środa, 26 października 2011

"Odpornościowy profesor"

Dziś wreszcie przyszedł dzień wizyty u profesora od zaburzeń odporności...i choć wizyta była przewidywalna i w sumie póki co nie dowiedziałam się niczego, czego wcześniej nie wiedziałam, to jednak jestem z tego spotkania bardzo zadowolona.Po pierwsze znów przekonałam się,że naprawdę bywają lekarze z powołania, z podejściem do dzieci...po drugie Pan Profesor wytłumaczył wszystko dokładnie i umówił się z nami,że konieczne będzie położenie się na dwie doby do szpitala w celu przebadania Młodego wzdłuż i wszerz szukając przyczyn Jego tak częstych infekcji. W tym temacie to tyle. W drodze z Łodzi wstąpiliśmy do Galerii...i myli się ten kto myśli,że nagle stałam się wielbicielką sztuki przez duże S....po prostu po raz trzeci w ciągu ostatnich pięciu dni byłam na zakupach:p Efekt=Młody obkupiony we wszelkie body:z długim, z krótkim rękawem, piżamki,sweterki itd...nawet ja kupiłam sporo (jak na mnie) dla siebie,Stary jak zwykle umiał przeforsować swoje wydatki-które nie wiedzieć czemu okazały się wyższe niż zakładaliśmy...co poza tym? Młody nauczył się "mówić" jak robi kotek (co jest jednym piskiem) oraz jak robi rybka :p co brzmi nie inaczej jak cmokanie:) Poza tym nauczył się "śpiewać"-gdy ma chęć i słyszy jakąś piosenkę (np w reklamach czy w bajce) to śpiewa "lalalala" (co brzmi trochę jak "jajajaja" wciąż l to takie l/j...mamy jedną książeczkę (a wciąż uwielbia książeczki przeglądać) w której jest taki fragment "i słucha jak pan słowik dzieciom do snu śpiewa" i gdy to czytam to wyraźnie czeka na ten fragment i gdy tylko padnie słowo "śpiewa" zaczyna swoje "lalalala" Niech sobie przypomnę jakie postępy jeszcze poczynił Puchatek? Żeby nie było,że nie rozwija się:) Aaaaa np gdy jest niegrzeczny (krzyczy,piszczy czy w inny sposób usiłuje swoje pomysły przeforsować) daję Mu karę ("posiedzisz tu w drugim pokoju aż przemyślisz") a potem Mu tłumaczę co jest nie tak i wreszcie mówię-przeproś Mamusię,że byłeś niegrzeczny...i moje szczęście ściska mnie za szyję:) Bezcenne:) I oczywiście wszystko Mu wybaczam :) Od paru dni zaczął wreszcie mówić "tata"...wciąż jest to dosyć niewyraźne,ale jednak to TATA...ku uciesze Starego...a niech ma:)Zresztą od dłuższego czasu powodów do radości Stary ma znacznie więcej,bo Młody tak strasznie zaciesza jak On wraca z pracy,że najpierw biegnie jak oszalały do drzwi gdy usłyszy przekręcanie klucza w zamku a potem nie chce Go na krok opuścić i w ogóle wtedy mama może iść gdzie chce-Młody nawet zrobi papa mamusi na do widzenia...co byłoby nie do pomyślenia w przypadku,gdyby to Stary chciał wyjść...ryk byłby nie z tej ziemi i tylko obietnica-pomachamy Tatusiowi z okna może coś pomóc:) Ehhh synuś mamusi chwilowo przeistoczył się w synusia tatusia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz