poniedziałek, 6 lutego 2012

Rozmowa nr 4

Niedziela minęła dość spokojnie,choć przez moment wyglądało,że może być spięcie..do czego dojdę za chwilę..
Mąż "złożył zamówienie" na śniadanie jak w zeszłym tygodniu, a więc paróweczki na ciepło i jajeczka na miękko,no a sam poszedł do sklepu po ketchup i sos,potem wspólnie (mniej więcej) robiliśmy obiad..nadal nie rozmawialiśmy jakoś szczególnie,ale uznałam,że MUSI mi pomóc,więc bez skrupułów zlecałam Mu różne zadania..ok południa zjedliśmy rosołek,po którym ja usypiałam Młodego a Stary najpierw ćwiczył a potem powiedział,że musi iść do Teściowej swojej siostry po zaliczkę na meble,które ma Jej zrobić..Koło 14 zadzwonił i spytał,czy pójdziemy do Jego rodziców,bo w tygodniu Tata miał urodziny...byłam podła i złośliwa,bo odpowiedziałam,że NIE,nie zamierzam znów iść do jego rodziców,odpowiedział AHA, no i dodał,że niedługo przyjdzie...przyszedł za jakąś godzinę a może i nawet 2..w tym czasie Młody wstał,więc miałam co robić no i za chwilę zjedliśmy drugie danie (ja i Młody)..niedługo tata wrócił...nie powiem, byłam przekonana,że będzie pod wpływem alkoholu-w końcu domyślałam się,że poszedł sam do taty no a tam to już wiadomo, no i byłam absolutnie pewna,że awantura wisi w powietrzu...że nie wspomnę,że miałam wyrzuty sumienia,że tak się zachowałam,ale tak tak chciałam Mu dopiec i zrobić na złość..w końcu ile razy ja słyszałam "nie mam ochoty jechać do Twojej mamy, nie będę cierpiał! nie mam ochoty! Chcę odpocząć" i chciałam pokazać Mu jak to jest! Szczególnie,że zakładałam ,że to nie była żadna impreza planowana,bo inaczej wiedzielibyśmy coś o tym,chyba?A tak to zakładam,że Jego Szwagier powiedział,że idzie do Teścia (Taty Starego) no i spytał,czy On też..
Ale wracając do sprawy ...Tatuś wrócił...no i ze zdziwieniem stwierdziłam zupełnie TRZEŹWY! I w ogóle nie miał żalu do mnie..tak to przynajmniej to wyglądało!Wszystko na to wskazywało! Zjadł drugie danie,które przed Jego przyjściem przygotowałam (nie czekałam na Niego,bo zakładałam,że może nie spieszyć się z powrotem!) Do prawie 18 oglądaliśmy TV i nawet co jakiś czas coś tam przemawiał do mnie,a potem ja poszłam do kościoła. Po powrocie tradycyjnie była kaszka dla Młodego,kąpanie i usypianie...o 21 Młody zasnął..i wtedy poszłam do Męża na kolejną (?!) rozmowę! I UWAGA tym razem coś z tego wyszło...oczywiście i tak nie było tak jak ja bym sobie tego życzyła,bo w sumie ja niewiele usłyszałam...ja też jakoś bardzo się nie rozgadałam,bo ileż można razy powtarzać to samo! Ale o dziwo już na początku Mąż powiedział "zmienię się!"ale od razu Mu zarzuciłam,że nie wiem,czy mogę Mu wierzyć...a za chwilę powiedział coś co wstrząsnęło mną ..chociaż czy ja wiem?! W sumie spodobał mi się ten pomysł,bo UWAGA Mąż zaproponował miesięczny okres odpoczynku od siebie!Coby się przekonać czy potrzebujemy się...kurcze może trzeba było poprzestać na tym...może to by rzeczywiście coś zmieniło..potem zaczęliśmy jeszcze rozmawiać, ale jak zwykle nie przyniosło efektów..różnie pamiętamy różne rzeczy z przeszłości, różnie widzimy pewne sprawy...Mąż jedyne z czym zgodził się to to, że rzeczywiście, gdy ostatnio nie wrócił na noc do domu powinien był dać mi znać!Choć niestety nie umiał przyznać mi racji,że nie zrobił tego bo oczywiście NIGDY NIE MYŚLI O MNIE! Koniec końców analizowaliśmy pewne sytuacje,choć to chyba nie wiele przyniosło,bo jak wspomniałam mamy różne postrzeganie wszelkich spraw.Muszę przyznać coś i ja (do czego Jemu nie przyznałam się),w obecnej sytuacji,gdy Stary zarabia na całą naszą rodzinę a przy tym mamy naprawdę spore wydatki , w zasadzie pokrywające się z całym Jego wynagrodzeniem (a przynajmniej ja mam taką wiedzę!)i On opłaca mieszkanie (tzn nawet fizycznie On zanosi pieniądze właścicielce) to gdy poopłacane będzie wszystko, zrobi zakupy to nie zostaje na nic więcej,albo prawie na nic...dlatego może ma sens to co powiedział,nie może w tej chwili dawać mi pieniędzy,bo gdyby całą wypłatę nawet mi oddał to za chwilę brałby ode mnie na mieszkanie na zakupy i w sumie w jednej chwili dawałby mi pieniądze a za chwilę odbierał na wszelkie wydatki...ma sens,prawda? Dodał,że na swoje wydatki mam swoje pieniądze i więcej nie zamierza mi nic z tego brać..inna sprawa,że w obecnej sytuacji jest tak,że "swoich" zasiłkowych pieniędzy i tak nie umiałabym wydać na własne potrzeby - mało znaczące potrzeby jak przyjemności w stylu ciuch,czy kosmetyk,bo przecież szybko by się skończyły a w razie ważniejszych potrzeb ZNÓW zostałabym z pustką w portfelu, co innego wydatek na dentystę czy ginekologa...no i koniec końców wygląda na to,że chyba myśl o rozwodzie chwilowo odsunęłam...przynajmniej do czasu gdy ZNÓW pokaże mi,że tak naprawdę nigdy nic się nie zmieni...czas pokaże...a pomyśleć,że mogłam miesiąc odpocząć i nabrać dystansu...i to na pewno pokazałoby jakie szanse mamy...zresztą nie wykluczone,że uda się wprowadzić tę separację,bo w czwartek po wizycie u Immunologa zostaję u mamy i wczoraj dowiedziałam się,że Stary może po nas przyjechać najwcześniej w sobotę,bo będzie znów miał robotę...dlatego nie wykluczone,że powiem Mu odpocznijmy sobie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz