sobota, 14 czerwca 2014

0

Pisałam coś ostatnio,że budowa już mnie nie cieszy itd? No to tak było do dzisiejszego dnia :) Dziś murarze (z wielką pomocą mojego mega pracowitego Męża...i nie moge pominąć dużego udziału Teścia...o zgrozo!) skończyli stan 0....byłam tak podekscytowana,że chodziłam po tych ściankach i planowałam,co gdzie będzie :D No i okazało się,że jednak nie będzie to domek dla krasnoludków (znaczy tak mały) jak wydawało się na etapie ław fundamentowych :D

FOTORELACJA

Prawy narożnik na etapie ław
Ten sam - prawy narożnik na etapie ścian faundamentowych...stan 0-zero osiągnięty
Ten sam narożnik z nieco większej odległości
Ja i chłopcy...
I jeszcze jedno ujęcie prawie z końca działki

piątek, 13 czerwca 2014

A co mi tam!

Kurcze nie wiem,czy chwalić,bo wiecie,jak to ze mną jest...dziś się pochwalę a jutro odszczekam :/
Dziś miałam wrażenie,że do mojej Mamy nieco dotarło z moich "próśb"...a może się mylę,ale tak czy siak dziś było naprawdę OK...odkryłam nawet co jest tego przyczyną...Ale od początku...
Dziś wstalismy wcześnie (bo z Igo już po 6 - tu u mamy , w moim pokoju słońce ostro daje , a Kuba ok 7)i po śniadaniu Igo poszedł lulu (jako,że Igo do dziś miał jeszcze sterydy wziewne no i biorąc pod uwagę,że zanim nasza Trójka zje swoje śniadania to od wstania do skończenia śniadania trwa jakieś 2godziny minimum!)...a dodam,że tu u Mamy mamy piekny rytm dobowy i Igo fantastycznie zasypia sam w łóżeczku...wystarczyło trochę konsekwencji i nieco mocnych nerwów i jest GIT...a na początku Igo mocno protestował wkładany do łóżeczka...teraz kilka minut leży,pobawi się swoimi nóżkami albo nie i przytulony do lewka-przytulanki za chwilę zasypia..dziś więc już przed 10 zabrałam się za gotowanie zupki dla nas,za chwilę pędziłam z K do pobliskiego supermarketu po kilka rzeczy do obiadu a po 13 już pyszna zupka pomidorowa była na talerzach...nikt nie chwali to pochwalę się sama,że ostatnio wychodzi mi mega :D Potem Młodszy wstał i nawet zjadł swoją zupkę a za niedługo przyjechał Tata na obiad (bo nie wiem,czy wspominałam,ale rozpoczęliśmy budowę i do jutra stawiają fundamenty...o rany ale jestem podeskcytowana :D )..przed 16 Młodszy znów poszedł spać a my ze Starszym Juniorem pojechalismy do Babci (a Jego Prababci),gdzie chętnie i bardzo często chodzimy/jeździmy z uwagi na ogrom naszych rzeczy jakie tam składujemy a ja sukcesywnie przenoszę do naszego obecnego domu :) Ostatnio też dokarmiamy i dopajamy Babcinego psa...trudno wymagać od 91 letniej Babci by zajmowała się dużym psem, a Kuba jest zachwycony,po powrocie od Babci zjedliśmy drugie danie a po tym jak wykąpałam dzieci przyjechał Tata już do domu i niedługo cała Trójka padła...ale ale,co jest przyczyną,że dziś było OK? Otóż dziś była kiepska pogoda,porównująco do wczoraj,gdy było jak latem to dziś była jesień :/ No więc Kuba siedział w domu -rysował,wycinał,gotował jak Mama i UWAGA bawił się lalką gdyby to słyszal,to oberwałoby mi się,bo "to nie lala, to Jaś"...a dodam,że nie był to mój pomysł a Jego...wziął bobasa Cioci i zabrał go do lekarza,nakarmił,przebrał położył spać i w ogóle robił to co ja z Igorkiem zwykle :) Ogólnie rzecz biorąc dziś wykazał się mega kreatywnością we wszystkim co robił... Babcia dużo jeździła z uwagi na fakt wyjazdu w najbliższy wtorek w góry,a jak była w domu to nie pouczała mnie non stop,nie interweniowała w sprawie chłopców a jak jechała do swojej koleżanki (a Babci Kuby kolegi i koleżanki) to ja bez problemu puściłam Go z Nią,a wcześniej Ona spytała,czy może jechać z Nią...tak więc był to mój wymarzony dzień...duuuuuuuuuuuużo dziś zrobiłam,dzieci ładnie się bawiły,Igo ładnie spał a Babcia nie podnosiła ciśnienia mi...a jak jest zwykle? Babcia ma coś duuuuuuuuuuuuuużo wolnego czasu a jako,że pogoda dotąd była iście letnia to Kuba cały czas na dworze...i plącze się z Nią...więc Ona wymyśla wezmę Cię do sąsiadki, do tej, do tamtej...efekt,że On w ogóle nie bawi się tylko chodzi z Nią po ludziach,gdzie nic nie robi,bo co ma robić jak Babcia idzie do koleżanki...Kuba lubi to nic nie robienie (niewiedzieć czemu?) więc jak przychodzi pora obiadu i wołam Go to On ma to gdzieś a Babcia albo nie pomaga mi (w ściągnięciu Go do domu) albo jeszcze pogorszy sytuację i neguje to co mówię,czy choćby nagina "to jeszcze gdzieś pójdziemy i pójdziesz do domu"...wieczorem Babcia znów Go gdzieś ciągnie a jako,że po całym dniu jeżdżenia to tu to tam jest padnięty i najpierw nie chce ZNÓW wejść do domu (a Babcia patrz wyżej albo nie pomaga albo nawet pogarsza sytuację),zanim wejdzie to mnie szlag trafia i do domu wchodzi rozpłakany i dalsza częśc dnia jest mega nerwowa bo na wszystko jest zbyt zmęczony a więc jedzenie to męka, kąpanie także...może się mylę,ale Babcia powinna chyba bardziej Mu odpuścić i pozwolić Mu na nieco więcej czasu dla siebie (i Igorkowi też,bo choć w Jego przypadku nie ma tak,że aż tyle czasu siedzi z Nim to jednak na byle marudzenie leci do Niego więc On już najchętniej w ogóle nie siedziałby na podłodze a tym samym nie bawiłby się ani nie ćwiczył bo po co skoro Babcia przyjdzie i weźmie na ręce,czy choćby na kolana)...jakkolwiek to zabrzmi,wychodzi na to,że najlepiej jak Babcia da nam nieco świętego spokoju!

wtorek, 10 czerwca 2014

Nie jest lekko...

Wiedziałam,że tak będzie...wiedziałam,że spięcia będą nieuniknione...no i nie pomyliłam się...z pewną regularnością pojawiają się iskrzenia na lini mama-ja...niestety nie mogę za wiele zmienić..mimo najszczerszych chęci nie wiele mogę zrobić...jeśli coś mi nie pasuje,to nie ugryzę się w język...a dziś już było apogeum...najpierw byłam z Młodszym u lekarza na kontroli (na szczęście już zdrowy i udało się zwalczyć chorobę bez antybiotyku)...u Pani Pediatry bylismy krótko,ale z uwagi na fakt,że musiałam z Igo dojechać autobusem w jedną i drugą stronę to wycieczka trwała ponad 3 godziny (większość czasu w autobusie spędzone)...a potem może z mojego zmęczenia wynikały spięcia z Mamą...bo przecież nie dlatego,że Ona mając świadomość,że smażę dziecku naleśniki zabrała Go na spacer w samych majteczkach! O czym jak zwykle dowiedziałam się po fakcie,gdy wołałam i wołałam Syna na jedzenie a On nie przychodził...jak wrócili to zebrało się Mamie za to,że nie uprzedza mnie,że wychodzi gdzieś z moim Dzieckiem i na dodatek tak "ubranym" czy raczej rozebranym! Przecież cholera jasna słońce świeci jak oszalałe a On bez ochrony jakiejkolwiek! "A bo On chciał iść, a bo już nie jest tak gorąco" (było po 15) itp tłumaczenia..masakra,czyli On tak chodzi po dworze,gdy mnie nie ma? A co z kremem z filtrem,którego ja używam, co z obowiązkową czapką,co z obowiązkową butelką wody pod ręką?...za jakiś czas zaplanowałam wyjście na plac zabaw (jakoś w okolicy 18stej) i poszłam Młodszego ubierać, schodzę na podwórko i co? ZNÓW dziecka nie ma, znów chodzę szukam i nic...zapadł się pod ziemię...nagle okazuje się,że jest u Sąsiadki z równoległej ulicy (nasze podwórka stykają się,że tak powiem od tyłu)...już miałam zrezygnować z wyjścia,skoro Babcia zaplanowała dziecku inne zajęcie(mając w pamięci wcześniejszą "samowolkę" Babci) mimo,że wiedziała,gdzie idziemy..do trzech razy sztuka...bo za trzecim razem przebrała się miarka...wróciłam ze spaceru na plac zabaw nieco po 19 ale Kubie było mało więc poszliśmy na kompromis i poszliśmy zrobić ostatnie kółko (ja z wózkiem On na rowerku...w końcu nie po to nauczyć się śmigać na 2 kółkach by teraz chodzić na nogach) i oboje byliśmy usatysfakcjonowani...Kuba poszedł do Babci,która rozmawiała z wspomnianą wcześniej Sąsiadką (przez płot,że tak powiem) a ja kąpać Igo,który zdążył zasnąć w wózku...byłam mocno poirytowana,gdy okazało się (po ułożeniu Młodszego do snu),że Kuby ZNÓW nie ma ani Babci,a już po 20 więc już pora iść do domu,szczególnie,że odkąd tu mieszkamy Kuba ma tyle atrakcji i tyle biegania itd,że pada o 21 najpóźniej...a tu kolacja niezjedzona, a gdzie kąpanie i spanie? Przed 21 dzwoni telefon i wyskakuje "Mariusz" a tu zonk, Babcia dzwoni! "chciałam,żeby się jeszcze przejechał i dotarliśmy na działkę Waszą!" Tego było za wiele! Czy ja,jako Matka nie powinnam była być poinformowana "idziemy z Kubusiem gdzieś"? Czy przesadzam martwiąc się,gdy szukam Syna a nie znajduję,a w tym czasie brama otwarta i mógł wyjść gdzieś sam, albo z czyjąś "pomocą"? Czy przesadzam martwiąc się,że gdy Kuba gna na rowerku i nie słucha Babci (czym sama się dziś pożaliła,gdy wołała Go a On z końca ulicy nie reagował),że wpadnie pod auto? Czy Babcia nie powinna była wiedzieć,że 20 to już dość późna pora na długie wycieczki(od nas na działkę kaaaaaaaaaawałek jest,pewnie z półtora kilometra...Młody pewnie z kwadrans jak nie lepiej musiał pedałować by tam dojechać),szczególnie,że sama powtarza jak On tu wybiega się i jak szybko wieczorem pada.... i gdy wrócili wygłosiłam kazanie...byłam spokojna i opanowana,ale rzeczowa! Mamę stać było początkowo jedynie na "ooooo,nie przesadzaj" a potem powiedziała,że w takim razie nie będzie mi się dziećmi zajmować,bo Ona chciała pomóc..ręce opadają,przecież ja zupełnie nie o tym!Jak zwykle to ja jestem najgorsza,bo niewdzięczna! I zaczęło być nerwowo...bo Mama źle znosi krytykę...koniec końców szkoczyła mi do gardła...dosłownie i w przenośni...i na tym skończyłam rozmowę...a zaraz potem zaczęła się jazda z Juniorem...jak przewidywałam był taaaaaaaaaaaaaaak zmęczony,że kolacja ograniczyła się do jednej kanapeczki (a zwykle zjada 3 lub 4) i to z wieeeeeeeeeeeelkim bólem i przysypiając przy stole,potem płacz,że trzeba się wykąpać...i to z ciężkim urazem stopy (taaaaak strasznie "zranioną" miał stopę,że myślałam,że w ogóle skończy się w szpitalu ;) )...ostatecznie wiele nerwów i potu kosztowało mnie to,ale ostatecznie padł...a właśnie niedawno okazało się,że ma wysoką gorączkę,bo prawie 29 stopni...i jakoś nie mogę iść spać,muszę czuwać...czyżby nabawił się porażenia słonecznego :( ? Chwała Bogu,że lek zaczął działać a Kuba wypił nawet parę łyków elektrolitów...bo wystraszyłam się nie na żarty...
Ale przecież ja powinnam dziękować Mamie za wszystko co robi i nic nie odzywać się,że coś mi nie pasuje...Nie da rady ze mną! Ja jestem Matką i nie oczekuję wiele...tylko,by pozwolić mi decydować o swoich dzieciach! Przecież jakoś dawałam sobię radę,gdy sami mieszkaliśmu...przecież nie jestem podlotkiem nieodpowiedzialnym...a skoro tak,to jak można powiedzieć,że naprawdę decyduję o swoich dzieciach,gdy po fakcie dowiaduję się,że Babcia zabrała Je (bo i z Igo bywa nieco podobnie) gdzieś...przecież jeśli mam prawo wydać zgodę na to czy tamto (czy nie wydać jej) to muszę wiedzieć o takim zamiarze a nie gdy już się dokona! Tak jak teraz to nie wiem,czego dzieci nauczymy...napewno nie tego,by słuchał Mamę,skoro Ona nie ma prawa głosu?! Może jednak za dużo wymagam?!?!