środa, 29 lutego 2012

Powrót do Taty....

O ile wczoraj miałam mieszane uczucia co do słuszności podjętej decyzji, o tyle dziś te wątpliwości odeszły w zapomnienie...Już z rana Męż przysłał mi sms,jak minęła noc,wiem,że to nic takiego,ale On rzadko pisze do mnie sms-y z pracy a już w szczególności takie,w których nie wyraża swoich życzeń,czy coś:)Potem ja zadzwoniłam,aaaa bo co będziemy pisać,pogadajmy:) A później znów ja odezwałam się,bo odkryłam,że ZNÓW przegapiliśmy termin opłacenia OC samochodu :/ Na szczęście dało radę na odległość to załatwić,choć nie zmienia to postaci rzeczy,że do domu wracałam autem bez ważnej polisy!Ostatecznie miły Pan (kolega Starego) t-trochę mnie uspokoił i zaczęłam pakować nas (a uzbierała się spooooooro tego) i o 16 wyjechałam do domu...do Tatusia...Tatuś już był w domu,gdy podjechaliśmy i zaraz pojechaliśmy do dermatologa...no niestety tym razem okazało się,że nie wyolbrzymiłam problemu,bo rzeczywiście coś się dzieje...jakąś reakcję alergiczną ma Młody...dostaliśmy listę leków i zaraz wychodziłam z Apteki z całą reklamówką leków...I znów lekką ręką poszło 170zł! Ale cóż...zdrówko Młodego jest nie do przecenienia...i dlatego też nie czekałam na wizytę na NFZ,ale poszłam do znanej już nam Pani doktor...zobaczymy jakie będą efekty..Dopiero po wyjściu od lekarza pojechaliśmy do domu,wcześniej nie wchodziliśmy nawet....Młody nie wiedział czym najpierw się bawić,więc za chwil parę był bałagan w calutkim mieszkaniu (w prawie każdym pomieszczeniu!)....no i wciąż biegał za Tatą i powtarzał "TATA,TATA..." On naprawdę cieszył się,że odzyskał Tatusia...nie inaczej było gdy usypialiśmy w trójkę:) Wcześniej zaliczyliśmy pierwszą kąpiel w dorosłej wannie:) Trzeba było wypróbować nowy nabytek z Ikei w postaci maty do wanny,no i spisała się rewelacyjnie...wcześnie oczywiście zdarzało mi się kąpać Młodego w dużej wannie,ale tylko ze mną w środku,patrząc ile razy (gdyby nie moja obecność) zaliczyłby nura pod wodę albo choć zderzenie z ścianką wanny nie odważyłam się pozwolić Mu na "samodzielną" kąpiel...nie to co dziś...dziś mogłam bez obaw odejść od Niego na krok,by chociaż zęby umyć:) Od dziś mała wanienka może wrócić do wujka Roberta i niech czeka na nowego członka Ich rodziny..zresztą takich sprzętów,których pozbyłabym się już jest znacznie,znacznie więcej..nic tak nie lubię jak składowania bezużytecznych sprzętów,które Stary przywlókł od braciszka,mimo,że ja od początku byłam przeciwna...czyżbym była jasnowidzem i domyślała się,że nie przydadzą się? Choć w sumie nie wiem,czy to takie trudne domyślić się,że jak będę miała specjalnie organizować miejsce, wyciągała spod sterty innych niepotrzebnych rzeczy mega zwalistej huśtawki, na której Młody nie koniecznie musi chcieć posiedzieć? No i jak domyślałam się (a i pamiętałam,jak taki sam sprzęt "używany" był przez moją siostrę)na palcach jednej ręki można wyliczyć,kiedy Stary (bo to głównie On upierał się,że MUSI się ta rzecz przydać!)wyciągał huśtawkę i huśtał Młodego..jakby mógł (Stary) to sam by się w niej pohuśtał,bo przecież coś od Braciszka jest święte! Ale nic, wkrótce oddam wszyyyyyystkie te niepotrzebne rupieci:)
Po kąpaniu i użyciu tych wszystkich medykamentów zajęliśmy się oglądaniem książeczek,czego także Młody dopominał się (chciał koniecznie nadrobić zaległości we wszystkim!Wszystkim musiał się pobawić),a potem ja poszłam na kąpiel,a Tatuś przejął wartę:) Potem cała trójka położyła się do łóżeczka...o ja naiwna! Myślałam,że też pójdzie tak gładko jak u Babci,a tu nic z tego, 1,5 godziny Młody kręcił się po calutkim łóżku,przytulał,całował raz Mamę , raz Tatę (sprawiedliwie) albo ściskał oboje...a ja musiałam znów kilkukrotnie Go nosić, nawet nie dał Tacie,by to On pomęczył się! Koniec końców zasnął...u mnie na rękach...i teraz śpi w łóżeczku:) Nasze łóżko,jest znów tylko dla Mamy i Taty...przynajmniej na razie :)
Póki co jest idealnie...ehhh,obym nie zapeszyła:)
A Tatuś znów powiedział magiczne 2 słowa,a ja co? Popłakałam się z wrażenia:) A potem mówił,że po naszym spotkaniu wczorajszym nie mógł spać w nocy,a z pracy najchętniej zwolniłby się wcześniej i przyjechał do nas,ale nie miał przecież auta więc nawet w pracy był uzależniony od transportu....

poniedziałek, 27 lutego 2012

Pierwsza rozprawa, pojednawcza...

No i udało się spotkać...i nie tylko to...ale od początku..
Było przed 16,gdy Stary zaczął wysyłać sms-y,które miały chyba na celu podniesienie mi ciśnienia,bo zadawał takie pytania,jakby nie pamiętał naszej porannej rozmowy i naszych ustaleń "to co,mam nie przyjeżdżać po Kubusia?"...ehhh po wymianie kilku sms-ów zaprzestałam odpisywać,bo ciśnienie miałam już stanowczo za wysokie...w końcu zadzwonił i nawet chwilę gadaliśmy, bo podobnie jak w sms-ach wydawało się,że rozmowa z rana nie miała miejsca..koniec końców ustaliliśmy (nie bez nerwów!!),że przyjedzie i pojedziemy gdzieś porozmawiać...przyjechał po 18...i pojechaliśmy do nas do domu!No i zmiękłam...przepraszam,jeśli zawiodłam kogoś...miałam nie mięknąć:( A co się stało? A no,w zasadzie nic...wszystko i nic...niby nie wiele usłyszałam z nowości...nowość polegała zupełnie na czymś innym,a mianowicie tonie Jego wypowiedzi i ogólnie całego zachowania,które odczytywałam "naprawdę stęskniony jest"! I naprawdę długo byłam nie wrażliwa na to Jego zachowanie,ale ostatecznie zmiękłam...może dlatego też,że zupełnie nie takiego Jego się spodziewałam...spodziewałam się zimnego i obojętnego jak dotąd...a tu taaaaaaaaaaaaaaaka niespodzianka...i w sumie nie ma sensu,bym powtarzała co mówił,bo to nie oddałoby niczego,chodzi o całokształt...nie pamiętam, kiedy ostatnio był tak ciepły...hmmm,nie wiem,czy kiedykolwiek był...no i sam uznał,że to będzie nasza ostatnia szansa i żebyśmy rozpoczęli wszystko od nowa...po raz wtóry wyznaliśmy sobie nasze żale i On obiecał,że poprawi się...ja byłam dziś tą zimną i prawie obojętną...bo wciąż w myśli miałam "miałaś nie mięknąć!!"...a z drugiej strony tak miło było widzieć,że On stara się o mnie...tak dziś się czułam... no i jak on patrzył na mnie...ehhh,ciekawe czy znów pożałuję tych słów :(
A póki co wróciłam do Mamy, na ostatnią noc...od początku postawiłam warunek,że coby się nie działo nie zostaję dziś z Nim...musze mieć szansę na spokojne przemyślenie,czy aby już nie żałuję!Wróciłam więc do Mamy naszym autem...a jutro mamy jechać do domu z Młodym...
I jeszcze coś....mieszkanie normalnie błyszczy! Tak wysprzątane to chyba nigdy nie było:) I to wszędzie...mnie zwykle branie czasu na coś..a On wysprzątał wszędzie(choć ja uważam,że to nie Jego zasługa ale Teściowej, czego On się wypiera)..

Drogi Anonimie, bardzo serdecznie dziękuję za komentarz...ciekawe,co teraz (po tym poście) myślisz:) Ja nie wiem czy patrząc z boku nie pomyślałabym: Głupia jestem.. Nie ma szans by coś się zmieniło... Sama nie wiem...ale jakoś nie umiałam dziś nie uwierzyć Mu....TRZYMAJCIE KCIUKI,BY TYM RAZEM SPOKÓJ I SZCZĘŚCIE ZAGOŚCIŁY W NASZYM DOMU:)

Inny nie będę...

A dziś z rana niespodzianka...zgadniecie,co? SMS od Mężusia! "przyjedz do domu to porozmawiamy co dalej z nami" DOBRY ŻART! On nadal robi co chce a ja mam wsiąść w autobus i jechać do Niego,bo On chce porozmawiać(a dodam,że On nigdy nie mógł do mnie autobusem dojeżdżać-szlachta w autobusie??!)...odpisałam "???" ale jak można było się spodziewać nie odezwał się , więc nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Niego (wiedząc,że ma akurat przerwę śniadaniową)...ehhh...nic nowego się nie dowiedziałam...chce porozmawiać,ale nie u mojej mamy (i jestem podobnego zdania,też tak uważam!), mogę przyjechać autem rodziców (jakby to było naturalne...co od razu wybiłam Mu z głowy)..koniec końców ustaliliśmy,że On przyjedzie po mnie i pojedziemy do domu porozmawiać "On nie jest dzieckiem,żeby w aucie rozmawiać!..On od tego ma mieszkanie!" . Poruszyłam od razu temat wczorajszego dnia no i co usłyszałam? "no przecież wiedziałaś,że w sobotę wypiję!".. na co ja "to po co zawracasz dupę i każesz mi cały dzień na siebie czekać!Dziecko dobrze,że jeszcze bardzo nie kojarzy, bo znów mówiłam bo dziecko by przeżywało". na to nic nie odpowiedział...i jeszcze jedno powiedziałam Mu - zresztą na sam początku rozmowy "przemyśl sobie naprawdę swoje zachowanie,bo nadal nie widzę zmiany!" a On "przecież ja od zawsze mówię,że nie mogę się zmienić"...i tu ręce opadają i mówię "no to o czym w ogóle rozmowa! Ja widzę dużo do zmiany a skoro Ty nie możesz zmienić to nic z tego!"...na co On dodał "a Ty coś zmieniłaś?" no i zgodnie z prawdą odpowiedziałam,że nie,bo nie widzę swojej winy,nigdy On nie ma do mnie zastrzeżeń..oczywiście poza jednym...zobaczymy czy ta rozmowa coś da....obawiam się,że nic ponadto co już wiem, nie usłyszę...zresztą,kto wie czy w ogóle spotkanie dojdzie do skutku...po 16 ma podobno zadzwonić...podobno...bo już niczego pewna nie jestem....
Daj Boże siłę!!!

niedziela, 26 lutego 2012

sobota, 25 lutego 2012

Krok...tylko czy aby na pewno w przód?

Dziś rano ze zdziwieniem odkryłam sms-a od Starego, w którym informował, że przywiezie dziś koło 11-12 parę rzeczy dla Młodego, a dodam,że wczoraj,po rozmowie z Jego kuzynką wkurzyłam się,że On szasta kasą,podczas gdy ja muszę martwić się by na wszystko starczyło i napisałam Mu sms-a z listą potrzebnych nam (tzn Młodemu) rzeczy i to tonem niecierpiącym sprzeciwu - Proszę kupić to i to, proszę to dostarczyć nam pilnie! Wczoraj nie odezwał się wcale ale o 8 znalazłam tego dzisiejszego sms-a...już od ok 10 siedziałam jak na szpilkach,nie wiedząc czego mam się spodziewać....dopiero po Jego wyjściu ochłonęłam...a dodam,że przyjechał przed 15!! Ale po kolei...
Rano zgodnie z podjętą wczoraj decyzją wprowadziłam w życie plan przeprowadzki do swojego pokoju (z zajmowanego dotąd pokoju mojej siostry) i urządzenia się tam...i zajęło mi to na szczęście większość przedpołudnia,dzięki czemu jeszcze wtedy się nie stresowałam...jeszcze wtedy!Zajęłam się rozpakowaniem się (po 2 tygodniach trzymania wszystkiego w walizce!), układaniem w szafkach i przy okazji wywaleniem tego i owego :) Wiedziałam,że Starego 11-12 to oznacza nie wcześniej niż po 12! Dlatego parę minut po 11 wyszłam do apteki po zamówiony krem dla Młodego...a właśnie,bo nie wspominałam chyba,że od chyba tygodnia jak nie dłużej, mam problem z Jego buzią i bródką,ma pooootwornie wysuszoną, szorstką,nawet u lekarza z tym byłam,no i dziś zakupiłam krem który pediatra polecała...zobaczymy czy on wreszcie coś pomoże...no ale wracając do tematu,wyszłam do tej apteki i miałam nadzieję,że jak wrócę to nie okaże się,że Mężuś już był i zostawił co przywiózł i nie poczekał...jak już wcześniej wspomniałam przyjechał znaaaaaaaaaaaaaaaaacznie później, dlatego po powrocie z Apteki poczekałam jeszcze do ok 12:30 i odezwałam się do Niego , napisałam Mu sms,z pytaniem,kiedy mam się Go spodziewać,bo zaraz będę musiała usypiać Młodego, ten odpisał,że będzie za 30 minut,więc jeszcze spytałam czy mam czekać z usypianiem Młodego? I tu wkurzył mnie niemiłosiernie,bo napisał,żebym kładła Małego,bo On nie będzie wchodził,bo nie ma czasu! TATUŚ! Nie widział dziecka 16 dni i nie chce wejść do Niego,skoro i tak przyjechał! Początkowo nie planowałam jednak usypiać Młodego,coby mi kiedyś Tamten nie zarzucił,że uśpiłam dziecko,gdy On przyjechał,ale ok 13 zmieniłam zdanie,bo co dziecko winne,żeby Je tak karać...w końcu codziennie idzie mi ostatnio spać już przed 12! A gdy potem okazało się,że czekanie przeciągnęło się znacznie dłużej,to cieszyłam się,że dziecko nie musiało tyyyyyyyyyyle czekać...ja w tym czasie (czekania) uśpiłam dziecko, zjadłam obiad, umyłam włosy...i latałam wciąż do okna,gdy wydawało mi się,że coś podjeżdża....jestem chyba skazana na stanie w oknie...w końcu zadzwonił,że za chwilę podjedzie i żebym wyszła do Niego,bo On nie ma czasu-niestety mokre włosy i ten szalejący wiatr to średnie połączenie więc MUSIAŁ podejść do ganku...podał co miał podać i już mówił,że się spieszy,więc chwilę Go zatrzymałam,pytając jak to sobie wyobraża dalej? I że podobno dobrze się bawi...Od Niego nie dowiedziałam się za wiele,poza tym,że jutro przyjedzie po Młodego,bo chce Go na trochę zabrać do swoich rodziców...swoją drogą to ciekawe ile można pomyśleć w ułamku sekundy...gdy zaczął mówić "przyjadę jutro po.." to w pierwszej chwili pomyślałam,że powie po was....taaaaa...gdy usłyszałam już całe to zdanie to pierwsze skojarzenie - jak po rozwodzie - dziecko raz spędza weekend z Mamą raz z Tatą...i oczywiście zaraz Mu to powiedziałam i spytałam jak długo ma tak trwać,no i dodając o tych Jego baletach, których z głupkowatym uśmiechem wypierał się i dopytywał kto mi tak powiedział,na co ja odpowiedziałam,że gdy wychodzi na miasto to musi liczyć się z tym,że zawsze może spotkać Go ktoś kto mi o tym doniesie...On wypierał się,twierdząc "a za co ma pić?", odpowiedziałam,że nie wiem,nie wnikam,ale znam inne fakty (nie wydałam ani na moment swojego "informatora")ale jeśli chce się dalej bawić to niech najpierw do końca doprowadzi stare sprawy (w domyśle-zakończy nasz związek do reszty!).On powiedział (i to jedyne konkretne co powiedział dziś!),że On ma nadzieję,że wrócę i że będzie dobrze no i obiecał,że porozmawiamy...podobno nawet może jutro wieczorem ...zobaczymy...choć wątpię...obstawiam,że będzie tak-przyjedzie z Młodym prosto na kaszkę,potem będzie kąpanie,usypianie i dopiero byłabym wolna (a jeszcze powiedział,że nie chce rozmawiać u mnie w domu,więc musielibyśmy wyjść)...a jestem pewna,że czekać nie będzie...dlatego póki co,mam taki plan-poczekam na rozwój wydarzeń (co ostatnio cały czas robię!) i na rozmowę i nie zgodzę się na wcześniejszy powrót do domu! Najpierw rozmowa...i to taka,która miałaby coś wnieść...a ponieważ zakładam,że jak zwykle nie będzie miał mi nic do powiedzenia to planuję powiedzieć,że w takim razie separacja musi się przeciągnąć jeszcze,aż coś wniesie...w obecnej sytuacji boję się jednego!Boję się,że zmięknę i w bardzo krótkim czasie przekonam się jaki to był błąd:(
Daj Boże siłę!

Po południu wpadł Brat z rodzinką (z okazji urodzin mojej Mamy) i posiedzieliśmy do po 19...jak zwykle dzieciaki średnio mogły się dogadać....Natka tradycyjnie już wszystko zabierała Młodemu,a Młody wreszcie zaczął walczyć o swoje...no i wujek wciąż reagował...ciocia wciąż jest za miękka w tym temacie...nawet gdy na koniec Natka popchnęła dwa razy (pod rząd) Kubę to Wujek zareagował ostrzej niż Ciocia..i koniec końców oba maluchy płakały..choć tylko mojego było mi szkoda,bo niestety Natce należała się kara za całokształt...

A jutro zamierzam iść na 17 do kościoła (a tu u mamy chodzę na przedpołudniowe msze) coby czas rozłąki z synem minął szybko:(

piątek, 24 lutego 2012

To JUŻ 15 dni!

Bywało czasem,że po sprzeczce ze Starym zostawałam u Mamy dłużej niż początkowo zakładane było (do której zawsze Stary zawozi mnie z jakiejś konkretnej okazji,a nie ot tak,że stęskniłam się za Mamą, co to to nie...)..ale zwykle miękłam po paru dniach (jakoś On nigdy nie zmiękł)i po wymianie sms-ów następował wniosek,żeby przyjechał po nas...tym razem zaparłam się! Bo ileż to wszystko może trwać?! I jak wspominałam w kilku postach wcześniejszych Stary o dziwo kilka razy odezwał się tak od siebie...inna sprawa,że te wiadomości od Niego pozostawiają wiele do życzenia..ale mniejsza o to...od wtorku jednak cisza...ale za to dziś nastąpił w inną stronę przełom...rano odezwała się do mnie Jego kuzynka,pytając co się dzieje,bo Stary ostatnio coś za bardzo baluje...ot słowa do słowa dowiedziałam się,że Stary chwali się Jej Mężowi (z którym pracuje),ile to On się bawi,gdzie i za ile...a w piątek wspomniana kuzynka musiała wpaść do "nas" po jakieś narzędzia (i chyba to Ją głównie zbulwersowało),bo mój Mąż (tłumacząc,że ja chciałam pojechać do Mamusi to On mnie puścił) nawalony był jak nie wiem i to jeszcze zbierała Go (i potem z powrotem odstawiała) na miasto...ehhh,nie ma co,ten czas (nasza separacja) jest Mu potrzebny,by odczuć,czy będzie Mu czegoś brakować...właśnie widzę,czego Mu brakuje! Kawalerskiego życia! Zresztą kuzynką,skomentowała,że wyglądał jak kawaler...nie zdradzała szczegółów,a ja nie pytałam,ale była mocno zszokowana (ja powiedziałam Jej wszystko tak jak jest,mimo,że w skrócie)i stwierdziła,że grubo przesada,więc aż strach pomyśleć,co Ona wie więcej...i jeszcze coś..On szasta kasą,a ja mam ten swój zasiłek i nie wiem jak radzić sobie,by na wszystko starczyło...a już dostałam sms-a od operatora,że nie zapłacono mojego rachunku...niech zgadnę,On nie zamierza mi zapłacić?
Ależ mnie ta rozmowa z Nią zdenerwowała... żołądek jeszcze kupę czasu miałam ściśnięty z nerwów...i natychmiast (może nawet za szybko?!) wyciągnęłam wniosek! Mój powrót do domu odchodzi w niepamięć coraz bardziej...coraz mnie na niego szans...z mojej strony! Co świadczy o człowieku,posiadającym rodzinę=żonę+dziecko, który przechodzi kryzys w małżeństwie i zamiast walczyć o nią a przy najmniej poświęcić czas rozłąki na szczere przemyślenia, korzysta wtedy z życia?! No dla mnie jedno! Nie zasługuje na nas!
Kurcze to dziwne...w końcu już od pewnego czasu mam coraz mniej chęci do naprawiania tego wszystkiego,a jednak gdy dziś dowiedziałam się,że nie próżnuje (bo kto wie,czy Ona=kuzynka nie zastała Go z jakąś dziewczyną?!Bo w końcu co to oznacza "wyglądał jak kawaler" , jak niby wygląda kawaler?)to poza ściśniętym żołądkiem poczułam jak serce mi pęka:( I chwała Bogu,że mogłam liczyć na przytulenie mojego ukochanego Synka...a byłam zupełnie rozklejona:(
Czas zacząć planować naszą przyszłość najbliższą! Na początek chcę pozmieniać co nieco w naszym pokoju i wreszcie się do niego przenieść,bo dotąd zajmujemy inny pokój,bo cieplejszy..ale gdy wrócę do pracy to pomyślę o porządnym remoncie,coby ocieplić ten jeden zimny pokój w domu....uruchomię swoje dość spore znajomości w branży budowlanej,cobym dała własnym nakładem to zrobić...w marcu będziemy znów w Łodzi w szpitalu na parę dni i jak będziemy wracać do podjedziemy do Ikei mam tam zaległą reklamację do załatwienia a i chcę dokupić parę drobiazgów dla Małego...może szykowanie dla nas gniazdka sprawi,ze przestanę dołować się...i szczerze pomyślę o tym,że pora ostatecznie zakończyć pewne sprawy...a trzeba zacząć przede wszystkim od przewiezienia naszych rzeczy,bo nadal mamy po kilka sztuk ubrań....

Pocieszam się myślą-idzie wiosna! Tak przynajmniej póki co wygląda! A jak rzeczywiście przyjdzie od razu o kilka procent mój nastrój poprawi się :)

czwartek, 23 lutego 2012

Minął rok...

Rok temu przechodziłam naprawdę ciężkie chwilę...zmarł mój ukochany Dziadziuś i bardzo z tego powodu cierpiałam...aż ciężko mi uwierzyć,że to już rok minął...dziś (dokładnie w rocznicę pogrzebu) była msza za Dziadziusia, na którą zeszła się spora część rodziny..moja mama aż z tej okazji wzięła wolne dziś,by naszykować kolację...jest niesamowita, tyyyyle żarcia zrobiła! Ja rano z Kubusiem i dziadkiem pojechałam do R-ska do pediatry,bo nie wspominałam,ale od kilku dni miał potwornie szorstką buzię i nic nie pomagało i zaczęłam się martwić..okazało się,że nie potrzebnie,raczej to nic poważnego. Dostałam kilka próbek jednego kremu a oprócz tego nazwę innego jeszcze i jak po tym kremie z próbek nie przejdzie zakupię ten drugi...podjechałam też do naszego mieszkania po kolejne rzeczy dla nas...ehhh a i tak w drodze do domu przypomniało mi się,że jeszcze czegoś nie zabrałam...dziś wyjątkowo nie zacierałam śladów - wręcz przeciwnie - wyjęłam ze skrzynki rachunek za prąd i ostentacyjnie położyłam go na blacie w kuchni...a wieczorem Mąż znów zadbał byt siwych włosów mi przybyło...otóż napisał mi sms-a (to jedyny sposób Jego kontaktu ze mną) o treści: "gdzie jest mój pit"...kurwa,czyżby chciał się sam rozliczyć? (czyt. dać komuś do rozliczenia,bo sam tego nigdy nie robił...zawsze robię to ja)...ależ się wkurwiłam,aż nerwa miałam na wszystko...że mama zmywa, choć prosiłam Ją by wstrzymała się do czasu,aż uśpię Młodego...że Młody nie kwapi się do zaśnięcia....ehhh chwała Bogu,że szybko usnął a ja mimo wszystko zaciskałam zęby i zmuszałam się do opanowania...

Ehhh i z tego wszystkiego (z tych całych nerwów) zapomniałam,że jestem po spowiedzi i nie powinnam przeklinać...

Ale wracając do dzisiejszej kolacji...wpadła do nas najmłodsza siostra mojego Dziadziusia z Mężem oraz mój Wujek z Żoną (moją Chrzestną)...no i poza tym,że Kuba znów wzbudzał powszechne zainteresowanie wszystkich, to wieczór zdominował temat rozwodów (i wszystkiego co z tym związanego) dwóch synów Cioci mojej Mamy...moja Mama prawie cały czas podczas rozmowy na ten temat milczała...ehhh, Ona strasznie gryzie się tym,że wszystko wskazuje,że i moje małżeństwo zmierza do tego...a fakt,że Mąż zamierza beze mnie składać zeznanie roczne i pewnie przywłaszczy sobie całą ulgę z tytułu posiadania dziecka, sprawia,że światełko w tunelu zaczyna coraz bardziej gasnąć...i coraz mniej szans na inny obrót naszych spraw...

A w ogóle,to nie wspomniałam,że wczoraj mój Piesek miał wypadek...to bardzo niezależna postać i nie podlegająca żadnym zasadom, a w szczególności uwielbia łamać zasadę nie opuszczania podwórka, które potrafi opuścić mimo zamkniętej furtki! A jak to robi? Normalnie! Normalnie, jak kot przeskakując przez siatkę! No i wczoraj wrócił zraniony w łapkę i nawet ugryzłby mnie,gdy chciałam obejrzeć ją...dobrze,że nauczona złym doświadczeniem (gdy kiedyś wcześniej cierpiąc ugryzł mnie) trzymałam Go jedną ręką za obrożę a drugą dotykałam tej łapki...co ja przeżyłam...zaglądałam kilkukrotnie wczoraj do niego, usiłowałam wyjść z nim na spacer,ale nie miał ochoty chodzić-po paru krokach zaczął wracać do domu...a na sam koniec popłakałam się,bo pomyślałam,że umarłabym,gdyby coś Mu się stało...w końcu to jakby moje pierwsze dziecko:( no i postanowiłam-wiosną wysterylizuję go! Nie będzie używał życia, to może nie będzie miał po co uciekać na randki...a tym samym będzie bezpieczniejszy,a ja spokojniejsza...już wystarczy,że gdy 8 lat temu straciłam swojego pierwszego psa,to miałam potworne wyrzuty sumienia,że powinnam była bardziej o Niego zadbać....tym razem wyrzuty sumienia mogłyby być jeszcze silniejsze...i trwać nie jak wtedy 3 miesiące (poprawiło mi się,gdy przygarnęłam pieska,którego pewnie czekałby marny los-mojego ukochanego Shaggiego) a znacznie dłużej...pamiętam jak było,gdy Shaggy mając kilka miesięcy poobijał mi się w domu - już wtedy był zwariowany i skakał po czym się da i prawdopodobnie spadł z łóżka czy fotela - i całą noc mi skomlał,gdy tylko usiłował się poruszyć w śnie...ja calutką noc nie spałam i czuwałam, z płaczem prosząc go,nie rób mi tego...drugi raz nie zniosę widoku swojego pieska martwego i to we własnym pokoju :(...a rano wzięłam telefonicznie urlop w pracy i calutki dzień mu poświęciłam :) A pod wieczór pojechałam do weterynarza,gdzie i dziwo ozdrowiał...a Pan Miszczyk (myślisz Kacha,że nie obrazi się,że wymieniam Go z nazwiska :) ) żartował widząc,jak piesek zwiedza Mu cały dom,że coś mi się musiało pomylić,bo psu nic nie jest..i dopiero gdy usiłował go zatrzymać,gdy chciał wyjść do auta po jakiś lek to wtedy złapał go i pies zaskomlał...i okazało się,że nie jestem jednak wariatką :)
Tak czy inaczej nie chcę znów tego przechodzić,szczególnie,że dziś mam inne obowiązki, jestem mniej dyspozycyjna...a pies nie śpi ze mną na łóżku...zresztą w ogóle nie śpi w domu ...ku mojemu wielkiemu rozgoryczeniu:(

Zresztą ostatnio mam mega chandrę...nie wiem czy to ta pogoda,czy raczej naturalna konsekwencja wydarzeń w moim życiu:(

środa, 22 lutego 2012

Kolejne dwa dni...już 12 w sumie

Dwa ostatnie dni-poniedziałek i wtorek minęły nam mile...wczoraj byliśmy (ja i Kubuś) u mojej koleżanki, która posiada wspaniałą parkę:) Córunię starszą i Syneczka młodszego niż Kubuś...było miło...a później wybrałam się do dentysty (z sobą) i nawet udało mi się szybko wrócić do domku do tęskniącego Syneczka:)A przy okazji dogadałam szczegóły odnośnie Młodego ząbków...czeka nas wizyta u dentysty-jestem zdania,że lepiej zapobiegać niż leczyć...póki co poparła moje obecne działania ale powiedziała,że i tak nie zaszkodzi skontrolować co nieco, choćby dla mojego dobrego samopoczucia:)
Dziś siedzieliśmy w domku,ale za to przed wieczorem wpadła koleżanka Babci z Mężem i oczywiście Kubuś był główną atrakcją wieczoru:) Nic a nic się nie bał i oboje (i my wszyscy) zachwycali się Nim:)
...a wcześniej tatuś odezwał się...poniżej cytuję nasze wiadomości sms:
T:Jakubek coś potrzebuje
Ja:No ciągle czegoś potrzebuje,w końcu wszystko się zużywa
T:Napisz co to Łukaszowi podrzucę
...i na tym koniec...bo nie miałam co pisać...uznałam,że skoro nie ma w planach osobiście dostarczyć nam czego trzeba to poradzę sobie sama..i jutro chyba wymyślę wyjazd znów do tego znienawidzonego przeze mnie miasta...
Ale jak mam rozumieć kolejny kontakt od Niego? Mięknie? Nieeee pewnie coraz bardziej tęskni za dzieckiem...a niech pomyśli,teraz będzie tylko gorzej - dla Niego rzecz jasna, bo ja utwierdzam się w przekonaniu,że przedłużający się coraz bardziej pobyt poza domem służy mi (nam-mnie i Kubusiowi)..nie pamiętam już kiedy tylu ludzi widywaliśmy i to w tak krótkim odstępie czasu...odrabiamy zaległości nagromadzone w ciągu wszystkich tych miesięcy...oczywiście co ja przed każdym spotkaniem przechodzę to już tylko ja wiem...i jak muszę upewniać się czy wszyscy zdrowi...a potem niech nie daj Boże czyjeś dziecko przy moim kichnie,kaszlnie itd...pewnie przerażenie mam wypisane na twarzy...ale cóż zrobić...nasza obniżona odporność wymusza na mnie izolowanie od chorych,inaczej znów skończy się zapewne bardzo poważnie,bo albo zapaleniem oskrzeli albo nawet płuc...a tego nie znoszę...patrzeć na cierpienie swojego dziecka to najgorsza tortura..

niedziela, 19 lutego 2012

10 dni minęło...

Minął właśnie 10ty dzień mojej "separacji" z Mężem..dziś nastąpił przełom...(chociaż czy ja wiem?!) Tak czy inaczej coś tam się wydarzyło...w południe przysłał mi sms-ka "co tam porabia Jakubek?" tyle...więc zgodnie z prawdą odpisałam,że przebudził się właśnie ale chyba jeszcze zaśnie..powstrzymałam się od bardziej złośliwej (?!) odpowiedzi - "śpi",bo tak w sporym uproszczeniu mogłabym napisać..potem gdy Mały wstał i nakarmiłam go drugim daniem obiadu zaczęliśmy się szykować w odwiedziny do mojej Babci,przebywającej u mojej cioci...było miło i sympatycznie, Kubuś był gwiazdą wieczoru:) I wcale się nie wstydził,czy bał.A w ogóle na sam koniec ku mojej wielkiej uciesze (i jak mniemam mojej Babci także) pocałował Ją (prababcie) na do widzenia co jest szczególnie ważne dla mnie,bo wiem jak Babci kocha swoje wnuczki i prawnuczki:)...a w międzyczasie miał ciekawą zabawę-bawił się swoim swterekiem,który zdjęłam Mu,bo byłoby Mu za ciepło...zakładał (że tak powiem), przekładał, oglądał itd...jaka zabawa! wujek szczególnie dopytywał o mojego Męża,więc bez ogródek i w dużym uproszczeniu powiedziałam co nieco..a był to ten sam wujek o którym kiedyś pisałam,że zwierzał Mu się mój Mąż i pewnie dlatego On tak przeżywa to wszystko szczególnie mocno...ehhh....
wróciliśmy przed kolacją i wtedy okazało się,że Mężuś w międzyczasie jeszcze raz przypomniał o sobie...był to służbowy sms na temat czynszu...odpisałam zaraz (choć i tak było już sporo po czasie) i chwilę wymienialiśmy czysto formalne sms-y...jedynym poza służbowym tekstem było "ucałuj Jakubka od Tatusia"...a wcześniej (bo rano) gdy jeszcze leżeliśmy w łóżku oglądaliśmy z Młodym fotki w mojej komórce i bardzo cieszył się gdy zobaczył Tatę...serce się krajało:( A potem znów miałam chwilową odwilż (znów lekko pękałam),gdy włączyłyśmy z Mamą płytę z wesela mojego brata...ehh,kiedyś wyglądaliśmy na zakochanych...czyżby to nie była nigdy prawda?Ale za chwilę oprzytomniałam...bo co z tego co widzę,skoro teraz pokazuje co innego-a mianowicie,że nie potrzebuje mnie (nas?!)

A przed chwilą znów miałam mega wyrzuty sumienia,że zgotowaliśmy dziecku nieciekawy los,gdy Młody przez sen wołał Tatę:( Niestety zapowiada się,że ten stan potrwa dłużej...

piątek, 17 lutego 2012

Odwilż...

Dziś złapałam się na tym,że zatęskniłam za swoim Mężem...szczerze...zamarzyło mi się nawet, by tylko się do Niego przytulić...i znów (jak zawsze) miałam ochotę do Niego się odezwać...na szczęście trwało to chwilę...bo na trzeźwo myśląc,wiem,że to najgorsze co mogłabym teraz zrobić...może rzeczywiście teraz nasza "separacja" do czegoś doprowadzi..choćby do jakiś szczerych wniosków..póki co (poza tą chwilą słabości) uważam,że Jemu jest dobrze tak jak teraz-nie musi na nic dawać,poza swoimi własnymi potrzebami -czyt. jedzeniem dla siebie (a zakładam,że dość często króluje na stole Pizza), pewnie rachunki (jeśli jakiekolwiek opłaca)uznaje tylko swoje własne-tylko patrzeć jak dostane smsy z przypomnieniem o niezapłaconych rachunkach za telefon i internet..ponadto On pewnie uważa (i tak też pewnie tłumaczy jeśli ktoś ewentualnie pyta o mnie-o nas) "pojechała do Mamusi" jakby to miało znaczyć - wybrała Mamusię! Już kilka razy to przechodziłam,więc myślę,że i tym razem jest tak samo...Obym wytrwała w swoim postanowieniu - nie odezwać się pierwsza!
A Młody,co? Po paru dniach u babci nie potrzebuje już Mamy...tylko Dadzia i Baba....i mam mieszane uczucia,bo z jednej strony mam pierwszy raz od Jego narodzin tyle czasu dla siebie,a z drugiej strony,jak to, nawet Jemu już nie jestem potrzebna? :(

środa, 15 lutego 2012

Po-walentynkowo

Nigdy specjalnie nie obchodziłam tego święta..jakoś nigdy mnie to nie bawiło...no może w w podstawówce było fajnie dostawać kartki walentynkowe od nie tak cichych wielbicieli...Pamiętasz Kacha moje perypetie z Arkiem M? :) Ehhh, to były czasy :)
W tym roku jednak było jeszcze inaczej,bo zwykle dostawałam różę od Męża z tej okazji,a w tym roku jest jak jest...a jak jest? Nadal jestem u Mamy, Stary nie odezwał się słowem (mimo,że w poniedziałek miał zadzwonić wieczorem, co obiecał, gdy ja zadzwoniłam do Niego z prośbą o spakowanie i przekazanie mojemu Bratu paru rzeczy dla mnie i Młodego). Wczorajszy Walentynkowy dzień spędziliśmy z Puchatkiem do południa u mojej kuzynki..było fajnie, dzieciaki bawiły się a my narzekałyśmy na swoich Mężów, obie dość nieszczególnie trafiłyśmy...a reszta dnia minęła nie wiadomo kiedy...a dziś z rana z Dziadkiem pojechaliśmy do mojej Pediatry po receptę na lek dla Młodego a przy tym zbadała Go,bo dziś coś zaczął pokasływać...póki co Ona niczego nie dopatrzyła się, co jeszcze i mam nadzieję,że to nie to co myślę, a co myślę? Ostatnio w ciągu kilku dni spotkał sporo dzieci i niestety zawsze coś mógł załapać...oj chyba załamałabym się...szczególnie w obecnej sytuacji,gdy do swojej przychodni mam kilkanaście kilometrów,a znając panią doktor chciałaby częstych wizyt w Przychodni:( Mam nadzieję,że panikuję przedwcześnie..prosto z przychodni pojechaliśmy do nas do domu m.in. po leki Puchatka...jakież było moje zdziwienie-Stary nie zrobił sajgonu w mieszkaniu...pewnie nie bywa tam za często..
Starałam się nie dać poznać,że byłam tam,bo i po co? Czekam nadal na ruch Starego...a czy doczekam się to już zupełnie inna sprawa...choć szczerze Mu współczuję,że nie może oglądać Synka,jest taki słodki i kochany...i ciągle czegoś nowego się uczy...wciąż wymyśla nowe zabawy i umie już mówić Dziadzia (co w Jego wykonaniu brzmi trochę jak DADZIA), kaczka-NIANIA (za cholerę nie wiem skąd Mu to przyszło do głowy!) zegarek - CYK...ja tam nie wyobrażam sobie dna bez Niego,a co dopiero tydzień! Jutro będzie tydzień jak bawimy u mojej Mamy....i myślę,że potrwa to znacznie dłużej-tym razem się zaparłam! Nie wykonam więcej żadnego ruchu! Dlatego dziś starałam się nie dać poznać,że byłam, potrzebowałam dowiedzieć się o brakującą część ze stoliczka jaki zakupiliśmy ostatnio i chciałam odezwać się z tego powodu,ale chwała bogu dziś sama zobaczyłam co brakuje...jedyne co,to to,że pieniądze skończą się wkrótce,ale nie martwię się tym...poradzę sobie-MUSZĘ SOBIE PORADZIĆ! W końcu wygląda na to,że mojemu Mężowi obecny stan rzeczy nie przeszkadza,więc pewnie tym razem okaże się w którą stron pójdziemy...w prawo lub lewo...

poniedziałek, 13 lutego 2012

Ulga

Wyjątkowo dziś napiszę tylko (czy prawie tylko) o Puchatku:)
Od paru dni (i nie wiem czy to sprawił klimat mojego rodzinnego domku,w którym przebywamy z Młodym ostatnio) nie męczę się z usypianiem Młodego-czytaj moje plecy mogą odetchnąć (że tak powiem)..wieczorem po kąpaniu owijamy się (Młodego) kocykiem o czym On sam przypomina (o okryciu Go) i nosze Go z zegarkiem w ręku 5 minut po czym kładziemy się do łóżka i tak długo leżymy aż zaśniemy (bo zwykle i ja padam razem z Nim)...w dzień jest gorzej,bo nie poleżałby w biały dzień w łóżku nie śpiąc,więc noszę Go aż zaśnie,ale ostatnio też trwa to 5 minut najczęściej,bo zabieramy się do zasypiania jak już jest nakarmiony (po obiadku) i padnięty:)Jest dobrze...
Przynajmniej z zasypianiem,bo ostatnio znów wymaga częstego noszenia i dziś mój kręgosłup odmówił posłuszeństwa,i przy każdym schylaniu się bolał jak cholera...
A tak w ogóle (o czym wspomniałam wyżej) my nadal u babci....dziś wykonałam ruch i zadzwoniłam do Męża,ale od razu spytał "no co tam" więc chyba nie przeszkadza Mu obecny stan rzeczy (my tu On tam) więc powiedziałam tylko,że potrzebuję paru rzeczy z domu i,że brat mój po pracy przyjedzie po to...miał wieczorem zadzwonić pogadać...jest już 23 więc już raczej nie zadzwoni...no cóż trudno....niniejszym okres separacji uważam za rozpoczęty!

niedziela, 12 lutego 2012

Wciąż u mamy...

W piątek rano dojechała moja siostra z rodzinką, a ok 12 byłam już posiadaczką ziemi :) Licytacja była fajna,bo na moją działkę nikt inny nie wpłacił wadium,więc było pewne:) Reszta dnia minęła nie wiadomo kiedy...po południu wpadł brat z Bratanicą i dzieciaki ślicznie się bawiły.Plan był,że w sobotę dojedzie do nas Tata, tak zapraszała moja Mama a On odpowiedział "zdzwonimy się" , wcześniej także z moją siostrą i Szwagrem umawiał się na Skypie...nasze zdzwanianie się wyglądało tak: piątek zero kontaktu przez cały dzień, w sobotę niewiele po południu zadzwoniłam sama, już nie czekałam na Jego ruch..."no co tam?" spytał...ehhh...za chwilę wkurwił mnie na maksa,bo powiedział "nie,nie przyjadę dziś,bo nie wyrobiłem się z robotą, jutro przyjadę"...podziękowałam więc i rozłączyłam się...moja Mama, siostra i Szwagier byli wściekli...a szczególnie Ci ostatni,bo nie widzieli się z Nimi od listopada,a przecież mają Mu coś załatwiać, to mógłby starać się utrzymać z Nimi jakiś kontakt...nawet chcieli osobiście Mu podziękować,ale mój Mąż miał wyłączony telefon...potem wielokrotnie słyszałam rozmowy,które milkły gdy ja wchodziłam..a dodam,że ogólnie samopoczucie w weekend miałam nie najlepsze..zawsze miałam wrażenie,że jesteśmy różnie z siostrą traktowane i to (jak i to,że dziecka nie mogłam spokojnie usypiać wieczorem,bo tak dzieciaki hałasowały..i pewnie nie widziałabym w tym nic złego,gdyby nie to,że moja siostra gdy Jej dzieciaki były małe wściekała się,że nie myjemy się wieczorem przed Jej dziećmi a potem nie zapada ciiiiisza! ehhh,że tak łatwo niektóre rzeczy ulegają zapomnieniu)...a jak dodam,że umieram gdy widzę,że mój ukochany pies już nie ma prawa wstępu do domu i teraz w te wielkie mrozy śpi w kotłowni,to serce się kraja...w piątek aż się popłakałam z tego powodu,a potem wybrałam się z nim na spacerek.A dodam,że moja siostra przyjeżdża ze swoim psem i on ma nawet prawo wstępu do każdego pokoju i na wszelkie kanapy...i nawet moja mama nie jęknie,że znów w całym domu ma ślady łapek,bo przecież nie da się idealnie psu łapek wytrzeć po dworze...ehhh, Shaggy współczuję Ci,że jesteś zwykłym kundelkiem a nie rodowitym sznaucerem, wtedy mógłbyś wszystko! A tak,to nie ważne,że przez ostatnie 3 lata Shaggy znów mieszkał z nami w mieszkaniu, spał w ciepełku i na łóżku, po wyprowadzce do mojej Mamy (a dodam,że miało być to tylko na czas naszych wczasów) pies znów trafił na podwórko,bo "przecież nic Mu nie będzie!"...ehhh,serce pęka:(
Ale wracając do Starego...nie przyjechał wczoraj,a my opijaliśmy nowe auto mojego Ojczyma..tzn kto opijał ten opijał...najpierw wszyscy napiliśmy się szampana (czy raczej wina musującego) a potem przez resztę wieczoru Brat z Szwagrem męczyli grubsze procenty....nie spiesząc się i nie narzucając jakiegoś szybkiego tempa...pełna kulturka :)
A dziś siostra pojechała do domu...wcześniej w odwecie na Starym, wyłączyłam komórkę i dopiero koło 14 włączyłam...otrzymałam sms-a, że Stary dzwonił do mnie w międzyczasie, ale to tyle,ja nie oddzwoniłam a On nie dzwonił więcej (a obstawiam,że dostał wiadomość,że pojawiłam się w sieci,gdy tylko sms-a włączyłam telefon)..tak więc mam zamiar, gdy zadzwoni (o ile zadzwoni!) powiedzieć,że dobrze nam zrobi ten miesiąc (minimum) separacji! Który zresztą sam proponował niedawno...
Nie szykuję się tak czy inaczej nigdzie...

piątek, 10 lutego 2012

U mamusi...

Synuś słodko (choć nie bez problemów) zasnął...a Mamusia ma wreszcie chwilę dla siebie...męczący dzień za nami...Od rana szykowaliśmy się do popołudniowego wyjazdu do Łodzi do lekarza z Puchatkiem.Na dziś umówioną miałam prywatną wizytę u Profesora Immunologa...naaaaaaaaaaaaajsympatyczniejszego lekarza jakiego w życiu miałam okazję poznać...a dodam,że sporo fachowców poznałam...Pan profesor ponowił diagnozę,że bez ponownych badań u Młodego się nie obejdzie,no i już większe prawdopodobieństwo,że obejmie Go leczenie w kierunku zaburzeń odporności...ale ponowne wyniki dadzą odpowiedź,gdy będzie wiadomo,czy parametry poprawiają się czy wręcz przeciwnie...a czemu ten lekarz taki miły wydał się? Bo chyba nie znam drugiego Pediatry z takim podejściem do dzieci,tak mile i ciepło zwracającego się do dziecka,jak i o dziecku,tak ciepło patrzącego itd...aż miło spotkać Go...a jak dodam,że to uznany fachowiec to aż chce się jeździć do Niego...mimo,że dziś znów wizyta szarpnęła nas po kieszeni (130zł)...aaaa i szepnęłam Profesorowi słówko o tych moich obawach co do wzrostu Młodego i zaznaczył sobie w skierowaniu,żeby Mu dodatkowe badania zlecić:) Ależ jestem szczęśliwa....grunt to dobra diagnostyka:)I wielokierunkowa:)
Po wyjściu od Profesora (nie bez niespodzianek!) pojechaliśmy do Ikei po parę drobiazgów...poszło 2,5 stówek kolejnych...ale cóż , dla dziecka wszystko:)A jakież to niespodzianki mieliśmy? No w sumie jedną:) No bo po wyjściu z przychodni piździło jak w kieleckim i pędem biegliśmy do auta, a ja nie mogłam w swojej torbie znaleźć kluczy do auta,bo nie wiem na jaką cholerę ja je miałam,szczególnie,że dziś z uwagi na masę rzeczy do zabrania zabrałam dużą torebkę!No i szybko wkurwilam się,że nie mogę znaleźć,więc przejęłam Młodego a Stary grzebał mi w torbie!No i ja miałam w ręku teczkę z papierami Młodego (a dodam,że maaaaaaaaaaaaaaasę tego jest,mimo,że dopiero tak niewiele lat ma:() no i tymczasowo tę teczkę położyłam na dachu auta...za chwilę Stary znalazł klucze i szybko spakowaliśmy się i odjechaliśmy....już myślami byłam w Ikei a jednocześnie myślałam jak to fajnie,że zaoszczędzę nieco na badaniach,które i tak miałam przed majową wizytą u Endokrynologa robić Młodemu...i wtedy myślę tak,zerknę na to skierowanie i zobaczę jakie badania zaplanował Profesor...no i przypomniało mi się,gdzie to skierowanie (i reszta wyników badań itp) jest!A raczej gdzie ostatnio było...wróciliśmy się i niedaleko znaleźliśmy na samym środku ulicy:) Na szczęście bez spowodowania wypadku udało mi się zebrać moją teczkę...i uratować całą zawartość:)
A w Ikei było szaleństwo zakupów...Jezu,ja bym stamtąd wszystko wykupiła...inna sprawa,że potem żałuję często...jak dziś,gdy początkowo napaliłam się na jedna postawę pod laptopa a wzięłam inną...i już spać może nie będę mogła;)

A co wcześniej działo się?
Wczoraj kilka godzin była u nas moja koleżanka (współlokatorka z czasów studenckiego, jakże przyjemnego, życia :) ) z córeczką...no i o dziwo obyło się bez przelewu krwi,czy chociażby płaczu...oczywiście dzieciaki najbardziej interesowały się tym,czym akurat drugie się bawiło (czytaj Kuba interesował się tym czym zainteresowała się Michaśka) ale i tak nie był nieznośny, bardziej zachowywał się jakby Go to niesamowicie bawiło :) Zresztą ja za każdym razem Mu tłumaczyłam...i nie było źle...trochę po przebywa z dziećmi i nauczy się dzielić:)

A co później...przynajmniej do soboty będę u Mamusi(gdzie zostałam po powrocie z Łodzi) a jutro przyjeżdża siostra z rodzinką...fajnie będzie:)

poniedziałek, 6 lutego 2012

Rozmowa nr 4

Niedziela minęła dość spokojnie,choć przez moment wyglądało,że może być spięcie..do czego dojdę za chwilę..
Mąż "złożył zamówienie" na śniadanie jak w zeszłym tygodniu, a więc paróweczki na ciepło i jajeczka na miękko,no a sam poszedł do sklepu po ketchup i sos,potem wspólnie (mniej więcej) robiliśmy obiad..nadal nie rozmawialiśmy jakoś szczególnie,ale uznałam,że MUSI mi pomóc,więc bez skrupułów zlecałam Mu różne zadania..ok południa zjedliśmy rosołek,po którym ja usypiałam Młodego a Stary najpierw ćwiczył a potem powiedział,że musi iść do Teściowej swojej siostry po zaliczkę na meble,które ma Jej zrobić..Koło 14 zadzwonił i spytał,czy pójdziemy do Jego rodziców,bo w tygodniu Tata miał urodziny...byłam podła i złośliwa,bo odpowiedziałam,że NIE,nie zamierzam znów iść do jego rodziców,odpowiedział AHA, no i dodał,że niedługo przyjdzie...przyszedł za jakąś godzinę a może i nawet 2..w tym czasie Młody wstał,więc miałam co robić no i za chwilę zjedliśmy drugie danie (ja i Młody)..niedługo tata wrócił...nie powiem, byłam przekonana,że będzie pod wpływem alkoholu-w końcu domyślałam się,że poszedł sam do taty no a tam to już wiadomo, no i byłam absolutnie pewna,że awantura wisi w powietrzu...że nie wspomnę,że miałam wyrzuty sumienia,że tak się zachowałam,ale tak tak chciałam Mu dopiec i zrobić na złość..w końcu ile razy ja słyszałam "nie mam ochoty jechać do Twojej mamy, nie będę cierpiał! nie mam ochoty! Chcę odpocząć" i chciałam pokazać Mu jak to jest! Szczególnie,że zakładałam ,że to nie była żadna impreza planowana,bo inaczej wiedzielibyśmy coś o tym,chyba?A tak to zakładam,że Jego Szwagier powiedział,że idzie do Teścia (Taty Starego) no i spytał,czy On też..
Ale wracając do sprawy ...Tatuś wrócił...no i ze zdziwieniem stwierdziłam zupełnie TRZEŹWY! I w ogóle nie miał żalu do mnie..tak to przynajmniej to wyglądało!Wszystko na to wskazywało! Zjadł drugie danie,które przed Jego przyjściem przygotowałam (nie czekałam na Niego,bo zakładałam,że może nie spieszyć się z powrotem!) Do prawie 18 oglądaliśmy TV i nawet co jakiś czas coś tam przemawiał do mnie,a potem ja poszłam do kościoła. Po powrocie tradycyjnie była kaszka dla Młodego,kąpanie i usypianie...o 21 Młody zasnął..i wtedy poszłam do Męża na kolejną (?!) rozmowę! I UWAGA tym razem coś z tego wyszło...oczywiście i tak nie było tak jak ja bym sobie tego życzyła,bo w sumie ja niewiele usłyszałam...ja też jakoś bardzo się nie rozgadałam,bo ileż można razy powtarzać to samo! Ale o dziwo już na początku Mąż powiedział "zmienię się!"ale od razu Mu zarzuciłam,że nie wiem,czy mogę Mu wierzyć...a za chwilę powiedział coś co wstrząsnęło mną ..chociaż czy ja wiem?! W sumie spodobał mi się ten pomysł,bo UWAGA Mąż zaproponował miesięczny okres odpoczynku od siebie!Coby się przekonać czy potrzebujemy się...kurcze może trzeba było poprzestać na tym...może to by rzeczywiście coś zmieniło..potem zaczęliśmy jeszcze rozmawiać, ale jak zwykle nie przyniosło efektów..różnie pamiętamy różne rzeczy z przeszłości, różnie widzimy pewne sprawy...Mąż jedyne z czym zgodził się to to, że rzeczywiście, gdy ostatnio nie wrócił na noc do domu powinien był dać mi znać!Choć niestety nie umiał przyznać mi racji,że nie zrobił tego bo oczywiście NIGDY NIE MYŚLI O MNIE! Koniec końców analizowaliśmy pewne sytuacje,choć to chyba nie wiele przyniosło,bo jak wspomniałam mamy różne postrzeganie wszelkich spraw.Muszę przyznać coś i ja (do czego Jemu nie przyznałam się),w obecnej sytuacji,gdy Stary zarabia na całą naszą rodzinę a przy tym mamy naprawdę spore wydatki , w zasadzie pokrywające się z całym Jego wynagrodzeniem (a przynajmniej ja mam taką wiedzę!)i On opłaca mieszkanie (tzn nawet fizycznie On zanosi pieniądze właścicielce) to gdy poopłacane będzie wszystko, zrobi zakupy to nie zostaje na nic więcej,albo prawie na nic...dlatego może ma sens to co powiedział,nie może w tej chwili dawać mi pieniędzy,bo gdyby całą wypłatę nawet mi oddał to za chwilę brałby ode mnie na mieszkanie na zakupy i w sumie w jednej chwili dawałby mi pieniądze a za chwilę odbierał na wszelkie wydatki...ma sens,prawda? Dodał,że na swoje wydatki mam swoje pieniądze i więcej nie zamierza mi nic z tego brać..inna sprawa,że w obecnej sytuacji jest tak,że "swoich" zasiłkowych pieniędzy i tak nie umiałabym wydać na własne potrzeby - mało znaczące potrzeby jak przyjemności w stylu ciuch,czy kosmetyk,bo przecież szybko by się skończyły a w razie ważniejszych potrzeb ZNÓW zostałabym z pustką w portfelu, co innego wydatek na dentystę czy ginekologa...no i koniec końców wygląda na to,że chyba myśl o rozwodzie chwilowo odsunęłam...przynajmniej do czasu gdy ZNÓW pokaże mi,że tak naprawdę nigdy nic się nie zmieni...czas pokaże...a pomyśleć,że mogłam miesiąc odpocząć i nabrać dystansu...i to na pewno pokazałoby jakie szanse mamy...zresztą nie wykluczone,że uda się wprowadzić tę separację,bo w czwartek po wizycie u Immunologa zostaję u mamy i wczoraj dowiedziałam się,że Stary może po nas przyjechać najwcześniej w sobotę,bo będzie znów miał robotę...dlatego nie wykluczone,że powiem Mu odpocznijmy sobie....

sobota, 4 lutego 2012

Rozmowa nr 3

Wstaliśmy (ja i Młody) jakoś przed 8 i tradycyjnie zabraliśmy się do rutynowych działań-nocnik, inhalacje, śniadanie, ubieranie itd...Stary już wcześniej obudził się,ale czy wstał i zabrał się do pożytecznych działań-np zmywanie naczyń z dnia poprzedniego,czy pójście na zakupy?Eee tam, wziął kompa i od rana szukał czegoś...jak wstałam i to zobaczyłam od razu dostał zjebkę,że lodówka pusta a On nie wiadomo na co czeka..wstał i poszedł na krótkie zakupy,bo niestety auto nie chciało odpalić i na dalsze (większe) zakupy miał udać się po tym jak łaskawie dostarczy Żonie pieczywo i coś do niego...a sam poszedł,a ja głupia myślałam poszedł na zakupy, w końcu dostał listę zakupów... dodam,że było jakoś przed 10tą..a jak wspomnę,że wrócił po 13tej to chyba komentarz mogłabym pominąć?...ehhh, jaka ja byłam wkurwiona...w końcu ZNÓW wszystko było na mojej głowie-a więc sprzątanie (cotygodniowe całego mieszkania),przy jednoczesnym zajmowaniu się dzieckiem (i co będę do znudzenia powtarzać mega absorbującym dzieckiem!!), któremu w międzyczasie przygotowywałam obiad...jak Tatuś wreszcie wrócił,to dopiero wtedy szlag mnie trafił-On nie poszedł na zakupy!Przynajmniej nie po to,po co ja myślałam,że poszedł! Kupił np rękawiczki dla siebie!...i trochę mięsa..i jakiś alkohol,który przyniósł już wypity! O rany,ale byłam zła!! On w ogóle nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji!!I jeszcze Jego tłumaczenie "no przecież jest zimno,jak mógłby się nie napić!!"
Jeszcze będąc w drodze do domu zadzwonił i UWAGA pyta-co robimy na obiad!Ależ się wściekłam,przecież ja nie leżałam pod Jego nieobecność! I już przez telefon się posprzeczaliśmy....koniec końców zamówił pizzę! Nie narzekam ten jeden raz:)
Zaraz po "obiedzie" uśpiłam Młodego a sama poszłam na zakupy-już nie chciałam pozostawiać tego w rękach Starego,bo mogłoby być tak jak ze zmywaniem naczyń,które ostatecznie sama zrobiłam!!...a tymczasem Tatuś spał!! Ja wróciłam po niespełna 40 minutach do domu z wielką torbą zakupów i okazało się,że Młody obudził się i jak zobaczył mnie to płakał do mnie,a trochę potrwało zanim Matka rozebrała te wszystkie warstwy ubrania z siebie...Tatuś już wolny (bo dziecko nie chciało żeby tata Go dalej nosił)poszedł do siebie i spał sobie w najlepsze podczas gdy ja ogarniałam kuchnię...potem zrobił się wieczór i znów rutynowe działania - inhalacje, kaszka, kąpanie, usypianie...i wszystko na Mamusi głowie!!Aaaa bo przed wieczorem tatuś wyszedł ZNÓW...odebrać klemy do akumulatora i czarna dziura Go pochłonęła...ale koniec końców wybaczam Mu,bo w tym czasie doprowadził samochód do porządku,bo nie chciał odpalić a teraz już podobno pali...

Teraz gdy Młody (już od godziny) śpi mam wreszcie wolne...czas dla siebie...więc zaczęłam od poczytania aktualnych wieści w sprawie tragicznie zmarłej Madzi z Sosnowca...bardzo mnie ta sprawa poruszyła i wciąż szukam nowych informacji..i ryczę jak wariatka...
A przy tym włączyłam GG, a tu SZOK!! Wiadomość od Męża!! aż muszę ją zacytować :
" i tak cie kocham bo urodzilas mi syna" a że leży obok, bo ogląda TV to zaraz jak wyraziłam swoje zdziwienie odpowiedział,żebym odpisała Mu...to też napisałam :
"w ogóle nie znasz znaczenia tych słów...."
I tym akcentem kończę nocne rozważania nad sensem swojego małżeństwa...ahaaa rozmowy z wiadomych powodów ZNÓW nie było!

Rozmowa nr2

W czwartek mój Mąż był zbyt śpiący itd by zaangażować się w rozmowę ze mną,ale obiecał,że "jutro" (a więc w piątek-wczoraj) porozmawiamy-powie mi co Jemu nie pasuje...wrócił z pracy później bo po 17 ale nie spełniło się to co obiecał,a więc że porozmawiamy nawet przy dziecku..później ok 20 poszedł do klientki od następnej szafy (swojego Szwagra mamy)...i wrócił przed północą...jak więc nie trudno się domyślić rozmowa nr 2 nie odbyła się...gdy w nocy przebudziłam się weszłam do Niego do pokoju i poczułam zapach alkoholu więc coś tam musiał napić się..zresztą dałabym głowę,że już wcześniej co nieco było czuć...pewnie to dlatego nie wrócił do domu po 16 a dopiero po 17...czy tylko mnie się wydaje,że w momencie, gdy ja robię Mu dwugodzinną pogadankę o fatalnym stanie naszego małżeństwa to piwko (czy coś innego) po pracy to nie najlepszy pomysł?!
Ehhhh On chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji..no i z powagi moich słów!! Z każdą chwilą utwierdzam się w przekonaniu,że jestem niesamowicie głupia,że wciąż tkwię w tym samym punkcie...

piątek, 3 lutego 2012

Rozmowa nr 1

Udało się dziś (lub raczej wczoraj biorąc pod uwagę,że jest już po północy)porozmawiać...choć to chyba za dużo powiedziane...ja nagadałam się(prawie 2 godziny Mu nawijałam!!),a On? Najpierw w ogóle nie chciał rozmawiać,bo była 21 i już spał,więc Go obudziłam,bo w końcu nie wiadomo kiedy będzie okazja porozmawiać,przecież nie co dzień Młody zasypia tak wcześnie,a jak już mówił coś to tak strasznie mnie denerwował,ale ja UWAGA byłam baaaaaaaaaaaaardzo spokojna, ani razu nie wybuchnęłam ani nic z tych rzeczy...bilans?!Raczej dodatni-jestem zadowolona z siebie,ze swojej postawy, opanowania i wszystkiego co powiedziałam...choć to i tak nic nie zmieni raczej,On nie bardzo bierze do siebie to co ja mówię...ale póki co obiecał,że jutro On powie mi coś od siebie...poczekam...i pominę fakt,że ZNÓW praktycznie zmuszałam Go do "rozmowy" z sobą...jakież to upokarzające...

czwartek, 2 lutego 2012

Dość!!

Powiedziałam sobie dość! Trzeba coś z tym zrobić, pójść w lewo, bądź prawo...myślałam, myślałam i wymyśliłam...musimy porozmawiać!Miałam Mu tyyyyle do powiedzenia! I tak, gdy wczoraj wreszcie wrócił do domu z pracy czekałam na chwilę żebyśmy mogli porozmawiać...niestety nie było nam dane...wrócił z pracy później niż zwykle,a ja oczywiście nie miałam informacji,że nie wróci do domu prosto po pracy..wrócił jako.. 17:30 i zaraz szykował się ponownie do wyjścia...odczekał do 18 i wyszedł..przed wyjściem zdążyłam spytać czy wróci do domu o jakiejś przyzwoitej porze (bo wiedziałam,że ostatnio różnie z tym bywało) ,bo chciałabym porozmawiać...usłyszałam,że będzie o 20...jak można przypuszczać nie wrócił o 20, a dopiero przed 22..wcześniej,bo ok 21:30 dzwonił,ale nie odebrałam,bo byłam zbyt zdenerwowana! Zresztą domyślam się, po co dzwonił-wychodząc z domu nie miał czasu zjeść , bo tak się spieszył więc pewnie chciał powiedzieć,żebym wstawiła Mu wodę na pyzy...nie spałam jeszcze,ale uznałam,że należy odpuścić sobie rozmowę, gdyż mogłabym wtedy usłyszeć (jak już nie raz wcześniej) "teraz?!Ty to masz pory do rozmowy!ja jutro wstaję rano do pracy!!"...a ponadto byłam nieco zirytowana, że ZNÓW zignorował mnie (i moją prośbę o rozmowę) i nie spieszył się z powrotem do domu i obawiałam się,że rozmowa od początku będzie przebiegać z w nerwowej atmosferze,a tego nie chciałam..Szczególnie,że domyślałam się,że wczoraj jechał do klientki od tej ostatniej szafy (szykował sobie jakieś listwy) no i obstawiam,że jechał z braciszkiem (dlatego czekał z wyjściem do 18-gdy tamten kończy pracę)...2+2=4 Wszystko jasne! Gdy spędza czas z braciszkiem to NIGDY nie spieszy Mu się do domu!!
Może dziś porozmawiamy..




Aaaaa dodam,że od jakiegoś tygodnia nie noszę obrączki...odkąd po ciąży wreszcie palce wróciły mi do normalnych rozmiarów i mogłam wcisnąć obrączkę, nosiłam ją bez przerwy. Mąż z uwagi na swój rodzaj pracy nie nosił do pracy,ale gdy po pracy wychodził gdzieś to obowiązkowo zakładał obrączkę...tak było...ostatnio przestał...On twierdzi,że zapomina...no może..ale kiedyś rzadko to się zdarzało, a teraz dzieje się to nagminnie..dlatego,gdy ostatnio ZNÓW wychodził i znów nie założył obrączki (mimo,że zwróciłam Mu na to uwagę!!) to pomyślałam-skoro nie nosi obrączki,to jest Mu ona niepotrzebna i ją schowałam...za parę dni schowałam także swoją...

środa, 1 lutego 2012

Do Facetów...i nie tylko:)

Dziś przeczytałam ciekawą i baaaaaardzo potrzebną mi opinię na temat serialu pt: "moje życie" , cenną,bo to opinia faceta:) Mam nadzieję,że Masiu i Rafale nie obrazicie się,że wkleję to co napisałaś:
"Shagga wiesz co ci powiem, nie obraź się ale mój Rafał czytał parę twoich postów na blogu i stwierdził okiem faceta, że to małżeństwo jest już skreślone i że na bank on kogoś bzyka. Faceci przez 90% dnia myślą o seksie a jeśli od żony go nie dostaną to dostaja gdzie indziej. Dziecko zdominowało wasze łóżko, stary czuł się już niepotrzebny w twoim życiu. Stwierdził jednak że mogłabyś jeszcze spróbować ratować to małżeństwo, jeśli oczywiście masz ochotę w ten sposób że robicie Kubusiowi osobny pokoik a sami odbudowujecie tą utraconą namiętność. Pozdrowienia od mojego R "
Serdecznie dziękuję za tę opinię i gorąco pozdrawiam i broń Boże nie mam za co się obrażać...bardzo możliwe,że ma rację bo o ile kiedyś mogłabym z całą pewnością zaprzeczyć-bo wiedziałam ,że nie bywa nigdzie sam i cały Jego pobyt poza domem ogranicza się do wyjścia do pracy, o tyle teraz znaaaaaaaaaacznie bardziej sobie pozwala...tyle,że jeśli to się potwierdzi,to nie będzie dla nas ratunku,bo zdrady nie wybaczę nigdy, szczególnie,że nie przypisuję sobie winy (a przynajmniej nie całej) za stan naszego małżeństwa...mój Stary jest osobą,która na "wyprowadzce" z sypialni zyskał najwięcej,bo wysypia się jak nigdy wcześniej i nie przejmuje się,że Młody jeszcze nie śpi, marudzi,czy wręcz płacze,podczas gdy ja użeram się z usypianiem,czym ostatnio chętnie się wszystkim chwali jak to On ma dobrze,że nie musi usypiać dziecka i jak wysypia się ...Jego to wszystko nie dotyczy...no i sam nie chce tego zmieniać-czasem bywało tak (obstawiam,że KTOŚ Mu to zasugerował!),że przychodził twierdząc "o nie, nie będę spał w małym pokoju!!" jakby to była jakaś kara dla Niego (a nie Jego dobrowolna decyzja!!) po czym wychodził gdy Młodego trzeba było usypiać i miał przyjść,gdy Młody zaśnie (i przełożymy Go do łóżeczka) ale zwykle mówił "to dziś jeszcze pośpię w małym pokoju" więc to nie tak,że ja nie godzę się na Jego powrót do nas,to raz...dwa,że wcześniej (jeszcze np miesiąc temu gdy odstępy między jedną a drugą kłótnią były dłuższe) ja "odwiedzałam" Go w nocy....polecam,fajnie było ;) Ale teraz gdy my prawie się nie odzywamy już normalnie i prawie nie godzimy się, to gdy na dzień czy dwa nasze stosunki ulegają poprawie i słyszę "zaproszenie" to muszę odpowiedzieć na nie negatywnie...nie umiałabym po tym wszystkim co np usłyszałam "spełniać swojego obowiązku" - jak to nazywa mój Mąż..moja kumpela, gdy ostatnio opowiadałam Jej o nas odpowiedziała,że nie mogę mieć pretensji jeśli Mąż mnie zdradzi,bo skoro ode nie dostaje to ma prawo szukać tego gdzie indziej (i nawet zgadzałoby się z cytowaną wyżej opinią) ..no ok,ja rozumiem,że On ma swoje potrzeby,ale bez przesady,czasy średniowiecza mamy dawno za sobą i uważam,że dawno uświadomiłyśmy sobie,że żeby rozkładać nogi (przepraszam jeśli wyrażam się mało delikatnie) trzeba mieć na to ochotę...a jak ja w obecnej sytuacji mam mieć ochotę na zbliżenie z Mężem,kiedy na co dzień w ogóle ze sobą nie rozmawiamy, On robi na co dzień co chce, potrafi mi powiedzieć tyle przykrości,a przy tym w ogóle nie mówi już kocham Cię...jak miałabym mieć do siebie szacunek,że pomimo wszystkiego tego co jest między nami (albo czego nie ma?!) "spełniam swój obowiązek małżeński"? A Stary, gdy nie dostaje tego czego chce ma prawo do "skoku w bok"? A może gdyby i On chciał coś zmienić byłoby inaczej?Mało tego,jeśli ktoś w tym związku czuje się niepotrzebny to raczej ja-mój Mąż daje mi wyraźnie do zrozumienia,że do domu wraca tylko ze względu na dziecko...ba ostatnio powiedział mi to (pod wpływem alkoholu),że jest ze mną tylko ze względu na dziecko... Przyznaję szczerze-przestałam walczyć o nas,bo nie dość,że nie widziałam efektów to jeszcze z dnia na dzień traciłam resztkę szacunku do siebie prosząc się setny raz o rozmowę i słysząc,że "On problemu nie widzi" , albo że jak mi nie pasuje to mogę się pakować do Mamy...czekam na rozwój wydarzeń....i jeszcze raz dziękuję za opinię i proszę o więcej :)
Zarówno damski jak i męski punkt widzenia interesuje mnie:)Zapraszam do wyrażania swoich opinii:)