wtorek, 9 lipca 2013

W sumie nic ciekawego...

A co mi tam?! Napiszę cosik :) Daaaaaaaaawno nie zaglądałam, bo albo nie miałam kiedy , albo brakowało weny....czas mam albo rano w porze śniadaniowej, gdy Młody ogląda bajki i wtedy łaskawie zezwala Mamie włączyć kompa...ale wtedy najczęściej robię inne rzeczy na kompie...i wtedy właśnie brak weny dopada mnie,więc tu nawet nie zaglądam...druga pora,gdy mam spokój to wieczór, jak teraz...chłopaki śpią, a ja (jako,że zbierałam się od kilku dni) nadrabiam skrobanie,co tam u nas :)
No więc,co u nas?
No jestem w ciąży dalej, czuję się nadzwyczaj dobrze...i nawet gdy są upały to dużo czasu spędzam na dworze z Młodym (w samo południe często) i nic mi nie dzieje się,więc niczego sobie nie odmawiam :) Niedługo zaczynam 7-my miesiąc,więc wiadomo,że coś mi tam dolega czasem - jakaś zgaga,czy częste latanie do kibla...ale co tam, da się przeżyć, obstawiałam,że może być gorzej,a jako,że nie jest to nic,tylko się cieszyć :) Tzn,żeby nie było aż tak różowo, to od jakiegoś czasu (dłuższego już czasu) muszę zażywać leki , bo skurcze stanowczo za wcześnie się pojawiły i stanowią poważne zagrożenie...ale jako,że póki co niczego złego za sobą nie pociągnęły,to nie przywiązuję do tego większej wagi...
Od niedawna zaczęłam kupować co nieco dla Młodego nr 2..niby po Starszym mamy wszystko,bo niczego nie wyrzucałam to jednak moja tabelka w excellu ma sporo pozycji i wcale nie mało to wszystko szarpnie za kieszeń..i dlatego postanowiłam,że jak rozłożę w czasie to mniej odczujemy wydatki...i tak pierwsze zakupy poczynione...chwała Bogu odkryłam tania aptekę (na drugim końcu Polski) i dorzuciłam się koleżance do zamówienia i tak obyło się bez kosztów przesyłki, a oszczędności spore...oj spore. No i teraz dopiero rozkręcam się...już mam plan na co wydam kolejną część zasiłku z ZUSu jaki kiedyś mi tam wpłynie na konto, szlag mnie trafia,że nigdy nie wiem,kiedy i ile dostanę :(
Co poza tym?
Młody nr 1 rozwinął swoją mowę o całe dwa słowa - "cesc" (cześć) i "mmmmmmmniam" (mniam)..no nie chce gadać i co Mu zrobić....coś czuję,że do listy odwiedzanych przez nas specjalistów dojdzie regularne odwiedzanie logopedy...choć pierwsza wizyta niewiele wniosła...nie dowiedziałam się raczej niczego,czego bym nie wiedziała...no może coś tam wyniosłam nowego z tego spotkania,ale spodziewałam się czegoś bardziej spektakularnego...a czego to już nie wiem...
Co tam jeszcze u mnie?
Z M nawet nawet...pomalutku docieramy się? Nie wiem, może...pewne jest raczej,że gdy z Nim dobrze (czy całkiem nieźle) układa się,to w relacjach z innymi niekoniecznie...i tak właśnie jest teraz z moją siostrą...nie wiem, może hormony ciążowe u Niej bardziej dają się we znaki niż mnie (bo wspominałam,że i Ona spodziewa się dziecka? Podobnie jak nasza Bratowa...w sumie naszej Mamie dojdzie troje wnuków)...przynajmniej ja nie widzę u siebie żadnych zmian...za to Ona,jest wielką zagadką...gdy jest daleko,na Śląsku, dzwonimy do siebie nie rzadziej niż co tydzień i gadamy dłuuuuugo....potem Ona przyjeżdża (jak teraz) i nagle nie ma potrzeby ze mną rozmawiać, przechodzi z pokoju do pokoju, a ja błąkam się za Nią...jak to było ostatnio,gdy w środę przyjechałam do Mamy (po wizycie u okulistki, u której byłam ze zranionym okiem - efekt spotkania bliskiego stopnia z daszkiem czapki Młodego) i o dziwo jakoś nie było okazji pogadać...a na drugi dzień to już przeszła samą siebie...rano gdy Młody siedział na nocniku ciocia smarowała Mu bąble po komarach a ja poszłam rozgnieść pół tabletki przepisanej przez endokrynologa (nie wspominałam? W czerwcu okazało się,że hormony tarczycy ma zbytnio zbliżone do dolnej granicy normy i już zaczął dostawać leki) ..gdy wróciłam mówię - przesuń się Kasia na chwilę i gdy nachylałam się do Młodego Ona wtedy ruszyła ręką tak,że prawie straciłam równowagę a ja co? A nic,powiedziałam tylko "o jezu,zabiłabym się"ale bez jakiś pretensji, awantur czy coś...a ta co? Zerwała się z tej podłogi na której siedziała z przekleństwem na ustach i trzaśnięciem drzwiami zniknęła w swoim pokoju...i już nie odzywałyśmy się do końca dnia...tzn ja schodziłam jej z drogi,bo i po co plątać się za obrażoną...więc byłam to na podwórku z dzieckiem, to na placu zabaw...zresztą Ona znacznie gorzej się czuje (w końcu jest o 6 tygodni wyżej w ciąży niż ja ,więc dużo leży,siedzi itd..ja zupełnie tak nie muszę)...w piątek odezwałam się do Niej,bo chciałam dopytać,co z planami na sobotę,bo wcześniej coś była mowa o grillu...nawet normalnie rozmawiałyśmy,więc uważałam,że rozejdzie się po kościach...niestety w sobotę dalej była obrażona...no trudno...trzeba było dalej schodzić Jej z drogi...a wieczorem pokazała,że jest meeeeeeeeeega obrażona na mnie...Młody usnął M na kolanach i ja poszłam rozebrać łóżko - zostawaliśmy u Mamy na noc,więc weszłam do domu i spytałam Obrażoną,która pościel nasza - "nie wiem" odburknęła gburowato...wciąż nie wiedząc co mam zrobić dodałam "muszę dziecku rozebrać łóżko, musze wiedzieć która nasza pościel" więc dalej chamowato odburknęła "weź sobie którą chcesz" nawet nie wchodząc do pokoju,gdzie pościel była a pewnie dałoby radę rozpoznać pod jaką śpi co dzień od przeszło tygodnia! Spytałam tylko "jaki ma problem" a Ona odpowiedziała "to Ty masz problem"...no tak....
żałowałam,że jednak zostaliśmy...w niedzielę znów unikałam Jej, a potem Mama żaliła mi się,że Tamta unika Jej....nie wiem,co z tego wyniknie i o co Ona taka obrażona....ehhh,nigdy nie byłyśmy kochającym się rodzeństwem...ale myślałam,że wyrosłyśmy z tego....widać nie...no trudno