poniedziałek, 31 marca 2014

Chwała Bogu,że karmię piersią!

Dzień za dniem lecą, a ja nie wiem,kiedy...Zajmowanie się domem (a w tym sprzątaniem , gotowaniem, praniem, prasowaniem) przy jednoczesnym ogarnianiu Chłopców zajmuje mi czas od jakiejś 6-7 do 21-22...potem jestem wolna...zwykle mega zmęczona i gdy tylko włączam wieczorkiem kompa to szybko tracę kontakt z tym,co oglądam na necie itd Dlatego też wciąz nie mam kiedy (a jak mam kiedy - znaczy w nocy - to nie mam sił) do kończenia projektu naszego domku...a ostatnio odebrałam projekt od Szefa,jest kilka poprawek,na szczęście głównie kosmetycznych więc tylko znaleźć czas i poprawić :) Kurcze,nie narzekam,bo radze sobie (myślę zarozumiale!) całkiem nieżle sama z chłopcami...wstajemy ostatnio (a przynajmniej do zmainy czasu tak było...od jutra okaże się jak nowy plan dnia wyglądać będzie) ok 6-7 najpierw śniadanie Igorka (cyc!) lek Kubusia, który podawany jest na czczo, po chwili tran,również na czczo podawany a w tym czasie już gotuję Mu mleko i jest tak,że gdy jest odpowiednio przestudzone to mija czas,który po lekach trzeba było odczekać i Kubuś może zjeść śniadanie,a zaraz potem ja...niewiadomo kiedy robi się 10 i Młodszy dostaje cyca i zwykle zasypia (nie jest to sztywna reguła pozwalam Mu na dużą elastyczność...gdy nie marudzi to nie zmuszam do jedzenia,czy spania...leży grzecznie w leżaczku,czy na podłodze z zabawkami to niech leży,ja wtedy mogę np dokończyć oglądanie DDTVN albo grzebanie na necie....chociaż co to za grzebanie jak wciąż COŚ mi przeszkadza). Gdy igorek zasypia wtedy mam czas wolny...i sprzątam, piorę, gotuję albo jak ostatnio prasuję :) około 14 obiadek mam już gotowy (a przynajmniej jedno danie a drugie jest w półproduktach,że tak się wyrażę) więc zjadamy z Kubusiem , co w Jego wykonaniu trochę czasu zajmuje,bo On byłby chory jak zjadł ciepłe...tyle to czasu zajmuje,że już regułą jest,że On obiad je zimny...ja w przeciwieństwie do mojej Mamy nie biegam przy Nim i nie pytam,czy podgrzać Mu! Je długo to je zimne, proste! Zresztą wkrótce okaże się,czy dostał się do przedszkola i jeśli tak i we wrześniu pójdzie do przedszkola,to tam nikt nie będzie się nad Nim trząsł...swoją drogą moje Słoneczko miało jakieś 2 latka jak zaczął sam jeść ale ostatnio odwidziało Mu się...ON DZIDZIA! Tak więc po sto razy na dzień muszę chodzić z Nim do ubikacji ,choćby po to by stać przy Nim,bo i tak obsłuży się sam! I generalnie wciąż mnie do czegoś potrzebuje...więc w ciągu całego dnia regulanie odrywa mnie od mojego zajęcia...Ale im więcej w ciągu dnia zrobię tym bardziej jestem zadowolona,że dałam radę :) Nagle robi się po 16stej i wraca Tata (czasem później wraca 18 a nawet 20) a wtedy czas w ogóle pędzi jak szalony! Podgrzewanie obiadu dla Taty,robienie drugiego dania,potem kąpanie Młodszego,karmienie i to samo z Drugim....jakiś czas temu pokazałam Mężusiowi,że mogę sama to mam teraz! On jest zbyt zmęczony , albo biedny rączki ma popękane...albo po prostu "Ty to zrobisz najlepiej" a czasem "od jutra będę z Tobą kąpał"... Tak to jest,przyzwyczaiło się Chłopa,że jest się samowystarczalnym to tak jest! Ale nie narzekam...dumna jestem z siebie,że daję radę sama...a i lubię,gdy sama decyduję co kiedy i jak robię....czasem tylko zrzędzę z tego powodu...ale efekt jest taki,że na wiele spraw po prostu nie mam czasu...a przecież wiele razy jest tak,że muszę pamiętać o wykonaniu kilku telefonów do specjalistów Chłopców, poumawiać wizyty, pamiętać o rachunkach,czy jak ostatnio moją głowę zaprzątają przygotowania do Chrztu Najmłodszego...a jeszcze jestem daleko w lesie....nie mam nic dla siebie ani dla Chłopców (do ubrania),wciąż nie umówiony jest Fotograf,choć jestem po wstępnej rozmowie...dobrze,że przez neta zamówiłam kurteczkę dla Igorka świecę i szatkę,a jak byłam u Mamy to poszłam (swoją drogą sama z chłopcami) do Proboszcza po pozwolenie na Chrzest w innej parafii...swoją drogą to miałam wtedy inny plan...miałam zostawić chłopców u mamy i lecieć sama,ale pomyślałam,że umówię się na spacer z koleżanką, Ona stanie mi chłopcami pod kancelarią Proboszcza i poczekają na mnie...ale jako,że zostałam na kilka dni bez telefonu (gdyż Mąż zabrał przez przypadek do domu,gdy wracał na kilka dni sam do domu) to poszłam do koleżanki bez zapowiedzi,licząc,że może będzie (Mama zadzwoniła mi do Jej mamy,czy zcasem u Niej Jej nie ma,więc jak dowiedziałam się,że nie,to pomyślałam,że pewnie jest w domu)...nie było Jej i co tu teraz zrobić? Wrócić do Mamy? Nieeeeeeeee, po co :) Poszłam sama z Chłopcami :) Igorek spał w wózku,więc tylko wypięłam gondolę ze stelażu, Kubuś wszedł po tych kilkunastu schodkach sam, nawet przytrzymał mi drzwi (nie ma jak uczyć od małego :) ), u księdza zabawiliśmy naprawdę sekundę i wyszliśmy :) A jaka byłam dumna,że ZNÓW byłam samowystarczalna :) A tak na marginesie,wciąz przypomina mi się sytuacja,gdy moja bratowa miała iśc do Jej proboszcza umawiać właśnie Chrzest dla naszych dzieci i rozmawiałam wtedy z Nią ok 9 rano i Ona mówi "dziś już nie dam rady" a była w domu tylko z Młodszym swoim narybkiem,bo Starszą sprzedała moim rodzicom...Już Ją widzę,jak idzie gdziekolwiek z 2dzieci! Tymbardziej jestem z siebie dumna :D (to tak w ramach samouwielbienia :D Jak to się mówi,jak Cie nikt nie chwali to pochwal się sam :D Mnie nikt nie powie,że dobrze sobie radzę...M jak Mu zrzędzę,że mam za dużo na głowie gdy np On setny raz pyta "dzwoniłaś do geodety? Kiedy mapa będzie? czemu jeszcze projektu nie skończyłaś,ile Ci czasu potrzeba?" co mnie doprowadza do szału to mówi,że On też jest zmęczony i dopiero On to ma dużo na głowie...no nóż się w kieszeni otwiera! A swoją drogą to ostatnio przyznał mi przypadkiem,że Mama moja chwaliła Mu mnie...ale co dokłanie mówiła to nie dowiedziałam się,swoją drogą to ja nie słyszałam też od Niej nigdy,że radzę sobie dobrze sama! I gdybym nie mogłam z żadnej Jej pomocy korzystać to i tak dałabym radę...jak np teraz będzie,bo jutro jedzie do mojej siostry na kilka dni i nie przyjedzie mi we wtorek do igora,gdy ja pójdę z Kubą do logopedy...ale czy narzekam? Bynajmniej! Sama pytała,czy ma jechać po wtorku,ale ja mówiłam,że nie ma takiej potrzeby dam radę sama...pójdę sama z chłopcami...zresztą mam to po Niej......Ona jest dla mnie największym wzorem radzenia sobie w każdej sytuacji i to najczęściej,gdy nie można liczyć na nikogo)....Podczas tamtego kilkudniowego pobytu u mojej Mamz pojechaam też do przyszłej Chrzestnej Igorka i ZNÓW sama z chłopcami :) M wtedy dłubał kibelek u mojej Mamy dla nas na działkę...wkrótce zamontuje w docelowym miejscu :D Zresztą ostatnio co tydzień jeździmy do mojej Mamy,gdzie Stary siedzi na działce albo długie coś na podwórku (jak ostatnio kibel i bramę na działkę :) a my korzystamy z nieograniczonej możliwości spacerowania :) Chociaż nie gotuję,bo tym zajmuje się mama...ale dziećmi zajmuję się sama no i sprzątam :)
W tak zwanym międzyczasie układam sobie w głowie aranżacje wnętrz...już nie mogę się doczekać jak ruszymy ostro do roboty...póki co zrobiliśmy na działce co można było a więc póki co mamy wyczyszczoną i ogrodzoną z boków działkę...a wczoraj M ze swoim Tatą byli tam sami i pozbyli się większej części zalegających gałęzi i konarów po wykarczowaniu działki. Wciąż czekam na mapę d/c projektowych oraz na warunki z elektrowni (swoją drogą to miały być 2 tyg. po złożeniu wniosku,przyszły 3 tygodnie ale nie czepaiałabym się tego tygodniowego opóźnienia,gdyby były wydane dobrze...a więc nie z błędem jak przyszły...Jedna literka w imieniu Męża robi różnicę! Nie miało być Dariusz! No więc trzeba było dzwonić z interwencją, potem złożyć ZNÓW wniosek i znów czekamy na poprawnie tym razem wydane warunki! Swoją drogą Pan,który przygotowywał dokumenty miał wyrzuty sumienia,że zawalił i miały być szybko wystawione...zobaczymy,właśnie minął tydzień od złożenia wniosku ponownegoMy od jakiś 2 a może nawet 3 tygodni walczyliśmy (w czasie przeszłym,bo miejmy na dzieję najgorsze już za nami) z rotawirusem (potwierdzonym w badaniach)...Igorek złapał tego dziada i choć znosił naprawdę dzielnie to jednak trochę czasu zajęło leczenie-nieleczenie...bo jak mawia moja Pediatra - wirusa się nie leczy,jak sam przyszedł to sam musi pójść a wszystko co można i trzeba zrobić to nie dopuścić do odwodnienia. Chwała Bogu,że karmię piersią! Bo to najprawdopodobniej moje mleko sprawia,że tak lajtowo przechodzi no i jest w tak fantastycznej podczas choroby kondycji...swoją drogą Kuba miał 6 m-cy złapał tego dziada i też przeszedł bardzo lekko. I tym razem moje Słoneczko było dzielne i prawie zupełnie nie zmienione,radosne jak zawsze :D (jak Kubuś,gdy w niemowlęctwie łapał cosik będąc na piersi)...(tak na marginesie Igorek złapał to chyba od Kuby,który raz miał przypadek luźniejszej i bardzo cuchnącej kupki dzień po wizycie w porani psychologicznej,do której co tydzień na zajęcia logopedyczne uczęszczamy a gdzie na korytarzu spotykamy tabuny ludzi czekających do Lekarza i zapewne to tam Ktoś na to sprzedał,bo innego źrodła zakażenia w tym czasie nie znajduję)...do tego w zeszłym tygodniu mial 3 dni podwyższonej temperatury i teraz wiem,że była to najprawdopodobniej trzydniówka,to po powrocie do normalnj ciepłoty ciała do dziś wyglądał jak mała biedronka,a przynajmniej na twarzy :) Tak więc ostatni czas był jeszcze bardziej męczący,bo wciąz musiałam Go przewijać, smarować pupę przeciw odparzeniom a ostatnio też często mierzyć temperaturę i podawać różne leki (probiotyk,eletrolity i lek na gorączkę)..no i bardzo często zmieniać zabrudzone ubranka i robić szybkie ręczne pranie,coby nie zostały plamy :/ Ale wszystko wskazuje na to,że najgorsze za nami i znów karmienie piersią sprawiło,że nie było źle...znów,to znaczy znów jak w przypadku Kuby...Igorek dotąd jest okazem zdrowia....niech ta wiosna już rozkręci się na dobre i skończą wirusy,bo Stary ZNÓW mówi,że coś Mu dolega a ja ZNÓW drżę,żeby nie zaraził dzieci,bo przecież Kto odczuje skutki choroby dzieci?Nie On! Bynajmniej! A przecież On znów poczuł lato i w sobotę na działce (sądząc po opaleniźnie!) chodził już w t-shircie....na co zda się moje gadanie,że teraz te pogody to najbardziej prawdopdobne okazje do złapania czegoś,bo wydaje się,że to już lato! A przecież jeszcze powietrze jest zdradliwe!
Byle do 12 kwietnia...potem odejdzie mi chociaż przygotowywanie do Chrztu...i kto wie,może przeprowadzimy się do Mamy? Tak bym chciała,ale póki co nie umiem zebrać się na rozmowę :( Wniosek do przedszkola złożyłam w rodzinnym miasteczku,bo tak czy siak musimy się tam przenieść, doglądanie wkrótce (miejmy nadzieję) mającej się rozpocząć budowy dojeżdżając 20km byłoby bez sensu...jeśli jednak się nie zgodzi (a biorę taką ewentualność,że nie zechce z Nami mieszkać te 2-3 lata) to trzeba będzie coś wynająć...póki co mam na głowie inne sprawy...po Chrzcie trzeba porozmawiać z Nią...a wcześniej będą wyniki naboru do Przedszkola to może przy tej okazji rozpocznę rozmowę...swoją drogą to Ona wie,że tam składałam wniosek o Przedszkole :)
Ostatnio odmalowała nam pokój (a dokładnie to M Jej malował :) ) i od dwóch osób słyszałam,że słyszały,że moja Mama mówiła,że przeprowadzamy się do Niej więc może ZNÓW okaże się,że strach przed rozmową był nieuzasadniony :) OBY ...bo to najlepsze wyjście dla nas (i nie tylko dla nas,bo i Jej w paru kwestiach będzie się to opłacało)..
Kilka fotek w ramach fotorelacji i co...Będę uciekała spać,to to już przed 2 :/ a nie 1 :(
Pierwsze oznaki wiosny i spacerek z chłopcami:
Część naszej działki,już oczyszczona :
Kubuś w swoim żywiole, pomaga Tatusiowi :)
Ja i chłopcy korzystamy z pogody podczas ostatniego pobytu u Babci
Moje słonko :)
Moje starsze słonko na naszym drzewie z działki :)
Moje skarby :*
I na koniec ja z Igorkiem na fotce wykonanej przez mojego małego paparazzi :)