czwartek, 17 lipca 2014

Cisza przed burzą...i po burzy..

Mój konflikt z Mamą wszedł w decydującą fazę...czy może być gorzej? Jeśli nie kłócimy się,to znaczy,że mamy ciche dni po kłótni...i jakkolwiek to nie zabrzmi musze przyznać,że lubię te ciche dni..bez nieustannych komentarzy z Jej strony itd...i od prau dni tak mamy błoga ciiiiiiiiiiiiiiiisza...posprzeczałyśmy się w sobotę bądź niedzielę (nie pamiętam,bo ostatnio wszystkie dni wyglądają tak samo...tzn wszystkie dni od poniedziałku do soboty...niedziela jest na szczęście to inna inszość!) i nie odzywałyśmy się nawet trochę, to wydawało się,że teraz będzie inaczej...znaczy będziemy dłużej niż zwykle w konfikcie..ale ponieważ w niedzielę robiłam na deser tartę z wiśniami (mniam,taaaaaaaaaaka pychota...a swoją drogą pierwszy raz robiłam w ogole tartę) to nawet Stary wyszedł z inicjatywą,byśmy zostawili coś moim Rodzicom (których nie było w domu,gdy konsumowaliśmy deser) i potem poczęstowaliśmy Ich,najpierw M potem ja więc wieczorem już chyba Mamie przeszło...i zaraz zaczęło się normalne "sugerowanie i komentowanie"...poniedziałek jakoś zleciał (aaaaaaa wieczorem Stary miał przymusowy pierwszy nocleg na naszym terenie :) Bo miał mase stali zbrojeniowej i w obawie przed ewentualnymi złodziejami wolał tam spędzić noc...swoją drogą potoworzyszyłam Mu nieco :) ) a we wtorek przed południem miałam wyjeżdżać z Juniorem młodszym na konrolę w Por. Patologii Noworodka w CZMP w Łodzi..wcześniej proponowałam koleżance by się wybrała ze mną i chłopcami (Kubusia dla towarzystwa też chciałam zabrać) by po wizycie u lekarza oddać się zakupom...ale koleżanka musiała zrezygnować z wyjazdu...wtedy Stary zaczął namawiać mnie,bym wzięła do pomocy Mamę...przyznam,że i mnie nieśmiało przez chwilkę przeszło to przez myśl...ale szybko pdrzuciłam ten pomysł mając w pamięci jaka różnica (za czasów naszego mieszkania w wynajmowanym mieszkaniu) była gdy szłam z Dwoma smykami do przychodni sama a z Mamą...i myli sie ten,kto myśli,że z Mamą miałam lżej...a bo Ona pomoże mi a jakże,ale w czym Ona będzie chciała i jak chciała (teraz gdy mieszkamy razem to mocno odczuwam...najlepsza z Niej pomoc w tym,w czym sama zechce pomóc i na swój sposób) no a jako,że Kuba nie będzie Jej słuchał,bo zawsze upiera się On,że Mama musi zrobić to czy tamto (Mama Go ubierze, Mama nakarmi itd) to wychodzi na to,że wyjazd z Nią byłby pewniej bardziej nerwowy niż samemu...co z tego,że Stary umierał ze Strachu jak ja poradzę sobie sama z chłopcami i to tak daleko od domu (a już perspektywa wyjazdu do łodzi to wogóle abstrakcja...i wymagająca sporo odwagi...choć ja zupełnie nie rozumiem,z czego wynikająca...ja tam mogłabym już na wszystkie wizyty do tych wszyyyyyyyyyyyyyyystkich specjalistów chłopców jeździć już zawsze sama z Nimi...po wizycie w poradni,gdzie zabawiłam chyba z 0,5 h udało mi się zapisać nas (znaczy Kubę) do nnego specjalisty (a chyba z pół roku dowiadywałam się,kiedy będą zapisy na NFZ i wreszcie się udało),a potem pojechaliśmy na zakupy...obkupiłam chłopców -są fajne promocje letnie,więc nie wydałam za dużo a jestem zachwycona nowymi nabytkami dzieciaków...a i Tacie skapło coś - dostał super koszulkę, znaczy z super napisem :) A Matka chociaż okulary sobie kupiła...nic innego nie podobało mi się...w galerii spędziliśmy 5 godzin! Masakra! Ale to taaaaaaaaaaaaaaaka przestrzeń do przejścia...szczególnie,że najpierw przeszłam wszystkie sklepy dla porównania, potem drugi raz dla wybrania już (a potem okazało się że i trzeci raz było konieczne :) )....na szczęście Kuba był koooooooooochaniutki,słuchał się Mamy, szedł grzecznie przy wózku Igorka aż mi Go momentami było szkoda,znaczy rozczulałam się patrząc na Niego jaki On grzeczniusi i znosi wszystko...mimo,że zmęczony był pewnie na maksa a nic nie marudził ani nic,tylko prosił o to by mógł na placu zabaw się pobawić...nie mogłam odmówić,a czasem sama wychodziłam z propozycją,że poniose Go na ręku,jednocześnie pchając w wózku Igorka :) ...a Igorek jak płakał to szliśmy do pokoju dla Matki gdzie dostawał cyca, zmieniałam pieluszkę Mu itd itp...fajnie dzień spędziliśmy :) W drodze do domu Kubuś zasnął,a że zjedliśmy pseudokolację w Galerii to z czytym sumieniem mogłam uznać,że może iść lulu...i oczywiście prosto z auta trafił do łóżka...nie to co Młodszy...On jak Matka ma trudne zasypianie..

A wracając do tematu jak w tytule...jako,że ostatnio non stop jesteśmy po sprzeczce...znaczy Mama coś powie ja odpowiem (znaczy postawię się...no kur...nie mogę inaczej,bo szlag mnie trafia!) Je się nie spodoba obraża się,obieca,że nie będzie w ogóle do mnie się odzywać i już są ciche dni...i tak jak np dziś...rano ja zajmowałam się chłopcami i szykowałam do sklepu,bo wczoraj nie zrobiłam zakupów i nie było nawet nic na śniadanie dla mnie i dla M a Mama szykowała się do lekarza,bo miała wizytę...chyba dosłownie słowo zamieniłyśmy...znaczy o tym lekarzu czy coś...ale jak wstał Kuba to od razu tym irytującym tonem (lamentującym) mówi "Kubuś, Ty znów bez kapci chodzisz...będziesz chory"...masakra,w ciągu dnia słyszę to seeeeeeeeeeeetki razy...a przynajmniej kilka-kilkanaście razy...a dodam,że Kuba jeśli jest w ogóle w domu to albo siedzi przy stole,gdzie albo je,albo np układa ostatnio pasjami puzzle (więc nogi zwisają Mu i tak z krzesła nie dotykając podłoża) albo bawi się na macie piankowej,która jest na dywanie...od czasu do czasu przejdzie po podłodze,która nie aż taka zimna,mamy lato i to dość ciepłe,co innego inną porą roku i co innego,gdy jest się mega rozgrzanym i przejdzie po zimnej podłodze....ale wtedy ZAWSZE dojrzy Go Babci..dziś naliczyłam,że w ciągu dosłownie minuty powiedziała Mu to 3 razy! Idzie oszaleć! Jak to możliwe,że odkąd tu mieszkamy (1,5 miesiąca już) nie jest non stop chory,bo przecież powinien skoro tak często jest bez kapci? Nie powiem,sama zwracam Mu uwagę o to,gdy za długo chodzi bez kapci...ale z umiarem!! A dziś jeszcze co innego było u nas powodem do spięcia...siedzimy na dworze, Igo śpi w naszym pokoju a ja tulę płaczącego Kubusia,który zranił się w nogę na rowerze...dodam,że Babcia była niepocieszona,że Kubuś koniecznie chciał do tego "zadania" (pocieszania) Mamę...no więc siedzimy tak,ja zabrałam się chyba za jakieś przyszywanie guzika za potem za obieranie warzyw do zupy dla Igo...wkrótce zabrałam się (z Kubusiem) do nas do kuchni,go garów a Kuba do puzzli...wtedm wchodzi babcia i mówi "wstaw już temu dziecku /znaczy Kubusiowi/ już zupę"...no kurde,nie wiem,czy tylko mnie to tak ciśnienie podnosi i kto inny zareagowałby inaczej,ale to co Ona mi mówi co mam robić i to w ten sposób działa na mnie jak płachta na byka! Czy Ona naprawdę myśli,że ja bez Jej rad (niecierpiących sprzeciwu! Bo ton też dużo robi...co innego delikatna uwaga,czy wręcz pytanie z troską a co innego taki komentarz) zagłodziłabym dziecko? Było chwilę po południu (po 12) i sama myślałam,że za chwilę wstawię z wczorajszego dnia zupę dla nas coby później,razem z Tatą zjeść drugie danie...no jak ja mam to odbierać co Ona mówi (i to w ten sposób...kurcze trzeba by było to słyszeć)? No normalnie,gdyby nie Ona to ja nie wiedziałabym co mam robić a dzieci padły by z głodu, zarosnęlibyśmy brudem i padli z niewyspania! Boże niech ta budowa trwa jak najkrócej i uciekajmy stąd...by móc robić co sami uważamy za słuszne!

A co u nas ponadto? Jutro zalewamy strop nad parterem i na jakieś 2 tygodnie spokój...Stary wróci do pracy - ja przestanę szykować Mu śniadanie i obiad na punkt ustaloną godzinę, więc będę nieco wolniejsza ...ufff bo teraz to mam tak,że wstajemy między 7 a 8 zaraz robię śniadanie dla mnie i Kubusia (ten zawsze mleko z kulkami!) i zanim to ogarnę to jest po 9 i zaczyna Igo wariować i marudzić że już śpiący itd a wtedy mam szykowanie śniadanie dla M,który o 10 wpada na przerwę na śniadanie które musi być już gotowe (bo ma tylko 0,5 godziny) i koniecznie na ciepło bo innego nie chce...potem mam kupę zmywania i układanie Młodszego lulu a zaraz potem gotowanie obiadu...bo o 14 Stary ZNÓW ma przerwę tym razem na obiad...zanim My zjemy i ja posprzatam i pozmywam po obiedzie to jest przed 16...wtedy mam wolne :D Do jakiejś 19,gdy zaczyna się...kolacja dla naszej Trójki i kaszka dla Najmłodszego, kąpanie 1 i 2 i układanie do snu...zwykle padam razem z Najmłodszym,czy raczej z Nim przy tzytzu...

Fotorelacja (obiecana przy wcześniejszym poście :) ) Tak rośnie nasz domek...w ciągu ostatnich 2 tygodni:


I idę lulu ...pora najwyższa :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz