niedziela, 25 listopada 2012

Wbrew wszystkiemu...

Jak ja lubię takie dni...a ostatnio to standard: niedziela : miły, rodzinny dzień :) Najpierw pyszne śniadanko (zrobione przez Mamę) - jajeczka na miękko (Kacha,jeśli to czytasz, to wiedz,że udzieliło się nam to odkąd jedliśmy u was takie śniadanko, wieeeeeeeeeeeeeeki temu :) ), grzaneczki, pomidorek, ogóreczek kiszony szyneczka, mniam - Tata wyjść z podziwu nie mógł (a ostatnio to Tata wykazuje się w niedzielne poranki - jajecznica,czy kiełbaski na ciepło) .
Po śniadanku wyszliśmy na spacer- chłopaki odprowadzili Mamę do kościoła - Młody chciał z Mamą,ale ja uważam,że teraz musimy unikać ludzi a głównie dzieci - bo najbliższe tygodnie upłyną nam pod znakiem badań wszelkiej maści i najmniejsza infekcja pokrzyżowałaby wszystko.
Rosołek gotował się już, a po powrocie do domu Mamuśka doprawiła a teraz Młody śpi ,a jak wstanie to zjemy dopiero, bo dziś wszystko się przesunęło w czasie...a i Młody zjadł 2 parówki z szynki więc brzuszek był pełny do spania...

A co do badań wcześniej wspomnianych - to na czwartek planujemy wyjazd do Łodzi na pobranie krwi (Młodego) do badań krwi w kierunku naszego zaburzenia odporności , chcę teraz to zrobić bo za niespełna 3 tygodnie będziemy mogli odebrać sobie te wyniki (i nie trzeba będzie gnać do Łodzi specjalnie),gdy będziemy przez 3 dni leżeć w Szpitalu z kolei badając inne zaburzenie Młodego, a mianowicie zaburzenie wzrostu :( Niestety moje obawy się potwierdziły - w środę ubiegłą nasza Pani Endokrynolog z Łodzi wyraziła swoje obawy co do zbyt małego przyrostu wzrostu od ostatniej wizyty w poradni...jak jeszcze raz ktoś mi powie,że wymyślam, to wydrapię oczy - ja od dawna to mówiłam - On coś za wolno rośnie!! Tak czy inaczej chwała Bogu,że zbadamy to i będzie spokój...tak więc do 13tego grudnia musimy trzymać kwarantannę - a więc unikać wszelkich ludzi, bo nigdy nie wiadomo, od kogo złapiemy choć błahy katarek, który zaprzepaściłby możliwość wykonania jakichkolwiek badań.

A co jeszcze u nas? wbrew wszystkiemu, wszelkiej logice i wszelkiemu rozsądkowi staramy się właśnie o dziecko! Tzn nie w tej chwili, hehehe

Tyle i aż tyle u nas :)

wtorek, 6 listopada 2012

Jak można być tak naiwnym....

To chyba już standard,że gdy tylko Starego pochwalę na łamach bloga to zaraz tego żałuję....oj gorzko żałuję:(
ehh, w piątek 2-ego Stary miał mieć wychodne. Mieliśmy to ustalone i ja nie zgłaszałam uwag co do tego Jego planu, był umówiony m.in. z moim Bratem...ok 18 poszedł zapłacić za mieszkanie i jeszcze do sklepu - przed wyjściem uprzedzałam - mam nadzieję,że to nie już Twoje wyjście,ale wrócisz jeszcze przed wyjściem wieczornym...tak,tak - tak zapewniał....a tymczasem ok 19:30 zadzwonił,że mój brat wystawił Ich (jeszcze miał z Nimi iść kolega - wspólny dla Starego i dla Brata mojego) i Oni już idą na piwko i za godzinę wróci do domu...nie wrócił oczywiście w umówionym czasie....baaaa nawet na noc nie wrócił...u drzwi stanął o 9 rano, dnia następnego...jeszcze lekko pijany (choć On twierdzi,że już zdążył wypić piwo - bo Mu się pić chciało)..początkowo nawet nie miał wyrzutów sumienia,za to co zrobił - "koledzy mają zły wpływ na Niego" - co mnie w ogóle nie przemawia,a nocował u rodziców ("cóż w tym dziwnego?") bo wiedział,że ja nie będę chciała go wpuścić (ciekawe,że zwykle przychodzi i tak, bo "to Jego dom i On ma prawo wrócić,a ja nie mam prawa Go nie wpuścić")...jak dla mnie,to On był zbyt pijany by wrócić,a może nawet nie pamięta jak wrócił...no tak czy inaczej wrócił z chlebem do domu - poszedł z UWAGA rozczochranymi we wszystkie strony włosami (i niech to posłuży za dowód jak bardzo nietrzeźwy był,bo On zwykle po wyjście do głupiego sklepu choćby na parę chwil musi się wyszykować jak na wielkie wyjście - włosy ułożone, ciuchy "odświętne" itd)..po krótkiej wymianie zdań ja zaczęłam szykować Młodego i poszłam z Nim do sklepu,bo przecież co? suchy chleb mamy jeść? "no przecież kupiłem chleb" - Stary chciał nam towarzyszyć,ale ja nie chciałam - bo przecież jaki to wstyd - jest przed 10 a On pijany! Poszliśmy sami z Młodym a tamten miał posprzątać w domu nieco...taaaaaaaa...poszedł spać...po moim powrocie byłam już bardziej wkurwiona,nie powiem za chwilę nieco pomógł mi,ale jak dowiedział się,że ma moja koleżanka przyjechać do mnie to powiedział,że idzie do rodziców,bo co będzie nam przeszkadzał...wrócił chyba koło 17,bo On czekał aż dam Mu znać,kiedy może wrócić - choć ja od początku mówiłam,że niech przyjdzie kiedy chce,bo ja nie będę Go wzywała...wrócił,gdy byłam w trakcie robienia ciasta (jeszcze przez telefon podałam Mu listę rzeczy do kupienia,gdy dzwonił,żeby spytać czy kupić zestaw do nabijania zatrzasków - zawsze mówiłam,że potrzebuję takowy do naprawy dziecięcych ubranek)..i gdyby nie to ciasto i Jego zdziwienie co tak mnie naszło,to nie planowałam Mu przypomnieć,że urodziny mam:( Ale nie wytrzymałam już i powiedziałam,że piekę ciasto,bo chcę na obiad do Mamy zabrać (zaproszeni byliśmy na niedzielę),skoro wszyscy inni pamiętali :( Zaraz ubrał się i poszedł po prezent dla mnie - choć nalegałam,żeby odpuścił,szkoda kasy na byle co teraz na szybko,ale On wie lepiej...a i miałam wrażenie,że jeszcze z jakieś piwko wypił (a już u rodziców na bank wypił wcześniej)...koniec końców rozwalił się przed TV, a ja robiłam ciasto,odkurzałam całe mieszkanie i zajmowałam się dzieckiem....ehhh,wymarzone urodziny:( A jak jeszcze dodam,że w ciągu dnia (jakoś w ciągu jednej z kilku wymian zdań stwierdziłam,że zawiódł mnie i jak mogłam być tak naiwna, żeby uwierzyć,że się zmienił, jak ja mogłam planować drugie dziecko to odpowiedział,że Jemu dobrze jest jak jest - tzn z jednym dzieckiem i nie chce więcej dzieci :( I choć przy składaniu mi życzeń (gdy wrócił z tą różą,po moim przypomnieniu) mówił,że chce mieć drugie dziecko ze mną i choć w ciągu dnia przepraszał kilkukrotnie za swoje zachowanie,to jednak niesmak pozostał:(
Na drugi dzień jechaliśmy do mojej mamy na obiad to tam On jak zwykle do niczego się nie poczuwał - wszystko Mu powiedz - przebierz dziecko, nakarm dziecko, spakuj nasze rzeczy (jak zwykle przed wyjazdem z domu mówi,żebyśmy wyjechali od mamy o takie czy innej godzinie,a potem jak przychodzi co do czego,to palcem nie kiwnie,by zebrać nas do wyjazdu do domu)...przed wyjazdem od mojej mamy okazało się,że zgubiliśmy rękawiczkę Młodego,od nowiutkiej kurtki,no więc szlag mnie trafiał , bo kurtkę miał 2 może razy na sobie i nie uśmiecha mi się dodatkowy wydatek,więc mówię - jedziemy pod kino (bo tam wsiadaliśmy do auta gdy do Mamy wyjeżdżaliśmy) może znajdzie się - marudził mi z tyłu i ogólnie (jak przez całą niedzielę ) siedział z muchami w nosie (ja obstawiam,że w ogóle tak Mu pasowało,że musiał jechać do mojej mamy...choć zaznaczę,że nie musiał-nie zmuszałam!)...ostatecznie (ja jako kierowca) pojechałam pod to kino i UWAGA znalazłam tę rękawiczkę na parkingu! I nawet niezniszczoną,ledwie mokrą i zaraz ją w domu wyprałam. Przez drogę Młody zasnął (zresztą ja obstawiałam że tak będzie i zapobiegliwie u Mamy Młodego obrałam w piżamkę pod spodnie i bluzkę) i ja zajęłam się dzieckiem , a więc wniosłam śpiącego i w domu rozebrałam i położyłam się z Nim,bo zdążył otworzyć oczy już i bałam się,że wybudzi się na dobre...a Stary co? Wniósł z auta wszystkie nasze rzeczy i zjadł kilka orzechów i poszedł do łóżka...co z tego,że naprędce ściągane z siebie (i Młodego) ubrania leżały przy łóżku (nie było czasu na sprzątanie,gdy Młody wybudzał się), co z tego,że torby,które sam Stary przyniósł z auta m.in. z jedzeniem od mojej Mamy,czy z naszymi rzeczami (tzn Młodego bardziej ekwipunkiem) stały dalej na blacie w kuchni (gdzie sam je położył)...ja gdy wreszcie udało mi się,po kilku nieudanych próbach, uwolnić z objęcia Młodego musiałam posprzątać wszystko...i nie omieszkałam zwrócić już leżącemu w łóżku Staremu - czy to tak trudno domyślić się,że to trzeba zrobić? Skąd pomysł,że to mój obowiązek?! Najpierw odpowiedział, a co jest do sprzątania? A potem powiedział,że nie chciał dziecka obudzi....taaaa , każdy pretekst jest dobry!
Efekt taki,że moje wkurwienie na Starego, który już coraz bardziej przypominał mojego Męża sprzed Jego ostatniej przemiany , przybrało na sile!
Wczoraj (w poniedziałek 5-tego) już nie dzwonił jak ostatnio codziennie do mnie z pracy, po pracy wróciłam z Nim do domu,ale już nie rozmawialiśmy w zasadzie prawie wcale, nie jak dotąd (przez ostatnie jakieś 2 tyg,podczas Jego przemiany)...a w domu wieczorem ostro się pokłóciliśmy....ehhh - kazałam Mu iść po mleko dla Młodego,bo się skończyło i na kolację już Mu nie starczyłoby , no to zbierał się chyba w sumie z 20 minut, bo zanim ubrał się to z 10 minut minęło na bank (a dodam,że przekonana,że starczy mleka zdążyłam już wodę zagotować i stygła w miseczce,więc sprawa była niecierpiąca zwłoki), zanim włosy ułożył i to wszystko tym swoim tempem pt: mam czas ,więc szlag mnie trafiał i powiedziałam,że jest flegmatykiem (kilka minut bawił się z koszem,by wyjąć worek!!więc obraził się za określenie flegma i zostawił ten kosz nie wyniesiony)...po powrocie spytałam,jak to możliwe,że tak się ZNÓW zmienił...znów jest opryskliwy dla mnie i znów taki zimny i koniec końców wywiązała się kłótnia poważna...I m.in. usłyszałam,że w piątek "zeszło Mu" albo że "Ty jak pojechałaś do Wrocławia rano to wróciłaś rano następnego dnia"....kurrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
Jeśli wcześniej ktoś mi Go na te 2 tyg. podmienił,to właśnie wrócił....


Jestem załamana....tak bardzo byłam szczęśliwa już :(

piątek, 2 listopada 2012

Słowa...

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów mam czas,żeby coś naskrobać no i nawet wenę jako taką posiadam...
No więc co u mnie działo się przez ten cały czas? A w sumie do co najmniej połowy października nic się ciekawego nie działo....od 8 do 16 (a dwa razy w tygodniu do 15) jestem w pracy a w tym czasie moje dziecię jest pod opieką Babci...z Babcią widzę się chwilę przed wyjściem do pracy i chwilę po powrocie z pracy,...i choć to nie za dużo czasu to jednak bardzo często zdążymy pokłócić się i tak..a to dlatego,że ja muszę czasem powiedzieć co mi nie leży, a Babcia nie chce albo nie może przyjąć tego do wiadomości i od razu wybucha więc oczywiście ja wtedy także wybucham...."Mamo,kładź Kubusia spać do łóżeczka, a nie na łóżko ,bo kilka miesięcy poświęciłam żeby nauczyć Go spać w łóżeczku i On to potrafi,a poza tym,chcemy wymeldować Go z naszego łóżka" (w nocy śpi z nami nadal), albo uwagi w stylu - Mamo nie wynoś mi ręczników na balkon, czy zmieniaj mi porządków tu czy tam, nie dawaj Młodemu do zabawy wszystkiego co chce, itd itp...nie wiem może to ja przesadzam...tyle w temacie moich relacji z Mamą...
Do około połowy października (bo potem trochę się pozmieniało,do czego dojdę później)po powrocie z pracy nic nie robiłam ,bo będąc w stanie wojny ze Starym po prostu nic mi się nie chciało...i nie powiem,by było miło:( ehhh...
W międzyczasie, a dokładniej na samym początku września,po tym, gdy nie udało mi się jechać do mojej Madzi na ślub (co strasznie przeżywałam:( ) zaczęłam planować zlot Bencowych Mamusiek...no i udało się:) 13 października rano pojechałam do Wrocławia,gdzie miałyśmy się spotkać z kilkoma Mamuśkami...przed wyjściem posprzeczałam się ze Starym (tak,że myślałam,że nie dam rady psychicznie:()...najpierw umówiłam się z Mamą,że przyjedzie Ona do mnie, w razie gdyby Stary na złość mnie nie wrócił w porę z pracy...wrócił i jeszcze miał ale,że śmiałam Mamę ściągać,jak On ma zajmować się dzieckiem...potem powiedział mi,że nie zawiezie mnie na stację PKP,bo pił dzień przed i jest wczorajszy...co z tego,że rano nie przeszkadzało Mu to,by jechać do pracy,ale podobno,to nie to samo,bo tam jedzie drogami bocznymi....efekt taki,że z wielką walizką (nie wiem, na cholerę tyle ciuchów i butów nabrałam na jeden dzień ;) ) miałam iść na PKP na pieszo (a to dobre 30-40 minut drogi) ale na szczęście okazało się,że jednak mam jakąś MZKę (wcześniej przeoczyłam ją na rozkładzie)...ale sprzeczka ze Starym skutecznie zepsuła mi humor:( Zlot Bencowy był super, świetnie było spotkać te wszystkie Mamuśki, z którymi już 3 lata piszemy a nigdy nie widziałyśmy się....oj fajnie było...oj jak głowa bolała na drugi dzień;)

Kolejno od lewej: ja, Aga (Agawka),Asia (Johaneska), Karola (Netolek) i Aga (Dida).
Aha i jeszcze coś, Mamuśki jesteś meeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeega!!
Po moim powrocie Starego i Młodego nie było w domu - byli u Starego Rodziców (czy raczej Brata!)..wrócili prze wieczorem,więc mogłam spokojnie zdychać na kanapie...Stary wpadł do domu i zaraz MUSIAŁ gdzieś pędzić..tego dnia już nie udało się porozmawiać "nie mam Ci nic do powiedzenia"...na drugi dzień to On miał potrzebę rozmawiać...ku mojemu zdziwieniu!! I choć nie mówił za dużo jak zwykle to jednak całkiem sporo się dowiedziałam, a m.in. że On pierwszy raz poczuł,że może mnie stracić (swoją drogą to dopytywał,czy na pewno byłam na Bencowym zlocie,bo to dziwne dla niego było,że można jechać taki kawał dla Kogoś,kogo się nie zna, poza tym powiedział,że nie zawiózł mnie,bo nie godził się na mój wyjazd i nie chciał przykładać ręki do tego, dowiedziałam się też że bardzo tęskni za mną i chce żebyśmy dali sobie kolejną szansę itd itp tak czy inaczej sporo miłych słów usłyszałam, a przede wszystkim deklarację "ZMIENIĘ SIĘ"...kurcze brzmi znajomo? Słyszałam to przecież nie raz? Tyle,że tym razem naprawdę coś się zmieniło...Stary wciąż przytulał mnie, całował i ogólnie był słodki i było tak jak być powinno - wspólne gotowanie obiadów, no i rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa...w tym czasie (przez te ostatnie 2 tyg. prawie nie sprzeczaliśmy się,a jak już zdarzyło się coś a'la sprzeczka to On dążył do godzenia się! SZOK!! I to skłoniło mnie do myślenia,że pora pomyśleć o drugim dziecku...szczególnie,że wszelkie znaki na niebie i na ziemi mówią,że jeśli nie teraz,to kiedy?! Zasięgnęłam informacji (m.in. u mojej siostry, która swoją drogą jest krytycznie do mojego planu nastawiona) i dowiedziałam się,że zajście w ciąże podczas okresu wypowiedzenia powoduje,że przestaje mieć istnieć - po prostu po dostarczeniu zaświadczenia pracodawcy,że jestem w ciąży wypowiedzenie przestaje być ważne, tak więc podczas całej ciąży i urlopu macierzyńskiego (a kto wie,może go wydłużą wkrótce?!) nie pozostałabym bez kasy...ale to nie tak (mimo,że na początku o tym wspomniałam),że ja myślę o kasie głównie...raczej zaczęło się od tego,że pomyślałam,że skoro od stycznia i tak będę bez pracy to może wykorzystam tę przerwę w pracy na ciążę i odchowanie nieco drugiego malucha,a i przy okazji pierwszego,bo nie ukrywam,że coraz gorzej znoszę fakt,że dziecko wychowuje mi Mama, z którą wciąż mamy różnice zdań,no i dodam,że wciąż uważam,że chciałabym,żeby różnica między dziećmi nie była za duża,szczególnie,że nie robię się młodsza i wkrótce obudzę się a będę miała prawie 40-stkę na karku :( ...powiedziałam o tym pomyśle Mężowi a On spytał,czy będę jakieś pieniądze otrzymywała na co musiałam zgodnie z prawdą odpowiedzieć,że od stycznia będzie przysługiwał mi tylko przez pół roku zasiłek dla bezrobotnych:( a potem nic ....ale postanowiłam poszperać w necie no i znalazłam tę informację o ciąży na okresie wypowiedzenia...no i uznałam,że to znak! (hmmm,ostatnio inaczej znaki odczytywałam)...bardzo chcę mieć drugie dziecko, a gdyby udało się do końca grudnia wyrobić się z tym,to na lato miałabym już dwoje dzieci i różnica między Nimi byłaby tylko 3 lata z kawałkiem, po Młodym mamy dużo rzeczy,które teraz przydałyby się (łóżeczko, wózek, sporo ciuchów - głównie na początek i to takich o uniwersalnych kolorach)...no i co? To nie znak? Jeśli teraz nie to kiedy? Obawiam się,że jeśli nie teraz to dopiero (ewentualnie) za 2-3 lata...a to dla mnie (i dla Młodego) dość dużo czasu:( No bo przecież zanim znajdę pracę nową, zanim odpracuję swoje,by dostać umowę na stałe (by móc pozwolić sobie na odejście na macierzyński i liczyć,że mam do czego wracać) to może minąć trochę...wygląda więc,że nic tylko starać się teraz...ale pozostaje jedno ale...co jeśli czar pryśnie:( W końcu może Stary zacznie znów zachowywać się jak wcześniej:(...dziś obiecuje,że zmienił się,że zrozumiał,że nie pomagał mi dostatecznie,że zrozumiał ostatnio (za sprawą swojego Brata),że Tamten nie rzuciłby dla Niego wszystkiego na jedno Jego skinienie, jak to zwykle mój Stary robił (poświęcając mnie i Syna), no i że teraz będzie inaczej....tylko,że to są tylko słowa i przeraża mnie,że nie mam czasu,żeby sprawdzić to w rzeczywistości:(