zrozo siedzę przy kompie i lampkę mam zapaloną! Co z tego,że dla oczu szkodliwe jest siedzenie przy kompie po ciemku...oszczędzać mnie Ona chce uczyć..Ale nie tylko w tej chwili marnuję prąd,bo najgorsze,jak w dzień (gdy dla Niej jest widno) a mnie nie zapalam w kuchni światło nad kuchnią,czy nad blatem...no przecież te wysokie rachunki to ja nabijam..."przecież nie zwiększyła się ilość pokoi" więc czemu miałyby rachunki wzrosnąć,przecież nie dlatego,że jest o jedną lodówkę więcej,cyz telewizor,czy przy dodatkowych 4 osobach częściej pralka chodzi...nie,to napewno nie dlatego...nie też dlatego więcej płacimy niż kilka miesięcy temu,bo wcześniej była jesień czy wcześniej lato a więc więcej siedziało się na dworze,więc sprzętów mniej używało się,a pompka do pieca nie używana była? Dodam,że my płacimy wszystkie rachunki po połowie...a nawet dajemy więcej,bo płacimy stałą kwotę co miesiąc,czy są,czy nie ma rachunków...tak więc Oni i tak teraz mniejsze koszty ponoszą,bo jak wiadomo,w rachunkach za media część opłat to opłaty abonamntowe i inne,ponoszone czy jest zużycie,czy nie.


Ad 6.
To tak na dokończnie tematu z pktu 5. Mimo,że kiedyś powiedziałam Mamie,że Mąż słyszał,że TV plazmowemu nie służy wyłączanie ze stanu stand by,ona nadal to robi...ba,zawsze,gdy ja wybywam z domu np do lekarzy..Inna sprawa,czy Stary ma rację czy nie,uważam,że nie powinna wnikać,tylko przyjąć do wiadomości naszą prośbę.


Ad 7.
Ja jestem zdania,że dopóki dzieci się bawią,to nie sprząta się Im zabawek,bo to robota głupiego - raz sprzątnietę kilkaset klocków duplo za chwilę zostanie wysypane znów na dywan...ale nie moja Mama, Ona uważa,że to bałagan (i gdy wyjątkowo jest u nas,bo jak powtarzam do znudzenie nasze zaognione stosunki sprawiają,że rzadko spędzamy razem czas,bo Ona jak ma robić to co ja od Niej oczekuję - a uważa to wszystko jak uprzykrzanie Jej życia - co ciekawe mam takie samo odczucie co do siebie,to woli nie przychodzić) i zaczyna sprzątać mi...i znów naraża się na mój komentarz...A inna sprawa,że Ona uważa,że dzieci mają za dużo zabawek,więc gdy na kolejną okazję ja kupuję Im koljne zabawki to Ona krytykuje (swoją drogą nie wiem,co miałabym kupić innego? A poza tym,to jakoś nie zauważyłam,by moje dzieci miały więcej niż inne dzieci a i tak myślę,że kupuję tylko to co potrzebują,znaczy Kuba,bo Igo to wiadomo póki co nie wyraża potrzeb,więc bardziej praktyczne są prezenty,ale Kuba do często dostaje od nas gry,byśmy mogli rodzinnie spędzać czas)swoją drogą,to dzieci (bo już nie tylko Starszy) już reagują w ten sam sposób na Babcię...Kuba jest opryskliwy dla Niej (jak ma być inny,jak widzi jak skaczemy sobie do gardeł), a Igo widzący Babcię praktycznie tylko wtedy,gdy ja muszę wyjść,kojarzy Ją właśnie jako znak,że zaraz Mu mama zniknie z pola widzenia.


Ad 8.
Jeszcze o ile rzecz się ma naszych zabawek to jeszcze pół biedy...gorzej,gdy np jak w przypadku laptopa zabawki,po najstarszym wnuczku Babci (swoją drogą kochającym Ją synu kochanej córki Pierwszej)...oj tu zaczynają się schody...ten laptop niezliczoną ilość razy chował się w szafie i w innym miejscu,by dzieci nie mogły z niego korzystać,coby nie popsuły...to fakt,jakieś wyjście jest..by rzeczy miałe długie życie,trzeba z nich nie korzystać...ile razy zarzekałam się,że więcej go nie tknę,jeśli Ona będzie go chować.


Ad 9.
Moja Mama ma "atak nerwicy" ,gdy widzi mnie przy komputerze czy z komórką w ręku...ile razy opierdalała mnie "wyłącz już ten komputer" czy "Ty znów z tym telefonem"...co z tego,że najczęściej zajmuję się jakimiś ważnymi sprawami..zrseztą,nawet jeśli by tak nie było,to ile ja mam lat,by Ona zwracała mi uwagę,co kiedy mam robić i to jeszcze takim tonem jak do dziecka! swoją drogą mojej siostry rodzina jak przyjeżdża do Niej to calutki dzień siedzą przy lapku (który przywożą nawwet na weekend a żadne nie do pracy go ma) albo ze smarkiem w ręku...Ich z uśmiechem posumuje...mnie nie rozumie...co z tego,że sama ma swój laptop i też często czyta,przegląda strony,albo wisi na telefonie wydzwania odkąd ma nielimitowane rozmowy...kole ją w oko tylko drzazga w moim oku...


Ad 10.
Rzecz tyczy się moich Synów..jak wspomniałam Kuba jest opryskliwy dla Niej,więc On jest be i nie ma dla Niego grama wyrozumiałości (nie ważne,że jeszcze w zeszłym roku miał tylko 4 lata) i w ogóle jest BE,za to Igorek "będzie inny" i ściska Go całuje i wychwala (choć z czystym sumieniem mogę przyznać,że jeszcze nie ma ku temu powodów)i to najczęściej przy Kubie.


Ad 11.
Czy to lato (i upał 30stopni) czy to dziecko (Kuba) czy to dorosła (Ja) non stop słyszymy o kapciach...nie powiem,teraz jak zimno to sama noszę a Kubę zawsze pilnuję,bo ma krzywe stopki,więc nosi zdrowe kapie + wkładki...tak czy inaczej dla Niej to priorytet i jak Kuba choć na chwilę nie nosi to od razu będzie chory na bank..a ja to w ogóle O ZGROZO potrafię do nieocieplanego ganku wyjść boso i rozmawiać z Kimś przez otwarte drzwi! I do tego zrypać mnie jak dziecko!!


Ad 12.
Igo jest dość humorzasty (albo ja mam mniej czasu by więcej go Mu poświęcić) no i często płacze,czy wręcz drze się...jak jestem padnięta do tego szlag mnie trafia,że On wrzeszczy a Ona wchodzi z dołu i od schodów lamentuje "czemu to dziecko płacze" to szlag mnie do końca trafia...no kurwa,dzieci płaczą! A w szczególności On nielubiący żadnych zabiegów przy sobie = kąpanie,czyszczenie nosa,przewijanie itd . ja nie płakałam? I co najlepsze jak Ona się Nim zajmuje to On też Jej płacze,zwykle dlatego,że zamiast Nim zajmować się (gdy np ja idę do Przedszkola ze Starszym) Ona zmywa mi kubek po śniadaniu,na co ja czasu nie miałam, a Igo wymaga Jej uwagi...zdarza się,że złośliwie wtedy (gdy to widzę) pytam "czemu to dziecko płacze" nie odpowiada nic,tylko uśmiecha się.


Ad 13.
Umiem sobie radzić ,gdy mam sparwy do załatwienia i dzieci przy sobie,ba wręcz lubię je mieć przy sobie...Ona wolałaby jechać ze mną z kolei ja wiem,że pokłóciłybyśmy się a dzieci i tak by wolały bym ja Im kurteczki np rozbierała itd..albo np idę do sklepu i Kubę biorę z sobą ale nigdy nie zmuszam Go,ja zawsze daję Mu wybór (o czym Ona chyba nie zdaje sobie sprawy) i mówi "Kubuś może zostań z Babcią"..po co? przecież gdybym ja nie miała sobie poradzić nie wzięłabym Go,albo jakby nie chciał iść to by nie szedł..efekt,że Kuba czasem mi mówi "Babcia to Mu nie pozwala gdzieś iść z Mamą"..tak to widzi dziecko...a ile razy rozpłakał się przez to.


Ad 14.
Albo jak słyszy,że Igo płacze to proponuje,że zabierze Go ze sobą na dół,czy do innego pokoju byle nie ze mną,nie z nami (mną i Kubą)...jakby to miało pomóc...efekt,że Igor płacze,że jest rozdzielany z nami a mnie szlag trafia.


Ad 15.
Gdy pozwalam dziecku decydować co będzie robił,czym będzie się bawił i jak pozwalam Im na zabawę wieloma zabawkami na raz to słyszę "to bezstresowe wychowanie"...jakbym nie stawiała warunków ani niczego nie wymagała...po prostu nie jest tak,że wszystkiego zabraniam...co to,to nie...ba,mój niespełna 5 letni syn często pomaga mi w kuchni,chociaż wiadomo,że napaprze,czy wręcz może mi zepsuć coś...chęci dla mnie są najważniejsze,ale Mama uważa,że źle wychowuję dzieci...nie wiem,wiem,że ja do tej pory nie lubię Jej pomagać,bo źle to wspominam...za to mój Kuba chętnie robi ze mną w kuchni czy sprząta...a i Igo już z odkurzaczem chodzi i ja nie widzę w tym nic złego...niech się uczy :)


Ad 16
Gdy kładę Igo spać zakręcam grzejnik,bo łóżeczko stoi przy nim a poza tym w chłodzie lepiej się śpi...ale niech no tylko wyjdę np do przedszkola czy gdzieś,to wychodzi na to,że zaraz po moim wyjściu wchodzi do Niego i wprowadza swoje zmiany...wyłącza wspomnianą listwę od TV i nie tylko,odkręca grzejnik - "a bo Mu zimno" co z tego,że to nie prawda,bo jest ciepło okryty i dobrze Mu się śpi,skoro kilka godzin przesypia...a skąd wiem,że zaraz to robi,bo często jest,że wracam szybko i już grzejnik ciepły,a wiadomo,że to nie tak o drazu się dzieje...no ale przecież Ona musi swoje 5 groszy wsadzić wszędzie!


Ad 17
A już szlag mnie trafia,jak jest u mnie w pokoju i zaczyna mi zbierać coś z komody np zużyte ampułki po lekach wziewnych,które właśnie w tej chwili aplikuje Jednemu czy Drugiemu...ile ja Jej się nagadam "przyjdź do nas,pobaw się z dziećmi i nie sprzątaj mi,sama potrafię"...ęno Ona nie potrafi tak,Ona jest matką...ja jestm pewna,że moim Synom nie będę tak sprzatać (swoją drogą nigdy w czasach panieńskich taka nadgorliwa nie była,teraz gdy ja tego nie potrzebuje to Ona potrzebuje).


Ad 18
I już na koniec taka sytuacja - wracam wczoraj ze sklepu i pyta mnie jakie pieczarki kupiłam i za ile więc mówię i pokazuje i co? "a to trzeba było ładniejsze wybrać"...no przecież ja nie umiem nawet pieczarek wybrać dobrze! A dodam,że wybrałam naprawde normalne pieczarki! Były i gorsze ale wybrałam najświeższe,ale Ona uważała,że mało świeże wybrałam...albo robię zatrzepkę do zupy i robię to jak Ona swego czasu mnie uczyła a więc mąka do wody i po rozmieszaniu dodaję śmietanę...a co Ona jak widzi to (i wie,że źle robię) "ja to w wodzie mieszam mąkę nie w śmietanie"...no kurwa to tak jak ja! I wiele wiele innych bo Ona generalnie wszystko zrobiłaby inaczej..


Ad 19
Na schodach zamontowaliśmy bramkę dla bezpieczeństwa Najmłodszego ale szczególnie Babcia lubi wybierać kiedy nie jest wymagane jej zamknięcie. ..efekt że zanim- wyjde z pokoju muszę upewnić się jak się sprawa ma a na noc koniecznie szczelnie drzwi zamykać bo gdyby tak wstał przede mną to kto wie czy na korytarz wyszedłby...a przecież już wieczorem Dziadki zostawiają otwartą bramkę bo to taki problem dla nich zamknąć ją i tylko czekają jak będą zwolnieni z tego obowiązku..że nie wspomnę że Babci zdarza się nie zamknąć bramki gdy Igo jest gdzieś na górze bo np Ona na chwilę się wróciła albo kiedyś wróciłam z przedszkola a Ona siedzi z Nim w kuchni On swobodnie chodzi a nieopodal bramka szeroko otwarta. ..ja się pytam-wiele potrzeba by zdarzyła się tragedia?




Więcej grzechów (powodów naszych kłótni) nie pamiętam...za wszystkie serdecznie żałuję...ale niestety nie obiecuję poprawy...czyli moja spowiedź jest nie ważna :( Nie spełniłam warunków dobrej spowiedzi :(
A spędziłam na rachunku sumienia 3 godziny!



Dotarłaś/dotarłeś do końca? Może zechcesz udzielić porad? ...jestem absolutnie przygotowana nawet na słowa krytyki...ba,nawet jest wskazana...nic tak nie daje do myślenia,jak uwagi osoby patrzącej z boku (obiektywnie). Jak dla mnie moja Mama to KK nie tylko z uwagi na inicjały i nazwę ulicy-a nawet miasteczka ale również KONTROLA KRYTYKA ! Starsznie mnie to męczy :( I marzę,by dom udało się nam szybko wykończyć , by pójść na swoje...marzymy (bo ostatnio i Stary chce wynosić się szybko,na co pewnie nie mały wpływ ma moje użalanie się na sytuację nerwową w domu) o wyprowadzce na jesień...na Sosnową! Ja wiem jedno,że z każdym kolejnym spięciem mam mniej cierpliwości do Niej,szczególnie,że najczęściej wciąż muszę klepać o tym samym,bo u Niej jak grochem o ścianę...jak mam potem reagować,gdy nie widzimy się długo (pół albo więcej dnia) a Ona wchodzi do mnie z uwagą,czy robi coś z w/w punktów? Jak zachować spokój? No nie da się...wtedy o kolejne spięcie jest łatwiej :(




PS. Szczerze zastanawiam się,czy nie powinnyśmy pomyśleć o jakiejś terapii rodzinnej,bo mimo wszystko kocham swoją Mamę,ale jak dla mnie wyczuwam sporo tokstyny w Jej zachowaniu i jeśli czegoś nie zrobimy i to najlepiej szybko,to może okazać się,że nasze drogi się rozejdą,a przecież żadna tego nie chce...chyba?