poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Równowaga musi być...

Mam dziś potworne zakwasy...bolą mnie uda i przedramiona...ćwiczyłam?! Bynajmniej nie!! Wczoraj byłam zmuszona wnosić śpiące 13 kg żywej wagi (plus kilka kg na buty, kurtkę i resztę ubrania) Młodego na nasze 4 piętro ....ale od początku. Na wczoraj mieliśmy zaproszenie od mojej mamy na obiad u Niej, przyjeżdżała na weekend moja starsza siostra (m.in. zapraszać na Komunię swojej córki) no i chyba koło czwartku powiedziałam Staremu, że jednak wybierzemy się na niedzielę do mojej Mamy...jednak? A no bo, po ostatnim "spięciu" z Mamą opowiadałam Mu o wszystkim i oczywiście trzymał moją stronę - nie ma co pozwalać mojej Mamie na zbytnią ingerencję z nasze życie (do wspólnych wniosków doszliśmy), powiedziałam Mu "mieliśmy jechać do Niej w niedzielę na obiad, ale nie pojedziemy"...ja w międzyczasie z dużą pomocą kochanej Oli "czekajki" obrałam nieco inny kierunek swoich myśli...trzeba wyluzować nieco z tym "stawianiem się" Mamie itd itp no i oczywiście doszłam do wniosku,że trzeba jechać do Niej na obiad...Staremu zakomunikowałam to w piątek chyba na co On zareagował "czemu? mieliśmy nie jechać" na co ja mówię, no co? przeszło mi, chyba nie myślałeś, że do końca dni będę miała focha na Mamę...On od razu określił się, że Jego boli ręka, On chce odpocząć w niedzielę przed poniedziałkiem (a dodam,że dziś szedł na kilka godzin tylko, bo miał na 12 wizytę u swojego Internisty w celu otrzymania skierowania do poradni chirurgicznej, coby mogli Mu robić zmiany opatrunków Jego rannej ręki - bo chyba wspominałam,że w środę miał wypadek w pracy? I kciuk lewej ręki wymagał kilku szwów)...było mi przykro i byłam zła, że znów muszę jechać sama do Mamy, nie dość, że od pewnego czasu bywamy tam rzadko..w sobotę po południu kolega zadzwonił, by Tamten pomógł Mu w czymś, więc po Jego powrocie (za 2,5h) nie omieszkałam zaznaczyć, że pomoc koledze to ok, ale jechać do mojej Mamy to już nie,bo zbyt męczące dla Jego rannej ręki? No ale ostatecznie odpuściłam temat...
14 to chyba naprawdę pechowy dla mnie dzień (wielokrotnie 14stego działy się różne niemiłe sytuacje dla mnie :( ) 14stego właśnie w niedzielę poszłam przed południem do kościoła, w kościele jak zwykle dużo myślałam i jak wróciłam to powiedziałam do Niego tylko tyle - podjęłam decyzję - nigdy nie zgodzę się na kupno mieszkania w R (od pewnego czasu nosimy się z zamiarem zmiany naszej sytuacji mieszkaniowej z wynajmu na własne!) bo inaczej zawsze już by tak było - Tobie wygodnie jest chodzić do swoich Rodziców chodzić sam (dodam,że wtedy robi tam, co chce i jest ile czasu chce, ze mną do niedawna mógł tylko na jakieś 2 h iść, bo na więcej alergia na kota nie pozwalałaby mi...do niedawna, bo właśnie pozbyli się kota) więc potem nie chcesz jeździć do mojej Mamy...a On na to do mnie, przecież Tobie też pasuje, że jedziesz sama...na co odpowiedziałam - nie, mnie jest bardzo przykro,że jadę sama...ostatecznie pojechałam sama z Młodym ale miałam dość wisielczy humor, moja Siostra i moja Mama, były straszniezłe na mojego M, że nie przyjechał...a gdy miałam wracać do domu, jak zawsze pojawiła się nerwica... ta niepewność, co zastanę po powrocie jest straszna, w końcu nie raz okazywało się, że On korzysta z wolnego dnia!...tak też wczoraj było, byłam zestresowana, że muszę wracać i nawet kolacji nie zjadłam, nakarmiłam tylko Młodego, bo jak słusznie zakładałam zasnął przez drogę w aucie i wyjechałam przed 19 od Mamy...pod blokiem zadzwoniłam do Starego,żeby zszedł po Małego (ja od dłuższego czasu nie nosiłam Klocka po schodach) ale niestety "poczta T-mobile" odezwała się z 3 razy, więc założyłam torbę na ramię, Młodego na ręce i dalej do klatki...nadal łudziłam się,że tylko telefon ma wyłączony, w końcu przed moim wyjazdem powtarzał - nigdzie nie będzie szedł, chce odpocząć w domu! Doszłam pod domofon - dzwonię raz, dwa, trzy....nic z tego - trzeba wspinać się na 4 piętro z tym całym balastem :( Całą drogą prawie płakałam z bólu i jednocześnie byłam zła, że jeśli Stary jest w domu i "nie słyszy" to zabiję! Niestety nie było Go... Wrócił ...UWAGA o 5 rano przebrać się do pracy...jak pewnie nie trudno się domyślić nie spałam do tej pory wcale...najpierw latałam od okna do łóżka (Młody dalej spał przeniesiony z auta i tylko rozebrany do t-shirta) a potem przestałam ale i tak spać nie mogłam...jak więc usłyszałam,że On wrócił i jakby nigdy nic szykuje się do pracy poszłam do kuchni z zamiarem wymierzenia Mu policzka...niestety On honoru nie ma, więc złapał moją rękę i jeszcze zdziwiony, czemu sobie pozwalam podnieść na Niego rękę...powiedziałam Mu tylko krótko, jak to nie wie o co chodzi, czy widzi która godzina...na co odpowiedział, tak wie...poszłam z powrotem do łóżka, ale za chwilę znów musiałam iść i powiedziałam Mu "czy wiesz,że całą noc nie spałam, bo martwiłam się (dodam,że On lubi wpakować się jakąś bijatykę czy coś, więc zawsze jest obawa,że wpakował się w kłopoty), że dziecko musiałam wnosić sama, że Ty telefon wyłączony masz i na koniec, czy wie,że jestem w ciąży i nie powinnam się tyle denerwować ? Nic nie odpowiedział a ja poszłam do "siebie"...a On zaraz bez słowa pojechał do pracy...Było grubo po 6-stej, gdy ja jeszcze nie spałam...Wrócił niedługo, bo już po 10 i jakby nigdy nic pyta, czy idę z Nim do lekarza i czy mi przeszło....za chwilę dodał przepraszam ale jednocześnie dodał, że przecież to nic takiego, bo nocował u Taty...MASAKRA! Ile razy mam problem,żeby namówić Go, by po jakiejś imprezie u mojej Mamy zostać tam (a mieszka ok 20 km od nas, a nie dwa bloki dalej jak Teście!!), bo On powtarzał "On ma swój dom i nie lubi sypiać poza domem!"...niestety w ciągu chyba ostatniego roku kilka razy nie wracał na noc i On nie widzi większego problemu w tym (podobnie jak Teść, gdy kiedyś Go spytałam to odarł,że razem z M nocowali u Szwagra ale byli grzeczni itd...zjebałam Go jak nie wiem, że co On mówi? Przecież On ma do cholery Żonę, Syna a nie będzie nocował gdzieś i ja mam to akceptować, bo był grzeczny!"...zresztą od dłuższego czasu wiem,że mój Teść jest niestety przyczyną moich problemów...Jego Syn (a mój Mąż) to Jego kopia!!!!!! On wciąż lubi się napić i to z synami (kurcze kiedyś przez teściową dowiedziałam się,że pili u Nich w piwnicy!! MASAKRA JAKAŚ PATOLOGIA!!)...Koniec końców - On, mój Mąz mysli,że wyjasniliśmy sobie wszystko (taaaaaaaa, On w szczególności się nagadał - dowiedziałam się tylko,że poszedł niespodziewanie do taty, nie miał dnia do picia, więc zwaliło Go z nóg, widział,że wcześnie wróciłam i nawet był pod blokiem, ale uznał,że jak wejdzie to pokłócimy się więc nie wszedł...a potem myślał, że może napisał mi sms)...efekt taki,że On jak zwykle nie był rozmowny bo "przecież przeprosiłem ile nie będziemy się teraz odzywać" ...tak więc tylko czekać jak sytuacja się powtórzy...On przecież zawsze robi co chce...w marcu wyliczyłam 3 sytuacje gdy wyszedł sam z domu i wrócił, kiedy chciał i to wypity :(

Równowaga musi być, jak koty drę z Mamą, to ze Starym jest spokój...i na odwrót...

środa, 10 kwietnia 2013

To chyba jednak ze mną coś nie tak...

Wczoraj przyjechała do mnie moja mama...odkąd pilnowała mi Kuby, gdy ja byłam w pracy Jej wizyty były sporadyczne...limit naszych spotkań czerpał się poprzez codziennie Jej przyjeżdżanie...nigdy nie miałyśmy lekkich relacji, ale teraz to chyba już jest najgorzej...wspominałam parokrotnie, że gdy Mama zajmowała mi się dzieckiem to często było tak,że widząc się 10 minut rano (przed moim wyjściem na autobus) zdążyłyśmy się posprzeczać.Zwykle z błahych powodów - ja zwracałam Jej uwagę (w moim rozumieniu delikatnie), a Ona odbierała to jako Ostrą krytykę...przykładów mogłabym mnożyć - raz powiedziałam "nie odsłaniaj rolet w kuchni, bo to strasznie słychać i Kuba się obudzi (co wiadomo niewskazane, gdy ja wychodzę do pracy!) no i już OBRAZA, innym razem mówię - Mamo, odrzuciłam wszelkie przyprawy z glutaminianem , nie używaj mi kostek, veget itd (ja przestałam takowe kupować),ale cóż, może gadać a w zupie i tak potem wyczuwałam znany smak i zwykle szła w zaparte - nie, nie dodaję Ci niczego! Itd itp...
Wczoraj mama przyjechała rano i w ciągu pierwszych paru minut zdążyłyśmy się oooooooooostro pokłócić :( Ja kończyłam sprzątanie kuchni (przyjazd mojej mamy to jak wizytacja - stresuję się,że ZNÓW zacznie mi ze ścierką latać i wycierać , dając do zrozumienia, że mam syf. W tym czasie Mama rozbierała się i witała z Młodym.. najpierw dała Mu Kinderki, ale On nie chciał przyjąć - On ma problem z przyjmowaniem prezentów od kogokolwiek poza "MamaTata" więc już Babcia już nieco obrażona...potem dopiero się zaczęło (ja dalej w tej kuchni) i słyszę "Kubusiu, daj przytulę Cię, choć do Babci" (a dodam,że mój Kuba ostatnio nie daje się całować, przytulać itd, po prostu sam decyduje kiedy ma ochotę na czułości -ba, ile razy nie da się zbliżyć Tacie jak ten wraca z pracy - więc oczywiście Babci nie dał się przytulić), za chwilę słyszę znów i znów...z tym zmywakiem w kuchni stałam i szlag mnie trafiał! wreszcie skończyłam i wyszłam na korytarz i mówię "Mamo, jesteś męcząca" i się zaczęło , "a co ja takiego zrobiłam?" i łzami się zalała, jak ja mogłam tak powiedzieć, jaka ja jestem okropna, a co to znaczy, że dziecko jest takie na dystans i wreszcie zaczęłyśmy się sprzeczać...ja obstawałam przy swoim, że przesadza i że powinna przyjąć do wiadomości - Kuba to nie słodki dzidziuś, który chce się przytulać, bo On tego nie lubi, a jeśli to robi to, gdy sam ma na to ochotę i ja np nie nalegam i dawno pogodziłam się z myślą, że gdy ja Go pocałuję, to wyciera się automatycznie w tym miejscu...za to o ile milsze jest gdy Synuś sam przytuli, wyściska, wycałuje.No ale gdy my już wrzeszczałyśmy na siebie (jakby jedna nie słyszała co mówi druga) to oczywiście Kuba stał i też wykrzykiwał na Babcię (niestety moje dziecko jest często świadkiem sprzeczek mniejszych czy większych i zwykle staje przy mnie i "popiera " mnie mimo,że jeszcze nie mówi!).Ale wracając do Babci - wymiana zdań trwała chwilę,ale Jej skutki były trwałe...Ja siadłam z Młodym i oglądaliśmy książeczki, a Babcia obrażona ze łzami w oczach siedziała na fotelu ...za chwilę zaczęłyśmy nawet rozmawiać - Babcia spytała o wyjaśnienie Jej Jej faktury za telefon...za chwilę zaczęliśmy sprzątać książki, a Babcia miała telefon...gdy już byliśmy w bawialni Małego poszłam po Mamę i zaprosiłam Ją do nas "zaraz, teraz przeglądam" (dodam - mega interesującą gazetkę z Biedronki)...wreszcie przyszła, ale Kuba był dla Niej nie miły - odpowiadał jej brzydko (jeśli można tak powiedzieć, bo On nie mówi jak wspomniałam wyżej, więc bardziej chodzi o ton gdy wykrzykuje coś bliżej nieokreślonego ), no więc jeszcze bardziej była rozgoryczona i cały czas miała łzy w oczach, więc ja zaczęłam temat - zobacz Mamo, jak zwykle poszło o pierdołę a Ty zrobiłaś z tego mega problem, wystarczyłoby, żebyś przyjęła do wiadomości - Kubie trzeba dać czas, gdy się z Nim widzi (u nas czy np u Babci), bo On w pierwszych minutach nie będzie zbyt przyjaźnie nastawiony (dodam np, wczoraj chyba z 10 minut chował się Tacie, zanim wyszedł i przywitał się z Nim), inni potrafią to zrozumieć ,ale nie moja Mama i wciąż powtarzała, żadne z wnuków nie traktuje Jej tak źle jak Kuba, więc Jej tłumaczę - skoro On zawsze gdy widzi mnie z Babcią to jest świadkiem sprzeczek, to jak On ma inaczej się "zwracać", więc oczywiście to moja wina , bo ja tak strasznie na Nią naskoczyłam! O rany, krew się gotuje - przecież ja powiedziałam spokojnie , delikatnie i krótko, że jest męcząca (a za chwilę dodałam,że nie przyjmuje do wiadomości, że do Niego nie wyskakuje się od razu chcąc Go przytulać itd)...no i z 1,5 godziny trwała wymiana zdań "Mamo, ja taka jestem , gdy coś mi nie pasuje (związanego z moim domem, moją rodziną) to to mówię, a Ty nie umiesz przyjąć niczego co mówię, jakbym była gówniarą a Ty wiesz lepiej, a co ciekawe, gdy moja siostra powiedziałaby to samo to Mama obróciłaby to w żart, ile razy Kaśce coś się nie podobało i zwracała Mamie uwagę (niekoniecznie delikatnie) a Ona uśmiechała się i już, wielokrotnie było,że ja coś powiedziała (zupełnie normalnie) a Mama momentalnie wybuchała, moja siostra tego dziś nie pamięta (bo obecnie jest na etapie ślepego stawania za Mamą w każdej sytuacji, więc coraz częściej dochodzi do spięć na linii ja siostra, która broni biednej Mamy), ale nie raz było,że mówiła "Mamo,ale co Ona takiego powiedziała,że Ty krzyczysz już?"...a za to od Mamy wczoraj słyszałam, " Ty to zawsze jesteś taka dla mnie, od małego taka byłaś, Kuba też już taki jest, nie życzę Ci, ale jak będziesz miała dwoje dzieci i zobaczysz, że jedno jest takie w stosunku do Ciebie jak Ty do mnie, to dopiero przypomnisz sobie moje łzy".A ja powiedziałam wreszcie - ja szanuję wolę mojego dziecka - jak czegoś nie chce to ja nie nalegam a ma znacznie mniej lat niż ja teraz, a ja nadal mogę sobie ustalać jakieś zasady, Mama szanować ich nie zamierza..a i tak ja będę najgorsza, bo jak ja śmiałam zwrócić uwagę!I to tak chamsko - a podkreślę raz jeszcze - w pierwszym momencie ZAWSZE jestem spokojna i mówię delikatnie! efekt, że ubrała się i pojechała...wcześniej wielokrotnie powtarzając, że tak cieszyła się,że zobaczy się z Kubusiem a ja tak Ją ugościłam...w niedzielę mieliśmy zaproszenie do Niej na obiad (w weekend będzie moja siostra u Niej) ale powiedziałam jej, że nie przyjedziemy, nie robi to dobrze mojej ciąży. Wyszła więc, gdy byłyśmy naprawdę pokłócone, potem zadzwoniłam do Niej i powiedziałam "przepraszam, nie chcę byś płakała przeze mnie, ale dochodzę do wniosku, że my nigdy się nie dogadamy - ja będę zawsze mówiła gdy będzie mi coś nie pasowało a Ty nigdy nie będziesz umiała tego przyjąć do wiadomości, dlatego chyba powinnyśmy ograniczyć do minimum nasze kontakty, bo to niczemu nie służy", powiedziała,że doszła do takiego samego wniosku...jakkolwiek to smutna puenta to chyba jedyna możliwa w tej chwili..
Od wczoraj wciąż myślę o tym a nikomu nie powiedziałam dotąd nic, bardzo mi z tym wszystkim źle :(

Jestem w ciąży, tak? Może nie powinnam się denerwować (a wychodziłam z siebie) ale co z tego - przecież ja zawiniłam i ja tak potwornie zraniłam swoją Mamę...

A może to ja przesadzam? Może powinnam zrezygnować z walki o swoje? Może nie reagować, gdy coś mi się nie podoba? Przecież to moja Matka i cokolwiek robi nie wolno Jej zwracać uwagi, bo sprawi się Jej przykrość,a Ona chciała dobrze?
Może...tyle,że ja tak nie potrafię :(

A może czeka mnie terapia z dzieckiem u psychologa, bo jest zimny? ehhhh