sobota, 11 października 2014

Nieszczęścia chodzą parami, trójkami...albo w jeszcze większych grupach...

Wielkimi krokami zbliża się koniec mojego urlopu macierzyńskiego, a zaraz po tym wchodzić na naszą budowę ma ekipa dekarzy,a nieco wcześniej (bo jutro,czy raczej już dziś) mamy dostawę tarcicy na więźbę dachową...No a sprawy przestały się układać jakoś od zeszłej soboty, gdy M zawiózł meble,jakie wykonał klientowi i zastała Go niespodzianka,bo okazało się,że klient zapłaci Mu,a jakże...ale w ratach...co z tego,że liczyliśmy na tę kasę bo mieliśmy za nią pokryć wydatki związane z rzeczoną tarcicą...no trudno, Stary przełknął to jakoś,bo klient zaobiecywał Mu,że zrobił Mu reklamę i na bank,będzie miał nowych klientów...mnie póki co wystarczy,że chociaż odda nam należną nam kasę!
Mniej więcej wtedy też zaczęła się kolejna w tym roku przedszkolnym infekcja Straszego...
W środę rano dostałam wiadomość...Mąż zadzwonił do mnie z mocno nieciekawą wiadomością...a musiał nagimnastykowac się,by się skontaktować ze mną,bo jakoś na początku tygodnia kolejne nieszczęście trafiło mi się,a mianowicie szlag trafił mojego Smarka i zostałam bez telefonu,bo mimo,że wszędzie walają się stare telefony, to jednak z uwagi na fakt,że one właśnie się walają a nie leżą w należytym poszanowaniu, są niedziałające...w domu leży funkiel nówka nieśmigana (a w zasadzie na szczęście leżała) komórka Starego, który zakupił nową ale oszczędza ją póki co ale nie mogłam (do niedawna) jej używać,bo działała ona na inny rodzaj kart sim niż ja mam...więc kontakt ze mną był moooooooooocno utrudniony..no i jak już wspomniałam w środę Stary najpierw zadzwonił do mojej Mamy,ale nie dodzwonił się i za chwilę wykonał telefon do mojego Ojczyma i tym razem połączył się ze mną...a szkoda,bo z takimi wiadomościami miał nie dzwonić! Zadzwonił,że dostał telefon z banku,że nie przyznali nam kredytu hipotecznego (który mieliśmy bez problemu dostać!) bo okazało się,że ja (projektująca nasz dom) inaczej liczyłam powierzchnię użytkową (a dodam,że ja byłam i jestem pewna,że zrobiłam to mega rzetelnie i zgodnie z wszelkimi normami, prawami itd itp) niż tamtejsi fachowcy, którzy wyliczyli,że "przykombinowaliśmy" na ponad 20 m2...a te wszystkie metry powodują,że tracimy zdolność kredytową ;( Myślałam,że zagotuję się z nerwów...i zaraz wykonałam telefon do banku-rozmawiałam z jedną Panią, potem dyrektorką i wciąz przekonana o swojej racji dostałam propozycję,bym skontakowała się z rzeczoznawcą,który właśnie posądzał nas o kombinowanie z tą powierzchnią...niestety dopiero wtedy okazało się,że to jednak ja nie miałam do końca racji..tzn nie to,że nie miałam racji,bo ostateczna powierzchnia użytkowa wg mnie i znanych mi norm jest taka jak ja ją przyjełam (choć Bank nie do końca zgadza się,bo twierdzi,że pralnia i suszarnia wliczają się do powierzchni użytkowej) z tym,że w jednym miejscu na projekcie dopuściłam się pomyłki w postaci literówki i z tego wyniknęło całe zamieszanie...na szczęście rzeczony Rzeczoznawca (z którym tak na marginesie nie powinnam była się kontaktować) był mega sympatyczny (zreszta tak zapamiętałam Go po oględzinach naszej budy,gdy ja Go przyjmowałam tam) i doszliśmy do wspólnego wniosku i już za chwilę oddzwaniałam do Starego,że Jego Żona jest wielka i udało Jej się odkręcić wszystko...niestety jeszcze tego samego wieczora okazało się,że nie do końca tak optymistycznie będzie...a w czwartek przed południem,gdy z rysunkiem z naniesonymi zmianami pędziłam autobusem do Szefa (po podpis) a potem banku już tak różowo nie było,by za chwilę (w banku w rozmowie z p. Dyrektor) dowiedzieć się,że jest gorzej niż myślałam...i może być różnie :( Zupełnie wypompowana siedziałam godzinę na ławce w parku czekając na Starego,który wychodził wcześniej z pracy,bo niedługo potem jechaliśmy do Immunologa ze Starszym (do Łodzi of kors...przecież ja tylko tam ufam specjalistom)...dobrze mi ten wyjazd zrobił bo na te kilka godzin zapomniałam o naszej fatalnej sytuacji ...chociaż byłoby jeszcze lepiej,gdybym pojechała sama z Juniorem,bo jakoś Stary działał mi na nerwy...i na dodatek odezwała się moja choroba lokomocyjna,która zupełnie nie daje o sobie znać,gdy ja siedzę za kółkiem...u Profesora potwierdziły się moje przypuszczenia,że nie ma co izolowac k w domu za długo ale pozwolić Mu na większa ekspozycję na wirusy w przedszkolu...tak też zamierzam! Później pojechaliśmy do galerii,bo po 1 ja jak na zbawienie czekałam by pojechać tam i zostawić smarka do naprawy a i Junior doczekać się nie mógł na plac zabaw,na którym tam zawsze szaleje...no i co? znów "niespodzianka"...telefon przyjęli a jakże (choć wysoce prawdopodobne będzie,że naprawić sie nie będzie dało i czeka mnie spory koszt) ale zastępczego nie dostałam! A przecież ja musze być w kontakcie ze światem,bo czekam na wieści z banku! Co rzeczoznawca wespół z analitykiem wymyślą w naszej sprawie! Dobrze,że chociaż wymieniłam kartę na nowszą i dzięki temu funkiel nówka Starego przeszła na mój użytek..może wreszcie zła passa odwróci się? OBY! Za kilka godzin dostawa na budowie a my musieliśmy się zapożyczyć (m.in. u mojego brata :/ ) by mieć czym zapłacić za materiał...a co jesli kredytu nie dostaniemy? Co z zaplanowaną usługą wykonania dachu? Przecież nie mamy takiej kasy teraz ;(
A we wtorek miałam zamiar rozwiązać moją umowę z Szefem,bo miała być już mi niepotrzebna..i uwolnić Go od siebie...a co tu teraz mam zrobić? Przecież pewnie trzeba będzie szukać innego banku! A wtedy jeśli będę bezrobotna to nie mamy szans...i co dalej ciągnąć tę sytuację z Szefem? Masakra,ileż można korzystać z Jego łaski :(

I jakby tego było mało Starszy ZNÓW ma absencję w przedszkolu...cały tydzień chorował...a właśnie dziś,gdy ja skrobię posta Najmłodszy wciąz budzi się,bo złapał od brata katar i mocno on Mu dolega...co z tego,że do wczoraj był jeszcze inhalowany po poprzedniej infekcji ;(

A w środę moje Malutkie szczęście kończy pierwszy roczek...i na niedzielę planujemy maluśką imprezkę z dziadkami i chrzestnymi ale bez naszego rodzeństwa (za dużo by nas zrobiło się) ale jak pomyślę,że z uwagi na mega problemy finansowe trzeba mocno zaciskać pasa a w takim razie jak mam zrobić imprezkę? Jak kupić Mu prezent? I jak w ogóle cieszyć się na tę imprezkę,skoro tak ważne rzeczy się dzieją...no i trzeba skontaktowac się z Szefem i ustalić co robimy,bo zgodnie z prawem we wtorek powinnam iść do pracy....




Jestem bliska depresji ...i zamiast spać to ja wywnętrzam się :(
I jeszcze wciąz nachodzi wspomnienie o A. Przybylskiej i myśl,że to mogę być ja, my :(
I jeszcze non stop kłotnie z Mamą...oj to osobny rozdział :(

5 komentarzy:

  1. Teraz jest najtrudniej, ale będzie lepiej, choć może ciężko w to wierzyć. NIe przyciągaj do siebie negatywnych myśli, nie myśl o tym co złe, skupiaj się na tym co dobre i na tym jak problem rozwiązać a nie na samym problemie. Wiem, że to trudne. Ba! wręcz wydaje sie niemożliwe, ale spróbuj. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słonko my cały czas myślimy co zrobimy jak np w poniedziałek dostaniemy informację,że mimo poprawek nie przyznali nam kredytu...ekipa zacznie robotę a my nie będziemy mieli za co Im zapłacić, za co kupić materiał (póki co mamy drewno tylko :( )...ehhh

      Usuń
    2. Trzymam mocno kciuki by się udało. Z całych sił :-))
      Mam nadzieję, że nie odbierasz tego jako moje wymądrzanie, bo nie to było moim celem ;))

      Usuń
    3. No coś Ty, bynajmniej tak nie odebrałam :)

      Usuń