piątek, 10 lutego 2012

U mamusi...

Synuś słodko (choć nie bez problemów) zasnął...a Mamusia ma wreszcie chwilę dla siebie...męczący dzień za nami...Od rana szykowaliśmy się do popołudniowego wyjazdu do Łodzi do lekarza z Puchatkiem.Na dziś umówioną miałam prywatną wizytę u Profesora Immunologa...naaaaaaaaaaaaajsympatyczniejszego lekarza jakiego w życiu miałam okazję poznać...a dodam,że sporo fachowców poznałam...Pan profesor ponowił diagnozę,że bez ponownych badań u Młodego się nie obejdzie,no i już większe prawdopodobieństwo,że obejmie Go leczenie w kierunku zaburzeń odporności...ale ponowne wyniki dadzą odpowiedź,gdy będzie wiadomo,czy parametry poprawiają się czy wręcz przeciwnie...a czemu ten lekarz taki miły wydał się? Bo chyba nie znam drugiego Pediatry z takim podejściem do dzieci,tak mile i ciepło zwracającego się do dziecka,jak i o dziecku,tak ciepło patrzącego itd...aż miło spotkać Go...a jak dodam,że to uznany fachowiec to aż chce się jeździć do Niego...mimo,że dziś znów wizyta szarpnęła nas po kieszeni (130zł)...aaaa i szepnęłam Profesorowi słówko o tych moich obawach co do wzrostu Młodego i zaznaczył sobie w skierowaniu,żeby Mu dodatkowe badania zlecić:) Ależ jestem szczęśliwa....grunt to dobra diagnostyka:)I wielokierunkowa:)
Po wyjściu od Profesora (nie bez niespodzianek!) pojechaliśmy do Ikei po parę drobiazgów...poszło 2,5 stówek kolejnych...ale cóż , dla dziecka wszystko:)A jakież to niespodzianki mieliśmy? No w sumie jedną:) No bo po wyjściu z przychodni piździło jak w kieleckim i pędem biegliśmy do auta, a ja nie mogłam w swojej torbie znaleźć kluczy do auta,bo nie wiem na jaką cholerę ja je miałam,szczególnie,że dziś z uwagi na masę rzeczy do zabrania zabrałam dużą torebkę!No i szybko wkurwilam się,że nie mogę znaleźć,więc przejęłam Młodego a Stary grzebał mi w torbie!No i ja miałam w ręku teczkę z papierami Młodego (a dodam,że maaaaaaaaaaaaaaasę tego jest,mimo,że dopiero tak niewiele lat ma:() no i tymczasowo tę teczkę położyłam na dachu auta...za chwilę Stary znalazł klucze i szybko spakowaliśmy się i odjechaliśmy....już myślami byłam w Ikei a jednocześnie myślałam jak to fajnie,że zaoszczędzę nieco na badaniach,które i tak miałam przed majową wizytą u Endokrynologa robić Młodemu...i wtedy myślę tak,zerknę na to skierowanie i zobaczę jakie badania zaplanował Profesor...no i przypomniało mi się,gdzie to skierowanie (i reszta wyników badań itp) jest!A raczej gdzie ostatnio było...wróciliśmy się i niedaleko znaleźliśmy na samym środku ulicy:) Na szczęście bez spowodowania wypadku udało mi się zebrać moją teczkę...i uratować całą zawartość:)
A w Ikei było szaleństwo zakupów...Jezu,ja bym stamtąd wszystko wykupiła...inna sprawa,że potem żałuję często...jak dziś,gdy początkowo napaliłam się na jedna postawę pod laptopa a wzięłam inną...i już spać może nie będę mogła;)

A co wcześniej działo się?
Wczoraj kilka godzin była u nas moja koleżanka (współlokatorka z czasów studenckiego, jakże przyjemnego, życia :) ) z córeczką...no i o dziwo obyło się bez przelewu krwi,czy chociażby płaczu...oczywiście dzieciaki najbardziej interesowały się tym,czym akurat drugie się bawiło (czytaj Kuba interesował się tym czym zainteresowała się Michaśka) ale i tak nie był nieznośny, bardziej zachowywał się jakby Go to niesamowicie bawiło :) Zresztą ja za każdym razem Mu tłumaczyłam...i nie było źle...trochę po przebywa z dziećmi i nauczy się dzielić:)

A co później...przynajmniej do soboty będę u Mamusi(gdzie zostałam po powrocie z Łodzi) a jutro przyjeżdża siostra z rodzinką...fajnie będzie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz