wtorek, 31 stycznia 2012

Dookoła Puchatka

Dziś szaleję:) Jeden mega post (poprzedni) a tu już piszę drugiego:) Poprzedniego udało mi się napisać podczas zabawy Młodego,trzymając lapka wysoko na komodzie, a teraz piszę korzystając z drzemki Młodego..
No właśnie Młody...poprzedniego posta zdominował temat: "Stary i Ja" a teraz warto by wspomnieć o moim Skarbeczku...w końcu to moje słoneczko,które zawsze potrafi poprawić mi humor..a tak często ostatnio tego potrzebuję..ile to razy przytula mnie i całuje gdy widzi,że płaczę...ten drugi facet (Stary) nie potrafi tego, nie jest Mu przykro gdy widzi swoją kobietę płaczącą...ehhh , no cóż zrobić...ale nie o Nim miałam pisać..
Co nowego u Kubusia?
1. Posiłki (poza kaszką lub mleczkiem na śniadanko lub kolację) wcina sam i broń Boże nawet nie próbuj karmić Go,nie da i już...inna sprawa ile zje a ile będzie wszędzie dookoła...ale czy to ważne? Uważam,że widocznie wystarcza Mu tyle ile zje,a ostatnio naprawdę mało zjada...
2. Nauczył się wreszcie mówić TATA - najczęściej woła Tata,gdy Tamtego nie ma, tak jakby chciał mi pokazać "patrz Mama, umiem mówić TATA..ale Tacie nie pokażę"...był pewnie czas (jakoś w ubiegłym tygodniu kilka dni) zdarzało Mu się mówić do Starego: Mama...ale jakoś ostatnio Mu przeszło.
3. Ostatnio zrobił się na maksa "rządziciel" - sam by chciał decydować co i kiedy będziemy robić i gdzie...od zeszłego tygodnia przed zaśnięciem bawimy się pokazując "zwierzątka" z palców , podświetlając latarką i obserwując cienie na ścianie...więc jak tylko przychodzi wieczór składa palce domagając się takiej zabawy, a potem oczywiście zabawa w siedzenie w namiocie-pod kołdrą z latarką:) Ehhh ile przez to trwa nasze usypianie...nie powinno więc dziwić,że gdy Młody wreszcie zasypia to Mamusia też z Nim pada:)
4. Od kilki dni nauczył się pić z kubeczka-wcześniej wszelkie płyny przyjmował jedynie łyżeczką,a od paru dni doskonali picie samodzielne no i już nie krztusi się,mimo,że w niekapkach wyjęte ma membrany,tak że wszelkie płyny lecą bardzo szybko...początkowo cały był oblany i wciąż się krztusił...a teraz pięknie Mu idzie...moja Zosia samosia:)
5. Jak wspominałam już, 23-ego byliśmy u Urologa dziecięcego/chirurga dziecięcego w związku z podejrzeniem stulejki u mojego małego Facecika...lekarz, którego znalazłam przeszukując opinie na internecie powiedział "u tak małych chłopców (przyp. do 3,5 roku) to normalne zjawisko!,proszę nie dać sobie wmówić,że to coś dziwnego,czy coś wymagającego zabiegu chirurgicznego, można ćwiczyć (przyp. odciągać) ale to wszystko,jakby się nie "naprawiło" samo do 3,5 roku życia to zgłosić się"...uspokojona? Pewnie:) Więc po kąpieli lekko ćwiczymy i tyle:)
6. 9-tego lutego jedziemy na wizytę (kolejną prywatną i znów do Łodzi) tym razem do naszego Pana Profesora Immunologa...ehhh NFZ nie przyznał Im kontraktu w poradni w CZMP i jeśli nie chcę by dotychczasowe badania poszły na marne i nie przyniosły zamierzonego efektu to muszę kontynuować prywatne leczenie...dla Młodego wszystko , cóż że to druga w tym roku wizyta prywatna u lekarza w Łodzi, cóż że poprzednia kosztowała 140 zł + paliwo 100 zł, a teraz 130+100zł paliwo...dla dobra Młodego warto!

Tyle póki co przychodzi mi do głowy:)

Panienka z okienka?

W lipcu ubiegłego roku byliśmy (rodzinnie) na wczasach nad morzem (o czym nawet pisałam) no i w dniu wyjazdu zahaczyliśmy o Gdańsk,gdzie uzbrojona w mapkę całego Trójmiasta (z wyszczególnionymi najciekawszymi miejscami do zwiedzania) zabawiałam się w przewodnika i prowadzałam obu mężczyzn po mieście..widzieliśmy m.in. panienkę z okienka pod dachem jednej kamienicy...ostatnio często chyba dość podobnie wyglądałam...Ale może od początku....
Ostatnio dość długo tu nie zaglądałam, bo wyczerpawszy limit danych do wykorzystania w abonamencie na internet prędkość internetu spadła masakrycznie w dół-czytaj przeglądanie stron itd wymagało olbrzymiej ilości cierpliwości!!Dlatego i tu nie zaglądałam...myli się ten co myśli,że nie piszę,bo sielanka w domu przesłania mi cały świat...co to, to nie!!
Początkowo może nie było masakrycznie źle (przynajmniej nie na nasze możliwości),ale różowo też nie...w ogóle ostatnio ten kolor mi jest dość obcy.."przełom" nastąpił w weekend 20-22.01...najpierw w piątek Stary zaprosił szwagra coby ten wreszcie porządnie przykręcił nam antenę na balkonie....oczywiście musieli uczcić sukces...ehhh byłam zła,bo brzydzę się chlaniem wódki bez okazji i bez warunków-czytaj.od jakiegoś roku nie posiadamy stołu więc panowie trzymali wódkę, kieliszki, literatki i sok na niskiej półce pod telewizorem, pod którą klęczali (czy kucali jak kto woli)..a w okół biegał nasz Syn...ehhh ....Początkowo byłam zła i powiedziałam,że nie chcę na to patrzeć,więc zajęłam się robótkami w kuchni czytaj: zmywaniem,sprzątaniem itd...w końcu stwierdziłam akurat to Szwagra nic nie mam,więc wypada iść posiedzieć (miałam wymówkę,że chciałam coś zrobić i dopiero przyjść do Nich)...Szwagier (co w Nim cenię) nie zasiedział się (jakby to pewnie było w przypadku Braciszka Starego-oj temu nigdy i do niczego się nie spieszy)...a skoro o Braciszku mowa to i On (z w/w Szwagrem) nas wcześniej także odwiedził-w poprzedni weekend-najpierw chyba w piątek szwagier wpadł zerknąć na tę antenę co to ją miał robić,a potem zapowiedział,że w sobotę wpadną do nas z Żoną (siostrą Starego,co to miała przeszczep niedawno a już wyszła ze Szpitala...hmmm chyba wspominałam,że Stary jechał po Nią?)..tak czy inaczej w niedzielę rzeczywiście Szwagier wpadł...tyle,że nie z Żoną a z Jego Szwagrem (a bratem Starego) i Bratankiem (ukochanym przeze mnie!)...Ehhh i jak wspomniałam wczesniej o ile Szwagier wie,że spieszy Mu się i mimo najszczerszych chęci nie da się przekonać na to,by dłużej zabawić u nas, o tyle Braciszek Starego nigdy takiej presji nie ma...Jemu nigdy i do niczego się nie spieszy...chwała Bogu,że wtedy wpadła moja Mama do nas na chwilę odebrać płyty z wesela naszej kuzynki to Braciszek Starego zebrał się do wyjścia razem z Nią! I chwała Bogu,bo pora była kąpania i usypiania Młodego(ale chyba nawet pisałam już kiedyś o tej Jego wizycie,gdy to planował obcinanie wlosów Młodemu)....ehhh jak mnie drażnią niedomyślni ludzie,co to nie wiedzą,że inni ludzie mają obowiązki..ale skąd On to ma wiedzieć,Jego wcześniejsze Ojcostwo obeszło bezboleśnie i bez wyrzeczeń z czegokolwiek...ciekawe jak będzie w maju gdy rodzina znów Im się powiększy...ale to nie mój problem...ale wracajac do następnego tygodnia...Gdy szwagier (po uczczeniu pomyślnego przykręcenia anteny) poszedł do domu zabrałam się za kolację dla nas-smażyłam placki ziemniaczane i wtedy zadzwoniła moja Mama,która w pewnym momencie powiedziała "ale Kubusiowi to lepiej nie dawaj",wiem sama,że placki są cieżkie i sama nie planowałam napchać Młodego plackami więc przytaknęłam i zaraz jakoś rozmowę skończyłyśmy....i wtedy się zaczęło...i trwa do tej pory?! Otóż Mąż zainteresował się,co też moja mama mówiła i gdy powiedziałam,co Ona mi radziła to ten naskoczył,że nie będzie Mu się nikt wtrącał itd...dobre 0,5 godziny (jak nie lepiej) trwały Jego wyrzuty,początkowo nie chciałam podejmować tematu ale nie dało się,więc w końcu musiałam powiedzieć,że moja mama wyraziła tylko swoje zdanie i i Jego rodzinie zdarza się nam coś sugerować (np Ostatnio wujek sugerujący za długie włosy Kubusia, czy Teściowa wielokrotnie rzucająca takie czy inne uwagi) i na nic moje tłumaczenie,że wpuszczam jednym a wypuszczam drugim uchem ....ehhh szlag mnie trafiał...a On był coraz bardziej wściekły! Chyba wszystkie żale przypomniały Mu się...W niedzielę szliśmy do Teścia z okazji dnia Dziadka (i jednocześnie Braciszka Starego,który tam mieszka...tak przypominam!) no i znów musieli się napić (dobrych kilka piw poszło...nawet Tatuś=Dziadziuś,któy jest zbyt "kaleki" by przyjść do nas poszedł Im do sklepu po zapas piw!!)..ehhh...siedziliśmy tam 3 godziny,co ja w nocy odchorowałam-tzn znów przebywanie w domu gdzie przebywa kot (nawet jeśli na czas mojego pobytu zamknięty był w innym pokoju) nie służy mi...ehhh...ale wtedy (tzn u Nich) nie narzekałam,bo po 1 jeszcze wtedy nie miałam duszności a po 2 bo byli tylko Brat i Teść (Bratowa Starego z Bratankiem) z okazji dnia Babci pojechali do Jej babci,więc było nawet ok..wtedy też Mąż dowiedział się od ukochanego brata,że Jego koleżanka (a jednocześnie i nam znana osoba i przy okazji siostra mojej koleżanki) chce by ten (znaczy mój Mąż) zrobił Jej dużą szafę wnękową...następnego dnia jechaliśmy do Łodzi do urologa z Młodym (o czym wspomnę później) a w drodze powrotnej zajechaliśmy z zaległą wizytą do moich rodziców i z laurką z okazji dnia babci i dziadka.
Posiedzieliśmy jak zwykle do ok 19,zjedliśmy kolację (co u mojej Mamy jest normą!a co podkreślam,bo u Starego rodziców nie uraczysz kolacji...ehh..a On i tak tego nie docenia..),Młody zjadł kaszkę,ubraliśmy Mu pod ubranko piżamkę,coby nie tarmosić Go gdy z całą pewnością zaśnie w drodze do domu...na odchodne moja Mama zapowiedziała się u nas na środę, gdyż chciała z nami porozmawiać..gdy o tym Staremu powiedziałam powiedział "no bardzo jestem ciekawy co chce? wykluczone , że On pójdzie do Niej mieszkać!" ehhh co za dureń,przecież nikt Mu tego nie proponuje,tak czy inaczej już był podminowany,bo co też moja Mama może chcieć od Niego...ehh,żeby wiedział jak miłą wiadomość miała dla nas...ale wszystko po kolei...we wtorek Stary wpadł z pracy i zaraz jechał z braciszkiem oczywiście do tej koleżanki od tej szafy i wrócił późno,bo przecież po co i do czego miałby się spieszyć?Czy On ma jakieś obowiązki? Nie,bo po pracy Jego obowiązki się kończą...jak wrócił zakomunikował mi,że mam Mu pożyczyć pieniądze na materiał na tę szafę,bo zaliczka, jaką wziął, nie starczy. Odpowiedziałam,że wykluczone!,bo jak zwykle wyjdę na tym jak Zabłocki na mydle!
Mam niestety dobrą pamięć..i wiem,że nie raz było tak: raz na miesiąc dostaję grubą kasę z Mopsu i czy biorę tę kasę i idę do kosmetyczki i na zakupy? Bynajmniej! Jako,że Mąż nie daje mi złamanego grosza z własnej wypłaty,to gdy odbieram swoje pieniążki to wtedy kupuję to co akurat potrzeba-zwykle jedzenie,czy coś dla Kubusia,ostatnio wreszcie mogłam kupić sobie szampon,bo dotąd musiałam używać Puchatkowego!! A czemu? A no bo mój Mąż do codziennego prysznica używał mojego (do długich włosów,poprawiający blask włosów,itd..inna sprawa,czy jest Mu to potrzebne!!) i kiedy kiedyś zwróciłam Mu na to uwagę (gdy było jeszcze sporo w butelce!!) co będzie gdy skończy się,to wspaniałomyślnie odpowiedział "kupimy"...no i wreszcie butelka opróżniła się..i co wtedy,gdy powiedziałam,co teraz,gdy ja nie mam,bo On pomagał mi go zużyć?! Usłyszałam "On to może z raz używał!"...no i po temacie - bo czytaj między wierszami "sama zużyłaś,sama sobie kup!"...no więc 2 tygodnie chyba stosowałam szampon Nivea Baby..a gdy wreszcie odebrałam kaskę z Mopsu od razu kupiłam upragniony szampon! To jeden z przykładów gdy wyszłam na "spółce" z Mężem,bo inny jest taki: czasem bywało,że Staremu potrzeba było więcej pieniędzy niż posiadał a ja akurat miałam swój zasiłek to pożyczałam Mu,np 200zł...spłata "kredytu" następowała zwykle w ratach (np 2) i takie szczątkowe raty włożone do portfela w cudowny sposób wyparowywały bo a to raz coś trzeba kupić a to drugi a to trzeci...no cóż mam pecha,że gdy mnie akurat czegoś potrzeba swoich pieniędzy nie posiadam już a Stary akurat nie ma też pieniędzy! I martw się sama! Tak jak wspominałam (chyba?!) jak było w Sylwestra,gdy zakomunikowałam Mężusiowi,że Młodemu kończy się zapas pieluszek i kaszek a że byłam świeżo po zasiłku to usłyszałam "Ty masz przecież pieniądze!" na co ja "ale mam pieniądze odłożone na dentystę,do którego zaraz po Nowym Roku idę "(dodam z bólem!!) i cóż,cisza...no więc pomyślałam,nie będę się prosić-wydałam resztę swoich pieniążków na zakupy dla Młodego,po czym wykonałam telefon do Mamy i poprosiłam o pożyczkę na umówionego dentystę, gdy więc ostatnio przypomniałam Mężowi,że nie pożyczę Mu kolejny raz pieniędzy (na ten materiał na szafę) to wspomniałam też,że potem to ja będę musiała się martwić,że znów mam wizytę u dentysty i znów na mojej głowie będzie skombinowanie pieniędzy,to był zdziwiony "a na co Ty od mamy pożyczyłaś?" Ehhh, dłuuuugi temat (i mocno nerwowy!!) no więc wracając do opisu ostatnich dni przypominając Mężowi to i owo odmówiłam pożyczki...i już nie odzywaliśmy się do siebie...na drugi dzień była środa kiedy moja Mama umówiona była z nami na rozmowę-Stary wiedział o tym wcześniej!! I tak moja Mama przyjechała ok 16, a za kilkanaście minut wpadł Stary,zostawił telefon do ładowania,spytał jeszcze raz,czy pożyczę Mu tę kasę,na co odpowiedziałam konsekwentnie NIE więc wyszedł-wyszłam jeszcze za Nim,by Mu przypomnieć,że niech pamięta,że Mama chce z nami rozmawiać to powiedział "tak,za 1godzinę będę" ...no niestety,przyjechał za przeszło dwie godziny i z moją Mamą spotkał się przed blokiem,gdy ta już szła na autobus a On parkował samochód..zdziwiony,że Ona już jedzie (kurcze zawsze tym samym autobusem jeździ do domu!)nawet zaproponował mojej Mamie ,że zawiezie Jej,ale Ona powiedziała,że nie ma takiej potrzeby...ja w domu byłam wściekła jak nie wiem,bo wiedziałam jak ważną sprawę ma dla nas, Ona niby nie dolewała oliwi do ognia,bo widziała jak wściekła byłam ja,a czemu byłam? Bo wiedziałam,że kolejny raz olał mnie, moją mamę itd...jak wrócił od razu spytał,czemu Mama już pojechała i co chciała,ja byłam zbyt wściekła,żeby z Nim rozmawiać,więc tylko odpowiedziałam,że chyba nie był zainteresowany co do nas miała moja Mama...i zaczęłam szykować się do wyjścia do ginekologa (kolejny wydatek z mojego zasiłku)...przed samym wyjściem posprzeczaliśmy się-nie ukrywam,że pewnie ja sprowokowałam,bo po pierwsze zła byłam,że Stary tak łatwo odpuścił temat,co chciała moja Mama,a po drugie to przed wyjściem wydałam dyspozycje: dać Młodemu tabletkę (na godzinę przed kaszką), inhalacje i wreszcie kaszkę...i gdy nie zareagował w żaden sposób to już nie wytrzymałam i wybuchnęłam,że znów mnie ignoruje,najpierw zignorował moją Mamę (i moją prośbę,by był na czas) a teraz to że mówię do Niego! I wszystko wygarnęłam,a On na to,że musiał pozałatwiać sprawy związane z tą szafą i że On musi zarabiać itd, aż w końcu okazało się,że przecież On to w ogóle nie musiał być itd...koniec końców wyszło,że On nie ma najmniejszych wyrzutów sumienia,że zawalił itd..więc w nerwach rzuciłam Mu tylko "nic nie będziesz miał z tej działki!!". I tu dochodzę do wyjaśnienia o co Mamie chodziło - moja Mama ma zamiar kupić mnie i mojej siostrze działki! Czyż to nie wspaniale? Oczywiście! Mój Szwagier podobno, gdy to usłyszał to był przeszczęśliwy i bardzo wdzięczny naszej Mamusi! A mój co odpowiedział gdy tak wybuchnęłam? "i wcale nie chcę". Ehhh..i myli się ten kto myśli,że poszedł po rozum do głowy, ochłonął i przeprosił czy dopytywał o to czy tamto! Bynajmniej!! Temat się skończył! Ja wzięłam kluczyki i wyszłam do auta i pojechałam do ginki....w poczekalni czekając na swoją kolej wreszcie mogłam ochłonąć! Po powrocie nie mieliśmy już okazji rozmawiać! Następnego dnia po pracy też jeździł tu i tam, a w piątek wpadł tylko do domu na chwilę i miał zaraz wyjść,ale za chwilę miała przyjść Jego mama do nas z wizytą więc poczekał na Nią chwilę , potem pojechał do szwagra żeby tam montować już tę szafę..Ja posiedziałam z Teściową i wydawało się nawet,że będzie ok i na początku tak było..przestało mi się podobać gdy Mały popisywał się przed Babcią a Ona chichotała,gdy niekoniecznie to było na miejscu-aż wreszcie musiałam zwrócił Jej uwagę "niech Mama się nie śmieje,bo On myśli to fajne,co robi" a w tej chwili pił herbatę i pluł nią! Czy to śmieszne? Bynajmniej dla mnie!!! Po tem byłam podirytowana wielokrotnie gdy np podważała moje decyzje-gdy np ja zabraniałam Młodemu kopać auto (które swoją drogą dostał od właśnie Babci!!) a Ona mówiła "nic nie zrobi"....Jezu,jaka byłam zła! Mam swoje metody wychowawcze! I już przypomniałam sobie,czemu tak chcę trzymać Młodego z dala od rodziny Starego-bo tak właśnie wychowywany był Bratanek Starego! O nie,mój ma mieć wpojone te czy inne zasady! Czy to Babci się podoba czy nie! I nawet jeśli potem Babcia wciąż mówiła - nie mogę Ci dać tego autka,bo Mama by krzyczała (baaaaaaa pewnie,że bym krzyczała,że ja za karę zabrałam to auto a Babcia oddałaby Mu)!
Ale Babcia na szczęście nie siedziała za długo,choć i tak jak dla mnie za długo,bo już była pora kolacji a potem kąpieli! A Babci się nie spieszyło! Koniec końców poszła...a za to Tata tego dnia nie wrócił na noc do domu...i nawet nie raczył zadzwonić...do jakiejś 1 nie martwiłam się,bo myślałam,że dalej pracuje,zresztą jak ostatnio zwykle bywa zasnęłam w trakcie usypiania Młodego i tylko przebudzałam się co trochę...ale gdy koło 3 obudziłam się i Jego nadal nie było zaczęłam naprawdę się martwić,bo przecież tyle czasu ta szafa Mu na pewno nie zabrała i ze szwagrem na pewno zrobili przy pracy jakąś flaszkę (przynajmniej jedną)i bałam się,że jeśli wyszedł do domu na pieszo to albo mógł popaść w tarapaty po drodze (często różni ludzie przeszkadzają Mu po alkoholu!) albo mógł zasnąć w śniegu i zamarznąć...i jakkolwiek moje wymysły były przesadzone to jednak martwiłam się porządnie! Aż wreszcie zadzwoniłam...i drugi raz..i równie bez efektu...więc odpuściłam...ale jeszcze do po 4 latałam wciąż z łóżka do okna, do wizjera, do dziecka..w końcu zasnęłam, a po 7 Mężuś wrócił,bez najmniejszych wyrzutów sumienia ! "No przecież wiedziałaś gdzie jestem,mogłaś zadzwonić, mogłaś do Marcina zadzwonić"...ehhh...brak mi słów...jak już wpadł to zaraz wypadł na zakupy (choć zdziwiony był,gdy powiedziałam,że musi iść teraz bo przecież nie mamy co jeść!!)Wrócił z zakupami i znów wybył...szacowałam Jego powrót na ok. popołudnia...a wrócił, gdy ja już z Młodym spałam (było po 23 gdy przebudziłam się i Go zobaczyłam!).W niedzielę od rana do południa stałam w kuchni, najpierw zrobiłam pyszne śniadanko,a potem bawiłam się kilka godzin z rosołem....ehhh i dla Kogo to wszystko? Skoro nawet dziękuję nie usłyszałam :(
Po rosołku poszliśmy rodzinnie na krótki wypad na sanki, mega krótki,bo Młody zasnął w wełnie...



Po powrocie położyłam Młodego do łóżka a w tym czasie Tatuś "na chwilę" wyszedł...wrócił za 3 godziny, a ja sama zasiadłam do nadrabiania zaległości netowych...wieczorem przed 18 wyszłam do kościoła a jak wróciłam to oczywiście kąpanie,usypianie itd...i weekend minął...wczoraj zasiadłam by nadrobić blogowe zaległości i tak do dziś zeszło,bo zaczęłam gdy Młody w południe zasnął a planowałam skończyć gdy na noc pójdzie spać...no ale jak zwykle (ostatnio) zasnęłam razem z Nim...


A tak na marginesie to w drodze do kościoła zadzwoniła moja siostra i powiedziała,że mieli wypadek:( A są w górach na feriach...ehhh chwała Bogu,że im nic się nie stało,ale auto mega skasowane...a Stary nawet nic wie,bo przecież nie rozmawiamy,to co mam Go informować o czymkolwiek!


Kawciu,w odpowiedzi na Twój komentarz pod ostatnim postem,to wiesz ja już nie wiem sama czy coś poza odrazą czuję do swojego Męża...a i On za często okazuje mi jak w głębokim poważaniu mnie ma...ostatnio właśnie w niedzielę gdy mówiłam coś do Niego,aaaaaa bo nie wspomniałam,że przed samym rosołem Stary wyszedł do sklepu na zaległe zakupy (miał je zrobić w sobotę po powrocie z montażu szafy) i zaraz od progu dał Młodemu czekoladę,co można domyślić się spowodowało,że rosół by ledwo tknięty! A jak zwróciłam Mu uwagę,że może spytałby czy może dać Młodemu jeść to powiedział "On też może decydować o dziecku"...ehhh zaraz przed rosołem posprzeczaliśmy się o coś gdzie na moje pytanie "masz gdzieś to co mówię?" odpowiedział tak...i podobnie odpowiedział na pytanie "i pewnie mnie też"....ehhh

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Za dużo oglądanych telenowel...

Dziś (analizując wczorajszą akcję,a którą jeszcze się nie podzieliłam) doszłam do wniosku (j.w.),że stanowczo za dużo oglądałam w życiu telenowel i komedii romantycznych...przecież tak prawdziwe życie nie wygląda, jak to jest w nich przedstawione...w prawdziwym życiu jest tak: pada propozycja wyjścia na późny spacer z dzieckiem na sanki, ale ponieważ Mamusia akurat ogląda w TV film dokumentalny o kobietach,które są bliskie śmierci i przygotowują dla swych dzieci pamiątki po sobie (swoją drogą mocno wyciskający łzy z oczu) to Mamusia prosi o kilka minut zwłoki-jest 16:50 a Mamusia zakłada,że o 17 program się skończy...Tatuś w tym czasie JUŻ chce się ubierać (i dziecko) więc po kilka razy ponawia pytanie,w co ubierać dziecko i mówi,żeby Mamusia odpuściła głupi film...w końcu gdy Tatusiowi puszczają nerwy "ch. mnie zaraz strzeli" (bo przecież gdy On soobie postanowi to musi tak być!!)to i Mamusi puszczają nerwy, bo przecież ileż można powtarzać "poczekaj chwilkę,zaraz będziemy ubierać się i wychodzić,nie,nie ubieraj Małego,bo się zgrzeje" (następuje krzyk na przemian z potokiem łez) "czy tak trudno jest Ci coś zrobić dla mnie?Prosiłam dosłownie o parę minut" i co robi Tatuś krzyczy "zamnij mordę,nie drzij się wariatko,pierdolę nigdzie nie idę" itd dalszej części kłótni nie ma co cytować..było niemiło...z obu stron,bo tak to Mamusia nie da do siebie mówić!...tak wygląda real life...w telenoweli pewnie Tatuś zacząłby się wściekać,gdyby znacznie się przedłużył czas oczekiwania,albo gdyby Mamusia od razu była opryskliwa,a jeśli już by wybuchnął a za chwilę okazało się,że rzeczywiście program się skończył jak Mamusia zakładała to byłoby Mu głupio,bo wystarczyło poczekać kilka chwil...ale nie w moim real life...w moim real life jest coraz ciekawiej, Tatuś rozkręca się...kiedyś pewne słowa nie padały...i kiedyś przerwa między jedną a drugą kłótnią miała co najmniej kilka dni a nawet tygodni...a może powinnam (jak wczoraj radziła mi moja siostra do której zadzwoniłam wyżalić się) mimo nerwów spokojnie Mu odpowiadać? Hmm może mogłabym,ale nie w stanie jakim jestem obecnie-byle co powoduje wybuch...jestem chyba u kresu wytrzymałości psychicznej...szczególnie,że na początku odpowiadałam spokojnie...

A dziś chciałam sprawdzić jak stosuje się Tatuś do mojej prośby,coby ograniczył oglądanie filmów na necie, z uwagi na zbyt szybko wyczerpujący się limit danych w abonamencie..no i co okazało się? Nie stosuje się oczywiście...wczoraj sporo czasu rano oglądał wszelkie filmiki na youtube...a w międzyczasie przejrzał chyba z kilkadziesiąt profili na portalu randkowym...szukaj,szukaj...może coś znajdziesz...ale wcześniej może przyznaj się,że też postawiłeś krzyżyk na naszym małżeństwie...po co się oszukiwać?!

A zapoznanie dziecka ze śniegiem? Młody musiał poczekać do dziś na pierwsze wyjście na śnieg...co prawda bez sanek, bo Mama nie chciała dźwigać na dwór spore sanki..i jaka reakcja Młodego? Najpierw nie chciał na nóżkach stać,że o chodzeniu nie wspomnę-tylko na ręce do mamy...w końcu jak stanął to zaraz miał nowy problem-buty Mu się "brudziły" od śniegu i wciąż musiał je otrzepywać rękawiczką, co w końcu spowodowało upadek co nawet nie było złe (tzn nawet się śmiał-patrz fotka poniżej), gorzej,że zaraz rękawiczki były mokre i jeszcze jedna spadła z rączki...koniec końców nie było najgorzej...gdyby nie te wciąż brudne buciki...

PS. Wczorajszy program (przez oglądanie którego tak się pokłóciliśmy) był o Matkach,które wiedząc,że umierają chcą pozostawić dzieciom (akurat córkom) pamiątki po sobie i swego rodzaju elementarz,po który dzieci będą mogły kiedyś sięgnąć,gdy zabraknie Mamy...ja od razu pomyślałam co ja zostawiłabym swojemu Syneczkowi...i przyszło mi do głowy,że gdy umrę to chciałabym,by Syn przeczytał tego Bloga...z Niego dowiedziałby się wszystkiego o swojej Mamusi...

niedziela, 15 stycznia 2012

Puchatkowo

Coś mało ostatnio piszę o Syneczku moim kochanym i nie to,że nie mam o czym - bynajmniej! Po prostu zwykle posty piszę w stanie wzburzenia (czyt. wywołanego przez Starego) i zwykle skupiam się na aktualnych wydarzeniach..Teraz wyjątkowo nie mam o czym pisać (tzn niczym nowym mnie Stary nie "zaskoczył") a mam za to dużo wolnego czasu,bo Młody od godziny śpi,a Jego Ojciec ćwiczy...ehh ta Jego próżność...no ale nieważne..Nie o tym miałam pisać dziś...
Młody...nie ma takich spektakularnych sukcesów jak córeczka cytowanej wczoraj przeze mnie koleżanki Starego ale i tak sporo się dzieje...Słów zna niewiele-bo raptem "mama" (co baaaaaaaaaaardzo często używa), "baba", "am"...hmmm i tyle póki co...nie martwi mnie to ani trochę (póki co) bo po 1 ja podobno do 3ego roku życia porozumiewałam się jedynie używając dźwięków "eeeeeeeeeeeee",a dwa,że wiem,że w tym wieku to jeszcze nie problem...jeśli trwać to będzie za długo to na pewno udam się do specjalisty-tu ukłon w stronę mojej kochanej koleżaneczki Kasi :* Młody mimo,że nie mówi to jednak jasno i wyraźnie (przynajmniej dla mnie zrozumiale) określa co chce...oj ma swoje widzimisię! Ostatnio, od kilku dni zrobiła się z Niego Zosia-Samosia - śpi w łóżeczku i jak rano obudzę się,to nie życzy sobie bym patrzyła jak On bawi się czymś w łóżeczku-mam zamknąć oczy,głowę położyć na poduszce i spać dalej,dopiero jak wyjdzie z łóżeczka i położy się na moim łóżku to mogę przestać spać (oj nie narzekam na to ;) ),ostatnio też nie chce siadać na nocnik,a już tak fajnie załatwiał się,teraz nie ma mowy,że siądzie-chyba,że sam da znać,że chce siąść na nocnik-co wciąż zdarza się za rzadko..nawet myślę,że dobrze by było zmienić nocnik,może będzie lepiej inny nocnik tolerował-wcześniej długo zastanawialam się nad interaktywnym nocnikiem i może to nie byłby głupi pomysł,żeby Go zachęcić...lepiej za to znosi ostatnio inhalacje-nie muszę przysiadać na Niego,bo robię to gdy On jest "na posiedzeniu" i jednocześnie ogląda TV..zresztą ostatnio załapał,że to,że musi być inhalowany świadczy o tym,że zaraz po tym będzie "am" więc może ta świadomość pomaga Mu znieść te kilka chwil z tubą..kaszkę (czy to na śniadanie czy na kolację) wciąż je ładnie i to obok mandarynek i wszelkich ciasteczek pokarm,do którego nie trzeba Go szczególnie namawiać i jeśli grymasi (odmawia jedzenia) to znaczy,że już starczy!Stary zwykle nie przyjmuje tego do wiadomości i usiłuje wcisnąć Mu jeszcze tych kilka pozostałych łyżek kaszki..na nic moje tłumaczenie,żeby przestał,bo widocznie Mały jeść nie chce już I NIE MUSI! I tu płynnie przechodzę do zagadnienia pt.:"wychowanie naszego dziecka wg mamusi a wg tatusia"...Oj to coraz częstszy powód do małżeńskich kłótni..i tak np dziś było,że Młody dorwał mi się do portfela i jak zwykle (gdy się do niego dorwie) wyrzucał wszystkie karty i dokumenty..więc w końcu Mu zabrałam,więc Młody z płaczem poszedł do Tatusia i przyprowadził gdzie leżał portfel,wskazał i Tatuś oczywiście domyślił się o co biega i dał dziecku ten portfel...wściekłam się jak nie wiem-jak ma dziecko mnie słuchać,skoro gdy ja Mu zabronię czegoś to Tatuś pozwoli...ale jak to zwykle bywa do mojego Staremu nie dociera,powtarzał "no co,dziecko ma płakać?"! Za chwilę Młody wyciągnął z tegoż portfela zdjęcia Tatusia i tak je oglądał intensywnie,że nieco je pogniótł i wtedy Tatuś korzystając z chwili nieuwagi zabrał dziecku-bo nie chciał by Jego zdjęcie było zniszczone-wtedy ja wzięłam to zdjęci,podałam dziecku i skomentowałam głośno "no co ma płakać?"....ehh nie wiem czy ta nauka przydała się...wygarnęłam jeszcze Mu że nie pomaga mi Go wychowywać i że niech nie dziwi się później,że dziecko jest nieznośne i wymusza płaczem,czy krzykiem,bo Tatuś Go właśnie swoim zachowaniem tego uczy i dodałam,że potem będzie na Niego krzyczał,gdy Mały będzie nie znośny,to jak zwykle powiedział "że On nie krzyczy na dziecko"...niedługo trzeba było czekać...Młody przy obiedzie wariował a Tatusia szlag trafiał i musiałam Mu uzmysłowić,że podnosił głos!Szczególnie,że to że dziś jadł tak fatalnie to też wina Starego,bo chwilę przed porą obiadu dał Mu deserek!
Co jeszcze?
Kubuś coraz fajniej umie się zająć zabawą...coraz więcej czasu Mamusia ma dla siebie...a też coraz częściej woli męczyć Tatusia,gdy ten jest w domu niż Mamę...np teraz już wstał,Stary wcześniej skończył rzeźbienie sylwetki i Młody zaraz podreptał do Niego...czasem zakłuje w serce,że dziecko nie chce do mnie,ale staram sobie tłumaczyć po 1 ,że mam wreszcie chwilę odpoczynku a po 2 to jestem pewna,że to o niczym nie świadczy,po prostu ma taki kaprys-teraz tylko Tata...a potem znów będzie tylko Mama...tyle,że On sam wybiera pory..
Wracając do tematu "Zosia Samosia" Młody od paru dni sam je obiadek i jak je sam to kilka łyżek zje i albo bawi się jedzeniem albo wciąż każe się wycierać,bo On nie może mieć nawet kropli zupy na sobie,czy wokół miseczki....efekt-obiad prawie nie zjedzony i brać chęci do jedzenia...ja dalej stosuję swoją zasadę-nie chce jeśc,to niech nie je! Zmuszać nie zamierzam!
Wieczorem jest za każdymm razem ten sam schemat-nie chce iść się kąpać...a jak juz wejdzie do wanny to nie chce z Niej wyjść...wczoraj mieliśmy niezłą zabawę,bo razem się kąpaliśmy-tzn Kubuś z Mamusią:) Kubuś miał radochę,bo polewał Mamusię wodą z dużej ośmiorniczki...to nic,że mamie leciało do nosa, do buzi, do oczu...to nic,skoro dziecko zacieszało p
Usypianie...ehhh to temat rzeka...wszystko zależy od tego o której wstanie rano-jeśli wstaje później znacznie po 9tej to już zakładam,że drzemki popołudniowej nie będzie i wtedy wieczorem z reguły jest łatwiej uśpić Go (choć nie zawsze) ale napewno łatwiej niż gdy jakakolwiek drzemka w dzień była,bo wtedy nie ma co liczyć,że będzie lekko...a jak wygląda to nasze usypianie? Chwilę pooglądamy książeczki ale nie za długo ostatnio Go to zajmuje...zwykle za chwilę wchodzi do swojego łóżeczka i woła mnie do siebie....ehhh nauczyłam Go,że mogę tam czasem wejść i On by tak chciał często...a z kolei ja chcę odzwyczaić Go od tego,bo przecież wreszcie kiedyś łóżeczko nie wytrzyma! I wtedy zaczyna marudzić,płakać albo znęcać się nade mną...wtedy ja tłumaczę raz drugi,aż wreszcie wychodzę...za chwilę z płaczem przychodzi za mną,niestety szybko zapomina,że to,że Mamusia wyszła z pokoju czegoś miało Go nauczyć..w końcu jest zmęczony chyba tym i każe się nosić i znacząco poklepuje się po swoich plecach co oznacza "okryj mnie kocykiem" i wtedy czasem zaśnie szybko a czasem nie...a dodam,że jak noszę Go 15 mniut to plecy mi wysiadają i dłużej nie mogę,wtedy chcę Go położyć,a tu się nie da! A Tacie wtedy też nie da się nosić...zresztą nie pamiętam już kiedy ostatnio Tacie dał się usypiac...wyjątkiem niech będzie dzisiejszy dzień,gdy to właśnie Tata musiał Go nosić!
Różnie to bywa,raz usypianie trwa krótko (zwykle gdy nie spał w dzień i najzwyczajniej jest zmęczony) a czasem bywa bardzo długo...i wtedy Mamusia wreszcie ma czas dla siebie...padnięta ..Stary zwykle od dawna śpi,przewraca się już na drugi bok...Jego usypianie zwykle nie zajmuje...czasem w tym czasie zajmie się póżną kolacją,ale najczęściej śpi jednak...

sobota, 14 stycznia 2012

Alkohol ma dobre ale też złe strony...

Wczoraj w piątek 13-ego mało brakowało a bym ukatrupiła Starego...dzień wcześniej umówiłam się z Kumpelą,że wpadnę do Niej na ploty i wczoraj zakomunikowałam to Staremu i ku mojemu zdziwieniu nie było sprzeczki o to (jak bywało wcześniej).Sam wychodził po południu do Braciszka obciąć włosy....kurwa kiedy ja nauczę się?! Nie ufać,nie ufać i jeszcze raz nie ufać! Obiecał,że zaraz wróci i że pić nie będzie..i że nie będę musiała się denerwować....MUSIAŁAM JEDNAK SIĘ ZDENERWOWAĆ!! Było jakoś po 19 gdy łaskawie dał znak życia i napisał "będę o 20 20 jestem trzeźwy nie denerwuj się"(ja od pewnego czasu nauczyłam się,żeby nie dzwonić nie pisać i nie denerwować,bo i po co? Cóż może mi powiedzieć! Albo nie odebrałby albo nie pospisałby a w najlepszym razie usłyszałabym "zaraz będę" ehhh).Pominę fakt,że ja najpierw przeoczyłam tę jedną 20stkę i przez to zdenerwowałam się już o 20,bo OCZYWIŚCIE Go jeszcze nie było..dodam,że nie mogłam określić kumpeli o której będę mogła być u Niej i czy w ogóle dam radę wyjść...bo oczywiście gdyby Stary wrócił nawalony to nici wyszłyby z mojego wyjścia-przecież dziecka bym z Nim nie zostawiła! O 21 łaskawie zapukał do drzwi! I zaraz jak tylko upewniłam się,że dla kumpeli nie jest za późno przebrałam się i wyszłam..taka byłam zła,bo przecież było juz późno i moja kumpela mogłaby już nie mieć ochoty na odwiedziny,w końcu to nie pora na wizyty,a ten Cham wiedział,że wychodze to nie mógł przyjść naprawdę zaraz,jak obiecał,nie bo Jemu wolno wszystko chyba..ehh...u kumpeli było miło,pogadałyśmy,popijałyśmy piwko,oglądałyśmy filmy w TV..wychodziłam od Niej w dobrym nastroju i prawie trzeźwa...ale po drodze (a Żanka odporwadzała mnie prawie pod blok) zapalić mi się zachciało...ale żeby tam jednego,ja wypaliłam dwa POD RZĄD! Efekt-wracałam do domu na autopilocie...a gdy znalazłam się w domu to cały pokój wirował i tylko zdjęłam buty i kurtkę...resztę gardoeroby zdjęłam gdy koło 4 Mąż przyszedł do pokoju w którym spałam żebym szła do dziecka,bo mnie woła...ja pierd.. wieki nie było tak,bym w opakowaniu spała :p Ale cóż zrobić...jedyne o czym marzyłam to jak najszybciej zamknąć oczy i nie widzieć,że pokój oszalał i kręci się jak szalony! A dziś cały dzień zdychałam...oj odpokutowałam te papierosy...a ok 16 przyszła męska część Starego rodziny...Jezu myślałam,że się Ich nie pozbędę....Szwagier zebrał się wcześniej,bo miał mieć gości,ale brat Starego z synem nie spieszyli się...i jeszcze wkurwił mnie,bo jak wypił trochę Napoleona co do Stary go postawił to zaczął głupio gadać aż w końcu wypomniał mi,że jak ja mogę sama obcinać dziecko,przecież On jest od tego i w ogóle już zdecydował,że MAMY przyjść do niego bo trzeba podciąć Młodego...no tego już było za dużo musiałam wreszcie dobitnie powiedzieć,że sama zdecyduję kiedy będę obcinała dziecko i kto to będzie robił. A nam (mnie i Staremu) podobają się Jego te długie włoski...Poczatkowo byłam miła i odpowiadałam żartem,ale skoro On coraz bardziej sobie pozwalał to nie miałam wyjścia.A w ogóle to fajna była rozmowa też-bo w rodzinie Starego szykuje się latem weselicho i Szwagier,którego Żona jest w ciąży i latem będą mieć malutkie dziecko bardzo szykuje się na to wesele-wręcz nie przyjmuje do wiadomości,że nie pójdą...ehhh On to jest fajny...ciekawa jestem swoją drogą jak podchodzi do tematu Jego Żona:) My mając 3miesięczne dziecko zrezygnowaliśmy z wesela na które byliśmy proszeni,bo uważałam,że to byłoby zbyt skomplikowane-tzn dojeżdżać do dziecka co trochę na karmienie,zresztą co to za impreza na której nie mogłabym nawet zjeść wszystkiego,bo przecież na ścisłej diecie byłam...ale może Braciszka Starego Żona i to dziecko nie zamierza karmić piersią....swoją drogą po raz kolejny powtórzę (choć tu pewnie pierwszy raz) MAM NADZIEJĘ,ŻE GDY BĘDĄ MIEĆ MALUTKIE DZIECKO TO BRACISZKOWIE DALEJ BĘDĄ TAK IMPREZOWAĆ RAZEM! Mnie nikt nie współczuł,gdy z maluśkim dzieckiem musiałam radzić sobie sama,podczas gdy Mężuś spędzał czas z rodziną swoją (czyt,głównie Braciszkiem ukochanym)! I tym może podłym akcentem (cóż zrobić,taka jestem!!) kończę!! Aaaa nie...jeszcze coś:) Moje dzięcię konsekwentnie nie nabywa umiejętności mówienia..oczywiście Mamusia i tak rozumie co Jej dziecię przekazuje,ale bez tłumaczenia Mamusinego (czy choć Tatusia,bo i Jemu udaje się czasem odgadnąć potrzeby dziecka) nie obejdzie się...i żeby wkurwić się przeczytałam na NK Starego, pod jednym ze zdjęć dziecka jednej Jego kolezanki "jak zawsze bardzo skupiona na przegladaniu książeczek :) Angelisia zna już WSZYSTKIE LITERKI, MÓWI CAŁYMI ZDANIAMI i LICZY DO 10!!! już jak miała półtora roczku :) tacy dumni jesteśmy, że musiałam się tu wreszcie pochwalić :)))) " Wyobraźnia płata figle?!

wtorek, 10 stycznia 2012

Śledztwo chwilowo zawieszone..

Jak wczoraj wspomniałam pierwszy etap śledztwa nic nie wykazał..a wieczorem pierwszy raz od dłuższego czasu rozmawialiśmy-tzn ja Sherlock Holmes i podejrzany...od słowa do słowa, od tematu do tematu i wreszcie spytałam co to za zaproszenie jakie na NK otrzymał (niestety On nie wie a więc nie mogłam powiedzieć o tym drugim zaproszeniu,bo zanim je odczytał musiałam je usunąć,żeby nie wiedział,że odczytałam je za Niego..i wcześniej niż On:() On ani się nie zmieszał ani nie zaczerwienił ani nic ale odpowiedział (z pełnym przekonaniem) - nie wiem kto to,więc odrzuciłem...pociągnęłam więc temat dalej i spytałam czy widział co ta laska na tym profilu ma?Tzn linka do tej obrzydliwej strony erotycznej...pokazałam Mu więc (On nie widzial nawet tego linku,bo zerknął tylko na fotki,uznał,że nie zna i dalej odpuścił)i też nie zmieszał się jak tę stronę otworzyłam-wylądał raczej jakby pierwszy raz tę stronę widział...chwilowo wierzę Mu...nie zamierzam oczywiście przestać być czujna,ale chwilowo luzuję :)

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Sherlock Holmes na tropie

Jestem niewyspana jak cholera...jak przewidziałam nie mogłam spać w nocy...do 2 to w ogóle nie zasnęłam,potem wciąż budziłam się (tak chyba czekałam aż o 6 wyjdzie Stary z domu) jak szykował się do pracy to też nie spałam i poczatkowo zmieniłam zdanie-nie będę szukała "dowodów" od razu,bo jak coś znajdę to już napewno nie zasnę,ale koniec końców ciekawość była silniejsza...no i nic nie znalazłam..tzn wcześniejsze odwiedzane przez Niego strony oglądałam wcześniej ale jeszcze raz je sprawdziłam i nic konkretnego nie znalazłam-niby przeglądał 2 strony randkowe (nie erotyczne,tej strony w ogóle nie miał przeglądanej)ale nie logował się tam (nie rejestrował też) - Stary mój korzysta z mojego starego kompa i tam miałam włączone zapamiętywanie haseł,więc gdyby podał raz hasło to zapisałoby mi-szczególnie,że gdy Mu przekazywałam kompa swoje formularze ,hasła i historię wyczyściłam...nic nowego nie wiem...i wcale się nie cieszę (choć chociaż nie mam już ściśniętego żolądka:( )...czekam na rozwój wydarzeń...nadal uważam,że musi mieć coś za uszami,bo nie wierzę,że akurat dwa dni z rzędu dostał 2 zaproszenia od dwóch lasek z 2 różnych końców Polski i obie na profilu na NK mają wpisane,że "Nie pojawiaja tu czesto, napisz do mnie tutaj >>>> http..." i to są linki do tej samej erotycznej (obrzydliwej) strony...jak dowiem się (udowodnię sobie),że założył tam profil to nie będę umiała wybaczyć (jeszcze z bilingu dowiem się,czy rejestrował się tam,bo tam trzeba potwierdzić rejestrację poprzez wysłanie sms-a)...wiedząc coś takiego miałabym mega obrzydzenie do Niego i poczucie - nie chciał ratować naszego małżeństwa skoro szuka przygód gdzie indziej...a to,że nic nie znalzłam może świadczyć,że albo wchodził tam (i rejestrować się) zanim skasowałam całą zawartość kompa (a nie przeglądałam jej) a On już korzystał trochę z kompa albo robił to gdzieś poza domem,przecież ostatnio często wychodził...poczty chyba nadal nie ma-kiedyś Mu założyłam na potrzeby Nk ale nie korzystał z Niej-pewnie nie pamięta nawet loginu i hasła (a nie jest tak kumaty w tych sprawach by odszukać choćby na Nk a hasło ma zawsze to samo) tak czy inaczej widzę że usiłuje otworzyć jakąś pocztę ale chyba nie pamięta danych.. korci mnie,żeby po prostu napisać do jednej z tych lasek wiadomość (z Jego konta) że niby w Jego imeiniu "czy my się skądś znamy"...ale póki co nie robię tego,bo boję się,że odpowiedź przyjdzie akurat gdy On będzie korzystał z kompa...tak czy inaczej nie przestanę być czujna...nie teraz,gdy tyle poszlak mam, śledztwo rozpoczęte ;)

Przemyślenia,wspomnienia...

Dziś zebrało mnie na wspomnienia...przeglądałam fotki z początków mojej znajomości z Mężem, a których dawno nie oglądałam,bo poprzedni lapek nie czytał płyt na których były zgrane te fotki...i znów miałam poczucie winy!-TO JA ZNISZCZYŁAM TO CO MIĘDZY NAMI BYŁO!!Takie przynajmniej było moje pierwsze wrażenie...zdjęcia z "początków nas" pokazywały parę fajnie bawiącą się z sobą,uśmiechniętą,wręcz wpatrzoną w siebie...i imprezującą...no właśnie,to nas łączyło! Oboje lubiliśmy się zabawić, wypić, zaszaleć...taka Mu się spodobałam...i nie wstydzę się przyznać,że kiedyś odpowiadał mi taki sposób na życie...to nas łączyło...w Jego rodzinie dużo się imprezowało więc z Nimi najczęściej bawiliśmy się (bądź z Jego kumplami),jakoś z moimi znajomymi nie bardzo chciał,wciąz wykręcał się,żeby nie iść czy jechać gdzieś (pominę fakt,że teraz wypiera się tego mówiąc,że nie chce chodzić do znajomych moich bo ja nie chcę nawet do Jego rodziny..ehhh tylko,że to nie taka kolejność była)....niedługo po ślubie wszystko się pozmieniało...najpierw Mąż wszedł w konflikt z ukochanym braciszkiem a przy okazji ja usłyszałam,że to ja Go buntuję przeciwko braciszkowi(czemu dziś zaprzecza!Ale ja dobrze pamiętam,że sam mówił,że Jego brat tak mówił!) tak czy inaczej po 2 spięciu z bratem (dość ostrym) przestaliśmy chodzić do Teściów (a w zasadzie do Brata tam mieszkającego) a także potem gdy już Ich spór odszedł w niepamięć (ja nie zapomniałam,że posądzono mnie o złe zamiary i nieszczerość!)a ja będąc w ciąży (szybko bo 2 miesiące po ślubie byłam już w dwupaku!)nie bardzo chciałam tam chodzić także z innego powodu-mają Oni kota a ja będąc uczulona po wizycie u Nich często musiałam się inhalować,bo dostawałam duszności i bałam się,że to zaszkodzi dziecku...nie ukrywam,że cieszyłam się,że mam wykręt,bo po tym ostatnim spięciu z Braciszkiem było dziwnie...a dodam,że to było pierwsze tak poważne spięcie między Nich jakiego byłam świadkiem nawet Stary na ten okres (kilku miesięcy) zmienił fryzjera!! Przestal chodzić obcinać się do brata!!I ja też...tyle,że ja już nie wróciłam...tak czy inaczej ja nie zapomniałam tak szybko jak Stary...chyba nadal mnie to trzyma i to był pierwszy powód,że nie chciałam tam chodzić...potem doszedł inny...zaczęłam inaczej patrzeć na Bratanka Starego,bojąc się,że kiedyś moje dziecko może wyrosnąć na "coś takiego"...nie wiem czy wspominałam,ale Mati będąc mały i ledwie umiejąc mówić umiał wyliczyć rodzaje alkoholi i przydzielić do poszczególnych osób-co kto pije!Gdy miał 2,5 roku na urodzinach swojej Mamy proponował innym,by polewali Mu oranżady do kieliszka "polej mi", "napij się ze mną"...jak wróciliśmy do domu spać w nocy nie mogłam z nerwów-tak bałam się,że i mój jeszcze wtedy nie narodzony synek będzie tak uczony...bo niby skąd takie małe dziecko zna takie rzeczy-obserwuje i widzi otaczjących Go dorosłych!Obiecałam sobie,że mój syn nie będzie świadkiem libacji alkoholowych...i wtedy się zaczęła na dobre moja obsesja...karą dla mnie jest,że muszę tam iść! Jeszcze gdyby mój Mąż umiał wspierać mnie,czy jakoś sprobować to zrozumieć byłoby inaczej...ale nie,On jedyne co ma do mnie,to to,że "czepiam się Jego rodziny" i On tego nie zniesie...bo przecież Jego rodzina dla Niego to priorytet....ważniejsza jest niż cokolwiek innego...dlatego to wszystko między nami...z Jego znajomymi przestaliśmy widywać się,bo żadni z Nich nie mają dzieci więc pewnie dlatego nikt nas nie zaprasza (nie wiem przynajmniej nic o tym)..tzn On się widuje-jak nie odzywamy się to daje sobie takie przyzwolenie,jak wczoraj...do domu wrócił po 22..Dziś cały dzień o tym myślałam...potem przez prawie 2 godziny byłam wieczorem w kościele (był koncert kolęd a i mnie nie spieszyło się do domu...) i cały czas myślałam...kilka razy łza poleciała...rozmawiać z Nim kolejny raz nie ma sensu,nie zrozumie co mówię...dalej będzie powtarzał w kółko co można skwitować: "jestem za swoją rodziną i będę,a Ty się czepiasz Nich"...Wróciłam do domu spokojniejsza-zawsze wyciszająco działa na mnie kościół i nawet prawie normalnie zamieniliśmy parę zdań...zawsze tak mam...po to by bardziej bolało..gdy wydaje się,ze cień szans na poprawę jest wydarzy się coś co wszystko burzy..."by czuć upadek z wysoka spaść trzeba" (cytując Kazika)...przed chwilą odkryłam coś co mną wstrząsnęło...weszlam na Starego NK,bo nie posiadając własnego konta wchodzę czasem na Jego konto (gdy chcę obejrzeć w ten sposób fotki naszych znajomych) no i zauważyłam,że ma 2 nowe zaproszenia od dwóch lasek z dwóch różnych końców Polski i jestem pewna,że nie zna Ich..tzn nie osobiście...(jedno już odebrał ale nie zaakceptował, a drugiego nie widział jeszcze)...początkowo myślałam,że świadczy to o tym,że założył gdzieś sobie profil na jakimś portalu randkowym i One Go odnalazły na NK...ale to co odkryłam za chwilę przerosło moje najśmielsze oczekiwania...jest wspólny mianownik tych dwóch pań...obie mają profile na jakiejś stronie z profilami erotycznymi NSex! Jestem prawie pewna,że musiał na tej stronie i On założyć konto i stąd One Go znają i znalazły Go na NK...kurcze,ścisnęło mnie za żółądek... myślałam,że lepiej sobie z tym poradzę....jutro chyba od razu jak wyjdzie do pracy przeszperam Jego kompa za dowodami...jestem wstrząśnięta...nie traci chłopak czasu...jak okaże się ,że rzeczywiście ma tam profil (uda mi się znaleźć) to najchętniej od razu spakowałabym się i wyniosła,ale wiem,że powinnam zebrać 100% pewność i dać Mu brnąć dalej..niech się pogrąża...ale czy uda mi się...znając mnie jak wróci do domu to od progu Go opierdolę i każę się zawieść do Mamy....za 5 godzin się okaże...niech tylko wyjdzie z domu...

sobota, 7 stycznia 2012

Znów nuuudy...

Młody śpi (od dawna), Stary po tym jak wrócił do domu z 2 reklamówami jedzenia od mojej Mamy (nie chcial mnie do Niej zabrać,bo nie będzie przecież cierpiał musząc ZNÓW tam siedzieć,ale chociaż mógł podjechać do Niej,będąc w pobliżu..)zaraz zniknął..gdy wrócił zdziwiony,że nie ma obiadu na co ja "nie było Cię jak był obiad, od dziś taka zasada chyba obowiązuje" i zniknął znów...kiedyś by mnie szlag trafiał,że wyjście zrobił sobie w weekend,który kiedyś był zarezerwowany tylko dla nas...dziś mi to lata, bardziej przejmuję się tym,że pewnie wróci w stanie wskazującym i zawsze to może skończyć się awanturą...bo napewno będzie od progu miał minę-ciesz się,że w ogóle wróciłem i najlepiej zejdź mi z oczu!!Kto wie,może poszedł szukać następczyni mojej....po co w wirtualnym świecie szukać,jak można w realu...SZUKAJ MÓJ DROGI,SZUKAJ!!!

Pooostęp?

Wczorajszy dzień określałam (wczoraj) jako bardzo udany...leniwie i na bezczynności (prawie) upływał...Na ukochanym forum pisałam : "Stary rano zrobił śniadanie (pewnie chce mnie udobruchać za to,że wczoraj miał sprzątnąc po późnym obiedzie a tego nie zrobił...i poszedł spać a ja miałam wszystko na głowie..i jeszcze Młody szybko zasnął bo już po 20 ale obudził się po godzinie i za cholerę nie mogłam wyjść z pokoju,bo niby przysypiał a za chwilę otwierał oczy,jak tylko się ruszyłam), potem poszłam do kościoła (niestety znów sama,bo tak boję się teraz żeby Kuba znów nic nie złapał...i choć zawsze mi przykro,że idę do kościoła jak osoba samotna wiecznie sama ale w kościele dziękowałam Bogu,że Młodego nie wzięłam-za mną siedział chłopczyk i wciąż kaszlał....już wyobrażam sobie jakbym zla była gdybym na rękach miała Małego).Stary pod moją nieobecność zrobił obiad, ja uśpiłam Młodego-do tego nadaje się TYLKO MAMA i zajmuje kilka minut,przeliczanych na 1-2 a czasem 3 kolędy śpiewane przez Mamusię (wybaczcie sąsiedzi ).Teraz Stary poszedł załatwiać pewne sprawy...a ja nuuuudzę się" Dziś upewniłam się w tym co myślałam od dawna-jeśli zjadłam śniadanie czy obiad,który Stary zrobił to tylko dlatego,że robił dla siebie a ja załapałam się przy okazji...dziś rano tego szczęścia nie miałam-Młody poszedł wczoraj późno spać i spał (a przez to i ja z Nim,czuwając by nie wylądował z łóżka na podłogę) do po 10...było ok 9:45 gdz słyszałam,że Stary krząta się po kuchni...i miałam mieszane uczucia, bo z jednej strony cieszyłam się,że robi śniadanie,bo co mam nie cieszyć się,że ktoś mnie wyręczy,ale z drugiej strony zastanawiałam się czemu już robi (a po odgłosach domyślałam się,że to będzie jajecznica),skoro ja śpię i zanim wstanę to może jajecznica być zimna...gdy wstałam wszystko było jasne, mój Mąż robił śniadanie,a jakże,ale dla siebie...przecież nie mógł poczekać aż ja wstanę albo przyszykowac także dla mnie...no cóż...jeśli wczoraj któraś z Mamusiek czytających mój wpis na Forum pomyślała "co Ona od Niego chce, dobry Mąż z Niego" to teraz powinna być tak samo rozczarowana jak ja.. Ponadto wczorajszy dzień nie skończył się tak błogo jak wydawało się,że będzie...pod wieczór zaczęłam z Nim rozmawiać...i zaczęło się niewinnie a skończyło mega awanturą, bo i On i ja wypominaliśmy sobie nawzajem co na sercu leży...ja przy okazji dowiedziałam się "ciekawych" rzeczy: nie będzie co tydzień jeździł do moich rodziców (moja mama zaprosiła nas na niedzielę na obiad i On słyszał jak Ona przez telefon mi to mówiła) i UWAGA nie będzie CIERPIAŁ (bo wyjazd do moich Rodziców to dla Niego cierpienie...ehhh a ja myślałam,że fakt,że zawsze naje się i to fajnych dobrych dań to główny powódm dla których godzi się tam jeździć...a tu okazuje się,że to nieważne dla Niego...najważniejsze,że On tam cierpi,bo wolałby odpocząć a nie najeść się...że nie wspomnę,że zawsze dostajemy kilka reklamówek jedzenia do domu,a teraz gdy jesteśmy w złej sytuacji finansowej to liczy się nardzo...widać nie..ehh). Znów usłyszłam,że On nie widzi problemu bym wyszła do koleżanki...ehhh znów to samo,jak rozmawiamy o tym to "Ok,nie widzę problemu" a jak przychodzi co do czego to słyszę 1000 argumentów na nie i widze focha,że odchodzą chęci na wyjście do koleżanki...a to tak rzadko i jedyna forma zrobienia czegoś dla mnie :( Dowiedziałam się też, że Jego rodzina nie przychodziła do nas do Szpitala,bo Młody jest za mały a do mnie przyszliby ale gdybym inna była dla Nich..zresztą On nie widzi w ogóle problemu w tym,że nikt się nie pofatygował...a zaczęło się od tego,że ja powiedziałam,że wyjazd na Śląsk to możliwe,że ostatnia szansa dla nas,bo musi się coś zmienić,bo inaczje nie wytrzymamy z sobą (a przynajmniej ja, bo od Niego dowiedziałam się,że On nie myśli o nas,o tym jak jest między nami, bo nie ma na to czasu) i usłyszałam,że On się nie zmieni i wyjazd niczego nie zmieni i nie musimy nic próbowac...a potem dodał,że On za nadal będzie tak obsesyjnie za swoją rodziną...i wtedy się zaczeło...a dodam,że to On zaczął...ja prawdę powiem nie myslałam,że wyjazd ma odseparować Go od rodziny (choć to po części też prawda) ale raczej o to,że gdy będziemy sami w obcym miejscu to powinno nas tas zbliżyć...no On jest innego zdania..zresztą Jemu nie przeszkadzają obecne zimne stosunki miedzy nami...może tylko fakt,że sypialnia odeszła w preszłość...On chyba jest zdania,że nie musimy rozmawiać i dogadywać się,ale raz na jakiś czas "załatwić sprawy w łóżku" musimy...nie ważne,że dla mnie tym moemencie byłoby to jak seks z obcym facetem tylko dla zaspokojenia swoich potrzeb...swoją drogą to tylko Jego potrzeb,bo ja w tej chwili takowych nie posiadam...chyba potrzebuję do tego przede wszystkim miłości...Tak czy inaczej stoimy w martwym punkcie-ja męczę się w obecnej sytuacji, jeśli wywołuję rozmowę kończącą się awanturą to dlatego,że chcę coś zmienić, On nie chce ani rozmawiać ani nic zmieniać,bo nie wiedzi problemu i pewnie dlatego,że nie dostaje tego co by chciał zaczął przeglądać profile randkowe...dziś przejrzałam historię w Jego komputerze...i powiem,że nie tego się spodziewałam...wczoraj po ok tygodniu od rozpoczęciu nowego okresu rozliczeniowego w abonanmencie na internet okazało się,że wyczerpaliśmy pakiet danych...wcześniej miałam znacznie mniejszy pakiet i starczał a teraz w tydzień skończył się większy,dlatego zwróciłam Mu (wczoraj) uwagę,że nie może tak często oglądać filmików na necie,bo to jest pożeracz limitu danych,a dziś szukałam dowodu na to,że to On tyle wykorzystał danych...i potwierdziło się,bo większość otwieranych przez Niego stron to yuotube...a między you tube portale randkowe...czy zasmuciło mnie to? Bynajmniej! Niech szuka, może znajdzie....i rozwiąże nasz problem....dlatego nie przyznam się,że wiem o Jego "poszukiwaniach" kobiety z naszego miasta i okolic w wieku 27-32 lat..a nóż widelec znajdzie...kibicuję Mu bardzo!To zdecydowany postęp w naszych sprawach....bo obecna sytuacja doprowadzi mnie do mega depresji..bo już sama nie wiem co gorsze, nasze lodowate stosunki,czy nasze "rozmowy", w któych nie wiem znów co jest gorsze,to co słyszę czy jak to słyszę- ton mówiący "mam w dupie Ciebie i to co mówisz",czy wręcz słowa "teraz nie będę rozmawiał"to takie upokażające prosić się o rozmowę....ehhh fajnie jest Mu oczekiwać szacunku ode mnie ale samemu nic nie dawać...

czwartek, 5 stycznia 2012

Happy New Year ...2012

Nowy Rok przywitaliśmy (cała nasza 3-ka) z moimi rodzicami...rano w Sylwestra mama zadzwoniła i zaproponowała,że skoro nie byliśmy u Nich na Świętach (przez nasz pobyt w Szpitalu) i nie mamy planów na wieczór, to może wpadniemy do Nich...Stary zgodził się i na 17-18 mieliśmy się szykować...mało brakowało a byśmy nie pojechali...tzn ja ze Skarbkiem pojechać pojechalibyśmy na bank! Ale bez Starego...Wciąż nie odzywaliśmy po akcji z poprzedniego posta potem wkurzył mnie czymś nowym....Zakomunikowałam Mu,że Młodemu kończą się pampersy ajak jutro zabraknie to nie będzie gdzie kupić, bo Nowy Rok, a ta szuja mi mówi "nie mam pieniędzy,Ty masz"...odpowiedziałam,że przecież wie,że z mojego wyjebistego zasiłku zostawiłam raptem na zaplanowaną na dzień po Nowym Roku wizytę u dentysty,a wyczekiwaną z uwagi na ostry ból,który męczył jeszcze kilka dni wcześniej...Nic nie odpowiedział...za chwilę więc przebrałam się,wsiadłam w auto i pojechałam po Pampersy i kilka kaszek,które też skończyły się ...potem zadzwoniłam do Mamy i spytałam,czy pożyczy mi na dentystę,bo dzięki Mężowi zostałam bez grosza (już od dawna nie kryję swoich prawdziwych relacji ze Starym przed Mamą), obiecała pożyczyć...wróciłam do domu więc z zakupami, wróciłam do kończenia prasowania caej stertz ubranek Modego (i moich) których nie chciałam na Nowy Rok zostawiać jednocześnie gotując obiad...ok 14 Stary wyszedł bez słowa...za jakąś godzinę napisałam Mu tylko sms-a z pytaniem "wrócisz?"...po krótkiej wymianie sms-ów dowiedziałam się,że obiad mam zjeść sama i czekać na Niego,a On ode mnie dowiedział się,że jeśli przyjdzie choćby podpity (powtarzając Jego słowa) to nie zabiorę Go z sobą...niedługo zadzwonił z pytaniem czy jedziemy,a jako,że wyczułam w glosie promile (i to wtedy wydało mi się,że sporo już ich ma) to od razu powiedzialam "Ty nigdzie nie jedziesz,jesteś pijany"...nie przekonywał ani nic z tych rzeczy odpowiedział "dziękuję, żegnam" Myślałam,że trafi mnie szlag-Jemu na rękę było nie jechać-znów jak kawaler mógłby robić co chce...za dosłownie kilkanaście minut zapukał do drzwi (i ku mojemu zdziwieniu nie był tak pijany jak mi się zdawało, wręcz prawie trzeźwy!)ale gdy ja powiedziałam (przyznaję nieco na wyrost!bo jeszcze nie zdążyłam zauważyć,czy naprawdę wypity jest czy nie)nie jedziesz,to zabrał kluczyki od auta i powiedzial,że On musi zawieźć Tatę gdzieś...swoją drogą nawet jeśli nie wypił za dużo to jednk za dużo by jechać gdziekolwiek autem!Wrócił za jakieś 0,5 godziny i oznajmił,że jedzie z nami i że mam czekać...ehhh szlag mnie trafiał,bo my z Młodym od dawna byliśmy uszykowani do wyjazdu a Tamten nie uprasowany,niewykąpany i nieubrany....poszedł się więc pluskać i robić na bóstwo a ja prasowałam Mu koszulę,coby przyspieszyć całe to Jego szykowanie...koniec końców pojechaliśmy do mojej Mamy...posiedzieliśmy tak do wieczora w Nowy Rok...Sylwester minął spokojnie, przy stole a przed TV...Młody nie chciał spać aż do północy...zaraz po północy wycałowaliśmy Go wszyscy i oglądaliśmy z Nim fajerwerki za oknem,ale Jemu średnio się podobało...chyba bał się,bo nie chciał (po chwili oglądania) wracać na parapet a za chwilę przytulił się do mnie i zasnął... Kilka fotek z Sylwestra:
Sylwester u moich rodziców dał nam uspokojenie w naszych (malżeńskich) relacjach...i teraz może nie jest OK,ale przynajmniej nie skaczemy sobie do gardeł... A wczoraj przeprowadzaliśmy rozmowę z moją siostrą przez Skypa i podobno naparwdę realna jest szansa na pracę dla Starego na Śląsku...