poniedziałek, 9 września 2013

Ostatnia prosta...

No i tym sposobem dotarłam na ostatnią prostą mojej ciąży...wkrótce będę w zdecydowanej mniejszości w domu...Ich trzech i ja jedna...hmmm,kurcze,chyba zawsze dobrze czułam się w męskim towarzystwie :) Puchatek już nie może się doczekać, kiedy będzie Dzidzi...chociaż,chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego co i jak...w napięciu oczekuję jak mój Starszy Syn będzie zachowywał się...póki co sam zaczął być Dzidzią, a więc dotąd umiał sam się ubrać, rozebrać, zjeść , usiąść na nocnik (ba nawet siadał na sedes)...teraz cokolwiek ma zrobić mówi,że On jest dzidzi...mówi, hmmm to chyba za mocne słowo...nie chce dalej gadać i co Mu zrobić :/ Zaliczyliśmy już w ostatnich kilku miesiącach 2 wizyty u logopedy, jedną konsultację u psychologa i obie Panie stwierdzają,że rozwija się prawidłowo...tylko gadać nie gada...trzeba ćwiczyć itd itp...póki co sukcesywnie wzbogaca słownik w nowe słowa (np powtarza jak Mu się coś spodoba...jak np ja kiedyś powiedziałam do M " Tata, Ty..." i chodził i powtarzał tak samo :) )...ale na rozmowę z Nim poczekać muszę dalej...chociaż już zadręcza pytaniami "dlaczego nie", które u Niego brzmi "a nie nie?" Ostatnio w ogóle zrobił się krnąbrny...bunt 3-latka w pełni!
Stary...hmmm, tak doczekać się nie mógł,kiedy będę w ciąży, tak miał być inny już teraz itd itp...no nie wiem, nie wiem...Może okazywać uczuć nie umie dalej (a więc nie spodziewam się i nie oczekuję gestów w stylu przytulanie brzuszka, czy coś...dobrze , że mam Puchatka On to robi i to sam od siebie!), ale i tak nie ma co narzekać, teraz jest (jakby to ująć) bardziej przywiązany do domu :) Zresztą włączył Mu się ostatnio (już od paru m-cu) program oszczędzania pieniędzy (tzn odkładania) więc jak ma lewą robótkę to całą kasę odkłada do koperty a wkrótce mamy dołączyć ją do naszej lokaty ...z tegoż też powodu ciężar zakupów dla Młodego nr 2 (wciąż o nieustalonym imieniu) spadł na mnie...ale nie narzekam,chociaż nie przeszkadza mi :) A ja szaleję do woli :D Chociaż moje skromne środki nie pozwalają na zbyt wiele i co miesiąc czekam jak na zbawienie na zasiłek z ZUSu.
Ostatnio byłam na wizycie u dwóch ginekologów...moja Ginekolog zawodzi mnie coś bardzo...np nie zwróciła uwagi na złe wyniki morfologii (dla Niej były one super)i spadły mi jeszcze bardziej i już mam anemię, a jako,że wizyty wciąz mam co 4 tyg. to Ona nie wie co się dzieje...a dwa razy miałam tak,że na spacerze czy w domu osłabłam, raz nawet na dworze do ławki dojść nie mogłam a potem M musiał mnie zaprowadzić do auta i do domu, sama nie dałabym rady...zadzwoniłam do Ginki a Ona,że pewnie mam to od ciśnienia albo pić mi się chce...a przyznam,że dzwoniąc do Niej liczyłam na konsultację (wtedy przyjmowała) ale nic z tego, Jej to nie zaniepokoiło, mało tego w tej ciąży ma często i bolesne skurcze a Ona tylko odpoczywać mi zaleciła, ale ja wiem po sobie,że to nie wystarczy, bo skurcze zdarzały się nawet, gdy cały dzień zbijałam bąki , jak np w weekendu, gdy M robi praktycznie wszystko...wtedy znalazłam innego Gina (w innym mieście, tam gdzie chcę rodzić) i do Niego pojechałam, a On stwierdził anemię i na skurcze dał końską dawkę magnezu...i jak ręką odjął! Znów mogę cieszyć się ciążą...tzn do piątku, gdy dowiedziałam się od mojej Ginki,że organizm już szykuje się do porodu...no nic, niechby Synuś wytrzymał jeszcze w brzuszku 2 tygodnie a potem niech się dzieje co chce!
Dobrze,że jakieś 2-3 tyg. temu poprałam ubranka po Puchatku i to co nowego zakupiłam, poprasowałam a wczoraj nawet spakowałam 3 torby :) Plan jest,że jedna będzie na porodówkę, druga po porodzie, a trzecia w razie wypadku...i tu przechodzę do mojego planu o którym M nie wie nic...niestety w jego przypadku trzeba zachować dyplomację w każdym calu,bo inaczej na nic się nie zgodzi...ostatnio ledwo co przekonałam Go,do uczestnictwa w jednych zajęciach w Szkole Rodzenia w Szpitalu w Bełchatowie, gdzie chcę rodzić...M jest zdania,że skoro mieszkamy koło nowowybudowanego Szpitala to tu mam rodzić...a ja jestem zdania,że jak zawsze nasz miejscowy Szpital miał fatalną opinię tak i teraz nie mogło się nic zmienić...mury to nie wszystko! Zresztą moja Ginka jest dla mnie symbolem lekarzy miejscowych... i nie chcę tu rodzić i nie będę! Ale ale...poród w mieście o 40km oddalonym to dość kłopotliwe i dlatego mam plan,żeby wynieść się do mojej Mamy na ostatnie kilka tygodni (w trakcie może okazać się,że szybciej to się odbędzie!), od Niej będę miała 20 km do Szpitala...Młodym pomoże mi się zająć, bo coraz bardziej jest absorbujący a ja coraz mniej mam możliwości zajmowania się z Nim..tak jakby On chciał :( No i gdy zacznie się coś dziać to bliżej do Szpitala...co prawda wtedy M może nie być z nami, bo np będzie w pracy,albo nie będzie chciał na noc zostać "u nas" ale tak czy inaczej myślę,że podczas Jego podróży do nas ja przygotuję się do wyjazdu...taki jest plan...potem gdy urodzę, nie będę chciała by M przyjeżdżał do nas bo po 1 szkoda paliwa, a po 2 i chyba ważniejsze to nie będę chciała by brał Kubę do Szpitala (wiadomo,ile paskudztwa można przywlec ze Szpitala),zresztą tam i tak nie wpuszczą dziecka na oddział neonatologiczny..zresztą pamiętam jak M wpadając do mnie do Szpitala zawsze się spieszył, nic mnie tak nie denerwowało,bo ja bym Go chciała na dłużej zatrzymać a On wciąż się spieszy...niech lepiej nie przyjeżdża wcale a zajmie się Starszym Synem :) Dlatego też spakowałam trzecią torbę...zostawimy Ją Komuś,kto będzie miał możliwość przyjechać do mnie jakby co...mam dwa typy takich osób, na które mogłabym liczyć :)