sobota, 19 kwietnia 2014

Już Święta...

Co za dzień!? Do dziś nie myślałam za bardzo o Wielkiej Nocy (poza tym,że wczoraj byłam w Kościele na Liturgii Wielkiego Czwartku...pominę fakt,że zostawiłam Chłopaków-całą Trójkę bez klucza do domu i musieli błąkać się tu i tam )..dotąd na głowie miałam a to Chrzest a to projekt a to tysiąc innych spraw...tak naprawdę dopiero dziś rano zaczęłam myśleć co nieco..wczoraj jedynie Mąż spytał kiedy jedziemy do mojej Mamy i ustaliliśmy,że w Pierwszy Dzień Świąt - w Niedzielę...o swojej rodzinie milczał - co nie wiem,jak mam odczytywać...a jako,że od pewnego (dłuższego czasu) nie poruszam tematu Jego Rodziny,coby być zdrowszym nerwowo, to zwykle do ostatniej chwili nie wiem nic...chociaż nie,zwykle od początku mówi - jeden dzień tu, drugi tam...a tym razem cisza o drugim dniu...nie płaczę z tego powodu...przyznam,że w tygodniu M pochwalił się Teściowej swojej,że Jego Mama przyjechała i dziś (w piątek) wpadnie do nas...od Niego nic nie wiem,że miała przyjść...a nie przyszła,ale za to zapowiedziała się na jutro..dzięki czemu dopiero się obrobiłam,bo tak myślałam,że na jutro część spraw zostawię,ale skoro mają po południu przyjść,to trzeba obrobić się dziś...a w ogóle to Kuba usłyszał,że ma przyjśc Dziadek i pyta który i jak M powiedział,że to "Dziadek z wąsami" to powiedział,że nie chce i że Go nie lubi...ups,chyba nie było to zbyt miłe :/ Ale takie dzieci już są,mówią bez ogródek,co myślą :/ Tatuś próbował tłumaczyć co nieco,ale czy polubi Dziadka? Kurcze,no Dziadek jest taki...taki...mało dziadkowy dla Niego,więc sam sobie jest winien....
Ale od początku...jak co dzień ostatnio, Igorex zrobił pobudkę przed i po 6...przed 6 dostał cyca i zasnął na chwilę...jako,że już nie spałam to zaczęłam myśleć,że dziś mam maaaaaaaaaaasę na głowie (a na dodatek wczoraj M oznajmił,że "On nie będzie szedł w te kilometrowe kolejki do sklepu i żebym sama co nieco kupiła") i od razu zaczęłam układać w głowie co zrobię...potem wyjęłam kartkę i spisałam,że jest plan: zrobić sałatkę śledziową, sałatkę jarzynową, keks upiec, sernik upiec i muffinki upiec...zaznaczę,że dwóch ostatnich nigdy wcześniej nie robiłam...a skąd pomysł na muffinki? Miałam wczoraj przymusowe wyjście wieczorne do sklepu,po Pampersy i spotkałam kumpelę,która kupowała formę do muffinek i pomyślałam "zrobię do koszyczka babeczkę"...a co? Mam czas ;)
Zaplanowałam również obiad dziś, jutro i poniedziałek, odszukałam na necie przepisów na sernik i babeczki, spisałam co będzie mi potrzebne do tego wszystkiego plus do obiadów i sprzątania jeszcze przed świętami(zrobiłam w międzyczasie syrop z cebuli,bo coś niedomagam po Chrzcie :( ),nawet ugotowałam warzywa i jajka do sałatki i po śniadaniu poszłam z chłopcami na zakupy....masakra,ile rzeczy nakupowałam i jak wyglądałam najpierw w supermarkecie z dwójką małych dzieci (w tym jednym baaardzo pomocnym i wzbudzającym powszechne zainteresowanie,że tak Mamusi pomaga w noszeniu zakupów czy pilnowaniu Braciszka,gdy Matka przeciskała się między półki sklepowe,gdzie z wózkiem i dwoma ! koszykami nie dało się przejść!) potem na bazarku,gdzie dokupowałam kilka pierdółek...ostatecznie ok 14 byłam w domu obwieszona siatkami jak nie wiem...i z portfelem znacznie uszczuplonym...do tego w ramach walki z kilogramami ;) pospacerowałam po schodach (na 4 i z 4 piętra) jakieś 4 czy 5 razy...znów Kubuś był pomocny,bo poprosiłam Go - Mamusia wskoczy szybciutko do domku zostawić zakupy i zaraz wracam do Was...i idziemy do drugiego sklepu..jakz wykle grzecznie stał przy wózku i pilnował :) Aż Sąsiad z dołu (za którymś razem) pochwalił,jaki On grzeczny...nie zaprzeczam,dziś był baaaaaaaaaaaardzo pomocny :* Aż w nagrodę dostał pistolet na wodę...o ja głupia! Mieszkanie nam pływa już :P
Przed powrotem Starego z pracy po 16 zrobiłam na szybko tę sałatkę śledziową a jak wrócił wspólnie zrobiliśmy obiad na dziś i ja odgruzowałam kuchnię ..po poobiedniej sjeście (jaka byłam zła,że marnujemy czas,to szkoda słów!) zabraliśmy się do roboty po kąpaniu Igorka i tak oto dopiero niedawno wyrobiłam się...Stary skroił mi wszystkie warzywa na sałatkę...i tyle Go widzieli, poszedł Kubę wykąpać i nie wrócił..ja zrobiłam te babeczki i 2 ciasta (ostatnie właśnie poszło do piekarnia)..norma wyrobiona :)
Mogę zacząć świętować :) Jutro tylko Święconkę szykować i żurek na niedzielny poranek,no i jajka malować...
Nie ma bata, jutro przed Święconką to Stary posprząta nieco mieszkanie,za karę,że ja tu ślęczę dalej,a On w kimono poszedł :)
A po południu wizytacja...i w sumie cieszę się z prawdopodobnego obrotu spraw...biorąc pod uwagę,że chyba ominie mnie wątpliwa przyjemność świętowania z Rodzinką M...jutro posiedzimy u nas , może tym razem Mąż pochwali Żonę,a nie przypisze sobie zasługi,że niby w żartach "no ja upiekłem, zrobiłem etc etc".
Za jakąś godzinkę powinnam już zupełnie obrobiona być i nawet moje długaśne włosy (które w tak zwanym międzyczasie umyłam :P ) powinny wyschnąć :) Sąsiedzi,Was z tego miejsca (jakbyście przypadkiem to czytali :P ) przepraszam za hałas jaki robił mikser do 23 :P


A tymczasem pochwalę się fotogalerią...ku pamięci..i dla moich Syneczków,którzy mam nadzieję,będą kiedyś czytelnikami Bloga :)

Muffinki przed wycieczką do piekarnika :)
Muffinki Nigeli upieczone :)
Mój Keks :)
Sernik czeka na pieczenie
I już w piekarniku



PS. Wczoraj M strasznie mnie zaskoczył..hmm,w sumie pozytywnie...chociaż nie wiem,jak to wszystko mam odczytywać? Bo czy to znaczy,że nadal ma żal do Rodzinki i dlatego nie wylądował u Nich? Ale do rzeczy...
Byliśmy u fotografa wybrać fotki z Chrztu (z sesji i odebrać fotki z Kościoła) i w drodze powrotnej wysiadłam pod Kościołem a Chłopcy do domu pojechali...taki był plan, M zaraz zorientował się,że ja mam klucz (ba nawet dwa komplety kluczy) niestety nie dało się do mnie dodzwonić,bo przecież jak miałabym nie wyłączyć głosu w telefonie na Mszy? Po godzinie coś mnie natchnęło i zerknęłam na telefon i od razu domyśliłam się...8 połączeń mówi same za siebie..byłam pewna,że poszedł do Swoich,co nie ukrywam,że nie spodobało mi się,bo przecież Oni mają nas gdzieś,co ostatecznie na Chrzcie Igorka (i wcześniej) pokazali ...wyszłam po 20 (po ponad 2 godzinach modlitwy) i okazało się,że M bardzo dobrze zajął się chłopcami...Igorek w wózku pod kocykiem i okryciem z wózka spał słodko, a Kubuś zobaczył mecz piłki nożnej na hali sportowej a wszystkow twoarzystwie kolegi M,który namawiał Go na piwo,ale On odmówił,że jak z dziećmi...za to zaprosił Go do nas i u nas kulturalnie wypili po 2 piwka, "HoHo" (jak nazywa Mikołaja Kubuś :P ) pograł w piłkę z Kubą,ja szybko wykąpałam Igorka, M pozmywał nieco zaległości,ja potem usmażyłam naleśniki (i skoczyłam szybko do tego Lidla i wczoraj TEŻ oczywiście zrobiłam dużo większe zakupy niż zakładałam...bo poszłam po mleko i pampersy...a wróciłam z mega zakupami,że M musiał zejść po nas...bo Kuba też oczywiście mi towarzyszł :) ). Ogólnie pozytywnie zaskoczona...no i mile czas spędziliśmy (choć ja raczej nie odpoczywałam odląd wróciłam z Kościoła)..swoją drogą Mikołaj to pierwszy przyjaciel M , którego poznałam,gdy zaczęliśmy spotykać się z M...i w sumie lubię Go...chociaż wciąż ubolewam,że M nie ma znajomych,że tak powiem w podobnej sytuacji życiowej...ehhh... Mikołaj to wieczny chłopiec,który pewnie długo nie ustatkuje się,choć ma już 3 dychy na karku...z kolei inny - Miron to niby żonaty facet (2 tyg. po nas ślubowali sobie) ale bardziej marzy o karierze rockmana niż o rodzinie itd...efekt? Jeśli koledzy sobie przypominają o M to by Go wyciągnąć na kawalerskie wyjście...na szczęście ostatnio M zna priorytety...a tak w ogóle,to ostatnio wciąz myślę o czymś (gdy patrzę na Niego i dzieci),że moje obawy co do tego,że Igorek będzie pokrzywdzony,bo M poświęcać będzie 100% uwagi Starszemu , były nieuzasadnione...ba, Kuba w tym wieku co Igorek teraz (a nawet wcześniej) nie miał tyle uwagi Taty :)

Obym nie musiała tych wszystkich pochwał pod adrem Starego JAK ZWYKLE odszczekać...



Kurde uciekaj Babo do kończenia robót,bo już zaraz wyciągać trzeba ciacho z piekarnika a kuchnia wciąż nie odgruzowana...i znów pójdziesz spać o 2 ...a o 6 pobudka!*


*Sama się sobie dziwię,że nie chodzę nieprzytomna,czy wręcz jak zombi,bo od pewnego czasu mój dzień trwa od 6-7 do 2 nastęonego dnia!






EDIT :P Ciacho gotowe :D...a ja nawet nieco sprzątnęłam w tym czasie :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz