czwartek, 12 lipca 2012

Byle do 16, byle do piątku, byle do urlopu...

Co dzień ledwo mogę w pracy wysiedzieć do 16...po powrocie z wychowawczego mam trochę zmieniony zakres obowiązków na nieco mniej ambitny i (tak zakładam) przez to zapału do pracy zero...no i wciąż liczę godziny do powrotu do syneczka, za którym tęsknię jak cholera...a jak wrócę do domu to staram się tak organizować resztę dnia by jak najwięcej dnia wykorzystać, najczęściej zaraz po obiedzie wychodzę na dwór z Nim, w domu skończyłoby się na oglądaniu TV, mój Telemaniak tylko by Myszkę Miki oglądał...do znudzenia:) Chwała Bogu,że uważam Klub przyjaciół Myszki Miki za naprawdę odpowiednie bajki dla Młodego to nie mam nic przeciwko Jego oglądaniu tego, problem pojawia się gdy nadużywa tego zdecydowanie..ale zawsze jakoś sobie z tym radzę...a najlepiej wyciągnąć Go na dwór,gdzie głównie zmęczy się zdrowo na rowerku ...ohhh jak ja kocham tego naszego Stridera:) Kuba już ładnie równowagę na nim łapie i co chwila jedzie z nogami w górze...przyznaję tym co mówili,że na rowerku biegowym dziecko szybko opanowuje trudną sztukę równowagi.
Zwykle wracamy do domu ok 19, bo przecież czeka nas walka z inhalowaniem....jeszcze z 2 tygodnie walka będzie trwała...mówiłam,że przy ostatniej infekcji pierwszy raz bez problemów dawał się inhalować?No to chyba przechwaliłam Go...infekcja niby dawno zażegnana, ale sterydów odstawić ot tak nie możemy i dlatego muszę Go męczyć dalej...po walce z nebulizatorem jest walka pt "mama idzie do kuchni (Ty np oglądaj KPMM)robić kaszkę" i co dzień jest ten sam problem - mama ma nigdzie nie iść, bo będzie ryk...albo niech mama weźmie mnie z sobą,bo będzie ryk....albo niech mama weźmie z sobą i nie odstawia w kuchni bo...wiadomo co...koniec końców udaje się zrobić kaszkę (obowiązkowo z choć kilkoma kuleczkami zbożowymi - taki kaprys Młodego)i nawet nakarmić Go...i za chwilę (po skończonym odcinku jakiejś bajki) walka pt."idziemy się kąpać"...słowem pora między 19-20 kosztuje mnie sporo nerwów...choć i tak mniej niż za czasów gdy spędzałam 24h na dobę z Młodym....teraz nie tak łatwo mnie wyprowadzić z równowagi...chyba,że Stary dołoży swoje....a dokłada, dokłada...na co dzień zachowujemy się wobec siebie jak zimni, obcy ludzie...już przestałam się tym przejmować,więc robię to co On - NIC W KIERUNKU POPRAWIENIA NASZYCH RELACJI! Ale co jakiś czas są nowe problemy, w stylu - wyjście starego "na chwilę" w newralgicznej porze dnia! Kiedy?! Między 19 a 20....jak np dziś gdy Braciszek zadzwonił,że natychmiast musi przyjść,bo Ich tata zgubił klucz od piwnicy (a Stary ma swój) a Ich mama chce rower wstawić tam...no i co? Rzucił wszystko i pobiegł...a Ty co masz robić? Czekać na Niego! Będzie za chwilę...dobrze,że nie czekałam...wrócił ok 20:30 i gdybym miała czekać na Niego z "wieczornymi zabiegami Młodego" to szłabym spać jeszcze później...od razu po Tamtego powrocie wytknęłam Mu (krótko acz dobitnie),że znów to samo, wszyscy na niego mogą liczyć tylko nie ja, ja muszę czekać na Jego (ewentualną) pomoc a inni nie mogą poczekać,na co zareagował mocno nerwowo, bo przecież dotknęłam tematu związanego z ukochaną Jego rodzinką, a zapewniam,że nikogo nie obraziłam czy nawet nie skrytykowałam,bo przecież pretensje mogę mieć tylko do Niego...a i do tego (wg Niego) nie bardzo mam prawo...On odpowiedział tylko,że nic nie poradzi na to,że spotkał się przy okazji z Kimś...czy tak naprawdę było, czy po prostu zasiedział się u Rodziców to już akurat nie ma znaczenia...co to zmienia? Nic,znów musiałam liczyć tylko na siebie...na koniec krótkiej wymiany zdań spytałam "nasze małżeństwo od dawna nie istnieje, zmuszamy dziecko do słuchania wrzasków, po co w zasadzie jesteśmy jeszcze z sobą?" i jak zwykle spotkałam się z lekceważącą reakcją - "nie wiem" i nawet nie zatrzymał się gdy przechodził przez korytarz...to kolejna z rzeczy które wyprowadzają mnie z równowagi, to lekceważenie mnie...równie dobrze mógłby powiedzieć "w dupie Cie mam" równie by bolało...
a wcześniej(tzn po wizycie u dentysty) znów o coś innego było spięcie...od kilku tygodni doprosić się nie mogę,żebyśmy kupili spray do czyszczenia mebli (rany jak to brzmi,jakbym prosiła o kasę na zabieg powiększania piersi!!),no i kolejny raz nie udało mi się "wyprosić",nie stać nas! (na taki mega wydatek rzędu 10 zł!!), po powrocie do domu skwitowałam to,że mam dość,że On chce o WSZYSTKIM dosłownie decydować a ja nie mam prawa do głosu w żadnej sprawie! A wkrótce mam 2 propozycje (mega dla mnie znaczące!) do przeforsowania...aż dostaję drgawek na myśl o kolejnej "rozmowie negocjacyjnej"..czy to nie chore?? Czy tak funkcjonuje związek?
coraz bliżej jestem ostatecznej decyzji, szczególnie,że ostatnio przeczytałam jeden artykuł w temacie rozwodu, gdy posiada się dzieci, który był w innym tonie niż wszystko co słyszałam, czytałam dotąd, a więc,że dziecko szczęśliwe jest tylko w pełnej rodzinie! Bzdura,czy nasza rodzina to zdrowa rodzina? Czy ważniejsze,że kompletna,mimo,że nieszczęśliwa??W tym artykule było,że rozwód rodziców i to co po nim to dla dziecka duży szok,ale nie powiedziane,że to koniec świata,to trochę podnosi mnie na duchu,dotąd gdy zaczynałam myśleć o ostatecznym kroku zaraz przypadkiem słyszałam (czy czytałam gdzieś),że to niewyobrażalna krzywda dla dziecka...my chyba krzywdzimy Go teraz,dając Mu taki zły przykład rodziny...
Za 3 tygodnie z kawałkiem będziemy jechać na krótki urlop nad morze,szczerze obawiam się,że różowo nie będzie...a wtedy to nie będę chyba miała po co tu wracać...wszystkim nam będzie lepiej,gdy zrobimy coś...urlop będzie kolejnym (i ostatnim?!) testem...mimo,że wynik w sumie znam już..


Aaaa, muszę coś dopowiedzieć. o czym wspomnialam wyżej,otoż wczoraj (12-ego) byłam u dentysty i korzystając,że Młody był ze mną poprosiłam Panią Doktor,by i Jemu do buzi zerknęła...siadł ze mną na fotelu i nawet dał sobie obejrzeć ząbki...nie bed problemów,bo najpierw odwracał głowę od Pani doktor,ale koniec końców dało się obejrzeć Mu ząbki i ustalić,że wszystko jest OK :) Jak się cieszę:) A Kuba później pytany , gdzie byłeś pokazywał palcem na ząbki "tak, Kubusiu, byłeś z Mamusią u Pani dentyskti i Pani oglądała ząbki"...w nagrodę dostał od Mamy jajo z niespodzianką,nie ma to jak uczyć,że wizyta u dentysty to nic strasznego :)

środa, 4 lipca 2012

Byle do piątku...

Trzeci dzień w pracy zleciał...jest coraz ciężej...ledwo wytrzymuję te 8 godzin w naszym biurze:( Już bym chciała na urlop...i w sumie to nie chodzi o Młodego,tylko o mnie...nie mam zapału do pracy,jakoś przestało mi się tam podobać...za Młodym oczywiście tęsknię i często o Nim myślę,ale myślę,że gdybym umiała się skupić się na pracy byłoby inaczej...byle do piątku...a potem do kolejnego ..i kolejnego...i do urlopu...
Młody wrócił do domu ok 18 i te dwie godziny od mojego powrotu do domu do powrotu Młodego były straszne...nie mogłam znieść,że Go nie ma..no i na dodatek fatalnie się czułam...z uwagi na fakt,że rano zaspałam do pracy (budzik w telefonie odmówił posłuszeństwa) to nie zjadłam śniadania ani nie wzięłam kanapek do pracy...planowałam kupić coś sobie po drodze,ale w międzyczasie okazało się,że w portfelu miałam niecałą złotówkę:(a na pójście do bankomatu nie mogłam sobie pozwolić,bo już byłam spóźniona...ostatecznie w pracy dziś zjadłam ze 3 kawałeczki ciasta jakie przyniosła Szefowa i kilka czekoladek...efekt? Przed 16 byłam słaba jak nie wiem, mdliło mnie i ogólnie czułam się fatalnie...w domu włączyłam obiad a sama położyłam się i czekałam na Malutkiego...Starego jak zwykle wzywał świat...że też Jego zawsze ktoś potrzebuje...
A wczorajszą pierwszą i jak jedyną do tej pory taką rozłąkę z Malutkim oboje (ja i On) znieśli dzielnie...Kubuś przespał całą noc z Babcią a rano (i przez cały dzień) bawił się ładnie z Babcią i Dziadkiem...i ukochanym pieskiem...ja do późna nie spałam - zanim zrobiłam pranie (zmokniętej pościeli) trochę poszperałam na necie,ale w sumie rozłąkę zniosłam dobrze...w końcu i o tej porze i tak Kubuś by spał,więc wielkiej różnicy nie było...

wtorek, 3 lipca 2012

II dzień pracy...

Oj no dziś już nie było tak różowo...Młody nie wstał razem ze mną,więc mogłam szykować się spokojnie,ale za to, później wstał gdy już niewiele czasu miałam...no i On rozkleił się, tyko do Mamy na ręce i już,więc już bałam się,że ciężko będzie mi wyjść z domu..na szczęście nie było tak źle...potem w pracy nie leciał mi czas już tak szybko jak wczoraj...baaa dziś o 10 myślałam,że już wytrzymam, a gdzie tu do 16!Niby miałam trochę zajęcia,ale bez zapału ciężko było...ale chociaż dziś ustaliłam z Szefem termin urlopu:) Tzn zgodził się na mój termin,więc teraz mogę pochwalić się-jedziemy tu:
http://pokojewest.pl/
Po 16 byliśmy (ze Starym) w domu,zanim zjedliśmy obiad (a wcześniej zanim skończyłam spagetti) zanim uszykowaliśmy się (a Młody odkąd dziś wróciłam do domu był mega marudny i tylko Mama i Mama....aż Babcia powtarzała,że Go nie poznaje) to było po 17...a na 18:40 mieliśmy dotrzeć do Bełchatowa do Ginki na zabieg usuwania nadżerki...w drodze do już pokłóciliśmy się ze Starym...zadzwoniłam przy Nim,do kuzynki,która poleciła tę Ginkę i która mieszka dosłownie minutkę od przychodni...no i zaczęło się- Stary zrobił mi jazdę! Po co dałam Jej znać, przecież nie spytałam czy ON chce się z Nią spotkać i czemu za Niego decyduję! Więc mówię - nie zmuszam Cię do niczego sama chciałam się z Nią spotkać, z tego powodu dałam Jej znać...ja powtarzałam wciąż to samo,a On swoje - czemu decyduję za Niego i dlaczego On miałby z Nią się widzieć (swoją drogą to nie wiedziałam dotąd,żeby on coś miał do Niej)...w końcu dotarło,co powtarzałam po tyle razy więc jeszcze musiał rzucić uwagę,że to bez sensu przyjechać do lekarza a chcieć się spotkać z Kimś....Jezuuuuuu,On mnie wykończy psychicznie...koniec końców pod gabinetem rozstaliśmy się - Oni (chłopaki ) na plac zabaw a ja na zabieg...w drodze powrotnej wjechaliśmy do mojej Mamy na kolację a Stary pojechał do klientki...w czasie Jego nieobecności zaczęła się mega burza...moje Słoneczko wtuliło się w Starego ramię..i zasnęło...a nam przypomniało się,że w domu zostawiona pościel na balkonie, a wszelkie okna i drzwi balkonowe pootwierane...ja już widziałam to zalane mieszkanie a pościel porozrzucaną po osiedlu...zaczęłam myśleć i wymyśliłam,że zostawimy Młodego u Babci bo nie wiadomo co nas czeka w mieszkaniu...a poza tym,skoro już śpi,po co go budzić i po co narażać na rozchorowanie się...Stary nawet nie chciał o tym słyszeć, początkowo zgadzał się jedynie bym i ja została z Nim,ale ja nie chciałam,bo martwiłam się o mieszkanie...koniec końców powtarzał,że nic w domu na pewno się nie stało i nie chciał słyszeć,że Młodego zostawimy...Jezu co za egoista! Ja myśląc o dziecku chciałam Go zostawić,bo nie było sensu Go budzić i wieść do nie wiadomo czego....chodziłam nerwowo po domu, bojąc się burzy jaka waliła ze wszystkich stron, martwiąc się o nasze mieszkanie no i denerwując się z powodu Starego....jak zwykle mamy inne podejście do wszystkiego, jak zwykle neguje absolutnie wszystkie moje pomysły..czy naprawdę nie miałam racji? Wreszcie moja Mama zaczęła Mu tłumaczyć,ale otwarcie pokazywał,że ma w dupie to co Ona Mu mówi...dosłownie jakby bał się,że coś Mu się stanie u Babci...a tak naprawdę to wiem o co chodzi - miejsce dziecka jest w domu! (to jego słowa) choćby nie wiem co MUSI być w domu!Braaaaaaaaak mi słów...Na koniec odpuściłam (tzn siedziałam w innym pokoju i byłam załamana wszystkim) ale wreszcie Stary przeniósł Młodego do innego pokoju do łóżka (wcześniej zdążyłam jeszcze Go przebrać w świeże body i tak poszedł spać)...w domu okazało się,że tylko pościel ucierpiała a i tak w sumie nie tak bardzo jak ja tego oczekiwałam...ale i tak czułam,że dobrze zrobiłam zostawiając Młodego, w końcu od dawna śpi słodko u Babci, od rana będzie u Babci na podwórku a do domu wróci po obiadku po południu,gdy Mamusia wróci z pracy..no a ja zabrałam się za pościel - zaraz uprałam przemoczone poszewki a nam wyciągnął Stary pościel z drugiego pokoju...nie wracaliśmy już do tematu Młodego...zresztą żadnego tematu nie poruszaliśmy już...pora spać,choć bez Młodego między nami śpiącego będzie dziwnie...już nie będzie pretekstu by spać tak daleko od siebie...zresztą On już dawno śpi...

poniedziałek, 2 lipca 2012

Mama wraca do pracy...

Już spieszę opisać co u mnie dziś:)
Było nadzwyczaj dobrze. W pracy (mimo,że się bałam,że zapomnę jak się co robi) było normalnie,jakby nie było tej 3 letniej prawie przerwy,więc miałam masę roboty i czas zleciał bardzo szybko pewnie dlatego też nie myślałam aż tak bardzo o dziecku (wcześniej myślałam,że będę wręcz obsesyjnie łapać co chwila za telefon by dzwonić do Babci a o dziwo tylko chyba 3 czy 4 razy dzwoniłam...i w tym kilka razy chcąc przekazać Babci co nieco). Babcia chwaliła,że Synuś był jak aniołek grzeczny. Po powrocie do domu,gdy tylko zjedliśmy pierwsze danie (wczorajszy mój rosołek) ja wyszłam z Młodym pod blok (piaskownica,huśtawki) a Stary (jak przystało na kawalera) poszedł z kumplami na trening...wrócił o 20,a później szybko poszedł spać,bo zmęczony...a czy mnie to przeszkadza? Bynajmniej! Ja teraz będę chciała wykorzystać każdą chwilę z Synusiem jak najlepiej...Stary tego nie potrzebuje?! Jego strata! Sama nie wiem czy ja Go potrzebowałam dziś...Syna potrzebowałam,a Tata niech robi dalej co chcec...a co poza tym? Wróciłam wypoczęta z pracy więc Młody nie był w stanie mnie zdenerwować nawet wymuszając coś...a po powrocie z dworu (przed 20) rzuciłam się w wir roboty..szykowanie drugieho dania (obiado-kolacji dla nas), szykowanie kaszki i karmienie Młodego, inhalacje zostawiłam Staremu-niech też coś zrobi!Potem szykowanie ubrań na jutro (dla mnie i Młodego), kąpanie Młodego (i swoja własna kąpiel)...a nawet zajęłam się skracaniem Staremu spodni!! Podczas gdy On spał , biedak taki zmęczony! Kur.wa by nie chodził na trening to nie byłby taki zmęczony!No ale cóż, On jako kawaler nie umie (i nie chce) sobie niczego odmawiać...co innego gdy Żona mówi,przykręć mi śrubkę w patelni...od kilku dni nie może UWAGA zejść do auta - stojącego pod naszą klatką!! Przy okazji (gdyby pamiętał wracając do domu) mógłby ale specjalnie iść? Co to, to nie! Pewnie gdyby kolega jeden czy drugi potrzebował coś od Niego, czy ktoś z Jego rodziny to zrobiłby to bez chwili zastanowienie...dla mnie chyba nie warto...ale już mi to nie przeszkadza...sam pracuje na swój los....kiedyś to się zmieni! Oj zmieni! I pożałuje:) I tym optymistycznym akcentem żegnam się w tym pierwszym dniu nowej (starej) pracy:)


PS. A jaka była reakcja Kuby po Mamy powrocie do domu?Kurcze nijaka:) Przynajmniej początkowo...Zachowywał się jakby tylko chwilę mnie nie było...nawet bardziej interesował się autami (wyszedł z Babcią pod blok jak przyjechaliśmy ze Starym),ale potem w domu dużo mnie ściskał:) Może jeszcze nie wie,ale tęsknił i On za mną:) Zresztą dziś wstał ze mną przed 7...ja wyszłam z domu ok 7:30, potem z Babcią był na dworze...potem wcześniej niż zwykle poszedł spać (bo już o 12 był po rosołku i szedł spać)i spał 2 godziny a jak wstał to niedługo wróciliśmy my,więc myślę że szybko i Jemu czas minął...a inna właśnie sprawa,że On uwielbia Babcie-dziś mówiła mi,że w którymś momencie (bez ostrzeżenia no i w sumie bez powodu) siedząc u Niej na kolanach wyściskał Ją i wycałował:)
A tymczasem spadam...jutro po pracy jadę na zabieg usuwania nadżerki...wreszcie czas się zabrać za to, w końcu mam dla Kogo żyć,prawda? A nie ma żartów z 3 letnią nadżerką, nawet jeśli jest na bieżąco monitorowana...

niedziela, 1 lipca 2012

Tak właśnie jest z nami...

Tak strasznie ciężko mi się zebrać by tu coś naskrobać...czy mam tak mało czasu wolnego? I tak i nie...w ciągu dnia czas wolny mam w w granicach 13-15, gdy Młody śpi no i od około 23....A może nic się nie dzieje u mnie? Zwykle, gdy mam sielankę to wena odpływa...ale nie tym razem, tym razem dzieje się stanowczo za dużo i czas na opisanie tego znalazłby się,ale nie ma chęci...ileż razy można pisać to samo:(
Zwykle najtrudniej zacząć....ale skoro już się zebrałam...
Co u nas? Co u mnie?
Ledwo wyrabiam psychicznie...już jakiś czas temu doszłam do wniosku,że życie doświadcza najbardziej silne osoby (i nie mam na myśli siły fizycznej),jakby chciało im pokazać "Ty nie poradzisz sobie?Jak nie Ty,to kto?"..Mój Potomek wkroczył jakiś czas temu w okres buntu i w dużej mierze On przyczynia się do moich nerwów....co takiego robi? A no robi co chce...mama (znaczy ja:) ) rano mówię idę wstawić wodę na kaszkę i już ryk (ryk=darcie się,przemieszane z płaczem,ale z przewagą wydzierania się!),bo mam Go wziąć na ręce i zabrać z sobą do kuchni, po chwili jest ryk,bo nie będzie jadł (mimo,że na bank jest godny już po nocy),potem ryk,że mama chce posadzić na nocnik a On nie chce, w innej chwili ryk jest,gdy ustalimy ,że teraz będzie coś robił a On zdenerwuje się,że mama chce pomóc a On nie chce....cierpliwości!!! Naprawdę coraz częściej mi jej brakuje....dlatego coraz częściej muszę izolować Młodego od siebie - wypraszam Go z pokoju,bądź sama wychodzę,coby nie pokazać swojej słabości, bezradności i nie dać klapsa,czego unikam jak ognia...ale od poniedziałku UWAGA wracam do pracy,po niespełna 3 (słownie: trzy!) letniej przerwie i mimo,że jestem przerażona, bo jednak to koniec pewnego etapu a ja tak strasznie przywiązana jestem do takiego stanu rzeczy (tzn,że 24 h na dobę z Młodym),to jednak chwilami (które coraz częściej się zdarzają) cieszę się jak cholera! Rozłąka dobrze nam zrobi, z pracy będę wracała z zapasem sił,by przezwyciężyć humory Młodego i je znieść!
Jego humory jakkolwiek straszne by nie były jestem w stanie i chcę znosić...ale problemy ze Starym , które są coraz częstsze i ostrzejsze (i chyba coraz bardziej oddalające nas od siebie...hmmm, da się być dalej od siebie,będąc wciąż z sobą?!)dobijają mnie bardziej i bardziej wpływają na moją depresję...czy już mogę mówić o depresji?Wciąż nie wybrałam się do terapeuty, a wciąż tak tego potrzebuję,czasem myślę,że z dnia na dzień bardziej...a co nowego ze Starym? Kurcze, w sumie nic...w końcu my zawsze kłóciliśmy się i zwykle o to samo o co i teraz,więc o co chodzi? Nie o ilość kłótni (ani ich temat) ale raczej ich przebieg no i wszystko co jest pomiędzy....może właśnie zacznę od tego co pomiędzy...no co jest pomiędzy kłótniami? Nic, nic zupełnie...dwoje obcych sobie ludzi,kochających nad życie swoje wspólne dziecko i to jedyne co ich łączy...brzmi nieciekawie? I tak też się czuję? Niedawno (27ego czerwca) obchodziliśmy 3-cią rocznicę ślubu-choć to chyba za mocne określenie,zważywszy na fakt,że Mąż nie pamiętał,a nawet gdy Mu przypomniałam o tym fakcie nie uznał za konieczne rezygnację z wyjścia na trening..cóż więcej? Nic nowego...Stary nadal robi co chce i kiedy chce,a ostatnio znów (i coraz częściej) zdarza Mu się przychodzić do domu "po piwku"...w ciągu ostatnich dwóch dni nawet jeździł autem po (jak sam mówi) jednym piwku...no ja tam nie wiem,alkomatem nie jestem,ale nie wygląda mi to na dopuszczalną ilość wypitego alkoholu..ja zakładam,że pił na osiedlu,więc pewnie tak sobie tłumaczy,że te kilkaset metrów przejedzie po piwku,ale ja mam inne zdanie, w końcu nawet w tak bliskiej odległości od domu może coś nieoczekiwanego się wydarzyć,prawda? W najlepszym razie straci prawo jazdy...no cóż, skoro nie jest ono Mu potrzebne..tak więc On wciąż robi co chce i nawet ostatnio,gdy bardziej niż kiedykolwiek jest potrzebna Jego pomoc,to wychodzi najczęściej w najbardziej gorącym okresie dnia - 19-20godz. Mimo dwóch lat tłumaczenia,że wszelkie sprawy muszą w tym czasie być odłożone na bok nadal najłatwiej zostawić mnie ze wszystkim samą,bo na Jego pomoc czeka już świat!! Superman się znalazł!! A ostatnio do wieczornych obowiązków (i nie tylko wieczornych,bo i rano są dodatkowe zajęcia,z tym,że wtedy nie mogę oczekiwać pomocy od Niego,w końcu jest w pracy)doszło inhalowanie Młodego,bo ostatnio niewinny katarek spowodował zaostrzenie astmy i teraz przez kilka tygodni trzeba inhalować...nie powiem,bo wreszcie Młody prawie chętnie zasiada z maseczką w ręku...jeszcze rok temu była mega walka...ale nie zmienia to faktu,że wciąż jest to wyzwaniem...no więc wieczorem jest apogeum moich nerwów! Jedna inhalacja (w najlepszym razie trwająca 5 a w najgorszym nawet i 15 minut-gdy Młody wciąż przerywa), potem kaszka (co ostatnio jest wyzwaniem,bo nawet gdy na pewno jest głodny jeść nie chce),potem druga inhalacja (kolejne 5-15 minut), potem kąpiel (i podobnie jak ze wszystkim i tu jest walka),w międzyczasie rozbieranie łóżka,sprzątanie zabawek i na koniec najgorsze - usypianie!A najgorsze jest w tym,że On leżąc MUSI bawić się moimi włosami,przy czym strasznie mnie szarpie...Jezu,jak mnie to drażni! Nie pozwalać Mu? No pewnie,że Mu nie pozwalam,tylko,czy On coś sobie z tego robi? Poza tym Młody ostatnio wariowałby do północy! I ostatecznie chodzi spać nie wcześniej niż 22:30!Dopiero wtedy mam czas wolny,wtedy mogę zjeść,wykąpać się itd...A potem śpi do 9! I zanim zabiegi typu : inhalacje x2, kaszka na śniadanie są skończone mama może zjeść sama śniadanie...i jest wtedy już prawie południe...i jestem już rozdrażniona...chwała Bogu,że chociaż w popołudniową drzemką jest w miarę spokojnie...Młody sam zasypia w łóżeczku raz całkiem chętnie a raz z płaczem ale i tak nie jest najgorzej...gdy już zaśnie (a zwykle jest to ok 13-14 godzina) to nie wiem za co się zabrać...po 16 wraca Stary i nie ukrywa,że wraca do Syneczka, a Mamą Jego gardzi, a w najlepszym razie ignoruje...a w kolejnej sprzeczce powie,że "przecież siedzisz w domu"...a ostatnio powiedział mi coś jeszcze lepszego,czym dobił mnie i wciąż mam to w głowie...podczas mojego ostatniego pobytu u mojej Mamy powiedział mi przez telefon,że przychodzi do Niego na mecz kolega i sarkastycznie powiedziałam "no tak,Twój etatowy kochanek", bo jak mnie nie ma to Oni wciąż razem spędzają czas i ja jestem przekonana,że jest Mu z tym dobrze,że Żony nie ma, a On jak kawaler spędza cały czas z kolegą...po ostatnio powrocie do domu czekała na mnie niemiła niespodzianka i zaraz po Starego powrocie do domu (ja wróciłam w południe) powiedziałam Mu co myślę,a co to za niespodzianka? Na komodzie leżał bilet z dyskoteki,dodam,że byłam o tyle bardziej zła,że kiedyś (w czasie innej mojej nieobecności w domu) też znalazłam bilet z tej samej dyskoteki i wtedy przyznał się,że był "ale był na piwie a nie tańczył"...taaaa, Stary uwielbia pobawić się,potańczyć, już wierzę,że nie wykorzystał okazji,że może robić co chce! Dlatego gdy zobaczyłam ten bilet wściekłam się,bo tamten pierwszy to chociaż znalazłam podczas prania Jego gaci,więc nie był tak bezczelnie na widoku zostawiony! Co On sobie wyobraża?Chce mi pokazać,że robi co chce i w dupie ma co ja pomyślę? On tłumaczył,że to właśnie wspomniany wcześniej kolega był na dyskotece a będąc następnego dnia u nas w mieszkaniu zostawił tam ten bilet (za kilka dni Mikołaj sprzedał mi tę samą historyjkę)...ehhh,coraz częściej dochodzę do jednego wniosku-naszego małżeństwa już od dawna nie ma a ja nie mam honoru,że dalej jestem gdzie jestem....a ja na co czekam? A no wciąż myślę,że może to za mało..ale wracając do tego co ostatnio powiedział mi,po mojej sarkastycznej uwadze o "kochanku"- cytuję "Ty sama nie masz przyjaciół to mi zazdrościsz",...oj zabolało! Bo to prawda:( Ale dlaczego? Tu gdzie mieszkamy nigdy nie miałam koleżanek, mam jedną ale Jej nie toleruje Stary i bardzo często (przypadkiem?!) krzyżuje mi plany wyjścia do Niej, nowych znajomości nie zdobyłam,bo zawsze miałam problemy z zawieraniem znajomości,kiedyś wręcz koleżanka powiedziała mi,że gdy poznała mnie to obawiała się odezwać do mnie,bo wyglądam jakbym sobie tego nie życzyła...coś w tym jest,niestety:( A co z innymi znajomymi? Albo rozjechali się po Polsce (tu ukłon w stronę Kasi:) )a jeśli chodzi o innych,którzy byli moimi najlepszymi przyjaciółmi ze studiów to z Nimi jest inny problem:( Tak często odmawiam przyjazdu na spotkanie,że drogi nam bardzo się rozjechały:( Kiedyś byłam pierwszą osobą,która na bank będzie na spotkaniu,imprezie itd...dziś nawet gdy bardzo chcę wychodzi jak zawsze:( Zwykle przed samym wyjazdem Stary krzyżuje mi plany (gdy wróci do domu pod wpływem alkoholu i nie mogę zostawić Mu dziecka) albo co najczęściej jest, nie mam kasy...Stary przecież wciąż mi nie daje a ja swoje zasiłkowe pieniądze wydam zaraz po ich otrzymaniu na najpotrzebniejsze rzeczy, głównie dla Młodego lub do domu,gdy Stary mówi "nie mam i już!" i w dupie ma,że proszek do prania jest mega potrzebny teraz,czy mleczko do mycia czy jeszcze coś,bez czego dom od kilku tygodni obyć się nie może:( A 468 w takich warunkach ulatnia się nie wiadomo kiedy....a jak dodam ile razy musiałam płacić sobie za telefon,gdy Stary "karze" mnie w ten sposób za coś "sama zapłacisz sobie za telefon!"...Z Żanką (jedyną miejscową kumpelą) jest tak,że Ona już wie jak mój portfel jest pusty,więc najczęściej,gdy proponuje spotkanie a ja mówię,że nie mam kasy nawet na piwo,to Ona mówi,spokojna głowa-przyjdź,coś poradzimy...do Czwy,gdybym nawet nie miała kupić sobie głupiej coli (lub gdy miałabym już te parę złotych na nią,w końcu będąc autem tylko na to pozwolić bym sobie mogła) to dochodzi jeszcze paliwo,bo przecież Stary nie zatroszczy mi się o to,jedziesz,martw się! No więc nie mam przyjaciół? Tak! Ale nie z własnej winy:( I nawet gdy już mogę wyjść (wyjechać do czwy) to przed wyjściem z domu muszę obrzydzić sobie wieczór,przez niemiłe zachowanie Starego,który wyraźnie daje mi do zrozumienia,że nie podoba Mu się - bo w domu powinnam siedzieć...a czy On siedzi w domu cały czas? Nieeee,co Jemu wolno,to Jemu...On pozwala sobie na co chce,a ja nie mogę nawet połowy z tego,co On może...teraz mamy w planach wakacje no i ja nie wyobrażam sobie,że nie spotkamy się z Madzią i Jej rodzinką w Gdańsku,skoro innej możliwości nie mamy jak tylko spotkać się,przy okazji pobytu nad morzem,a On (podobnie jak w zeszłym roku) mówi "On chce spędzić urlop ze swoją rodziną (że niby z NAMI!) a nie z KIMŚ"...jak to ma się do rzeczywistości np z zeszłego roku? Tydzień we Władysławowie mieliśmy spędzić sami,ale przypadkiem (chcę wierzyć,że to przypadek!) spotkaliśmy Jego znajomych i codziennie spędzaliśmy z Nimi czas...ja znów proponuję kilka godzin spędzić z moimi (dla odmiany) znajomymi a On to samo powtarza! O czym to świadczy!! Ma w dupie mnie i moje potrzeby....Wczoraj pisząc początek tego posta oglądałam stare fotki m.in. z chyba ostatniego ogniska w cz-wie i przypomniało mi się coś (widząc Starego na jednej z nich)-jak Stary wtedy nie chciał jechać ze mną i jak skutecznie przez cały czas dawał mi do zrozumienia swoje niezadowolenie z faktu,że musi tam być..nie mam przyjaciół?! M.in. dzięki Niemu:( Ostatnio,gdy poruszyłam temat wakacyjnego spotkania w Gdańsku wygarnęłam Mu to właśnie,że przez Niego nie mam przyjaciół, to tylko powiedział,"teraz wrócisz do pracy będziesz miała pieniądze,żeby się spotykać ze znajomymi" - i tak też zamierzam!!Albo ostatnio powiedział mi jeszcze coś (gdy zaproponowałam wydłużenie o jeden dzień pobytu nad morzem) - "Ty to chcesz mnie zajechać"...kurrr....nóż się w kieszeni otwiera! Od prawie roku nie farbowałam włosów, grzywkę podcinam sobie sama więc po nic nie mam potrzeby chodzić do fryzjera,kosmetyczki itd...ciuchów kupuję sobie mniej niż Stary,który przecież 10 godzin dziennie spędza w roboczych ubraniach w pracy,a On mi powie,że ja Go chcę zajechać (że niby tak pieniądze ciężko przez Niego zarobione chce wydawać!!)...Boże,Ty widzisz i nie grzmisz!
Moja mama od dawna mi powtarza,że jak wrócę do pracy to nasze (moje i Starego) relacje się poprawią a wiecie co? Ja myślę,że może być tylko gorzej...spodziewam się,że Stary (mimo,że to od dawna ustalony fakt) będzie wciąż okazywał mi focha,że moja mama jest wciąż u nas (dodam,że przecież nie dla przyjemności a do opieki nad dzieckiem,za co możemy być jedynie wdzięczni!!) i przez to pojawią się nowe powody do kłótni...to jest coś w stylu psa ogrodnika " sam nie zje,a drugiemu nie da" , tzn Jego Matka nie może być nam z dzieckiem (i chwała Bogu,tak na marginesie!),bo wciąż wyjeżdża do Niemiec ani nikt z rodziny Starego nie ma kontaktu z dzieckiem naszym i to Go boli,że moja Mama ma,że Młody Ją uwielbia i że będzie znacznie częściej z Nim przebywać! Wiem,że to będzie nowy powód kłótni,wiem to!
Ale może rzeczywiście coś się zmieni...wróci mi poczucie własnej godności,które ostatnimi czasy zapodziało mi się gdzieś...czy to wystarczy,by wreszcie coś z tym zrobić? Czy może dalej będę pisała jaka ja jestem nie szczęśliwa i nic z tym nie będę robiła?Zresztą to jeden z powodów, dla których tak rzadko się tu udzielam,bo już mi wstyd wciąż użalać się nad sobą:(
Na zakończenie opis dwóch dni,wczorajszego wieczora i dziś.A wczoraj Stary wieczorem wyszedł do sklepu chyba i wsiąkł, jak wrócił poszedł spać do drugiego pokoju (przez nikogo nie namawiany do tego) a czy mnie Go brak było? Pozostawię to bez odpowiedzi...ja siedziałam z zimnym piwkiem (znalezionym w lodówce-w końcu i mnie się coś należy) i nadrabiałam blogowe wypociny...a teraz? Młody ma drzemkę popołudniową, a ja dalej skrobię...a Stary? Jak Mały śpi wtedy ćwiczy...skończy pewnie jak wstanie Synuś, w końcu zawsze mówi,że nie ma nic do roboty jak Mały śpi...nooo,Młody chyba wstał,pora kończyć...na jutro ciuchy już uprasowane i uszykowane czekają (teraz co dzień będę ubierać się jak dotąd tylko w niedzielę:) )..a później (dziś) idziemy powitać powracającą z emigracji Teściową...