sobota, 15 listopada 2014

Moja wina,moja bardzo wielka wina...

To chyba jednak coś ze mną jest nie tak...a ostatnio wszystko wyprowadza mnie z równowagi i to w ekspresowym tempie...pewnie sama jestem sobie winna,nie wiem...ale wiem,że jak szybko coś się nie zmieni,to może być różnie :( Początki deprechy? Chyba :( Tak często wybucham a jeszcze częściej popłakuję :(
Stary dobija mnie...nie dość,że od dawna nie żyjemy jak młode małżeństwo, cholera my dopiero "świętowaliśmy" 5tą rocznicę ślubu, a żyjemy jak byśmy od dawna byli sobą znudzeni,a może nawet już się nie kochali...a nawet waham się,czy my w ogóle kiedykolwiek się kochaliśmy...a już napewno z Jego strony nie widzę tego :( Bo jak można kochać kogoś i mówić,że gdybym powiedziała Mu wynoś się,to wyszedłby i nie wrócił więcej, albo jak trzeba być bardzo złym na osobę,którą się kocha by nie złożyć Jej życzeń w urodziny :( Boli mnie to strasznie,bo uważam,że przy okazji urodzin była okazja,by podejść przytulić i powiedzieć,że nie chce się kłócić,nie w taki dzień...wspominałam,że ostatnio płaczka jestem? No to znów ryczę jak bóbr ;( Boże jak pomyślę,jak mój Szwagier jest za moją siostrą,jaką u Nich (a przede wszystkim z Jego strony) czuć chemię...jak byli ostatnio to aż w dołku mnie ściskało,gdy widziałam jak On Ją traktuje...a są 13 lat po ślubie...może Ona lepsza dla Niego i zasługuje na takie traktowanie? Może...a może to On jest inny, bo tysiące razy widziałam jak Ona zjebie Go przy Kimś za byle pierdołę a On załagodzi sytuację...co mój by zrobił? Zjebałby mnie przy wszystkich,za karę,że śmiem przy Kimś zwracać Mu uwagę ;( że nie dodam,że mojemu Szwagrowi nie trzeba mówić,co ma robić,bo On wie,co jest do roboty-wie ile roboty przy dziecku (najmłodszym),wie o ile rzeczy trzeba zadbać przy starszych (prawie już nastolatkach),wie ile jest pakowania rzeczy gdy wracają do domu..a już w ogóle pominę fakt,że moja siostra 3ciego dziecka nie planowała,ale tak wyszło..chwila zapomnienia...u nas nie bywa takich chwil...zresztą w ogóle nie ma już nic,nawet już nie przytulamy się,al Jego buzi po przyjściu z rpacy to ledwo muśnięcie mojego policzka...wiele razy zwracałam Mu uwagę,że mógłby w ogóle nie całować mnie,bo w ten sposób,to tylko sprawia mi przykrość..poza tym najczęściej nie ma Go,a jak jest to późno i zje (czy czasem nawet coś pomoże przy kolacji,bo wiadomo,sam też korzysta,więc ostatecznie obierze od większego święta np ziemniaki) a potem weźmie Igo do pokoju a sam legnie na łóżku,co z tego,że my kończymy z Kubą kolację sami albo Kuba biega od Niego do mnie i z powrotem,On przecież zajmuje się Igorem...co z tego,że najczęściej Igo po krótkiej chwili znudzony siedzeniem z Tatą wgapionym w TV wraca do mnie,a ja nie wiem jak zjeść z Krzykaczem na kolanach,czy pozmywać stosy naczyń,co z tego...Tata zmęczony! Dobrze,że Mama nie...najczęściej nie mamy zbyt dużo czasu pogadać,a jak już gadamy o budowie najczęściej to On neguje wszystko co ja mówię,co z tego,że prędzej,czy później sam dochodzi do podobnych wniosków - jak było z dachem czy oknami...zanim dostaliśmy kredyt ale wszystko było na dobrej drodze powiedziałam kiedyś,że gdyby pogoda pozwoliła i była już kasa to może udałoby się jednak na gotowo przykryć dach a nie zostawiać jak teraz tylko papą przykryte,czy okna zabite - ale nie,On od razu stanowczo odpowiadał "nie, napewno nie da się,bo nie będzie pogody ani fachowców się nie znajdzie"..nie chcę już podkreślać,że kończyłam organizację budownictwa bo już nie o to chodzi,ale może tym bardziej boli,Jego reakcja...co z tego,że za jakiś czas sam na to wpada...On to od pewnego czasu to najchętniej nic by nie robił...a jak wracał po budowie (gdy pracował z murarzem na naszej budowie) to od razu zaznaczał (oczywiście nigdy nie mówił tego tak,by ktoś poza mną słyszał) "nie spodziewaj się,że coś Ci pomogę"...a i teraz gdy budowy jako takiej nie ma chwilowo ale jeździ tu czy tam to (tak jak to dziś było) dzwoni i mówi "zrób tak,by o 20 dzieci były wykąpane i po kolacji,by On mógł iść spać o normalnej porze"...co z tego,że obecnie chłopaki chorują i co trochę mam podawać leki i muszę (o zgrozo!) walczyć z inhalowanie...bo o ile Kuba pięknie znosi wszystko, o tyle Młodszy jak ma być inhalowany,to dostaję białej gorączki,bo On nie usiedzi tych 10minut z maseczką :( Boże co ja się namęczę z tym :( Dobrze,że chociaż ostatnio lepiej śpi w dzień,wiadomo,dokucza Mu gorączka,więc chętniej i szybciej zasypia...wtedy mam względny spokój...względny,bo wtedy najczęściej są spięcia ...z Mamą...wspominałam,że jestem ostatnio mega zmęczona? Mogłabym z Jej pomocy skorzystać? No mogłabym,tyle,że nie chcę...a to dlaczego? Bo najczęściej mam wrażenie,że Ona pomaga mi bo albo chce móc kontrolować sytuację,albo przyjdzie mi pożałować...taka sytuacja: Igo lubi chodzić do pokoju mojej siostry i wyrzucać wszelkie książki z regału na podłogę,sprzątanie przy Nim,to syzyfowa praca,więc jedyne co mogę zrobić,to zabrać Go stamtąd,by ograniczyć straty...a sprzątnąć w wolnej chwili (czyt. jak Najmłodszy śpi)...i np gdy ja zajmę się czymś innym wchodzi do tegoż pokoju moja Mama i sapie,niby nie opierdala mnie,ale ja Ją na tyle znam,że wiem co myśli,nawet,gdy nie mówi nic...ja czuję się jakbym co najmniej kazała Mu to robić (albo przynajmniej pozwalała na to...a jakby na to spojrzeć,to może ja pozwoliłam na to...bo Kuba wszedł do tamtego pokoju po coś,gdy ja coś w kuchni gotowałam i Igo zaraz za Nim i zanim poszłam po Młodszego to chwila minęła,a potem nieskutecznie zamykałam drzwi do pokoju tegoż,bo jakoś Młody wchodził tam i poprawiał robotę...albo inna sytuacja,również z dzisiejszego dnia: Igo panicznie boi się kąpać (tak wiem,pewnie ja czymś zawiniłam wcześniej,ale cóż mi świadomość tego da? przecież wiem,że musiałam jakoś zrazić Go do wanienki,kąpania itd itp) więc kąpanie to droga przez mękę i ostatecznie myję Go na szybciocha i praktycznie poza wanienką,bo tak kręci się,że ledwo utrzymuję Go trzymając jedną ręką a drugą myjąc więc po kąpaniu jest mocno nalane w łazience...dodam,że na czas kąpania rozkładam na podłogę (na dywanik) ręcznik,służący do tego celu no i po kąpaniu chłopaków (całej 3ki) ten ręcznik jest meeeeeeeeeega mokry (myli się ten,kto myśli,że przecież po to ten ręcznik jest!) no i co moja mama robi? Opierdala mnie,że jak nalane jest...dziś trafiła się okazja ZNÓW wyjasnienia Jej wszystkiego...a zaczęło się od tego,że Kuba znów nie dał Jej w niczym sobie pomóc i strzelał miny do Niej...wiem,że to ZNÓW moja wina,bo On słyszy setki naszych kłótni no więc dziś gdy kolejny raz czymś Jej sie naraził i Ona znów była dla Niego potwornie niewyrozumiała (a ja znów odczułam,że Ona traktuje Go dokładnie tak samo oschle jak mnie) i wtedy musiałam odzwać się,że po 1sze to dziecko ciągle małe,więc mogłaby byc bardziej wyrozumiała i mniej lodowata i powiedziałam,że nasze kłótnie nie pomagają Mu inaczej Ją traktować a Jej notoryczne zwracanie mi uwagi czy nasze spięcia jak ta o książki czy "dywanik perski" w łazience nie poprawiają sytuacji...myślałam,że dotarło coś nie co...myliłam się...to,że nie mówiła nic,to nic nie znaczyło...wieczorem,gdy kąpałam Najmłodszego zawołałam Ją,by zobaczyła jak to wszystko wygląda,na co Ona usiłowała pomóc (zabawiać Go,co na nic się zdało...sama wcześniej próbowałam zainteresować Go ośmiorniczkami do kąpieli) i gdy mimo tego,że widziała na własne oczy jak to wygląda skomentowała,że narozlewane jest to znów starłyśmy się,bo "jak Ty nie chcesz,żebym Ci pomogła" na co ja "przecież właśnie mi pomagałaś i co,tak samo wyszło,jakbym była w łazience sama ,jak zwykle bywa" (aaaaaaaaaa zapomniałam dodać,że ja zwykle po wyjściu naszej 4ki z łazienki wycieram podłogę a jeśli "dywanik perski" mocno mokry to zabieram go na suszarkę,nie to,że zostawiam syf w łazience!)...no niestety moja Mama musi o wszystko się czepiać...tylko mnie :( I gdyby nie to,że teraz znów nie odzywa się do mnie,a drzwi do pokoju mam szczelnie zamknięte,to gdyby szła do łazienki to nie omieszkałaby wejść i skomentować,żebym już komputer wyłączyła i jeszcze o zgrozo lampkę mam zapaloną "jak Ci nie szkoda prądu, ja chcę tylko nauczyć Cie oszczędności"...osz normalnie nóż mi się w kieszeni otwiera...ja naprawdę gasze niepotrzebne światła,albo wyłączam TV gdy nikt nie ogląda...ale bez przesady,że teraz nie będę z niczego korzystać...zresztą Oni (Rodzice na dole) chyba więcej TV oglądają niż my...albo już notorycznie bywa,że zwraca mi uwagę,że o złej porze robię pranie: a to za późno,bo wcześniej możnaby było wynieść na podwórko, a to nie w ten dzień,bo teraz akurat pada ....a w inny dzień można by było wynieść na dwór..
Podsumowując...Z M albo nie widzimy się,albo nie rozmawiamy albo szybko dochodzi do spięć,przez to jak obcy jesteśmy dla siebie, Mama co dzień ma tysiące uwag do mnie...a potem gdy dzieci dokuczą mi - nie dadzą nic zrobić,bo tylko mojej uwagi chcą,czy Kuba jest nieznośny i np pyskówki urządza to nerwy mi puszczają...i do tego jak pomyślę,że dla mojego Męża raczej nic nie znaczę...to aż serce pęka i huśtawki od płaczu do furii są częste :( Ale może to moja wina...

wtorek, 4 listopada 2014

Dam radę...mimo wszystko :(

Będę się żalić teraz...i to duuuuuuuuużo żalu będzie...ale, żeby nie było - nie mam depresji!! Chyba :/
Co się dzieje?
Nadal nie mamy kredytu na dokończenie budowy,więc musimy martwić się,by na wszystko starczyło...na tę chwilę plan tegoroczony wykonany...dom przykry - choć narazie wstępnie papą,ale jednak póki co starczy...co widać na załączonym obrazku:
Żeby do tego stanu dojść musielismy się zapożyczyć...i tak mamy 30 tysięcy (bo na różnym etapie pożyczać już musieliśmy :() do oddania różnym ludziom :( A wiadomo,że gdy kasa potrzebna to na wszystko inne nie starcza i tym samym ja wciąż martwię się,że nie mam na to,czy tamto..czyt. jedzenie, rachunki :(
To raz..
Dwa - chłopaki często dają mi popalić a w szczególności gdy mamy gdzieś wyjśc i trzeba Ich obu wyszykować,a tatuś jeśli już wyjątkowo jest głownie siebie musi wyszykować (nie to co mama,bo Ona może wyjść jak dziad jakiś!)..albo wieczorem,gdy Młodszy zmęczony marudzi i tylko by na ręce chciał a trzeba przecież zrobić kolację dla naszej Trójki i kaszkę dla Najmłodszego i jeszcze zjeść, nakarmić Młodszego i nakarmić Starszego albo chociaż zadbać by sam zjadł...a niestety najczęściej trzeba podać do buzi,bo On albo nie ma czasu albo ochoty na jedzenie :/ Do tego trzeba potem pozmywać stooooooooooooosy naczyń - garów, talerzy, misek itd itp...później trzeba dzieciarne wykąpać i położyć spać...i o ile Starszy nie ma z tym problemu o tyle z Młodszym gorsza przeprawa...bo marudzi a zasnąć nie umie...i kto to wszystko robi? No ja! We własnej osobie...Stary wraca późno i zbyt zmęczony by kiwnąc palcem...a dodam,że ostatnio po pracy nie robi na budowie nic,ale jednak padnięty jak koń po westernie...nie to co ja...ja pełna sił do roboty wieczorem! Dobrze,że Hrabia chociaż zechce (po wielokrotnym nawoływaniu!) przyjść najpierw po jednego a potem po drugiego do łazienki...tyle z Niego pożytku...co gorsza nie tylko nie pomaga,ale i nie docenia mnie i tak często rani chamskim odzywaniem się do mnie...serce pęka :(
Wczoraj były moje urodziny...i spłakałam się jak nie wiem :( W niedzielę się zaczęło...jak zwykle On nie myśli do przodu,więc gdy kładałam do łóżeczka Juniora Młodszego na drzemkę przedpołudniową (nie mylić z usypianiem,bo to trwa jakąś godzinę ostatnil,bo Junior robi przemiał w łożeczku , wygłupia i dopiero zasypia...co masakrycznie wyprowadza mnie z równowagi) nie przewidział,że za chwilę będzie potrzebował kluczy na działkę z pokoju naszego...spotkałam się z Nim na korytarzu,gdy ja wychodziłam stamtąd a On mówi,że idzie do pokoju, mówię Mu,żenie może bo Ona wtdy wstanie na równe nogi (a chwilowo leżał) i nici z usypiania,a On po chamsku mi odpowiada,że musi i awanturuje się gdy ja mówię,że mógł wcześniej pomyśleć,że teraz musi poczekać..a On,że to On wejdzie..i tak od słowa do słowa (a On był jak zwykle bardzo niemiły i chamskim tonem mówił :( ) i tak posprzeczaliśmy się,że aż uderzyłam Go...Boże,ja wymiękam psychicznie,gdy On mi dokucza słownie :( Wtedy obraził się nie na żarty,bo nie pozwoli bym Ja podnosiła na Niego rękę...powiedzmy sobie szczerze,to nie był policzek ale machnięcię ręką w Jego rękę , z powodu bezsilności mojej :( Wczoraj po pracy przyjechał (a były moje urodziny) życzeń mi nie złożył, obiadem moim pogardził..chociaż nie,zupę zjadł sam, a potem gdy zrobiłam na kolację drugie danie i powiedziałam Mu,że może przyjść to nie przyszedł i tylko siedział w pokoju , udawał,że sprząta zabawki i lekceważąco gwizdał...w tym czasie ja walczyłam w kuchni z obiado-kolacją, z płaczącym juniorem Młodszym i marudzącym Starszym...a Najstarszy po "sprzątaniu" położył się i oglądał TV i niczym się nie przejmował,bo przeciez On ma prawo gniewać się na mnie,to ja najbardziej winna...weszłam za chwilę i mocno nakrzyczałam na Niego,popłakłam się...On powiedział "myślisz,że możesz na mnie rękę podnosić,bo jesteś u swojej Mamy?" i zostawiłam wszystko i wyszłam na spacer...bałam się,że nie mogę za siebie ręczyć w tym stanie :( Godzinę spacerowałam (do 21) i płakałam :( Tak mi minęły urodziny...dobrze,że na fejsubuku i inną drogą otrzymałam ok 50siu życzeń urodzinych,chociaż tyle miałam z tego dnia :(

Na deser Mama...Starszy w przedszkolu jest,dziś mam obiad z wczoraj, w kuchni posprzątane, w pokoju gorzej,ale i tak nie wejdę tam,bo Młodszy śpi...więc nie mam co robić (odkąd przyjechałam z budowy,gdzie wydałam ekipie od dachu Ich narzędzia i rusztowania)..no i siadłam do kompa..tak rzadko mogę sobie na to pozwolić i to poza nocą,gdy dopiero mam czas dla siebie...dosłownie chwilę siedziałam,gdy weszła moja Mamusia..coś tam mówiła,po krótkiej chwili mówi - wyłącz już ten komputer...no kuuuuuuuuuuuuuuurwa momentalnie nóż mi się w kieszeni otwiera! Jakim prawem mi Ona zwraca uwagę jak małolacie jakiejś! Krew mi zagotowała momentalnie! Ją boli,że ja siedzieć na chwilę mogę...tylko kurwa żebym ja w tym czasie miała syf a dzieci głodne płakały to zrozumiałabym jej potrzebe interwencji,ale ja do jasnej cholery nie mam teraz nic do roboty...w trakcie pisania tego postu włączyłam zupkę dla Juniora,którą mam z wczoraj, teraz gotuję ryż do zupy również z wczoaj...więc moge pozwolić sobie na względny relaks! I najgorzej,że tak jest często...Ona po prostu musi wszystkim i wszystkimi zarządzać...ale ja nie pozwolę sobie! Nie ma takiej potrzeby,ani mojego przyzwolenia...

Jak ja to wszystko znoszę? Nie wiem :(

Chyba moje Słoneczka dają mi siłę....