wtorek, 26 kwietnia 2011

Święta, święta...i po świętach

I choć tak na nie czekałam i cieszyłam się na nie okazały się średnio miłe...delikatnie mówiąc..
A zaczęło się jak zwykle niewinnie...

W piątek-tydzień przed świętami-pojechałam z Puchatkiem do rodziców (Stary miał dużo pracy w piątek i do południa w sobotę a po południu szedł balować z przyszłym szwagrem z okazji ostatniego wieczoru kawalerskiego)..tzn tak miało być...Namiastkę przyszłych wydarzeń miałam już właśnie w ten dzień (piątek 15ego), gdy spakowana i gotowa czekałam aż Mąż (jeszcze wtedy nie miałam powodu być zła na Niego )wróci z pracy, da mi samochód, zapakujemy toboły (które z racji wielu potrzeb Puchatka należało zabrać) i miałam jechać do Mamusi...No więc jako,że nie dogadaliśmy się dokładnie z Mężem co do tego,kiedy nastąpi Jego powrót zadzwoniłam do Niego, odebrał mocno zdenerwowany,że ma robotę a ja Mu przeszkadzam...więc jak szybko zaczęliśmy tak szybko skończyliśmy...broń Boże nie popędzałam Go...za niespełna pół godziny dzwoni z wiadomością,że samochód znów nawalił, że to najprawdopodobniej znów to samo co w zeszłym roku (gdy byłam właśnie w trakcie ostatnich dni ciąży) no i ,że UWAGA to moja wina!! (swoją drogą dopiero wczoraj wyciągnęłam od Niego,co miał na myśli...a miał na myśli,że gdy ja zadzwoniłam go Niego wtedy to On właśnie miał odpalać auto i zwykle czeka aż kontrolki się wyłączą a wtedy przeze mnie nie poczekał...i dlatego,to ja winna byłam-przynajmniej w Jego rozumieniu wtedy!!). 
Koniec końców przyjechali po mnie rodzice i pojechaliśmy...do niedzieli było ok...do rana w niedzielę, gdy to Stary zadzwonił i pochwalił się,że na kawalerskim mieli niby siedzieć w domu u tego przyszłego szwagra..ale plany się zmieniły i poszli do lokalu,gdzie wdali się w bójkę i Stary najbardziej ucierpiał...wciąż powtarzał "ale Cię nie zdradziłem" i "nie ja zacząłem"...nic sobie nie robił z moich wykładów na temat odpowiedzialności czy raczej braku z Jego strony...przecież do jasnej cholery mogło Mu się coś stać!! I co,ja zostałabym wdową, a Puchatek półsierotą? Nie wspomnę, że takie zachowanie jest wg mnie nieprzystające do dorosłego człowieka, męża i ojca!! Ale On w tym nic dziwnego (czy wręcz nagannego) nie widział!! Więc zdenerwowałam się i powiedziałam,że do domu wrócę gdy On załatwi nam jakiś transport-nie będę wiecznie rodziców wykorzystywała, miał więc we wtorek przyjechać..ale w poniedziałek zadzwonił gdy byłam na spacerze i gdy powiedziałam,że nam tu dobrze i że Puchatek ma tu tak dobrze jak nigdzie indziej (a miałam na myśli,że z racji ostatnio pięknej pogody domek z podwórkiem to skarb)Stary obraził się i powiedział-siedź więc sobie u mamusi....nie odezwał się do piątku (Wielkiego Piątku!) więc ja napisałam Mu wieczorem sms z życzeniami na Święta, na co oczywiście też nie odpisał! Dopiero gdy w sobotę (gdy pierwsze święcenie pokarmów Puchatek miał za sobą i odbył je z Mamusią i Babcią) nie wytrzymałam i w 10sms-ach napisałam Staremu wszystko co myślę przemówił-a raczej odpisał-zwalając na mnie winę,bo wybrałam święta z mamusią....ahhh nawet nie chce mi się tego komentować...odpisałam oczywiście ale na moją odpowiedź Jego reakcji nie doczekałam się...więc w niedzielę ZNÓW JA tym razem zadzwoniłam, trochę powyjaśnialiśmy sobie,choć chyba jak zwykle za mało a i Stary nie wyciągnął za dużo wniosków...nie wiem,może mówię w niezrozumiałym dla Niego języku...w końcu przyjechał do nas w poniedziałek wielkanocny i ten dzień spędziliśmy razem...niesmak jednak pozostał, w końcu gdyby nie moje natrętne pisanie i dzwonienie święta w ogóle spędzilibyśmy osobno..wieczorem rodzice odwieźli nas do domku...a dziś cały dzień usiłuję dojść do ładu ze wszystkim...

Chwała Bogu,że mam Puchatka i miałam Go przez te 10 dni ze sobą!! Nie wiem czy dałabym radę inaczej...a tak Puchatek i Jego postępy sprawiały,że nie mogłam nie uśmiechać się:)
A już tak dużo potrafi-np u babci skorzystaliśmy z nocnika i już za sobą mamy pierwsze próby,a dodam,że prawie za każdym razem udane:) Po każdej pobudce sadzałam Młodego na tronie:) Ponadto nauczył się mówić ee- z akcentem na drugą głoskę (że tak powiem;) ) co mniej więcej wychodziło jak negowanie czegoś co do Niego się mówiło,jakby mówił niee :) A i nie udawało Mu się powiedzieć...mój mały indywidualista :)
Nauczył się też jeść kanapeczki-póki co objadając mamę ale zawsze jednak to kilka gryzów chlebka z masełkiem i polędwiczką trafiło do buzi,co widać sprawiało Mu dużą radość...nauczył też chrupać chrupki kukurydziane.No i coraz częściej stawał sam-tzn puszczał rączki gdy czegoś się trzymał:) No i mamy 5 ząbków a 6-sty w drodze:) Nauczył się też schodzić sam z łóżka-tyłem:) No i wyraźnie urósł, wcześniej mieścił się pod babcinym stołem,a teraz nie;) No i na koniec nie mogę nie wspomnieć postępu z którego mało się cieszę-jaka jest awantura gdy chce się Go wsadzić do wózka!! Szok!! Chyba wyczerpaliśmy limit wyjść ;)

A poza tym ostatnie dni upłynęły mi pod znakiem spotkań z ludźmi, co dla Puchatka okazało się super oswajające:) Koleżanka i Jej córeczka spędzały z nami po kilka godzin dziennie, w weekend (przed świętami) była u mojej Mamy moja kochana Babcia (po śmierci dziadka wciąż jeszcze nie mieszka sama, Jej dzieci dbają,by nie była samotna) no i Ona była przeszczęśliwa z powodu czasu jaki miała możliwość spędzić z prawnuczkiem, nie mogę nie wspomnieć o mojej najlepszej koleżance ze szkolnej ławy-Stara,Twoje rady są zawsze bardzo cenne:) i czuję się prawie jak na terapii:) Cieszę się,że udało się nam spotkać na wsi:)Puchatek trochę czasu miał okazję spędzić także ze swoją kuzynką -choć akurat dla mamy te spotkania były dość denerwujące,bo Bratanica jak zwykle wszystko mojemu synusiowi zabierała...Oj poczekaj,niech On trochę urośnie;) Spotkałam się również dwukrotnie ze swoją kuzynką i Jej synkiem, jej Mamą , Mężem i bratem...No i oczywiście całe dnie a przynajmniej część dnia spędzał Mały z dziadkami.Mam nadzieję,że nikogo nie pominęłam:)Wszystkie te spotkania sprawiły,że Puchatek jakby mniej był dziki-tzn już nie reaguje płaczem gdy podchodzi ktoś do nas:)

Tatuś nie mógł wczoraj nacieszyć się Synkiem...a On prawdę powiedziawszy prawie Go nie poznał...niech więc Stary pomyśli,czy opłaca Mu się wywijać numery, w końcu ma baaaaaaaardzo dużo do stracenia...

piątek, 8 kwietnia 2011

Jelitowo :/

Dziś kolejny (3 już) dzień zmagania z potocznie zwaną jelitówką...dziś do naszego grona dołączył Tata (zwany też Starym)...a mówiłam!Śpij w drugim pokoju (gdy już byłam pewna,że oboje z Puchatkiem złapaliśmy wirusa),a mówiłam-nie całuj Małego! ale nie, On najmądrzejszy...i dalej jest najmądrzejszy, gdy mówię-wypij herbatę (zrobioną i przyniesioną już Mu do drugiego pokoju-swoją drogą teraz na izolatkę za późno), weź leki...On odpowiada "nie męcz!"
ahhh szkoda gadać...
Chwała Bogu,że Puchatek (najdłużej przechodzący chorobę) nie daje po sobie poznać,że coś Mu dolega...radosny jak zwykle, mój aniołeczek....z czarną pupcią i różkami;)

niedziela, 3 kwietnia 2011

Niedzielnie=rodzinnie:)

Dzisiejszy dzień upłynął jak w tytule...rodzinnie..i choć wiem,że szybko pożałuję tego,to jednak warto czasem dla odmiany napisać coś w  innym stylu niż zazwyczaj. A było naprawdę miło, a przynajmniej do pewnego momentu...ale po kolei. Rano wstałam niewyspana (znacznie bardziej niż zwykle, gdyż o 2:30 wróciłam do domu ze spotkania grupowego-dorocznego spotkania z ludźmi ze studiów), niestety Synuś nie był łaskawy dla mamy-On miał chęć zacząć dzień przed 8 więc wszyscy (cała nasza 3-ka) musi też...nieważne,że Mamusia ostatecznie spać poszła o 4!No ale cóż..chciało się imprezować,to i trzeba odpokutować. 
Mąż zrobił na śniadanie jajecznicę, potem jak co niedziela na zmianę zajmowaliśmy się Młodym i ja zabrałam się za obiad. Przed 16 będąc już po obiedzie wybraliśmy się w 3-kę do kościoła (a to bardzo nieczęste zjawisko). Nasz mały Łobuziak wszystkim się interesował-najbardziej ludźmi z ławki za nami i wciąż przechodził od Mamy do Taty..a dodam,że Tata był przeciwny pójściu do kościoła z synem...zresztą On najchętniej widziałby to tak,że jak zwykle ja poszłabym sama a Jego ta kara (?!) ominęłaby! No nie udało Mu się tym razem..a po wszystkim stwierdził,że spodziewał się,że będzie gorzej.
potem poszliśmy na spacer (Młody zasnął w wózku) a my rozmawialiśmy, rozmawialiśmy , rozmawialiśmy...i tak miło było...było..bo przestało być miło gdy poszliśmy do Teściów...po 1 mam alergię na kota a przy tym astmę więc spotkanie z kotem wygląda tak,że muszę używać inhalatora,by móc normalnie oddychać (w nocy musiałam 3-krotnie to robić), po 2 do mnie mało kto się odzywał (nie żebym była smutna z tego powodu..), po 3 Teściowa jak zwykle za punkt honoru wzięła sobie przekonanie Wnuczka do siebie..nieważne,że tłumaczy się Jej (tzn Mąż Jej tłumaczył-ja nie odzywałam się),że dziecko musi się oswoić , nieważne , że gdy oswoił się to zaczął się bawić..to wszystko nieważne, bo Ona co kilka minut (jakby Jej się płyta zacięła) powtarzała-pójdziesz do mnie...a On równie uparcie i zdecydowanie odwracał się od Niej...podobno dzieci mają wyczucie...a wracając do mnie,to ja przez cały ok 2godzinny pobyt u Teściów nie miałam za specjalnie co robić-siedziałam więc, wypiłam herbatkę i tyle...dziecię moje bawiło się na podłodze z drugiej strony stołu, który skutecznie mi Je zasłaniał,więc nawet na Niego popatrzeć nie mogłam...ale wizyta zaliczona?Zaliczona! Do Świąt na pewno się nie wybierzemy do Nich!

piątek, 1 kwietnia 2011

Sen wiosenny?

Moje dziecię po przyjeździe od babci, ku mojemu zadowoleniu i jednocześnie wbrew temu czego się spodziewałam znów zasypia mi dwukrotnie w ciągu dnia...pierwsza drzemka zdarza się dość regularnie-co dziennie ok 11-11:30 a najczęściej dokładnie (co najwyżej z kilkuminutowymi odchyłkami) o 11:30. Z drugą drzemką bywa różnie-tzn Młodemu zazwyczaj szkoda czasu na spanie-jest zbyt zajęty...i w sumie mógłby już nie zasypiać,tyle,że efekt byłby taki,że ok 18-18.30 byłby już bardzo śpiący a tym samym mocno uprzykrzyłby życie rodzicom i wieczorne czynności byłyby wykonywane przy akompaniamencie Puchatka. Dlatego zazwyczaj staram się by spał jednak po południu..ale zazwyczaj udaje się to ok 17 a nawet i później-choć staram się by jeśli nie zasnął do 17:30 już nie "pomagać Mu w zasypianiu". Wczoraj np usnął nam o 17:50 (na przemian usypialiśmy Go ze Starym) i spał UWAGA do 19:50...już bałam się co to będzie..i ostatecznie w sen nocny zapadł ok 21:30..a ostatnio niestety (po przyjeździe od babci) Synuś chce tylko Mamę-tzn by Ona Go usypiała i często w ogóle do Taty nie chce iść-ryk jest straszny...przedwczoraj Tata usypiał Małego a Mama poszła kąpać się...i przez cały czas kąpieli słyszałam przeraźliwy płacz...starałam się więc jak najszybciej zrobić co miałam zrobić i iść przejąć Młodego,ale wtedy właśnie płacz ustał-Młody zmęczony płaczem zasnął.

Ostatnio w ogóle mój wolny czas ograniczył się do maleńkiego minimum gdy dziecię śpi...Pobudka jest między 7-8 i do 11:30 (jak wyżej wspomniałam) zajmuję się Młodym, w tym czasie usiłując dobudzić się i zjeść śniadanie...potem gdy już mam "wolne" co dzień wybieram robienie czegoś zamiast snu (który codziennie obiecuję sobie!), te 1-1,5godziny mija stanowczo za szybko-zwykle ogarnę kuchnię i siebie...i słyszę głos z "sypialni". ostatnio jestem mniej wrażliwa na pewne sprawy więc pozwalam Młodemu chodzić po kuchni (i całym mieszkaniu) i choć staram się często odkurzać to jednak zdaję sobie sprawę z tego, że sierść psa czy kurz czy wreszcie piasek przyniesiony z dworu na butach jest gdzieniegdzie na podłodze ale mimo to pozwalam raczkować po tej niesterylnej podłodze...inaczej wychodząc z naszego najbardziej sterylnego pokoju musiałabym za każdym razem zostawiać Słoneczko za zamknięciem...a tego On nie zniesie.
Tak więc do jakiejś 16 robię wszystko w towarzystwie Młodego-robienie obiadu (dla nas i osobnego dla Niego), sprzątanie...jak wróci Ojciec Roku powinnam móc odpocząć? Może i powinnam,ale zwykle jest inaczej...choć nie powiem-staram się wyegzekwować by Młodym zajmował się wtedy On i zwykle to robi-ja np ostatnio w tym czasie (i potem długo w nocy też) szukałam ofert kwater nad morzem (dla naszej Trójeczki)..chwilowo zaprzestałam...znalazłam 4 bardzo fajne i 11 mniej fajnych (ale wystarczających) i teraz jak Stary ustali z Szefem termin urlopu (a ma to zrobić może dziś - inaczej wymuszę na Nim by w poniedziałek pogadał) to rezerwuję...mam nadzieję,że jeszcze będzie co! Tak więc ostatnio (a i wcześniej też) spać kładę się ok 1...a rano jak zwykle nie mogę dobudzić się-to zwykle za mało snu dla mnie..

A w ogóle Synuś ostatnio dostarcza mi wciąż nowych powodów do dumy-coraz pewniej (i chętniej i częściej) staje na nóżkach i przemieszcza się na nich podpierając o meble..i tak wielką radość Mu to sprawia.Ostatnio wprowadziłam produkty z glutenem (wyczytałam gdzieś,że jeśli nie wprowadziłam małych ilości glutenu w 5-6 miesiącu to należy poczekać no i ja czekałam jak pisało do ukończenia 10tego miesiąca) i m.in. ciasteczka daję Mu,dzięki którym ładnie nauczył się używać ząbków:)

Teraz czas "wolny" minął...Młody w międzyczasie obudził się, zabrałam Go do siebie do kuchni i siedział na dywaniku w kuchni i bawił się (katalog z Ikei jest dla Niego lepszy niż najlepsze zabawki) ale już znudziło Mu się wymusza uwagę...więc idę Mu ją poświęcić....idę Skarbie...