wtorek, 6 listopada 2012

Jak można być tak naiwnym....

To chyba już standard,że gdy tylko Starego pochwalę na łamach bloga to zaraz tego żałuję....oj gorzko żałuję:(
ehh, w piątek 2-ego Stary miał mieć wychodne. Mieliśmy to ustalone i ja nie zgłaszałam uwag co do tego Jego planu, był umówiony m.in. z moim Bratem...ok 18 poszedł zapłacić za mieszkanie i jeszcze do sklepu - przed wyjściem uprzedzałam - mam nadzieję,że to nie już Twoje wyjście,ale wrócisz jeszcze przed wyjściem wieczornym...tak,tak - tak zapewniał....a tymczasem ok 19:30 zadzwonił,że mój brat wystawił Ich (jeszcze miał z Nimi iść kolega - wspólny dla Starego i dla Brata mojego) i Oni już idą na piwko i za godzinę wróci do domu...nie wrócił oczywiście w umówionym czasie....baaaa nawet na noc nie wrócił...u drzwi stanął o 9 rano, dnia następnego...jeszcze lekko pijany (choć On twierdzi,że już zdążył wypić piwo - bo Mu się pić chciało)..początkowo nawet nie miał wyrzutów sumienia,za to co zrobił - "koledzy mają zły wpływ na Niego" - co mnie w ogóle nie przemawia,a nocował u rodziców ("cóż w tym dziwnego?") bo wiedział,że ja nie będę chciała go wpuścić (ciekawe,że zwykle przychodzi i tak, bo "to Jego dom i On ma prawo wrócić,a ja nie mam prawa Go nie wpuścić")...jak dla mnie,to On był zbyt pijany by wrócić,a może nawet nie pamięta jak wrócił...no tak czy inaczej wrócił z chlebem do domu - poszedł z UWAGA rozczochranymi we wszystkie strony włosami (i niech to posłuży za dowód jak bardzo nietrzeźwy był,bo On zwykle po wyjście do głupiego sklepu choćby na parę chwil musi się wyszykować jak na wielkie wyjście - włosy ułożone, ciuchy "odświętne" itd)..po krótkiej wymianie zdań ja zaczęłam szykować Młodego i poszłam z Nim do sklepu,bo przecież co? suchy chleb mamy jeść? "no przecież kupiłem chleb" - Stary chciał nam towarzyszyć,ale ja nie chciałam - bo przecież jaki to wstyd - jest przed 10 a On pijany! Poszliśmy sami z Młodym a tamten miał posprzątać w domu nieco...taaaaaaaa...poszedł spać...po moim powrocie byłam już bardziej wkurwiona,nie powiem za chwilę nieco pomógł mi,ale jak dowiedział się,że ma moja koleżanka przyjechać do mnie to powiedział,że idzie do rodziców,bo co będzie nam przeszkadzał...wrócił chyba koło 17,bo On czekał aż dam Mu znać,kiedy może wrócić - choć ja od początku mówiłam,że niech przyjdzie kiedy chce,bo ja nie będę Go wzywała...wrócił,gdy byłam w trakcie robienia ciasta (jeszcze przez telefon podałam Mu listę rzeczy do kupienia,gdy dzwonił,żeby spytać czy kupić zestaw do nabijania zatrzasków - zawsze mówiłam,że potrzebuję takowy do naprawy dziecięcych ubranek)..i gdyby nie to ciasto i Jego zdziwienie co tak mnie naszło,to nie planowałam Mu przypomnieć,że urodziny mam:( Ale nie wytrzymałam już i powiedziałam,że piekę ciasto,bo chcę na obiad do Mamy zabrać (zaproszeni byliśmy na niedzielę),skoro wszyscy inni pamiętali :( Zaraz ubrał się i poszedł po prezent dla mnie - choć nalegałam,żeby odpuścił,szkoda kasy na byle co teraz na szybko,ale On wie lepiej...a i miałam wrażenie,że jeszcze z jakieś piwko wypił (a już u rodziców na bank wypił wcześniej)...koniec końców rozwalił się przed TV, a ja robiłam ciasto,odkurzałam całe mieszkanie i zajmowałam się dzieckiem....ehhh,wymarzone urodziny:( A jak jeszcze dodam,że w ciągu dnia (jakoś w ciągu jednej z kilku wymian zdań stwierdziłam,że zawiódł mnie i jak mogłam być tak naiwna, żeby uwierzyć,że się zmienił, jak ja mogłam planować drugie dziecko to odpowiedział,że Jemu dobrze jest jak jest - tzn z jednym dzieckiem i nie chce więcej dzieci :( I choć przy składaniu mi życzeń (gdy wrócił z tą różą,po moim przypomnieniu) mówił,że chce mieć drugie dziecko ze mną i choć w ciągu dnia przepraszał kilkukrotnie za swoje zachowanie,to jednak niesmak pozostał:(
Na drugi dzień jechaliśmy do mojej mamy na obiad to tam On jak zwykle do niczego się nie poczuwał - wszystko Mu powiedz - przebierz dziecko, nakarm dziecko, spakuj nasze rzeczy (jak zwykle przed wyjazdem z domu mówi,żebyśmy wyjechali od mamy o takie czy innej godzinie,a potem jak przychodzi co do czego,to palcem nie kiwnie,by zebrać nas do wyjazdu do domu)...przed wyjazdem od mojej mamy okazało się,że zgubiliśmy rękawiczkę Młodego,od nowiutkiej kurtki,no więc szlag mnie trafiał , bo kurtkę miał 2 może razy na sobie i nie uśmiecha mi się dodatkowy wydatek,więc mówię - jedziemy pod kino (bo tam wsiadaliśmy do auta gdy do Mamy wyjeżdżaliśmy) może znajdzie się - marudził mi z tyłu i ogólnie (jak przez całą niedzielę ) siedział z muchami w nosie (ja obstawiam,że w ogóle tak Mu pasowało,że musiał jechać do mojej mamy...choć zaznaczę,że nie musiał-nie zmuszałam!)...ostatecznie (ja jako kierowca) pojechałam pod to kino i UWAGA znalazłam tę rękawiczkę na parkingu! I nawet niezniszczoną,ledwie mokrą i zaraz ją w domu wyprałam. Przez drogę Młody zasnął (zresztą ja obstawiałam że tak będzie i zapobiegliwie u Mamy Młodego obrałam w piżamkę pod spodnie i bluzkę) i ja zajęłam się dzieckiem , a więc wniosłam śpiącego i w domu rozebrałam i położyłam się z Nim,bo zdążył otworzyć oczy już i bałam się,że wybudzi się na dobre...a Stary co? Wniósł z auta wszystkie nasze rzeczy i zjadł kilka orzechów i poszedł do łóżka...co z tego,że naprędce ściągane z siebie (i Młodego) ubrania leżały przy łóżku (nie było czasu na sprzątanie,gdy Młody wybudzał się), co z tego,że torby,które sam Stary przyniósł z auta m.in. z jedzeniem od mojej Mamy,czy z naszymi rzeczami (tzn Młodego bardziej ekwipunkiem) stały dalej na blacie w kuchni (gdzie sam je położył)...ja gdy wreszcie udało mi się,po kilku nieudanych próbach, uwolnić z objęcia Młodego musiałam posprzątać wszystko...i nie omieszkałam zwrócić już leżącemu w łóżku Staremu - czy to tak trudno domyślić się,że to trzeba zrobić? Skąd pomysł,że to mój obowiązek?! Najpierw odpowiedział, a co jest do sprzątania? A potem powiedział,że nie chciał dziecka obudzi....taaaa , każdy pretekst jest dobry!
Efekt taki,że moje wkurwienie na Starego, który już coraz bardziej przypominał mojego Męża sprzed Jego ostatniej przemiany , przybrało na sile!
Wczoraj (w poniedziałek 5-tego) już nie dzwonił jak ostatnio codziennie do mnie z pracy, po pracy wróciłam z Nim do domu,ale już nie rozmawialiśmy w zasadzie prawie wcale, nie jak dotąd (przez ostatnie jakieś 2 tyg,podczas Jego przemiany)...a w domu wieczorem ostro się pokłóciliśmy....ehhh - kazałam Mu iść po mleko dla Młodego,bo się skończyło i na kolację już Mu nie starczyłoby , no to zbierał się chyba w sumie z 20 minut, bo zanim ubrał się to z 10 minut minęło na bank (a dodam,że przekonana,że starczy mleka zdążyłam już wodę zagotować i stygła w miseczce,więc sprawa była niecierpiąca zwłoki), zanim włosy ułożył i to wszystko tym swoim tempem pt: mam czas ,więc szlag mnie trafiał i powiedziałam,że jest flegmatykiem (kilka minut bawił się z koszem,by wyjąć worek!!więc obraził się za określenie flegma i zostawił ten kosz nie wyniesiony)...po powrocie spytałam,jak to możliwe,że tak się ZNÓW zmienił...znów jest opryskliwy dla mnie i znów taki zimny i koniec końców wywiązała się kłótnia poważna...I m.in. usłyszałam,że w piątek "zeszło Mu" albo że "Ty jak pojechałaś do Wrocławia rano to wróciłaś rano następnego dnia"....kurrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
Jeśli wcześniej ktoś mi Go na te 2 tyg. podmienił,to właśnie wrócił....


Jestem załamana....tak bardzo byłam szczęśliwa już :(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz