środa, 4 lipca 2012

Byle do piątku...

Trzeci dzień w pracy zleciał...jest coraz ciężej...ledwo wytrzymuję te 8 godzin w naszym biurze:( Już bym chciała na urlop...i w sumie to nie chodzi o Młodego,tylko o mnie...nie mam zapału do pracy,jakoś przestało mi się tam podobać...za Młodym oczywiście tęsknię i często o Nim myślę,ale myślę,że gdybym umiała się skupić się na pracy byłoby inaczej...byle do piątku...a potem do kolejnego ..i kolejnego...i do urlopu...
Młody wrócił do domu ok 18 i te dwie godziny od mojego powrotu do domu do powrotu Młodego były straszne...nie mogłam znieść,że Go nie ma..no i na dodatek fatalnie się czułam...z uwagi na fakt,że rano zaspałam do pracy (budzik w telefonie odmówił posłuszeństwa) to nie zjadłam śniadania ani nie wzięłam kanapek do pracy...planowałam kupić coś sobie po drodze,ale w międzyczasie okazało się,że w portfelu miałam niecałą złotówkę:(a na pójście do bankomatu nie mogłam sobie pozwolić,bo już byłam spóźniona...ostatecznie w pracy dziś zjadłam ze 3 kawałeczki ciasta jakie przyniosła Szefowa i kilka czekoladek...efekt? Przed 16 byłam słaba jak nie wiem, mdliło mnie i ogólnie czułam się fatalnie...w domu włączyłam obiad a sama położyłam się i czekałam na Malutkiego...Starego jak zwykle wzywał świat...że też Jego zawsze ktoś potrzebuje...
A wczorajszą pierwszą i jak jedyną do tej pory taką rozłąkę z Malutkim oboje (ja i On) znieśli dzielnie...Kubuś przespał całą noc z Babcią a rano (i przez cały dzień) bawił się ładnie z Babcią i Dziadkiem...i ukochanym pieskiem...ja do późna nie spałam - zanim zrobiłam pranie (zmokniętej pościeli) trochę poszperałam na necie,ale w sumie rozłąkę zniosłam dobrze...w końcu i o tej porze i tak Kubuś by spał,więc wielkiej różnicy nie było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz