wtorek, 27 września 2011

Stara bida ...

Niby nic nowego a jednak wciąż się coś dzieje...najpierw dwa weekendy z rzędu na Śląsku potem weekend u Mamysi-pid nieobecność Starego,który służbowo przebywał w Krakowie .Pobyt u Mamusi nie należał do najciekawszych,bo moje Dziecię po czwartkowym szczepieniu przeciw pneumokokkom wyjątkowo źle się czuł -gorączkował mi trzy dni-dzień po szczepieniu było apogeum-w parę minut moje Dziecię zmieniło się z żywego Bączka w półprzytomną istotkę..i ku zdziwieniu mojej cioci,która gościła wówczas u mojej mamy zachowałam zimną krew i po podaniu leku,zrobieniu okładów i wreszcie kąpieli chłodzącej gorączka zaczęła spadać i zaraz Bączek znów był Bączkiem...dla mnie to oczywiste i nie widzę w tym nic nie zwykłego..ale ciocia wciąż chwaliła mnie do.mojej mamy"ona by nie wiedziała.co zrobić"...ja musiałam wiedzieć... Dziś moja ukochana kumpela że szkolnej ławy obchodzi 3-cią (słownie trzecią) rocznicę ślubu (jeszcze raz Stara wszystkiego najlepszego )a w najbliższą sobotę bawimy na weselu mojej kuzynki ..swoją drogą - o czym może już wspominałam;-) - DZIĘKI NAM SIĘ POZNALI...ehhh ma się rękę do swatania;-) A co u Puchatka?Nadal nie gada...i choć chciałabym by zaczął coś mówić a nie komunikował się poprzez piski czy krzyki to jednak jeszcze się nie martwię...wszystko w swoim czasie...a w swoim czasie (jak zaistnieje taka konieczność) wykorzystam znajomość z najlepszą Logopedą w Stolicy (przecież po coś słodze tu Jej tak ciągle,hehe). Na koniec października umówiona jestem z Puchatkiem do poradni zaburzeń odporności ..badania wykazały za niski poziom IdA i IgG i jedziemy z tym do specjalisty..mam nadzieję,że wreszcie zaradzi coś na tą Jego skłonność do ściągania wszelkich wirusów i bakterii... Tyle u nas....Stara bida...

czwartek, 15 września 2011

Powinnam była ugotować ten obiad?

Powinnam czy nie, czasu nie znalazłam ..a że nie postarałam się ani trochę aby znaleźć chwilę to już inna sprawa..jakoś nie mam potrzeby starać się aby wszystko było jak należy i w porę gdy moje starania nie są doceniane..poza tym jestem bardzo pamiętliwa i i będąc z kimś w stanie wojny napewno nie będę "uczynna "...tak czy inaczej gdy Stary wrócił wieczorem do domu obiadu nie było więc zadzwonił sobie po pizzę,ja zjadłam kanapki a Jemu powiedziałam,że będzie Mu potrzeba sporo kasy jeśli chce się żywić pizzą co dzien-ja nie zamierzałam szybko zacząć gotować obiady znów..w środę rano zebrałam się i pojechałam do Mamusi pod pretekstem wyjścia do fryzjera i bez wiedzy Tamtego...a czy ja wiem,co On robi,gdzie i kiedy?Nie,bo ja nic o Nim nie wiem...więc nie uznałam za konieczne informowanie Go o swoich planach...a On nie pytał..wieczorem sama odezwałam się-napisałam sms żeby.nie martwił się (taki sarkazm przyszedł mi do głowy-bo przecież On nigdy się nie martwi)..O dziwo odpisał i okazało się,że On myśli ,że ja jestem u koleżanki..więc nie od razu wyprowadziłam Go z błędu ..do domu wróciłam następnego dnia i początkowo zapowiadało się na ocieplenie stosunków - emocje opadły..do czasu...wieczorem z bratem pakował do auta elementy na meble dla mojej siostry..ja zajmowałam się tradycyjnie Małym i nawet planowałam po uśpienia Go zrobić obiad dla nas..ale gdy Starego długo nie było dodałam dwa do dwóch i wyszło cztery a więc,że gdy Stary spotyka się z bratem i nie wraca za długo (i jeszcze kiedy jest Mu za coś wdzięczny) to napewno piją!Swoją drogą to ciekawa jestem skąd u Starego to przeświadczenie,że nawet brat nie robi niczego bezinteresownie-czy sam do tego doszedł,czy brat delikatnie daje do zrozumienia..dla mnie to przerażające...ale może to ja się mylę..może tak należy...a może wyolbrzymiam..tak czy inaczej gdy Stary długo nie wracał wściekłam się ,szczególnie,że wciąż świeża była sprawa innego pijaństwa, pomyślałam "już ja Ci zrobię obiad" zaczęłam szykować się do spania a jak On wrócił (jak słusznie przypuszczałam) pod wpływem alkoholu jeszcze się posprzeczalismy (wyjątkowo to On chciał dyskutować-wyrzucił mi znów wszystkie żale co do mojego traktowania Jego rodziny - bo ją ZNÓW czerpią się Jego brata (nadmienię ,że wszystko co o rzeczonym bracie powiedziałam ograniczyło się do stwierdzenia,że musiał z Nim pić?..potem nie chciał iść do swojego poju twierdząc,że przecież może przebywać tu (w "naszym" pokoju) -swoją drogą to wydało mi się podejrzane,że zachowywał się tak akurat po tym,gdy Jego brat wyraził zdziwienie faktem,że śpimy osobno...tak czy inaczej wreszcie poszedł do siebie (gdy ja nie mogąc pozbyć się Go z pokoju a nie chcąc obudzić naszą kłótnią Małego sama wyszłam)i jeszcze z wysłał mi smsa że jak nie będę szanowała Jego rodziny to On nie będzie szanował mojej..odpisalam,że powinien sie leczyć ...a następnego dnia zadzwoniłam do Niego gdy miał przerwę śniadaniową i zezwalam Go...o dziwo (prawie) się że mną zgodził...do domu wrócił późno,bo że względu na wolną sobotę musiał nadgonic z robotą..a w sobotę rano pojechaliśmy do mojej siostry ,której Stary montował kuchnię (swoją drogą to najbliższy weekend spędzimy na Śląsku bo jeszcze meble wymagają dopieszczenia ...lubię gdy jesteśmy z moją rodziną ,poza oczywistym względem lubię z moimi przebywać gdyż wtedy Stary jest taki inny..alkohol pije z umiarem-parę piw podczas oglądania walki Adamka no i dla mnie był jakiś cieplejszy-chyba z raz dostałam buziaka ...A co nowego w postępach Puchatka?Nauczył się dawać buzi i bardzo chętnie nadstawia usteczka -w ostatni weekend wciąż zaczął moja siostrzenicę .Wcześniej tylko przytulal się np przed zasypianiem wyciągał rękę by przytulić się do Niego.Mówi też chyba pierwsze świadome słowo (baba czy mama mówi tak często i przy różnych okazjach,że wygląda na to,że przypisuje im inercji znaczenie)a świadome słowo to AM:-)I na 100% ma na myśli jedzenie.Od dawna (a dotąd zapomniałam wspomnieć)nauczył się stawiać z klocków z FP wieżę..zresztą Jego małe paluszki lubią wyzwania jak.np zakładanie zatyczki na aerozol do nosa czy inhalatora .No i na hasło będziemy odkurzac reaguje taaakim entuzjazmem i już biegnie do pokoju gdzie stoi odkurzacz...potem wciąż mamie wyłącza w trakcie pracy odkurzacz a gdy ja skończę i nie odstawie na miejsce to wciąż prowadzi do niego bym chyba dalej odkurzała a gdy idę odstawić go już to wcześniej biegnie Młody żeby pokazać gdzie mam postawić.A niech znajdzie okruszek gdzieś na podłodze to stoi nad nim i wybitnie zwraca na to uwagę..a najczęściej On jest winny temu,że podłoga zapaprana ..Dziś też próbowałam temperowac charakterek Małego..wiem przecież,że wymusza krzykiem wszystko i wiem,że nie mogę ulegać i najczęściej nie ulegalabym ..ale On jest bardziej uparty np najbardziej jaskrawym tego przykładem jest sytuacja codzienna z rana,kaszka jest gotowa i mówię Mu choć do pokoju i On doskonale wie o co chodzi i jest zainteresowany a.jednak co robi?Płacze i ani myśli iść za mną...ja wychodzę a On zaczyna płakać i nie przestaje ani też nie przychodzi za mną.zasem ja zdążę zrobić coś a On dalej płacze..mimo,że kaszka już od dawna czeka ...staram się temperować Go..raz przynosi to skutki większe raz mniejsze..np gdy ciągnie za włosy mówię zrób cacy Mamusi..czasem skutkuje..inna sytuacja gdy np szczypie mnie czy w inny sposób usiłuje zmusić nie do rzucenia aktualnie wykonywanej czynności i zajęcia się Nim,jak wczoraj gdy po kilku ostrzeżeniach zaprowadziłam Go do pokoju,posadziłam na fotelu i wyszłam..z płaczem oczywiście wrócił do mnie i do swojego szczepania mnie więc znów zaniósł Go na fotel...wrócił i tym razem z płaczem z tą UWAGA różnicą ,że już nie szczypał ale zajął się sobą...cel osiągnięty ..co jeszcze?Aaaa np ostatnio znalazł nowe zastosowanie dla zabawki od cioci Kasi .Służy Mu do przesuwania po szafce pod telewizorem ramę bą zdjęcia,tak by mógł je zdjąć :-)Nie ma co ta zabawka naprawdę rozwija Jego kreatywność :-) Aaaaa i jeszcze cos-bodajze we wtorek szalałam z nożyczkami i zrobiłam Młodemu nową,wystrzałową -krótko z przodu ,długo z tyłu....i wąsy na przedzie;-)Taka zawadiacka fryzura pasuje do Jego temperamentu jak ulał:-)

wtorek, 6 września 2011

Powokacyjnie

I tym sposobem nadrobiłam nagromadzone zaległości ...Co nowego u nas? Jeszcze dwa tygodnie temu w naszym domu panowała względna sielanka..w piątek 2-ego Mąż miał jechać do Warszawy na wieczór (czy raczej weekend) kawalerski do mojej kuzynki narzeczonego, jednocześnie Jego tzn Starego kolegi (my Ich wyswatalismy i za niespełna miesiąc bawimy się na Ich weselu).Miał więc jechać do Niego a my z Kuzynką planowaliśmy babskiego wyjście.W środę okazało się,że ze Starego planów nici,bo właśnie w środę wyjeżdżał służbowo do stolicy i po powrocie już nie chciał znów jechać..tak czy inaczej my z babskiego wyjścia nie zrezygnowałyśmy.Cały wieczór spędziliśmy w barze,gdzie głównie się sobie żaliłyśmy.Wcześniej w sobotę zdenerwował mnie Stary (zresztą już od paru dni nasza sielanka odeszła w niepamięć),bo nie dość,że Stary dzień wcześniej bez konsultacji że mną zaprosił na sobotę swoich rodziców do nas to jeszcze jak wyszedł z domu rano (i to nie do pracy) to wrócił na godzinę przed przyjściem Jehowy rodziców więc jak nie trudno się domyślać wszystko tego dnia było na mojej głowie..jakby na co dzień było inaczej?no tak,ale wtedy doszło mi gruntowne sprzątanie..no ale myśl o wyjściu wieczornym podtrzymywała mnie na duchu..Teściowa starym sposobem musiała mnie drażnić,bo von kilka minut pojawiała.propozycję "choć do Babci"..a Puchatek tradycyjnie bał sie Jej..w końcu po 1,5 godzinie poszedł do Niej to wymyśliła zabawy w otwieranie drzwi balkonowych i zamykanie..musiałam Jej zwrócić uwagę,że wieje w ten sposób na Niego,bo jest przeciąg a na dworze już najcieplej nie było no i Mały był spocony...niedługo Teście poszli (dziadka to chyba w ogóle średnio ten wnuczek obchodzi-z akcentem na ten - bo głównie to dziadek spieszył się do.domu...broń boże ją Ich.nie zatrzymywałam...zaraz Mały dostał kaszkę , wykazała Go i poszłyśmy w miasto..Stary miał już tylko.położyć dziecko spać a i tak.marudził "to uśpij i dopiero idź"..bo wychodząc powiedziałam,żeby usypiał Go tak jak ją to robię,a więc bez noszenia..bezczelny - jak On wychodzi (to zazwyczaj bez mojej wiedzy!!) to jak zwykle wszystko jest na mojej głowie!!Na drugi dzień byliśmy zaproszeni do mojej mamy na obiad,Stary nie pojechał...nie nalegałam..już od dawna na nIc Go nie namawiam.. Twierdził,że musi nadgonić z robotą (robi mojej siostrze meble z którymi w piątek jedziemy do Niej na Śląsk)..pomijam fakt,że dla mnie wszelkie pracę w niedzielę są wykluczone i nie mam bynajmniej na myśli co pomyślą sąsiedzi to raczej kwestia przekonań religijnych..no ale On nie widział w tym nic złego,musi i już..wcześniej mówił,że nie pojedzie,bo tego dnia chce odpocząć a u mojej mamy spędzi cały dzień i choć.pracować tam nie będzie przecież to jednak uznał,że odpocząć tam nie odpocznie jak później się okazało pod nasza nieobecność ani za dużo nie zrobił ani nie odpoczął jak planował..wieczorem gdy wróciłam do domu Jego nie było i choć dałam Mu znać,że za minutę będę (coby mi pomógł z wałówką od mamy..telefonu idę mnie nihyba przed 22 żeby się pożalić na mojego Męża-otóż spotkała Go w barze pijacego z kolegami i chciała Go pewnie zebrać do domu i On zwyzywał Ją i wg Niej (bo On tego nie potwierdza ) podniósł na Nią rękę...tak była zła,że powiedziała,że nie ma On wstępu do Niej-odpocznie przeprosi Jej..nie wiem jaki miała ta durna baba cel ale poprawiła mi humor-nie tylko ja byłam na Niego zła..zaraz oznajmiłam Jej,że Go nie wpuszczenie do domu jeśli sam sobie nie otworzy (jeśli np nie będzie w staniei)..no i co Ona na to?Nie no wpuścili Go narobisz sobie wstydu przed sąsiadami..wysmialam Ją- ją miałabym się wstydzić?Przecież.nie to Nie ja miałabym spać na klatce..miał szczęście,że sam sobie otworzył.Powstrzymała się od komentarza,On zaraz położył się spać w stanie"swoim" pokoju..oczywiście w.nocy słyszałam ze dwa razy,że wstawał do kabla zwrócić co.nieco ..Ehhh..Jakie było moje zdziwienie jak rano zobaczyłam,że nie poszedł do pracy..zaraz zrobiłam Mu awanturę o wszystko,że zachowuje się jak nieodpowiedzialny gówniarz,że znów zawiódł mnie,że nie szanuje Mamy,o pracy nie wspomnę itd itp...On tak głupie miał argumenty, że szkoda,że w ogóle coś mówił..np do.pracy to by poszedł ale spodnie Mu nie wyszły ...brak słów,jak.mogły wypchnąć skoro od soboty są w pracę mokre,bo nie reagował jak mówiłam,że branie się skończyło i niech sobie rozwiesi ..innym razem mówił,że pracę znajdzie nową ..Jezu On mnie wykończy...długo by przytaczać co On mowil-krotko mówiąc zero wyrzutów sumienia..ma wszystko gdzieś,więc na znak,że i ja mam wszystko gdzieś wczoraj nie robiłam obiadu-sama zjadła rosół.od mamy,no jedynie Synusiem miał gotowany obiad..dziś wciąż waham się czy znajdę czas by coś zrobić...dotąd nie znalazłam jeszcze...Powinnam gotować Mu coś?Wychodząc do pracy mówił,że wróci.później i że chciałby żebym coś zrobiła...powinnam???? Aaaaa jeszcze cos-wczesniej (przy opisywaniu postępów Puchatka ) zapomniałam wspomnieć,że mój Synuś lubi tanczyc-kreci się w kółko gdy słyszy muzykę albo w ogóle sam sobie włącza w zabawach:-)

Ad. 6.

Odkąd moje dziecię przestało korzystać z Mamusinego cyca,mam wrażenie,że przybyło Mu lat,czy miesięcy wraz z postępami jakie poczynił. Dużo rozumie,kojarzy np nocnik z siadaniem na niego w celu załatwienia takiej czy innej potrzeby,miskę,garnuszki (Jego osobiste),wodę mineralną,marchewkę,ziemniaki,kaszkę itp z jedzeniem i cieszy się tak bardzo że nawet chwili nie da mamie,gdy zobaczy jeden z wymienionych w Mamy rękach-będzie ponaglał tak długo aż zobaczy pełną miseczkę i usłyszy komendę siadaj będziemy jeść a na szyi zawiśnie śliniaczek .Wspomniany wcześniej nocnik używamy po wstaniu z łóżka po nocy czy popołudniowej drzemce i o ile nie nastąpi to za późno to jest za każdym razem sukcesem i widocznym jest,że świadomie wysilać własne zwierzę by ułatwić sobie oddawanie tego czy owego,dlatego też ostatnio codziennie uda się złapać "coś grubszego "...ahh jaka mama jest dumna :-) Wspomniane wcześniej karmienie przebiega też bez problemów dziecię tak chętnie zjada dwa razy dziennie całą miseczkę kaszki ,obiadek a w międzyczasie owoce:głównie bananki i gdy tylko słyszy,że będzie jadł to od razu siada na jednym że swoich krzesełek i już gotowy do jedzenia. Odkąd cyc poszedł odstawkę noc przesypiamy całą,a wieczorne usypianie przebiega równie bezproblemowo-po kąpaniu wchodzimy na łóżko z zestawem 5ciu książeczek i tak długo je oglądamy aż sam położy się i zaśnie..bez noszenia bez cyca...drzemka popołudniowa jeszcze wiąże się z noszeniem,ale włączane kołysanki kojarzy z zasypaniem i trwa to jakieś 10 minut,więc można przeżyć.Zabawy również inaczej przebiegają,sprawne paluszki radzą sobie z trafieniem kółkiem na patyczek ..Kasiu wybacz,ale rozmontowalam elementy poszczególne misia od Ciebie i Mały uwielbia składać poszczególne kolejka do kupy.Ponadto uwielbia przeglądać książeczki,sprawnie odpycha się nóżkami na jeździku .Od kilku dni mój Syn odkrył gdzie Mama trzyma czekoladę dla Niego (dostaje zwykle jedną czekoladkę udanym dziennie) i np wczoraj wciąż brał mamę za rękę i prowadził do barku by Mu dać co nieco. Najgorsze jest jedno-uwielbia ciągnąć mamę za wlosy-głównie gdy Mama nie poświęca Mu uwagi i np chce zaciągnąć mamę gdzieś..jestem zupełnie bezsilna..reaguję zazwyczaj udanym płaczem co od razu przynosi zamierzony cel..niestety na krótko..zdarzało mi się,z czego nie jestem dumna , krzyknąć czy dać w łapkę ...ale miałam wyrzuty sumienia i staram się trzymać nerwy na wodzy.. Tyle w tej chwili przychodzi mi do głowy postępów Puchatka...taaaaka jestem z mojego Malucha dumna.

poniedziałek, 5 września 2011

Ad. 5.

Jakiś czas przed kolejna w tym roku infekcją na puszkach Puchatka dostrzegłam parę pęcherzyków z którymi (po stwierdzeniu przez Pediatrę,że nie wiadomo co to) poszłam do dermatologa,która (swoją drogą szalenie sympatyczna Pani)stwierdziła jakieś schorzenie bakteryjne i mówiłam się z nami na zabieg usuwania tego specjalną lyzeczka.Ileż ją się namęczyłam by wcześniej zastosować plastry zniechęcające..Ale chyba udało się bo Młody nie przerwał sobie nawet drzemki gdy Pani doktor usuwała pierwszego bąbla..przy drugim się przebudził ,ale był dzielny i lekkie skrzywienie spowodowane były raczej faktem,że zobaczył nad sobą dwie obce babki i to zaraz po przebudzeniu..na szczęście była też trzecia babka nad Nim- Mamusia i zachował zimną krew. Zuch !!! Gorzej,że po zabiegu Pani doktor powiedziała,że trochę nie wyglądało to spodziewała się...mam jednak nadzieję,że ładnie i szybko się to zagoi .

Ad. 4.

Minął jakiś tydzień,może półtora od powrotu z długiego weekendu,a Mały zaczął mi pokasływać ..zaraz też pojawił się mega katar..mojej Pediatry - która zna przypadek Puchatka-nie było,miała urlop i inna Pani doktor nie uznała stan Jego za najgorszy,dostał więc parę leków...w nocy pojawiła się gorączka,świsty i duszności...rano,a była to sobota,zaraz pojechaliśmy na izbę przyjęć do Szpitala,gdzie z biegu dostał ZNÓW zastrzyki...moje biedne maleństwo..w poniedziałek była już nasza Pani Doktor i na szczęście zastrzyki odstawiliśmy..antybiotyki.jednak brał jeszcze przez tydzień,a ponadto sterydy wierne i leki na astmę..tak więc doszło mi zajęć...Stary od naszego powrotu z długiego weekendu śpi obok(do dziś...i nie zapowiada się,bym miała Go przyjąć z powrotem do nas..a i On nie narzeka...tam się wysypia,Żona wierzy pokój,pościel,pierze Mu pościel...ma więc czysto i.miło...i spokój...i może spać przy otwartym oknie ).Teraz mamy odczekać 1,5 tygodnia (w tej chwili zostało nam parę dni) i będziemy badać Puchatka pod kątem alergii i astmy...ma wysokie "szanse" z uwagi na moją alergie i astmę .Na szczęście naszanaszym alergologiem Pediatra jest jednocześnie naszym alergologiem więc żądamy Go na wszelkie sposoby...nie wyłączając ewentualności pobytu w dziecięcym Szpitalu chorób płuc...zgodze sue na wszystko dla Jego dobra..a sezon na choroby dopiero przed nami...

Ad. 3.

Pewnego czerwcowego,deszczowego dnia zadzwonił do mnie mój przyjaciel (a przynajmniej kiedyś mogłam Go tak nazwać..dziś to chyba za mocne słowo,by go użyć w stosunku do Kogoś,z Kim z lekka stosunki mi się rozluźniły ) - Mareczek .Jak zwykle liczył,że mi w czymś przeszkodzi..a tego dnia dzwonił z propozycją zorganizowania wspólnego wyjazdu na grupowo-rodzinny długi weekend sierpniowy..co rok od zakończenia studiów spotykamy się we wlasnym-grupowym-gronie..tym razem spotkanie też oczywiście odbyło się,jakoś wiosną...ale właśnie w czerwcu jeden kolega Marcin wpadł na genialny pomysł by zabrać rodziny,a więc małżonków i narybek i spędzić parę dni razem..wiedziałam,że nigdy nasze finanse nie były tak rewelacyjne,by moc pełnym przekonaniem odpowiedzieć na taką propozycję pozytywnie...swoją drogą to ludzie że studiów jeszcze pamiętają czasy gdy ją byłam osobą ,której zawsze pasowało i byłam pierwszym pewnikiem ...tym razem wiedziałam,że mój Mąż może najnormalniej nie mieć ochoty,zrobić mi na złość czy znaleźć powód i nie zgodzić się na wyjazd ...miałam jednak wielką ochotę i wiedziałam,że łatwo nie odpuszczę...jak spodziewałam się Stary odpiwiedzial-wykliczone,będziemy po wczasach nad morzem nie będzie kasy..jednak ją się nie poddawałam i niedługo przed wyjazdem nad morze Stary określił szansę na wyjazd grupowy na ok 60%...co mnie oczywiście wystarczyło i przekazałam Mareczkowi radosną nowinę...po powrocie z nad morza będąc u mojej Mamy Stary twierdził,że nic nie obiecywał mi że.nigdzie nie pojedziemy..ja postawiłam więc sprawę następująco - ja i dziecko jedziemy,nie będę teraz robiła z siebie idiotki i odwoływała dane słowo a ponadto zaoferowałam ,że ją pokryje koszty z "własnych pieniędzy".Stary i tak się nie zmiękł i koniec końców jako jedyna pojechałam na rodzinny wyjazd z nie pełną rodzina-tylko,lub aż z ukochanym syneczkiem ..wyjazd był bardzo udany..zupełnie nie odczuwam braku meza-wszyscy bardzo mi pomagali-faceci dźwigali mi bagaże czy pomagali z wózkiem...i na każdym kroku każdy pomagał mi w opiece nad Malutkim...co rusz to inna ciocia czy wujek zajmowali się Puchatkiem gdy np ją musiałam coś zrobić , jak choćby skorzystać z toalety...I prawie nikt (do czego wrócę później ) nie zadawał zbędnych pytań,czemu nie ma mojego Meza. Na kilka dni przed wyjazdem podjęła spontaniczną decyzję o odstawieniu Syneczka od piersi..od dawna już Synuś dostawał cyca tylko w nocy,gdy się przebudzał i nijak nie umiał dalej zasnąć...jednakże tego dnia-9tego sierpnia postanowiłam,że gdy Młody wstanie w nocy nie dostanie cyca a zamiast tego będę Go nosiła dopóki nie zaśnie..pierwszej nocy budził się trzykrotnie w tym ostatnia ,trzecia pobudki była pobudką na dobre i zamiast iść jak dotąd na łatwiznę i dać cyca wstawał,włączałam kołysanki i tak długo nosiłam aż zasnął..a dodam,że początkowo Młody bardzo domagali cyca..następnej nocy pobudki były tylko dwie,trzeciej nocy też,a od czwartej nocy pobudka była jedna..jednocześnie od drugiej czy trzeciej nocy począwszy nocne usypianie trwało coraz.krócej.Pobyt w Zjeździe Leśnym umocnił nasza naukę zasypiania i od tamtej pory Młody przestał się w.nocy.budzić,przesyła całe noce, a jeśli nawet się przebudza to łatwo i.bez większej pomocy zasypia dalej-sam!Tak o to mój Synuś poczynił jeden wielki postęp,który pociągnął za sobą inne postępy....ale o tym innym razem. A wracając do pytania o powód braku przy moim boku Męża to drugiego dnia pobytu,gdy siedziałam na ławce z Mareczkiem i Kimś bardzo kiedyś ważnym dla mnie , Mareczek zadał to dość kłopotliwe pytanie...bez ogródek powiedziałam prawde-nie układa się nam,coraz częściej nadajmy na różnych falach itd itp...pewnie tym łatwiej było mi to wyznać że względu na obecność Kogoś...choć sama nie wiedziałam po co zależało mi by znał moją sytuację...przecież to nic nie zmienia...przecież ja nadal będę Żoną innego,On Mężem innej-swoją drogą bardzo sympatycznej osoby...że też,nie umiem -Jej znienawidzić ,że ma Kogoś,kto dla mnie kiedyś skoczyłby w ogień...czego ja tego nie doceniałam..szkoda,że czasem jest za późno na wyciąganie wniosków...tak miło było patrzec jak Ktoś zajmował się moim dzieckiem,jak bawi się z Nim,mówi do Niego...że też nie mogłoby się okazać,że jakimś cudem Puchatek jest Jego dzieckiem...ehhh Wróciłam do domu w poniedziałek po południu...i co zastałam ?Stary zignorował mnie zupełnie,Puchatek po paru nich bez Ojca nie chciał iść do Niego...a za parę dni wynikła kolejna awantura,gdy Stary zobaczył na zdjęciu,że obcy facet (a mój znajomy) trzyma Puchatka na rękach...Ehhh szkoda gadać..jechać nie chciał,nie przejmował się jak ją sobie sama dam radę (wręcz w kłótni po powiedział,że skoro nie radzę sobie to nie powinnam jechać) i złością reagował na fakt,że ktoś mi pomagał...ehhh trudny przypadek...ją wyjazd zaliczam do udanych.

sobota, 3 września 2011

Ad.2.

Z Władysławowa do domu wróciliśmy koło północy..Starego główny argument przeciwko zostanie choć chwilę dłużej w Gdańsku był taki,że On nie chce wracać po ciemku ...o dziwo gdy swoje argumenty musiał skonfrontować z kimś innym niż Żona okazało się,że nie ma problemu.pozostać dłużej w Gdańsku szczególnie w tak miłym towarzystwie jak wspominałam wcześniej nie tylko nie ponaglał ale również w drodze do domu która w dużym stopniu przebiegała już nie za widoku ,nie marudzi ,że musi jechać nocą...Można?Można!! Nazajutrz rano zajęliśmy się rozpakowywaniem wszystkich 3 walizek i pakowaniem do jednej rzeczy dla mnie i Puchatka,gdyż tego dnia Stary zawoził nas do mojej mamy...sam miał następnego dnia zajmować się jakąś fuchą dojechać do nas w środę.Po naszym powrocie okazało się,że wieczorem już tak nudził się,że musiał zaprosić kolegę (gdy widząc na balkonie paczkę po papierach spytałam kto tu był usłyszałam"no Mikołaj był,a kto miał być?"Hmmm czy to aż tak oczywiste,że niepotrzebnie pytałam??)...okazało się też,że nasze fundusze pozwalają na posilanie się pizzą pod nieobecność Żony mimo,że w zamrażarce znalazłby coś z czego szybko mógł sobie przyrządzić co nieco...hmmm może tylko wydaje mi się,że jakoś często słyszlę,że nie.mamy pieniędzy a tu proszę,nie jest tak najgorzej..nawet po urlopie,który mocno nadszarpnął nasz budżet.. No ale wracając do mojego pobytu u Mamusi...spędzaliśmy miło czas z Synusiem i z siostrzenicą ,która przebywała u babci na wakacjach.Pogoda,w przeciwieństwie do tej ,którą mieliśmy nad morzem,dopisywała więc całe dnie siedzieliśmy na podwórku,bądź spacerowaliśmy.Stary dojechał w środę rano i do czwartku wieczorem malował z moim Ojczymem dach.W środę pojechaliśmy na basen..Puchatek ku mojemu zaskoczeniu w ogóle nie bał się w ody,nawet gdy Go chlapała.W sobotę przyjechała moją siostra ze swoimi Teściami i synem,który zostawał u babci,a córka wracała.Wieczorem nawet wybraliśmy się że Starym i moją siostrą do pizzerii..i znów musieliśmy się posprzeczać przy mojej siostrze..tak od słowa do słowa i wyszło tak jakoś..i znów ten fałszywiec mówił,że On nie chciał dłużej w Gdańsku zostać,że musiał jechać po nocy i że w ogóle jak można uważać za koleżankę kogoś kogo zna się z internetu...ahh szkoda słów...na szczęście moją siostrą stała za mną ,bo inaczej dobiłaby mnie... Do domu wróciliśmy w niedzielę po kolacji...na marginesie to wcześniej ZNÓW musieliśmy się pokłócić ,bo najpierw Stary mówił,że jedziemy zaraz po obiedzie,bo później pójdziemy do Jego Taty..gdy zobaczyłam,że On się nie kwapi do pakowania i wynoszenia rzeczy do auta to powiedziałam,żeby potem nie było jak zawsze,że gdy ją będę szykować nas do wyjazdu i wyjazd się przesunie On powie,że ja przeciągam i że nigdy nie możemy wyjechać o takiej porze jakby On chciał,bo przecież odrobina Jego zaangażowania wystarczyłoby,żebyśmy wyjechali o umówione porze i to byłby znak dla mnie,że nie zmieniły się plany...wtedy okazało się,że Stary zmienił zdanie-zostaniemy u Jego Teściowej kolację...chyba doszedł do wniosku,że opłaca Mu się to bardziej-ubardziej-u Jego rodziców nie byliśmy nigdy poczestowani kolacją,a nasza lodówka po tak dlugiej nieobecności oczywiście świeciła pustkami.W domu zaraz poszliśmy spać..rozpakowywanie,pranie,sprzątanie jak zwykle odłożone na jutro...gdy oprócz tego na głowie będę miała jeszcze dwa obiady i szeroko rozumiane zajmowanie się absorbujacym dzieckiem...

piątek, 2 września 2011

Ad. 1.

W moich marzeniach widziałam nasze wakacje jako wspaniały, rodzinny wypoczynek.Miał to być czas na zacieśnianie więzi..hmm czy tak było..no raczej sielanką to bym tego nie nazwała..ale muszę (z nieukrywanym zdziwieniem) przyznać,że najgorzej też nie było..no moze poza jedną mega awantura w dniu pierwszym-a poszło o to,że zwróciłam Mężowi uwagę,że przesadza z ilością wypijanego piwa-a przeszkadzało mi to w gruncie rzeczy z jednego powodu a mianowicie chodziło mi o dość dużą kwotę pieniędzy jaka na to szła..od słowa do słowa i na wielkiej awanturze się skończyło i niewiele brakowało a nasze drogi by się tam rozeszły..tak jednak się nie stałoi choć przez resztę pobytu nie byliśmy wzorem kochającego się małżeństwa to jednak obyło się bez skakania sobie do gardeł. Z Rodzinką Starego UWAGA nie spotkaliśmy się tam ani raz (pomijając kilkuminutowe spotkanie przypadkowe i drogę do Władysławowa).I o dziwo nie było tak za moją przyczyną , bo ją z bólem serca zgodziłam się na jedno z Nimi wyjście..jaki pech,że kuzynka Starego nie miała ochoty nawet na jedno spotkanie.Zamiast tego przypadkiem spotkaliśmy znajomych Starego i co dzień widywalismy się z Nimi.. pomijajam zapędy Romka,który chciał nam organizować czas i nie bardzo rozumiał czemu JUŻ chcemy wracać do siebie?Przeciez23 czy 24 to jeszcze młoda godzina!?Jakoś trudno niektórym zrozumieć,że posiadających dzieci obowiązują inne reguły!I tak szczęście mieliśmy,że nadmorskie powietrze służyło Puchatkowi i drzemka popołudniowa trwała nie jak zwykle 1,5-2 godziny a 3,5-4 i przez to na noc spać mógł iść znacznie później...skoro po drzemce budził się ok 18 to zrozumiałym było,że o 20 za żadne skarby nie zaśnie i wtedy nasza doba wydłużała się nieco.Tak czy inaczej bilans wakacji nad morzem nawet niezły..z "nie rodziną "Starego była szansa walczyć ..no i jeszcze pobyt tak sprawił,że wcześniejsza infekcja Puchatka poszła w niepamięć ..gorzej,że Mamusi zaczęło tam coś dokuczać ..na szczęście jak szybko coś przyszło tak szybko poszło..W drodze do domu chciałam,ba JA MUSIAŁAM spotkać się z Madzią z Gdańska..i znów. mój kochany Mąż musiał mnie zdenerwować Kimś..najpierw w ogóle nie miał ochoty by spotykać kogoś kogo On nie zna a i ja Ją znam jedynie wirtualnie..jednakże byłam nieustępliwa i musiał to przełknąć jakoś.Problem pojawił się gdy okazało się,że On nie planuje za długo bawić w Gdańsku, podczas gdy ją wprost przeciwnie i gdy okazało się,że On już by chciał jechać a tu jeszcze nie spotkaliśmy się z Madzią ...i znów mega awantura.."nie będę czekał AŻ pół godziny"..w końcu znaleźliśmy się na parkingu z zamiarem powrotu do domu i gdyby nie zadzwoniła Madzia pewnie pojechalibyśmy,swoją drogą to zadzwoniła do Starego,gdyż jak wspominałam mój telefon nad morzem odmówił posłuszeństwa..Tak więc za chwilę Madzia z Rodzinką pojechała i znów okazało się,że mój Mąż nie miał nic przeciwko temu by się spotkać i nawet nie pospieszał nas..a w drodze do domu i przyznał ,że bardzo przypadli Mu do gustu nowi znajomi..i tak o to minął nasz pierwszy rodzinny wyjazd wakacyjny.

"Wakacje Puchatka"

Jako,że wakacje już się skończyły to pora na pierwszą pracę domową - wypracowanie z języka polskiego..a wiadomo na jaki temat jest pierwsza praca z języka polskiego po wakacjach. Każde poważne wypracowanie powinno mieć plan. A o to mój plan: 1.Wakacje we Władysławowie. 2.Wakacje u babci. 3.Długi weekend w Siewierzu . 4.Zapalenie oskrzeli. 5.Zabieg dermatologiczny. 6.Postępy..... Tyle na razie..na tyle pozwolił mi Synuś...

czwartek, 1 września 2011

Od czego by tu zacząć...

Tak dawno mnie tu nie było...najpierw wakacje we Władysławowie,potem tydzień u mamusi,a do tego brak komputera i jakby tego było mało podczas pobytu nad morzem popsuł mi się telefon na którym dotąd mogłam korzystać z internetu a zastępczy telefon był zbyt prosty by móc go używać w tym celu..ale wreszcie przedwczoraj przedłużyłam umowę na telefon i dostałam wypasiony model i dzięki temu znów mam kontakt ze światem:-) Mogę czuć się wytłumaczona? Tyle tytułem wstępu. Opis szczegółowy zajmie mi pewnie sporo czasu,bo póki co niezbyt posługuję się nowym dotykowym sprzętem,dlatego na razie z mojej strony to wszystko .Gdy Maruda pójdzie spać naskrobię więcej.Póki co melduję JESTEM:-)