niedziela, 30 października 2011

Tupot małych stóp...

Jakiś czas temu wyjęłam Puchatkowi z łóżeczka dwa szczebelki i teraz, gdy Mamusia korzystając z popołudniowej drzemki Synusia pracuje w kuchni co jakiś czas słyszy cudowny tupot małych stóp:)Po prostu Synuś gdy przebudzi się to ile sił w nogach drepcze do Mamusi...ehhh jak ja to kocham:)Mogę nie wiem jak zły mieć humor (najczęściej przez Ojca mojego dziecka) ale gdy zobaczę moje Słoneczko bosymi stopkami dreptającego do Mamusi to wszystko inne jest nie ważne:)Ostatnio (w zeszły poniedziałek).Ponadto do grona odgłosów zwierząt jakie Młody naśladuje doszło "jak robi kotek -i tu moje Słoneczko piszczy (tak powtarza po mamie "miał" :) ), ponadto umie "mówić" jak UWAGA rybka:) I tu dźwięk przypomina cmokanie:) Gdy moje kochane Maleństwo widzi krówkę,rybkę,czy usłyszy,że wspomni się o którymś ze zwierząt to "mówi" odpowiednio :) To wciąż mało postępów w nauce mówienia,ale jednak sprawia tak wielką radość...szczególnie,gdy ma się nerwy na wszystko inne...jak np na pierwsze w "karierze" kierowcy pouczenie...jeździłam po mieście z Dziecięciem za papierkami do zasiłku dla biednych ...i o dziwo w ekspresowym tempie udało mi się wszystko pozałatwiać, w jednym Urzędzie udało mi się przez telefon w ciągu paru chwil załatwić papierek na który każą czekać tydzień!! ehhh znajomości,to podstawa:) Zadzwoniłam,znajoma powiedziała,że mam zaraz przyjechać...przyjechałam i już:) I tyle z pozytywnych spraw tego dnia...bo odjeżdżając spod jednego Urzędu spotkałam się ze Strażnikami Miejskimi,którzy pouczyli mnie,że tu stać nie można...ehhh...na nic moje tłumaczenie,że wjazd na parking zastawił jakiś baran (takiego dokładnie słowa użyłam:p),że z dzieckiem nie chciałam szukać daleko miejsca itd..."miły" Pan (który cholera jasna chodził do naszej szkoły średniej!!) wysłuchał,powiedział, "tak,proszę dowód osobisty,rejestracyjny auta i prawo jazdy"....ehhh nic nie pomogło,że dziecię płakało,że wsadziłam Go do auta....ehhh...nie spowodowałam zagrożenia w ruchu ani nic...naprawdę mogli mnie puścić...ale nie,po co?!
Stary w domu O DZIWO spytał tylko "ile będzie trzeba zapłacić?"....
A z moim Orangem ciąg dalszy sporu.....przysłali pismo,że nie dostarczyłam pisma potwierdzającego zwrot zakupionego modemu i przez to odrzucają moją prośbę o zerwanie umowy...ale nie poddaję się,wystosowałam kolejne pismo...i czekam:) Pominę fakt,że gdy poszłam z pierwszym pismem do Salonu to gość nie kazał mi oddać sprzętu ,baaa On pierwszy raz ma taki przypadek jak mój,więc na moim przykładzie się uczy...ehhh...ja to mam zawsze pecha-jedyna w regionie mam jakiś problem...kiedyś jedyna w powiecie miałam podany corhydron gdy była afera z tym związana,a przez to ja musiałam złożyć oświadczenie na policji,że mnie nic nie było, jako jedyna w powiecie i w szpitalu którym leżałam miałam grypę Ah1N1 będąc w ciąży....ehhh,ja zwykłych problemów nie mogę mięć...zwykłe problemy ma każdy głupi...ale nie ja...

środa, 26 października 2011

"Odpornościowy profesor"

Dziś wreszcie przyszedł dzień wizyty u profesora od zaburzeń odporności...i choć wizyta była przewidywalna i w sumie póki co nie dowiedziałam się niczego, czego wcześniej nie wiedziałam, to jednak jestem z tego spotkania bardzo zadowolona.Po pierwsze znów przekonałam się,że naprawdę bywają lekarze z powołania, z podejściem do dzieci...po drugie Pan Profesor wytłumaczył wszystko dokładnie i umówił się z nami,że konieczne będzie położenie się na dwie doby do szpitala w celu przebadania Młodego wzdłuż i wszerz szukając przyczyn Jego tak częstych infekcji. W tym temacie to tyle. W drodze z Łodzi wstąpiliśmy do Galerii...i myli się ten kto myśli,że nagle stałam się wielbicielką sztuki przez duże S....po prostu po raz trzeci w ciągu ostatnich pięciu dni byłam na zakupach:p Efekt=Młody obkupiony we wszelkie body:z długim, z krótkim rękawem, piżamki,sweterki itd...nawet ja kupiłam sporo (jak na mnie) dla siebie,Stary jak zwykle umiał przeforsować swoje wydatki-które nie wiedzieć czemu okazały się wyższe niż zakładaliśmy...co poza tym? Młody nauczył się "mówić" jak robi kotek (co jest jednym piskiem) oraz jak robi rybka :p co brzmi nie inaczej jak cmokanie:) Poza tym nauczył się "śpiewać"-gdy ma chęć i słyszy jakąś piosenkę (np w reklamach czy w bajce) to śpiewa "lalalala" (co brzmi trochę jak "jajajaja" wciąż l to takie l/j...mamy jedną książeczkę (a wciąż uwielbia książeczki przeglądać) w której jest taki fragment "i słucha jak pan słowik dzieciom do snu śpiewa" i gdy to czytam to wyraźnie czeka na ten fragment i gdy tylko padnie słowo "śpiewa" zaczyna swoje "lalalala" Niech sobie przypomnę jakie postępy jeszcze poczynił Puchatek? Żeby nie było,że nie rozwija się:) Aaaaa np gdy jest niegrzeczny (krzyczy,piszczy czy w inny sposób usiłuje swoje pomysły przeforsować) daję Mu karę ("posiedzisz tu w drugim pokoju aż przemyślisz") a potem Mu tłumaczę co jest nie tak i wreszcie mówię-przeproś Mamusię,że byłeś niegrzeczny...i moje szczęście ściska mnie za szyję:) Bezcenne:) I oczywiście wszystko Mu wybaczam :) Od paru dni zaczął wreszcie mówić "tata"...wciąż jest to dosyć niewyraźne,ale jednak to TATA...ku uciesze Starego...a niech ma:)Zresztą od dłuższego czasu powodów do radości Stary ma znacznie więcej,bo Młody tak strasznie zaciesza jak On wraca z pracy,że najpierw biegnie jak oszalały do drzwi gdy usłyszy przekręcanie klucza w zamku a potem nie chce Go na krok opuścić i w ogóle wtedy mama może iść gdzie chce-Młody nawet zrobi papa mamusi na do widzenia...co byłoby nie do pomyślenia w przypadku,gdyby to Stary chciał wyjść...ryk byłby nie z tej ziemi i tylko obietnica-pomachamy Tatusiowi z okna może coś pomóc:) Ehhh synuś mamusi chwilowo przeistoczył się w synusia tatusia:)

wtorek, 18 października 2011

Lekcja asertywności

Kiedyś moja Kawcia Mielona (pozdrowienia Stara dla Ciebie:) ) wysłała mi poradnik asertywności...a ja durna wydrukowałam sobie, trochę poleżał w widocznym miejscu, a teraz nawet tam go nie ma a ja jak nie czytałam tak nie czytałam...a dziś przydałoby się wykazać asertywnością....ehhh... Wyszłam wczoraj z domu z Malutkim na spacer...już pominę drobny fakt,że Kasia Krupa w DDTVN postraszyła jak to zimno na dworze i żeby nie sugerować się słońcem i że trzeba ciepło się ubrać...to ubrałam Puchatka jak na zimę i wyszłam z założeniem,że na krótki spacer,coby pooddychał świeżym (że tak go nazwę) powietrzem...i już krok od domu żałowałam tego kroku...tzn z tą wczorajszą stylizacją Puchatka(dziś byłam mądrzejsza i zimową kurtkę zastąpiłam jesienną na polarku i bluzeczką welurową...ale wracając do wczoraj...w trakcie spaceru uznałam,że przejdę do Orange po informacje odnośnie rezygnacji z Umowy...taki był plan...a wyszłam z przedłużoną Umową...i potwornie wściekła-JAK MOGŁAM ZNÓW!!!! TAK SIĘ PODEJŚĆ?! Całą drogę przeklinałam pod nosem...i jednocześnie kombinowałam jak by tu to odkręcić, a podpisany Aneks nie dawał nadziei....w domu poszperałam na necie, w prawie telekomunikacyjnym ....i pojawiło się światełko w tunelu...z tym światełkiem i pełna nadziei pojechałam zaraz po powrocie Starego do Salonu...tam przeprowadziłam szczerą rozmowę...i jednocześnie moje światełko rozbłysło jak i przygasło....pół wieczoru spędziłam na pisaniu mądrego pisma ...i myślę,że nie wyszło najgorzej...a dziś je złożyłam w Salonie..i jakie było moje zdziwienie jak dostałam od kogoś "mądrego sms" prosząc o wyjaśnienia....kurcze,pismo było napisane jak krowie na granicy.....ehhh...jeśli czegoś się spodziewałam to negatywnej odpowiedzi a nie takiego pytania....odpisałam więc mailowo (załączając ponownie moje pismo) i nieco wyjaśniając jeszcze....ciekawe co teraz.....oj zawzięłam się....jak odpowiedź będzie negatywna poszukam Kogoś kto wystosuje do Nich "fachowe" pismo.....nie wiedzą z Kim zadarli :p A co poza tym? Młody znów uwielbia Mamusię:) Staremu daje spokój, za to Mamusia musi wciąż coś z Nim robić...wczoraj nawet było to powodem kolejnej mega kłótni ze Starym,bo jak zwykle miał gdzieś,że ja coś robię-bo co też Go to interesuje-wg Niego to moja sprawa...ehhh...szkoda gadać...znów poczułam gdzie ma mnie i moje sprawy....nie ma co...kocha mnie nad życie....Jego sobotnie wyznania (pod wpływem alkoholu kierowane do mojego wujka) wydają się teraz śmieszne...przecież On nie wie co to znaczy kochać...jak można Kogoś kochać i mieć gdzieś Jego potrzeby? Jedno wyklucza drugie.. A jeszcze zmieniając temat to już jakiś czas temu (z tydzień jak nie dwa) miałam pisać , że Młody nauczył się mówić jak robi krówka-mmmmmmmmmm, piesek-am am (inaczej intonując znaczy to jedzenie:) ),świnka-i tu następuje pociąganie nosem jak przy wąchaniu ...co ponadto?Rozumie większość-prawie wszystko (o czym wcześniej słyszał) potrafi na moje pytanie zlokalizować w pokoju, a czynność którą widzi,że ja wykonuję stara się powtórzyć-jak np nauczył się obsługiwać mój telefon...padam ze śmiechu jak widzę jak operuje paluszkiem po ekranie dotykowym-i sprawnie odblokowuje...dzięki czemu już wiele rozmów nawiązał...jak np dziś z Panią Dermatolog...ehhh,aż musiałam zmienić dziś sposób blokowania..choć tak bardzo lubiłam patrzeć jak dosłownie kilka sekund zajmuje Mu odblokowanie...taka jestem z Niego dumna:)...chwilowo tyle przypominam sobie...pewnie za jakiś czas przypomni mi się coś jeszcze...tymczasem koniec na dziś:)

czwartek, 13 października 2011

Huuuuura!!!

Ależ się cieszę...wczoraj wieczorkiem odebrałam swojego sprzęta, swój kochany komputerek...wcześniej musiałam się wkurzyć na "kochanego Mężusia",potem na kochanego laptopka...grrrrrrr...wciąż muszę się na coś denerwować...ale od początku. Kilka dni (a może kilkanaście nawet już) temu rozmawiałam koleżanką, która zajmowała mi się naprawą lapka i o dziwo okazało się,że mój sprzęt czeka od dawna na odbiór.Wczoraj odezwałam się do Niej,że może wyskoczyłybyśmy na piwko i wbrew temu co początkowo twierdziła,że będzie u Niej kiepsko w najbliższych dniach z czasem wieczorem dostałam sms-a,że może spotkałybyśmy się za 1,5 godziny...głośno skomentowałam i od razu usłyszałam do Męża,że mogę wybić to sobie z głowy..ale nic sobie z tego nie robiłam i odpisałam "pasuje".Potem zajęłam się swoimi obowiązkami, a więc kolacja, kąpanie Młodego, leki i inhalacje Młodego (bo czy ja wspominałam,że u nas sezon chorobowy rozpoczęty?)...a potem ubrałam się i zakomunikowałam:"wychodzę", Stary zezwał mnie, że ZNÓW wychodzę i żebym nie zdziwiła się jak On wyjdzie w sobotę, a jak powiedziałam,że przecież ja nie wychodzę na imprezę w weekend tylko do koleżanki i to w środku tygodnia to On odpowiedział,że ostatnio wyszłam w piątek....SZOK...przecież ja ostatnio (z Żanką) wyszłam 3 miesiące temu!?W międzyczasie byłam z kuzynką na niby panieńskim wieczorze w barze,ale to był wyjątek! Tak czy inaczej szłam do Żanki taka wkurwiona,że szok! Przecież ja wychodzę tak strasznie rzadko, a ten ma jeszcze pretensje, podczas gdy On znaaaaacznie częściej zapuszcza się gdzieś...Ale nieważne:) Ważne,że miło posiedziałam na plotach u koleżanki (nie poszłyśmy nigdzie), wypiłyśmy parę drinków i ogólnie miło było...nawet z Jej Mężusiem posiedziałyśmy.Po powrocie do domu zaraz (stęskniona) odpaliłam lapka ...i szybko tego pożałowałam...bo o 1 musiałam podać lek Młodemu i jak w związku z tym Go obudziłam i On dojrzał lapka...i się zaczęło..absolutnie nie chciał iść spać....tyle czasu nie widział komputera że myślałam,że zapomni co i jak...ehhh chyba z 2 godziny walczyłam by Go uśpić...tzn wcześniej odciągnąć Jego uwagę od lapka...spać poszliśmy chyba coś koło trzeciej....myślałam,że padnę! Dziś trzymałam się (i przede wszystkim Małego) z daleka od lapka...a dopiero niedawno zabrałam się instalowania tego i tamtego....i ZNÓW musiałam się zdenerwować, bo zupełnie nie chciał ze mną współpracować...ale koniec końców udało się! I znów mam kontakt ze światem:) I znów mam swoje 2tysiące ukochanych piosenek....i jakoś tak nie spieszy mi się do łóżka, znów:)...nawet gdybym mogła iść spać...a nie mogę bo o 1 ustawiłam porę na lek Młodego...jak wspomniałam jest lekko przeziębiony-w porę (mam nadzieję) zareagowałam (i wprowadziłam leczenie) i wygląda na to,że gorzej nie powinno być...oby....

poniedziałek, 10 października 2011

Nie taki diabeł straszny...jak Go maluję

Dziś jakoś dzień mija mi dość spokojnie, kto wie,może po części dlatego,że wczoraj miałam "wyjście",po części dlatego,że cały dzień zapowiadał mi się spędzony w domu tylko z Puchatkiem-Stary na służbowym,jednodniowym wyjeździe do Krakowa.Młody nawet nie bardzo męczący (niech za poparcie tych słów posłuży fakt,że dziś TYLKO dwa razy był za karę "w innym pokoju,na wersalce ")a ja dużo zrobiłam...teraz moje dziecię od kilku (prawie trzech) godzin śpi a ją sprzatnęłam mega syf w kuchni pozostawiony przez Starwgo-tytulowego diabła..i tu przejdę do rozwinięcia tematu przewodniego.Otóż dziś , gdy na elektrycznej szatkownicy tarłam calutką michę ugotowanych (przez Starego) buraczkow doszłam do wniosku,że ten mój Diabeł nie taki straszny jak..a przy okazji dziś mój Diabełek mały też nuezly-w końcu pierwszy raz od kilku prawie(kilkunastu prawie) dni bez oporów zasnął po obiedzie..i śpi dotąd...ale wracając do Diabła.Kurcze ,jak człowiek łatwo zapomina te pozytywne sprawy...jak łatwo (ja) przekreśla wszystko,neguje i tylko w jeden sposób patrzy na pewne sprawy..i to nie pierwszy raz tak mam...kiedyś dobrych kilka lat temu byłam z Kimś i miałam (delikatnie mówiąc)niezbyt dobre relacje z Jego mamą a gdy dołożyłam do tego fakt,że ten On dopiero gdy był lekko wystawiony umiał mi powiedzieć co Go boli (we mnie)to wychodziło jedno NIE CHCĘ Z NIM BYĆ ...ja byłam tego absolutnie pewna -z tej mąki chleba nie będzie...nic nie robiłam w kierunku by coś zmienićkierunku by coś zmienić,naprawić itd ...przecież byłam pewna NIC Z TEGO NIE BĘDZIE ...a przy tym tkwiła w tym 2,5roku.Inna sytuacja...mój romans ze Stolicą..postanowiłam że mi tam źle i.już...nie starałam się nic zrobić by było lepiej ...nawet rewelacyjna wizyta u znajomej mojej Kasi (ładnie Ci Stara znów słodzę,co?)psycholożki nie był pomóc na mój wisielczy nastrój -było mi tam źle - baaardzo źle..i chciałam uciekać...ZNÓW nie próbując nic zmienić. Teraz chyba mam ZNÓW to samo-Stary jest be,NIE CHCĘ GO...chociaż tu czasem próbuje coś zmienić naprawić ...a przy tym zapomniałam,że przecież naprawdę zdarza się(a wcześniej nawet.bardzo często się zdarzało )że Stary dużo.pomaga....jak np teraz...w piątek zakupy spożywcze (wspólnie zrobione ale jednak z Jego inicjatywy),w sobotę część dalsza zakupów -mięso,warzywa itd i już samodzielnie zrobione przez Niego a wczoraj Tatuś (niech Mu będzie a) obrał kilkakilka.mutancich rozmiarów. (nie przesądzając rozmiaru głowy ludzkiej buraki czerwone-takie okazy rosną nieopodal domu rodzinnego ZNÓW mojej Kasi :-) ),potem pokroił na małe kawałki i ugotował ...oprócz tego zrobił drugie danie niedzielnego obiadu,poszedł zapłacić za wynajem mieszkania...a ja co robiłam?NIC....Ehhh nie taki diabeł straszny.

niedziela, 9 października 2011

Cisza wyborcza...

Czy cisza wyborcza dotyczy również wpisów na blogu ?I czy dotyczy to także osób będących taaaaak daleko od polityki jak?No i jeszcze dodam,że moje zakłócenie ciszy wyborczej (ewentualne) polega jedynie na przypomnieniu o obywatelskim obowiązku każdego Polaka!Ja w tym roku ,przy tych wyborach jestem znów w pracy-jako operator informatyczny -a po naszemu to jestem osobą,która zbiera brudnopisy od przewodniczącego komisji i wklepuję do komputera...niby banalne,ale dodam,że papier (na którym ręcznie notują członkowie komisji)przyjmie wszystko a niestety program komputerowy ewentualne błędy wyłapie i wtwfy zaczynają się schody ...(procedury,procedury,procedury....) No tak więc ja właśnie siedzę przy swoim stanowisku i czekam na dane od członków...a w tym czasie nudząc się nadrabiam zaległości w pisaniu... Jak miło,że mogłam wyjść z domu...moje dzisiejsze wyjście ma wiele pozytywów...pierwszy raz od dłuższego czasu miałam okazję ubrać się ładnie (?!) tak nieskromnie powiem(nawet nowe szpilki włożyłam ...początkowo do reklamówki (a przed lokalem na stopy,umalować się i wyszłam z domu w którym zaczynam dostawać szału ...ale o tym później ..Tak więc ój udział w wyborach jakby nie patrzeć jest korzystny...no i jeszcze dostanę za to kaskę ...Tyle tytułem wstępu.Przed przyjazdem do "miejsca pracy" zahaczylam o właściwy lokal,w którym z kolei miałam ja oddać głos...no i powiem że pierwszy raz miałam. taki problem...zupełnie nie wiedziałam na kogo zagłosować..jak zwykle przy wyborach parlamentarnych głos.muszę oddać na zupełnie nie znaną mi osobę .Zwykle wiem chociaż na jaką partię głosować...a teraz miałam problem...ehhh...szczególnie ,że ja na codzień nie odczuwam wpływu polityki na moje życie...tych "strasznych podwyżek " nie zauważyłam dotąd,więc nie mogę przyznać minusa dotychczasowemu rządowi. ale też nie wiem czy dotychczasowa nawładza zasługuje na.kolejne cztery lata?A jeśli nie to kto?Kto będzie leży dla mnie?Hmmm...czy dzięki nowemu rządowi będę lepiej żyła?Wrócę do.pracy dostanę mega podwyżkę ,będzie nas stać na własne mieszkanie. albo chociaż bez problemu dostaniemy kredyt i.na super warunkach .Czy nowy rząd jest mi to w stanie zagwarantować?Bo marzenia na których spełnienie za sprawą polityków. (jak najwazniejsze-zdrowie dla.mojej rodzinki oraz znajomych bliższych i dalszych) pomijam...i uważam,że w równym stopniu rządzący mi nie pomogą w obu marzeniach.. Ehhh...jak zwykle dla szarego człowieka i tak nic (a w najlepszym razie niewiele) się zmieni... Moje życie to opieka nad mocno już absorbującym i baaaardzo krzykliwym dziecięciem...i na to żaden rząd jest(czy nowy czy stary) nie pomoże...Prędzej może pomóc częstsze wychodzenie (bez dziecka!!) z domu!!Bo inaczej oszaleję,ogluchnę...albo dziecko do reszty mnie znienawidzi... Gruuubo .... Od czego zacząć? Może od początku... Moje ukochane dziecię już nie jest tak bezmyślne i doskonale wie co robi,czego Mu nie wolno i wie jak wymuszać na rodzicach (i nie tylko)swoją wolę...efekt taki,że większość dnia upływa na wysluchiwaniu Jego krzyków (oj ma donośny głosik ,znoszeniu szczypania,drapania,szarpania za włosy...co innego gdybym mogła (jak ukochany Tatuś) cały czas poświęcić dziecku...cóż że wtedy nie zjadłabym,jedzenia Młodemu (baaaardzo niecierpliwemu) czy nam też.nie zrobiłabym...że o sprzątaniu praniu itd też.mogłabym zapomnieć...ale wtedy dziecko może byłoby tak wpatrzonego we mnie jak w Tatusia...a póki co dziecko moje mamę uznaje do czasu aż pojawi się Tatuś...wtedy nawet nie chce iść do Mamy,na widok wychodzącego Tatusia wybucha histerycznym płaczem...a np gdy Mamusia (jak dziś na wybory) wychodzi co robi dziecko?Papa...Ehhh ...Zaczynam łapać na tym punkcie doła ...I co z tego,że wiem,że nie jestem złą Matką i choć.wciąż.największe do czego mam do siebie zastrzeżenie to wybuchy nerwów gdy np nie wytrzymuję już...głównie fizycznie!Jak np ostatnio gdy wbił mi paznokcie w wewnętrzną stronę przedramienia raniąc do.krwi (i tu moja winna...bije się w pierś...czemu paznokcie nie odcięte?!).wtedy nie panuję nad sobą...kończy się krzykiem a czasem i klapsem ...który ciężko odreagowuje psychicznie ...płaczemy oboje...na szczęście niekontrolowane wybuchy to wciąż rzadkość ..ale jednak zdażają się...a jak dodam do tego baaaardzo częste kary w postaci sadzenia na wersalce,fotelu itd i tłumacząc że był niegrzeczny i musi posiedzieć sam i Mamusia wychodzi a On na chwilę (bardzo krótką bo.ledwo minę próg On biegnie za mną )zostaje sam...Coraz mniej ta metoda skutkuje...a ją coraz mniej radzę sobie ...nigdy Mu zbytnio nie ulegalam a jednak górą jest On...ja wychowuję,Tatuś głównie rozpieszcza (choć.jak dłużej przebywa Tatuś w domu role się odwracają -zły policjant -Tatuś...a spokojny ,opanowany to-Ja )... Kurcze ...może dopada mnie jesienna handra?! A z "milszych",mniej dołujacych tematów...To Mały nabył nowe umiejętności -robi papa;brawo;próbuje jeść sam łyżką (owiec trzymając w ręku je od dawna,woła że chce siku (łapiąc się wymownie za.krocze )i czasem.oznacza to że zaraz będzie siku (bądź coś grubszego )albo,że już pampers mokry ..efekt taki,że często i długo siedzi na nocniku..i prawie zawsze owocnie :-)Nauczył się mówić jak robi krówka?"Mmmmm" Rozumie prawie wszystko i wciąż chce robić coś co zaobserwuje najczęściej u mamy. Tyle na teraz przypominam sobie...zaraz zaczynam swoją pracę więc kończę te wypociny ...jak odzyskam kompa częściej będę spisywać swoje dzieje...

poniedziałek, 3 października 2011

Weselicho...i po weselichu

Jak zwykle czekania,szykowania jest masę..a wyczekiwane wydarzenie minie nie wiadomo kiedy...tak też było z weselem Caroline..było nadzwyczaj miło a Młody zadziwiał nas..i nie tylko nas...wytrzymał do 23.30 a potem spał NA SALI mimo wszechogarniającego hałasu do jakiejś 2-iej kiedy zebraliśmy się do domu. W niedzielę Mamuśka zaszalała ...a dziś leczy kaca...i obiecuje NIGDY WIĘCEJ!! A Młody przez te trzy dni był prawdziwym synusiem Tatusia...i o ile miło było,że nie przemeczalam się o tyle czasem było mi już przykro,że moje dziecko prawie wcale nie chciało do mnie..: -( Ponadto przejmuję się że siostrzeniec choruje i aż boję się...ale nie będę wywoływała wilka z lasu... A dziś gdy po trzech dniach pobytu u Mamy (wypełnionego niezliczonymi kłótniami z Mamą)wracaliśmy WRESZCIE do siebie dowiedziałam się że koleżanki Tata zmarł (Madzi T.).. Coś brak mi weny ...idę lulu...moi chłopcy śpią RAZEM (ciekawe czy już na dobre wrócił do.naszego łóżka czy to tylko na chwilę...póki nie naprawi swojego łóżka)..więc idę do Nich...Dobranoc

sobota, 1 października 2011

Samotna matka?!czemu nie..

Że też kiedyś miałam inne podejście...gdy kolejny związek mi się rozpadał i co oczywiste ja nie stawałam się młodsza a wręcz przeciwnie to najbardziej obawiałam się że coraz później na dziecko...chciałam "po Bożemu" zaręczyny,ślub i dopiero dziecko...i co?Wychodzi mi dziś,że z moim Starym dziecko mogłam sprawić sobie a jakże ale bez całego cyrku zwanego ślubem czy małżeństwem..bylibyśmy fajną parą gdybyśmy spotykali się co jakiś czas dla dziecka czy to z innego powodu..ale głównie raczej dla Młodego (bo do tego,że Stary kocha Go jak nigdy nikogo to akurat nie mam wątpliwości). Gdybyśmy nie byli małżeństwem robiliśmy pewnie to co robimy teraz ale byłoby to (że tak powiem) normalne..Gdybyśmy nie byli małżeństwem i nie mieszkali z sobą, dziś gdy mam od cholery roboty (w związku z jutrzejszym weselem Caroline) nie oczekiwałabym na Jego pomoc bo jeśli szedł by że mną to raczej tylko jaka odobq towarzysząca..i wszystko co miałam dziś na głowie miałabym nadal ale wiedziałabym że nie mam od kogo oczekiwać pomocy...nie byłoby nic dziwnego w tym,że musiałam posprzątać sama.mieszkanie,wyprasować ciuchy dla siebie,dla nie-męża i kilka kompletów ciuszkow dla Młodego (na wszelki wypadek-czyt.na każdą ewentualną pogodę a także w razie "wypadku"),zrobić porządek z sobą (zabiegi na twarz-maseczki itd,kąpiel,prostowanie włosów,malowanie paznokci)i jeszcze z uwagi na moją wagę piórkową przeszyć guziki w nowokupionym. zakiecie coby był bardziej dopasowany...a wszystko to zajmując się przy tym dzieckiem (standardowy rytuał wieczorny: podanie leku minimum godzinę przed jedzeniem;inhalacja przed samym jedzeniem,zrobienie jedzenia-kaszki,podanie jej,wykąpanie Młodego,czytanie książek tak długo aż Młody zaśnie)...byłoby coś dziwnego w tym gdyby w tym czasie (gdy ja mam urwanie dupy )Stary był na urodzinach u bratanka?Nie,bo w zakładanej sytuacji niczego bym idzie Niego oczekiwała ..a z drugiej strony nie byłoby nic dziwnego w tym,że znów Stary idzie gdzieś sam..i choć oczywiście ją nie miałam z wielu różnorakich powodów ochoty iść z Nim to i On nie nalegał(wczoraj bąknął że IDZIE a nie idziemy do Matiego a dziś pyta czy idę z Nim więc wykrecilam się mówiąc że nie wiedziałam,że chce bym szła no i że ja nie gotowa (włosy niro umyte )no i że nie wyrobie się że wszystkimi zaplanowanymi robotami ...no więc poszedł sam.... Gdybym była tylko matką Jego dziecka nie.miałabym pretensji,bo.przecież wyrobilam się,nawet przed chwilą.skończyłam gotować zupę dla Młodego na jutro i to nawet bez stresów obyło się a i Mały nie przeszkadzal. bardzo..nie narzekam. że nie pomógł mi Stary a raczej że po co mi On gdy muszę sobie radzić (i doskonale sobie radzę) sama...nawet nie byłam zła gdy nawalony wrócił do domu i powiedziałam tylko "kiedyś Ci się odwdzięczę" i co również było.do.przewidzenia. nie.przejął sue tym..ale O DZIWO nie zależało mi na tym,by przejął się odwdzięczyć..w myślach (zanim przyszedł) widziałam różne moje zachowania-chciałam Go.ukarać jakoś ale wszelkie kary (po zastanowieniu) okazywały się być przeciwko mnie jak np "nie uprasuje Ci.koszuli"..dlatego obmyslilam że teraz zrobię co należy zrobić...a odwdzięczę się w swoim czasie...gdy np wyjde na chwilę (przed wieczornymi rytualami Młodego i.zostawię Go samego z wszystkim a sama najlepsze będę plotkowac z kumpela przy piwko...taki mam plan.. Czas uczy mnie spokoju,opanowania i trzezwego rozumowania (bez wpływu emocji)...tego.ostatnio uczę się przy Synu...gdy On jest nie znośnym ją staram się spokojnie mówić do Niego...skoro na Niego skoro(najczęściej ) działa y to może i z tym drugim podziała ... Godzina druga wybiła a ja obrobiona mogę.kłaść się spać...jutro będę miała zadbać o dziecko i swój wygląd . Dam radę...ją napewno ..a czy Stary teraz pijany jak bąk będzie mógł rano zrobić to co miał zrobić (przed moim wyjazdem do fryzjera wysprzatac auto)to już inna sprawa...