czwartek, 1 stycznia 2015

Oby ten rok był lepszy od tego,jak się zaczął :(

Jak zwykle Mama MUSI podnieść mi ciśnienie a Stary wbije gwóźdź do trumny...wczoraj miałam spięcie z Mamą i obrażona wyszła na całą noc gdzieś (tzn rabno była już,ale nie zarejestrowałam,kiedy wróciła...chciała ukarać mnie i Ojca,bo podobno to my Ją gnębimy...a patrzcie,mnie wydaje się,że jest odrotnie :( ....nie daję już rady...a własnych myśli aż się boję i modlę co noc o siły,bo muszę dać radę...dla Synów,Oni mnie potrzebują :(
A o co wczoraj poszło? Najpierw Mama była niezadowolona,że przyjedzie mój brat (przyrodni a więc Jej pasierb) bo Ona nie wiedziała wcześniej, Ojciec napewno wiedział a nie powiedział,chociaż to my umówiliśmy się (i to dosłownie w ostatniej chwili) z Bratem i Bratową a Rodzice nie wiedzieli o niczym,ale planowaliśmy skromne spotkanie...nie jakąś bibę i każda miała przygotować sałatkę więc to spotkanko nie oznaczało,że Mama ma zachorować się teraz,wręcz przeciwnie...więc już z rana mnie z lekka podniosła ciśnienie i chyba nieco bardziej Ojcu...potem było tylko gorzej...koło poludnia wstawiłam pranie, o zgrozo! Wtedy chyba nic nie powiedziała,ale pewna nie jestem...tyle,że chwilę później wstawiłam kolejne i o ile pierwsze było nie tak pilne (Starego ciuchy robocze i to On zaplanował sobie pranie nr 1) o tyle drugie to była mega pilna sprawa,bo dosłownie szuflady z bielizną świeciły pustką...no i delikatnie rzecz ujmując musiała wyrazić swoje niezadowolenie...widać,zawsze wybieram nieodpowiednią na to porę...no jak Boga kocham nigdy nie zdarzyło się,by pasowała Jej pora jaką na pranie wybrałam, jak nie urok to sraczka...no i słyszę jak drze się z dołu i się zaczęło - "wstawiłaś pranie? A gdzie rozstawisz? Przecież w małym pokoju (gdzie najczęściej suszymy) będzie pewnie spać Justyna" kurcze...te argumenty Jej byłyby nie najgłupsze, ale do cholery nie w ten sposób! Jakby powiedziała to nie z mega pretensjami i awanturą a delikatną sugestią to i ja nie wybuchnęłabym tak...oj wyszłam z siebie normalnie! Mało tego,to tylko BRAT a nie królowa , gdyby nie zdąrzyło wyschnąć to nikomu korona z głowy by nie spadła,gdyby zobaczyli suszarkę z bielizną,co? I to nie w gościnnym pokoju,czy choćby na korytarzu,ale w ustronnym miejscu...A tak na marginesie,to zanim przyjechali Oni to już wszystko miałam wyschnięte i poukładane w szafkach...ale o tę pralkę to nooooooooooon stop są kłótnie,szczerze jak włączam ją to ze ściśniętym żołądkiem czekam uwag...no ale co z tym Stary ma? Stary poszedł po Starszego do przedszkola,więc mega awantura ominęła Go - jak zwykle zresztą,przy Nim Mama ugryzie się w język (przyznaję,że już nie mam cierpliwości do Niej i od razu walę z grubej rury!) i ja do końca dnia miałam zszargany humor...więc jak Stary znów (co ostatnio TU zdarza Mu się nagminnie) miał opryskliwy ton do mnie to już serce pękało :( Dziś musiałam znów Mu to wygarnąć...niby wydaje się,że dotarło,przeprosił i obiecał poprawę,ale czy tak to jest,to nie wiem...On to niby rozumie o co walczę z Mamą,niby twierdzi,że mam rację,że to chore żebym miała pytać czy mogę to czy tamto i żebym musiała liczyć się z Jej uwagami odnośnie dzieci (notorycznymi!) i niby popiera mnie...ale ostatnimi czasy było dwa razy,że wygarnął mi (w tym raz przy mamie),że ja to tylko umiem się kłócić z każdym i strasznie to zabolało :(
I o czym to świadczy? Że chyba nie tak do końca popiera mnie...Ponadto odkąd tu mieszkamy często powtarza , że jest zmęczony,że czegoś nie zrobi,bo ja lepiej to zrobię,albo mówi,że nie chce by Mama się Go czepiała (a dodam,że Ona nigdy nie czepia się Go...ba , jak On jest,to Ona nawet mnie się nie czepia!)...do tego Mama jak czasem żalę się Jej na Niego,czy,że ja padam a On nie chce pomóc to Ona broni Jego,bo to On zmęczony...nie,ja nie mam prawa być zmęczona dwójką dzieci i prowadzeniem naszej części domu,czy gotowanie,praniem, sprzątaniem...albo Mamusia robi Zięciowi co jakiś czas jakieś smakołyki, masakra On ma z Nią jak pączek w maśle.
Ale wracając do Mamy...kurcze jak tak zastanowię się,to większość tych Jej uwag byłaby do przyjęcia i pewnie nie jedna Matka radzi coś córce itd...ale kurcze Jej ton świadczy o czym innym...to nie jest rozmowa jak równy z równym ale rozkazywanie córce chyba niespełna władz umysłowych...a w najlepszym razie nastolatce! A do jasnej cholery,ja w tym nowym roku (co prawda w listopadzie dopiero) skończę 35 lat! I doskonale sobie radzę..i efekt jest taki,że ja naprawdę wolę radzić sobie bez Jej pomocy,bo odchorowuję to strasznie...inny przykład...w Święta siedzimy przy stole z Rodzicami, Siostrą czy z wspomnianą Bratową...i jakoś w którymś momencie zrobiła się roszada miejsc...kilku osób nie było a ja wracając skądś siadłam chwilowo na miejscu Bratowej,bo chyba włączyłam się do rozmowy z moim M czy Szwagrem,a Bratowa chyba znów była wzywana przez swojego rocznego Synka,zresztą wtedy więcej Jej nie było przy stole niż była...no ale obok były ze 3 miejsca wolne,ale za chwilę wróciła Bratowa a Mama na to z tym tonem rozkazującym "zejdź Justynie",normalnie poczułam się jak niewychowana i do tego gówniara,którą musi Mama ustawiać...kurcze przykładów mogłabym mnożyć...jak np sugestie odnośnie dzieci i ton,jakim to wypowiada...np daję dziecku herbatkę a Ona dochodzi do dziecka i sprawdza jaką temperaturę to co Mu podałam i komentuje "zimne"...no kur.. jestem Matką tak? mogę sama decydować,tak czy nie? I takich przykładów jest cała masa...a tak na marginesie,to ja uważam,że jak picie stoi w temperaturze pokojowej to nie jest za zimne...i dodam,nigdy dotąd nie spełniła się czarna wróżba mojej Mamy,że dziecko będzie chore...ani jeden ani drugi mój Syn nigdy nie mieli nic z gardłem,czy krtanią..notorycznie zdarza się też,że prawie lamentując mówi "nie bierz dzieci tu czy tam"...ja jestem zdania,że nie ma pogody na którą nie można by zabrać dzieci na dwór...no może poza deszczem czy wiatrzyskiem,mróz nie jest przeciwskazaniem,wręcz przeciwnie, dziecko musi hartować się,ale wychodzenie jak dzieci mają katar...jestem zdania,że tylko gorączka wyklucza spacery...ale nie, za każdym razem lamentuje mi... i tym podobne są spięcia z moją Mamą o dzieci,ja Jej odpowiadam spokojnie,co o tym myślę ale Jej nie podoba się i zaraz wywala,że nie będzie przychodzić do mnie itd..
Albo lamentuje mi "wyłącz komputer" , "idź już spać"...masakra! Jakbym cofnęła się do czasów,gdy byłam nastolatką...aż przypomina mi się,że na studia chciałam wyjechać jak najdalej od domu...ehhh,że też wróciłam..dwa razy miałam szansę zacząć życie gdzieś z dala...ehhh...i ostatecznie zostanę tu na zawsze..
Nie wiem,czy mam rację,ale mnie czasem niewłaściwy ton potrafi bardziej zdenerwować czy zranić niż same słowa...nie wiem,może nie mam racji :(

Ostatnio mam mega parcie,by znaleźć pracę,bo nie znoszę prosić się Starego o kasę...a poza tym dobrze mi zrobi wyjść z domu i musieć zadbać o siebie...od dawna zbieram się,by poćwiczyć i zlikwidować oponę na brzuchu...bo to od zawsze moja pięta achillesa...niby nózki,rączki jak kijeczki a brzuch i boczki...szkoda gadać.

A co na budowie? Dach mamy prawie skończony..nie wspominałam chyba,że wcześniej zamontowali nam okna i jedne drzwi wejściowe..drugie (do kotłowni) zamontujemy,gdy skończymy roboty mokre a więc wylewki i tynki...pozostały na dachu obróbki do skończenia...jeszcze w styczniu planowana jest wstępna instalacja wod.-kan. a jak będzie pogoda na + to wylejemy chudziaka i wtedy wod.-kan będzie do końca zrobiony...jeszcze przed tynkami (prawdopodobnie w ferie zimowe) elektryk ma nam instalację eletryczną robić...i co zostanie? tynki,posadzki,ocieplenie i wykończeniówka...Jezu,jak ja marzę by tam już w tym roku się wprowadzić...nie wiem,ile wytrzymam jeszcze tu :(