środa, 10 kwietnia 2013

To chyba jednak ze mną coś nie tak...

Wczoraj przyjechała do mnie moja mama...odkąd pilnowała mi Kuby, gdy ja byłam w pracy Jej wizyty były sporadyczne...limit naszych spotkań czerpał się poprzez codziennie Jej przyjeżdżanie...nigdy nie miałyśmy lekkich relacji, ale teraz to chyba już jest najgorzej...wspominałam parokrotnie, że gdy Mama zajmowała mi się dzieckiem to często było tak,że widząc się 10 minut rano (przed moim wyjściem na autobus) zdążyłyśmy się posprzeczać.Zwykle z błahych powodów - ja zwracałam Jej uwagę (w moim rozumieniu delikatnie), a Ona odbierała to jako Ostrą krytykę...przykładów mogłabym mnożyć - raz powiedziałam "nie odsłaniaj rolet w kuchni, bo to strasznie słychać i Kuba się obudzi (co wiadomo niewskazane, gdy ja wychodzę do pracy!) no i już OBRAZA, innym razem mówię - Mamo, odrzuciłam wszelkie przyprawy z glutaminianem , nie używaj mi kostek, veget itd (ja przestałam takowe kupować),ale cóż, może gadać a w zupie i tak potem wyczuwałam znany smak i zwykle szła w zaparte - nie, nie dodaję Ci niczego! Itd itp...
Wczoraj mama przyjechała rano i w ciągu pierwszych paru minut zdążyłyśmy się oooooooooostro pokłócić :( Ja kończyłam sprzątanie kuchni (przyjazd mojej mamy to jak wizytacja - stresuję się,że ZNÓW zacznie mi ze ścierką latać i wycierać , dając do zrozumienia, że mam syf. W tym czasie Mama rozbierała się i witała z Młodym.. najpierw dała Mu Kinderki, ale On nie chciał przyjąć - On ma problem z przyjmowaniem prezentów od kogokolwiek poza "MamaTata" więc już Babcia już nieco obrażona...potem dopiero się zaczęło (ja dalej w tej kuchni) i słyszę "Kubusiu, daj przytulę Cię, choć do Babci" (a dodam,że mój Kuba ostatnio nie daje się całować, przytulać itd, po prostu sam decyduje kiedy ma ochotę na czułości -ba, ile razy nie da się zbliżyć Tacie jak ten wraca z pracy - więc oczywiście Babci nie dał się przytulić), za chwilę słyszę znów i znów...z tym zmywakiem w kuchni stałam i szlag mnie trafiał! wreszcie skończyłam i wyszłam na korytarz i mówię "Mamo, jesteś męcząca" i się zaczęło , "a co ja takiego zrobiłam?" i łzami się zalała, jak ja mogłam tak powiedzieć, jaka ja jestem okropna, a co to znaczy, że dziecko jest takie na dystans i wreszcie zaczęłyśmy się sprzeczać...ja obstawałam przy swoim, że przesadza i że powinna przyjąć do wiadomości - Kuba to nie słodki dzidziuś, który chce się przytulać, bo On tego nie lubi, a jeśli to robi to, gdy sam ma na to ochotę i ja np nie nalegam i dawno pogodziłam się z myślą, że gdy ja Go pocałuję, to wyciera się automatycznie w tym miejscu...za to o ile milsze jest gdy Synuś sam przytuli, wyściska, wycałuje.No ale gdy my już wrzeszczałyśmy na siebie (jakby jedna nie słyszała co mówi druga) to oczywiście Kuba stał i też wykrzykiwał na Babcię (niestety moje dziecko jest często świadkiem sprzeczek mniejszych czy większych i zwykle staje przy mnie i "popiera " mnie mimo,że jeszcze nie mówi!).Ale wracając do Babci - wymiana zdań trwała chwilę,ale Jej skutki były trwałe...Ja siadłam z Młodym i oglądaliśmy książeczki, a Babcia obrażona ze łzami w oczach siedziała na fotelu ...za chwilę zaczęłyśmy nawet rozmawiać - Babcia spytała o wyjaśnienie Jej Jej faktury za telefon...za chwilę zaczęliśmy sprzątać książki, a Babcia miała telefon...gdy już byliśmy w bawialni Małego poszłam po Mamę i zaprosiłam Ją do nas "zaraz, teraz przeglądam" (dodam - mega interesującą gazetkę z Biedronki)...wreszcie przyszła, ale Kuba był dla Niej nie miły - odpowiadał jej brzydko (jeśli można tak powiedzieć, bo On nie mówi jak wspomniałam wyżej, więc bardziej chodzi o ton gdy wykrzykuje coś bliżej nieokreślonego ), no więc jeszcze bardziej była rozgoryczona i cały czas miała łzy w oczach, więc ja zaczęłam temat - zobacz Mamo, jak zwykle poszło o pierdołę a Ty zrobiłaś z tego mega problem, wystarczyłoby, żebyś przyjęła do wiadomości - Kubie trzeba dać czas, gdy się z Nim widzi (u nas czy np u Babci), bo On w pierwszych minutach nie będzie zbyt przyjaźnie nastawiony (dodam np, wczoraj chyba z 10 minut chował się Tacie, zanim wyszedł i przywitał się z Nim), inni potrafią to zrozumieć ,ale nie moja Mama i wciąż powtarzała, żadne z wnuków nie traktuje Jej tak źle jak Kuba, więc Jej tłumaczę - skoro On zawsze gdy widzi mnie z Babcią to jest świadkiem sprzeczek, to jak On ma inaczej się "zwracać", więc oczywiście to moja wina , bo ja tak strasznie na Nią naskoczyłam! O rany, krew się gotuje - przecież ja powiedziałam spokojnie , delikatnie i krótko, że jest męcząca (a za chwilę dodałam,że nie przyjmuje do wiadomości, że do Niego nie wyskakuje się od razu chcąc Go przytulać itd)...no i z 1,5 godziny trwała wymiana zdań "Mamo, ja taka jestem , gdy coś mi nie pasuje (związanego z moim domem, moją rodziną) to to mówię, a Ty nie umiesz przyjąć niczego co mówię, jakbym była gówniarą a Ty wiesz lepiej, a co ciekawe, gdy moja siostra powiedziałaby to samo to Mama obróciłaby to w żart, ile razy Kaśce coś się nie podobało i zwracała Mamie uwagę (niekoniecznie delikatnie) a Ona uśmiechała się i już, wielokrotnie było,że ja coś powiedziała (zupełnie normalnie) a Mama momentalnie wybuchała, moja siostra tego dziś nie pamięta (bo obecnie jest na etapie ślepego stawania za Mamą w każdej sytuacji, więc coraz częściej dochodzi do spięć na linii ja siostra, która broni biednej Mamy), ale nie raz było,że mówiła "Mamo,ale co Ona takiego powiedziała,że Ty krzyczysz już?"...a za to od Mamy wczoraj słyszałam, " Ty to zawsze jesteś taka dla mnie, od małego taka byłaś, Kuba też już taki jest, nie życzę Ci, ale jak będziesz miała dwoje dzieci i zobaczysz, że jedno jest takie w stosunku do Ciebie jak Ty do mnie, to dopiero przypomnisz sobie moje łzy".A ja powiedziałam wreszcie - ja szanuję wolę mojego dziecka - jak czegoś nie chce to ja nie nalegam a ma znacznie mniej lat niż ja teraz, a ja nadal mogę sobie ustalać jakieś zasady, Mama szanować ich nie zamierza..a i tak ja będę najgorsza, bo jak ja śmiałam zwrócić uwagę!I to tak chamsko - a podkreślę raz jeszcze - w pierwszym momencie ZAWSZE jestem spokojna i mówię delikatnie! efekt, że ubrała się i pojechała...wcześniej wielokrotnie powtarzając, że tak cieszyła się,że zobaczy się z Kubusiem a ja tak Ją ugościłam...w niedzielę mieliśmy zaproszenie do Niej na obiad (w weekend będzie moja siostra u Niej) ale powiedziałam jej, że nie przyjedziemy, nie robi to dobrze mojej ciąży. Wyszła więc, gdy byłyśmy naprawdę pokłócone, potem zadzwoniłam do Niej i powiedziałam "przepraszam, nie chcę byś płakała przeze mnie, ale dochodzę do wniosku, że my nigdy się nie dogadamy - ja będę zawsze mówiła gdy będzie mi coś nie pasowało a Ty nigdy nie będziesz umiała tego przyjąć do wiadomości, dlatego chyba powinnyśmy ograniczyć do minimum nasze kontakty, bo to niczemu nie służy", powiedziała,że doszła do takiego samego wniosku...jakkolwiek to smutna puenta to chyba jedyna możliwa w tej chwili..
Od wczoraj wciąż myślę o tym a nikomu nie powiedziałam dotąd nic, bardzo mi z tym wszystkim źle :(

Jestem w ciąży, tak? Może nie powinnam się denerwować (a wychodziłam z siebie) ale co z tego - przecież ja zawiniłam i ja tak potwornie zraniłam swoją Mamę...

A może to ja przesadzam? Może powinnam zrezygnować z walki o swoje? Może nie reagować, gdy coś mi się nie podoba? Przecież to moja Matka i cokolwiek robi nie wolno Jej zwracać uwagi, bo sprawi się Jej przykrość,a Ona chciała dobrze?
Może...tyle,że ja tak nie potrafię :(

A może czeka mnie terapia z dzieckiem u psychologa, bo jest zimny? ehhhh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz