czwartek, 12 lipca 2012

Byle do 16, byle do piątku, byle do urlopu...

Co dzień ledwo mogę w pracy wysiedzieć do 16...po powrocie z wychowawczego mam trochę zmieniony zakres obowiązków na nieco mniej ambitny i (tak zakładam) przez to zapału do pracy zero...no i wciąż liczę godziny do powrotu do syneczka, za którym tęsknię jak cholera...a jak wrócę do domu to staram się tak organizować resztę dnia by jak najwięcej dnia wykorzystać, najczęściej zaraz po obiedzie wychodzę na dwór z Nim, w domu skończyłoby się na oglądaniu TV, mój Telemaniak tylko by Myszkę Miki oglądał...do znudzenia:) Chwała Bogu,że uważam Klub przyjaciół Myszki Miki za naprawdę odpowiednie bajki dla Młodego to nie mam nic przeciwko Jego oglądaniu tego, problem pojawia się gdy nadużywa tego zdecydowanie..ale zawsze jakoś sobie z tym radzę...a najlepiej wyciągnąć Go na dwór,gdzie głównie zmęczy się zdrowo na rowerku ...ohhh jak ja kocham tego naszego Stridera:) Kuba już ładnie równowagę na nim łapie i co chwila jedzie z nogami w górze...przyznaję tym co mówili,że na rowerku biegowym dziecko szybko opanowuje trudną sztukę równowagi.
Zwykle wracamy do domu ok 19, bo przecież czeka nas walka z inhalowaniem....jeszcze z 2 tygodnie walka będzie trwała...mówiłam,że przy ostatniej infekcji pierwszy raz bez problemów dawał się inhalować?No to chyba przechwaliłam Go...infekcja niby dawno zażegnana, ale sterydów odstawić ot tak nie możemy i dlatego muszę Go męczyć dalej...po walce z nebulizatorem jest walka pt "mama idzie do kuchni (Ty np oglądaj KPMM)robić kaszkę" i co dzień jest ten sam problem - mama ma nigdzie nie iść, bo będzie ryk...albo niech mama weźmie mnie z sobą,bo będzie ryk....albo niech mama weźmie z sobą i nie odstawia w kuchni bo...wiadomo co...koniec końców udaje się zrobić kaszkę (obowiązkowo z choć kilkoma kuleczkami zbożowymi - taki kaprys Młodego)i nawet nakarmić Go...i za chwilę (po skończonym odcinku jakiejś bajki) walka pt."idziemy się kąpać"...słowem pora między 19-20 kosztuje mnie sporo nerwów...choć i tak mniej niż za czasów gdy spędzałam 24h na dobę z Młodym....teraz nie tak łatwo mnie wyprowadzić z równowagi...chyba,że Stary dołoży swoje....a dokłada, dokłada...na co dzień zachowujemy się wobec siebie jak zimni, obcy ludzie...już przestałam się tym przejmować,więc robię to co On - NIC W KIERUNKU POPRAWIENIA NASZYCH RELACJI! Ale co jakiś czas są nowe problemy, w stylu - wyjście starego "na chwilę" w newralgicznej porze dnia! Kiedy?! Między 19 a 20....jak np dziś gdy Braciszek zadzwonił,że natychmiast musi przyjść,bo Ich tata zgubił klucz od piwnicy (a Stary ma swój) a Ich mama chce rower wstawić tam...no i co? Rzucił wszystko i pobiegł...a Ty co masz robić? Czekać na Niego! Będzie za chwilę...dobrze,że nie czekałam...wrócił ok 20:30 i gdybym miała czekać na Niego z "wieczornymi zabiegami Młodego" to szłabym spać jeszcze później...od razu po Tamtego powrocie wytknęłam Mu (krótko acz dobitnie),że znów to samo, wszyscy na niego mogą liczyć tylko nie ja, ja muszę czekać na Jego (ewentualną) pomoc a inni nie mogą poczekać,na co zareagował mocno nerwowo, bo przecież dotknęłam tematu związanego z ukochaną Jego rodzinką, a zapewniam,że nikogo nie obraziłam czy nawet nie skrytykowałam,bo przecież pretensje mogę mieć tylko do Niego...a i do tego (wg Niego) nie bardzo mam prawo...On odpowiedział tylko,że nic nie poradzi na to,że spotkał się przy okazji z Kimś...czy tak naprawdę było, czy po prostu zasiedział się u Rodziców to już akurat nie ma znaczenia...co to zmienia? Nic,znów musiałam liczyć tylko na siebie...na koniec krótkiej wymiany zdań spytałam "nasze małżeństwo od dawna nie istnieje, zmuszamy dziecko do słuchania wrzasków, po co w zasadzie jesteśmy jeszcze z sobą?" i jak zwykle spotkałam się z lekceważącą reakcją - "nie wiem" i nawet nie zatrzymał się gdy przechodził przez korytarz...to kolejna z rzeczy które wyprowadzają mnie z równowagi, to lekceważenie mnie...równie dobrze mógłby powiedzieć "w dupie Cie mam" równie by bolało...
a wcześniej(tzn po wizycie u dentysty) znów o coś innego było spięcie...od kilku tygodni doprosić się nie mogę,żebyśmy kupili spray do czyszczenia mebli (rany jak to brzmi,jakbym prosiła o kasę na zabieg powiększania piersi!!),no i kolejny raz nie udało mi się "wyprosić",nie stać nas! (na taki mega wydatek rzędu 10 zł!!), po powrocie do domu skwitowałam to,że mam dość,że On chce o WSZYSTKIM dosłownie decydować a ja nie mam prawa do głosu w żadnej sprawie! A wkrótce mam 2 propozycje (mega dla mnie znaczące!) do przeforsowania...aż dostaję drgawek na myśl o kolejnej "rozmowie negocjacyjnej"..czy to nie chore?? Czy tak funkcjonuje związek?
coraz bliżej jestem ostatecznej decyzji, szczególnie,że ostatnio przeczytałam jeden artykuł w temacie rozwodu, gdy posiada się dzieci, który był w innym tonie niż wszystko co słyszałam, czytałam dotąd, a więc,że dziecko szczęśliwe jest tylko w pełnej rodzinie! Bzdura,czy nasza rodzina to zdrowa rodzina? Czy ważniejsze,że kompletna,mimo,że nieszczęśliwa??W tym artykule było,że rozwód rodziców i to co po nim to dla dziecka duży szok,ale nie powiedziane,że to koniec świata,to trochę podnosi mnie na duchu,dotąd gdy zaczynałam myśleć o ostatecznym kroku zaraz przypadkiem słyszałam (czy czytałam gdzieś),że to niewyobrażalna krzywda dla dziecka...my chyba krzywdzimy Go teraz,dając Mu taki zły przykład rodziny...
Za 3 tygodnie z kawałkiem będziemy jechać na krótki urlop nad morze,szczerze obawiam się,że różowo nie będzie...a wtedy to nie będę chyba miała po co tu wracać...wszystkim nam będzie lepiej,gdy zrobimy coś...urlop będzie kolejnym (i ostatnim?!) testem...mimo,że wynik w sumie znam już..


Aaaa, muszę coś dopowiedzieć. o czym wspomnialam wyżej,otoż wczoraj (12-ego) byłam u dentysty i korzystając,że Młody był ze mną poprosiłam Panią Doktor,by i Jemu do buzi zerknęła...siadł ze mną na fotelu i nawet dał sobie obejrzeć ząbki...nie bed problemów,bo najpierw odwracał głowę od Pani doktor,ale koniec końców dało się obejrzeć Mu ząbki i ustalić,że wszystko jest OK :) Jak się cieszę:) A Kuba później pytany , gdzie byłeś pokazywał palcem na ząbki "tak, Kubusiu, byłeś z Mamusią u Pani dentyskti i Pani oglądała ząbki"...w nagrodę dostał od Mamy jajo z niespodzianką,nie ma to jak uczyć,że wizyta u dentysty to nic strasznego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz