niedziela, 1 lipca 2012

Tak właśnie jest z nami...

Tak strasznie ciężko mi się zebrać by tu coś naskrobać...czy mam tak mało czasu wolnego? I tak i nie...w ciągu dnia czas wolny mam w w granicach 13-15, gdy Młody śpi no i od około 23....A może nic się nie dzieje u mnie? Zwykle, gdy mam sielankę to wena odpływa...ale nie tym razem, tym razem dzieje się stanowczo za dużo i czas na opisanie tego znalazłby się,ale nie ma chęci...ileż razy można pisać to samo:(
Zwykle najtrudniej zacząć....ale skoro już się zebrałam...
Co u nas? Co u mnie?
Ledwo wyrabiam psychicznie...już jakiś czas temu doszłam do wniosku,że życie doświadcza najbardziej silne osoby (i nie mam na myśli siły fizycznej),jakby chciało im pokazać "Ty nie poradzisz sobie?Jak nie Ty,to kto?"..Mój Potomek wkroczył jakiś czas temu w okres buntu i w dużej mierze On przyczynia się do moich nerwów....co takiego robi? A no robi co chce...mama (znaczy ja:) ) rano mówię idę wstawić wodę na kaszkę i już ryk (ryk=darcie się,przemieszane z płaczem,ale z przewagą wydzierania się!),bo mam Go wziąć na ręce i zabrać z sobą do kuchni, po chwili jest ryk,bo nie będzie jadł (mimo,że na bank jest godny już po nocy),potem ryk,że mama chce posadzić na nocnik a On nie chce, w innej chwili ryk jest,gdy ustalimy ,że teraz będzie coś robił a On zdenerwuje się,że mama chce pomóc a On nie chce....cierpliwości!!! Naprawdę coraz częściej mi jej brakuje....dlatego coraz częściej muszę izolować Młodego od siebie - wypraszam Go z pokoju,bądź sama wychodzę,coby nie pokazać swojej słabości, bezradności i nie dać klapsa,czego unikam jak ognia...ale od poniedziałku UWAGA wracam do pracy,po niespełna 3 (słownie: trzy!) letniej przerwie i mimo,że jestem przerażona, bo jednak to koniec pewnego etapu a ja tak strasznie przywiązana jestem do takiego stanu rzeczy (tzn,że 24 h na dobę z Młodym),to jednak chwilami (które coraz częściej się zdarzają) cieszę się jak cholera! Rozłąka dobrze nam zrobi, z pracy będę wracała z zapasem sił,by przezwyciężyć humory Młodego i je znieść!
Jego humory jakkolwiek straszne by nie były jestem w stanie i chcę znosić...ale problemy ze Starym , które są coraz częstsze i ostrzejsze (i chyba coraz bardziej oddalające nas od siebie...hmmm, da się być dalej od siebie,będąc wciąż z sobą?!)dobijają mnie bardziej i bardziej wpływają na moją depresję...czy już mogę mówić o depresji?Wciąż nie wybrałam się do terapeuty, a wciąż tak tego potrzebuję,czasem myślę,że z dnia na dzień bardziej...a co nowego ze Starym? Kurcze, w sumie nic...w końcu my zawsze kłóciliśmy się i zwykle o to samo o co i teraz,więc o co chodzi? Nie o ilość kłótni (ani ich temat) ale raczej ich przebieg no i wszystko co jest pomiędzy....może właśnie zacznę od tego co pomiędzy...no co jest pomiędzy kłótniami? Nic, nic zupełnie...dwoje obcych sobie ludzi,kochających nad życie swoje wspólne dziecko i to jedyne co ich łączy...brzmi nieciekawie? I tak też się czuję? Niedawno (27ego czerwca) obchodziliśmy 3-cią rocznicę ślubu-choć to chyba za mocne określenie,zważywszy na fakt,że Mąż nie pamiętał,a nawet gdy Mu przypomniałam o tym fakcie nie uznał za konieczne rezygnację z wyjścia na trening..cóż więcej? Nic nowego...Stary nadal robi co chce i kiedy chce,a ostatnio znów (i coraz częściej) zdarza Mu się przychodzić do domu "po piwku"...w ciągu ostatnich dwóch dni nawet jeździł autem po (jak sam mówi) jednym piwku...no ja tam nie wiem,alkomatem nie jestem,ale nie wygląda mi to na dopuszczalną ilość wypitego alkoholu..ja zakładam,że pił na osiedlu,więc pewnie tak sobie tłumaczy,że te kilkaset metrów przejedzie po piwku,ale ja mam inne zdanie, w końcu nawet w tak bliskiej odległości od domu może coś nieoczekiwanego się wydarzyć,prawda? W najlepszym razie straci prawo jazdy...no cóż, skoro nie jest ono Mu potrzebne..tak więc On wciąż robi co chce i nawet ostatnio,gdy bardziej niż kiedykolwiek jest potrzebna Jego pomoc,to wychodzi najczęściej w najbardziej gorącym okresie dnia - 19-20godz. Mimo dwóch lat tłumaczenia,że wszelkie sprawy muszą w tym czasie być odłożone na bok nadal najłatwiej zostawić mnie ze wszystkim samą,bo na Jego pomoc czeka już świat!! Superman się znalazł!! A ostatnio do wieczornych obowiązków (i nie tylko wieczornych,bo i rano są dodatkowe zajęcia,z tym,że wtedy nie mogę oczekiwać pomocy od Niego,w końcu jest w pracy)doszło inhalowanie Młodego,bo ostatnio niewinny katarek spowodował zaostrzenie astmy i teraz przez kilka tygodni trzeba inhalować...nie powiem,bo wreszcie Młody prawie chętnie zasiada z maseczką w ręku...jeszcze rok temu była mega walka...ale nie zmienia to faktu,że wciąż jest to wyzwaniem...no więc wieczorem jest apogeum moich nerwów! Jedna inhalacja (w najlepszym razie trwająca 5 a w najgorszym nawet i 15 minut-gdy Młody wciąż przerywa), potem kaszka (co ostatnio jest wyzwaniem,bo nawet gdy na pewno jest głodny jeść nie chce),potem druga inhalacja (kolejne 5-15 minut), potem kąpiel (i podobnie jak ze wszystkim i tu jest walka),w międzyczasie rozbieranie łóżka,sprzątanie zabawek i na koniec najgorsze - usypianie!A najgorsze jest w tym,że On leżąc MUSI bawić się moimi włosami,przy czym strasznie mnie szarpie...Jezu,jak mnie to drażni! Nie pozwalać Mu? No pewnie,że Mu nie pozwalam,tylko,czy On coś sobie z tego robi? Poza tym Młody ostatnio wariowałby do północy! I ostatecznie chodzi spać nie wcześniej niż 22:30!Dopiero wtedy mam czas wolny,wtedy mogę zjeść,wykąpać się itd...A potem śpi do 9! I zanim zabiegi typu : inhalacje x2, kaszka na śniadanie są skończone mama może zjeść sama śniadanie...i jest wtedy już prawie południe...i jestem już rozdrażniona...chwała Bogu,że chociaż w popołudniową drzemką jest w miarę spokojnie...Młody sam zasypia w łóżeczku raz całkiem chętnie a raz z płaczem ale i tak nie jest najgorzej...gdy już zaśnie (a zwykle jest to ok 13-14 godzina) to nie wiem za co się zabrać...po 16 wraca Stary i nie ukrywa,że wraca do Syneczka, a Mamą Jego gardzi, a w najlepszym razie ignoruje...a w kolejnej sprzeczce powie,że "przecież siedzisz w domu"...a ostatnio powiedział mi coś jeszcze lepszego,czym dobił mnie i wciąż mam to w głowie...podczas mojego ostatniego pobytu u mojej Mamy powiedział mi przez telefon,że przychodzi do Niego na mecz kolega i sarkastycznie powiedziałam "no tak,Twój etatowy kochanek", bo jak mnie nie ma to Oni wciąż razem spędzają czas i ja jestem przekonana,że jest Mu z tym dobrze,że Żony nie ma, a On jak kawaler spędza cały czas z kolegą...po ostatnio powrocie do domu czekała na mnie niemiła niespodzianka i zaraz po Starego powrocie do domu (ja wróciłam w południe) powiedziałam Mu co myślę,a co to za niespodzianka? Na komodzie leżał bilet z dyskoteki,dodam,że byłam o tyle bardziej zła,że kiedyś (w czasie innej mojej nieobecności w domu) też znalazłam bilet z tej samej dyskoteki i wtedy przyznał się,że był "ale był na piwie a nie tańczył"...taaaa, Stary uwielbia pobawić się,potańczyć, już wierzę,że nie wykorzystał okazji,że może robić co chce! Dlatego gdy zobaczyłam ten bilet wściekłam się,bo tamten pierwszy to chociaż znalazłam podczas prania Jego gaci,więc nie był tak bezczelnie na widoku zostawiony! Co On sobie wyobraża?Chce mi pokazać,że robi co chce i w dupie ma co ja pomyślę? On tłumaczył,że to właśnie wspomniany wcześniej kolega był na dyskotece a będąc następnego dnia u nas w mieszkaniu zostawił tam ten bilet (za kilka dni Mikołaj sprzedał mi tę samą historyjkę)...ehhh,coraz częściej dochodzę do jednego wniosku-naszego małżeństwa już od dawna nie ma a ja nie mam honoru,że dalej jestem gdzie jestem....a ja na co czekam? A no wciąż myślę,że może to za mało..ale wracając do tego co ostatnio powiedział mi,po mojej sarkastycznej uwadze o "kochanku"- cytuję "Ty sama nie masz przyjaciół to mi zazdrościsz",...oj zabolało! Bo to prawda:( Ale dlaczego? Tu gdzie mieszkamy nigdy nie miałam koleżanek, mam jedną ale Jej nie toleruje Stary i bardzo często (przypadkiem?!) krzyżuje mi plany wyjścia do Niej, nowych znajomości nie zdobyłam,bo zawsze miałam problemy z zawieraniem znajomości,kiedyś wręcz koleżanka powiedziała mi,że gdy poznała mnie to obawiała się odezwać do mnie,bo wyglądam jakbym sobie tego nie życzyła...coś w tym jest,niestety:( A co z innymi znajomymi? Albo rozjechali się po Polsce (tu ukłon w stronę Kasi:) )a jeśli chodzi o innych,którzy byli moimi najlepszymi przyjaciółmi ze studiów to z Nimi jest inny problem:( Tak często odmawiam przyjazdu na spotkanie,że drogi nam bardzo się rozjechały:( Kiedyś byłam pierwszą osobą,która na bank będzie na spotkaniu,imprezie itd...dziś nawet gdy bardzo chcę wychodzi jak zawsze:( Zwykle przed samym wyjazdem Stary krzyżuje mi plany (gdy wróci do domu pod wpływem alkoholu i nie mogę zostawić Mu dziecka) albo co najczęściej jest, nie mam kasy...Stary przecież wciąż mi nie daje a ja swoje zasiłkowe pieniądze wydam zaraz po ich otrzymaniu na najpotrzebniejsze rzeczy, głównie dla Młodego lub do domu,gdy Stary mówi "nie mam i już!" i w dupie ma,że proszek do prania jest mega potrzebny teraz,czy mleczko do mycia czy jeszcze coś,bez czego dom od kilku tygodni obyć się nie może:( A 468 w takich warunkach ulatnia się nie wiadomo kiedy....a jak dodam ile razy musiałam płacić sobie za telefon,gdy Stary "karze" mnie w ten sposób za coś "sama zapłacisz sobie za telefon!"...Z Żanką (jedyną miejscową kumpelą) jest tak,że Ona już wie jak mój portfel jest pusty,więc najczęściej,gdy proponuje spotkanie a ja mówię,że nie mam kasy nawet na piwo,to Ona mówi,spokojna głowa-przyjdź,coś poradzimy...do Czwy,gdybym nawet nie miała kupić sobie głupiej coli (lub gdy miałabym już te parę złotych na nią,w końcu będąc autem tylko na to pozwolić bym sobie mogła) to dochodzi jeszcze paliwo,bo przecież Stary nie zatroszczy mi się o to,jedziesz,martw się! No więc nie mam przyjaciół? Tak! Ale nie z własnej winy:( I nawet gdy już mogę wyjść (wyjechać do czwy) to przed wyjściem z domu muszę obrzydzić sobie wieczór,przez niemiłe zachowanie Starego,który wyraźnie daje mi do zrozumienia,że nie podoba Mu się - bo w domu powinnam siedzieć...a czy On siedzi w domu cały czas? Nieeee,co Jemu wolno,to Jemu...On pozwala sobie na co chce,a ja nie mogę nawet połowy z tego,co On może...teraz mamy w planach wakacje no i ja nie wyobrażam sobie,że nie spotkamy się z Madzią i Jej rodzinką w Gdańsku,skoro innej możliwości nie mamy jak tylko spotkać się,przy okazji pobytu nad morzem,a On (podobnie jak w zeszłym roku) mówi "On chce spędzić urlop ze swoją rodziną (że niby z NAMI!) a nie z KIMŚ"...jak to ma się do rzeczywistości np z zeszłego roku? Tydzień we Władysławowie mieliśmy spędzić sami,ale przypadkiem (chcę wierzyć,że to przypadek!) spotkaliśmy Jego znajomych i codziennie spędzaliśmy z Nimi czas...ja znów proponuję kilka godzin spędzić z moimi (dla odmiany) znajomymi a On to samo powtarza! O czym to świadczy!! Ma w dupie mnie i moje potrzeby....Wczoraj pisząc początek tego posta oglądałam stare fotki m.in. z chyba ostatniego ogniska w cz-wie i przypomniało mi się coś (widząc Starego na jednej z nich)-jak Stary wtedy nie chciał jechać ze mną i jak skutecznie przez cały czas dawał mi do zrozumienia swoje niezadowolenie z faktu,że musi tam być..nie mam przyjaciół?! M.in. dzięki Niemu:( Ostatnio,gdy poruszyłam temat wakacyjnego spotkania w Gdańsku wygarnęłam Mu to właśnie,że przez Niego nie mam przyjaciół, to tylko powiedział,"teraz wrócisz do pracy będziesz miała pieniądze,żeby się spotykać ze znajomymi" - i tak też zamierzam!!Albo ostatnio powiedział mi jeszcze coś (gdy zaproponowałam wydłużenie o jeden dzień pobytu nad morzem) - "Ty to chcesz mnie zajechać"...kurrr....nóż się w kieszeni otwiera! Od prawie roku nie farbowałam włosów, grzywkę podcinam sobie sama więc po nic nie mam potrzeby chodzić do fryzjera,kosmetyczki itd...ciuchów kupuję sobie mniej niż Stary,który przecież 10 godzin dziennie spędza w roboczych ubraniach w pracy,a On mi powie,że ja Go chcę zajechać (że niby tak pieniądze ciężko przez Niego zarobione chce wydawać!!)...Boże,Ty widzisz i nie grzmisz!
Moja mama od dawna mi powtarza,że jak wrócę do pracy to nasze (moje i Starego) relacje się poprawią a wiecie co? Ja myślę,że może być tylko gorzej...spodziewam się,że Stary (mimo,że to od dawna ustalony fakt) będzie wciąż okazywał mi focha,że moja mama jest wciąż u nas (dodam,że przecież nie dla przyjemności a do opieki nad dzieckiem,za co możemy być jedynie wdzięczni!!) i przez to pojawią się nowe powody do kłótni...to jest coś w stylu psa ogrodnika " sam nie zje,a drugiemu nie da" , tzn Jego Matka nie może być nam z dzieckiem (i chwała Bogu,tak na marginesie!),bo wciąż wyjeżdża do Niemiec ani nikt z rodziny Starego nie ma kontaktu z dzieckiem naszym i to Go boli,że moja Mama ma,że Młody Ją uwielbia i że będzie znacznie częściej z Nim przebywać! Wiem,że to będzie nowy powód kłótni,wiem to!
Ale może rzeczywiście coś się zmieni...wróci mi poczucie własnej godności,które ostatnimi czasy zapodziało mi się gdzieś...czy to wystarczy,by wreszcie coś z tym zrobić? Czy może dalej będę pisała jaka ja jestem nie szczęśliwa i nic z tym nie będę robiła?Zresztą to jeden z powodów, dla których tak rzadko się tu udzielam,bo już mi wstyd wciąż użalać się nad sobą:(
Na zakończenie opis dwóch dni,wczorajszego wieczora i dziś.A wczoraj Stary wieczorem wyszedł do sklepu chyba i wsiąkł, jak wrócił poszedł spać do drugiego pokoju (przez nikogo nie namawiany do tego) a czy mnie Go brak było? Pozostawię to bez odpowiedzi...ja siedziałam z zimnym piwkiem (znalezionym w lodówce-w końcu i mnie się coś należy) i nadrabiałam blogowe wypociny...a teraz? Młody ma drzemkę popołudniową, a ja dalej skrobię...a Stary? Jak Mały śpi wtedy ćwiczy...skończy pewnie jak wstanie Synuś, w końcu zawsze mówi,że nie ma nic do roboty jak Mały śpi...nooo,Młody chyba wstał,pora kończyć...na jutro ciuchy już uprasowane i uszykowane czekają (teraz co dzień będę ubierać się jak dotąd tylko w niedzielę:) )..a później (dziś) idziemy powitać powracającą z emigracji Teściową...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz