I choć tak na nie czekałam i cieszyłam się na nie okazały się średnio miłe...delikatnie mówiąc..
A zaczęło się jak zwykle niewinnie...
W piątek-tydzień przed świętami-pojechałam z Puchatkiem do rodziców (Stary miał dużo pracy w piątek i do południa w sobotę a po południu szedł balować z przyszłym szwagrem z okazji ostatniego wieczoru kawalerskiego)..tzn tak miało być...Namiastkę przyszłych wydarzeń miałam już właśnie w ten dzień (piątek 15ego), gdy spakowana i gotowa czekałam aż Mąż (jeszcze wtedy nie miałam powodu być zła na Niego )wróci z pracy, da mi samochód, zapakujemy toboły (które z racji wielu potrzeb Puchatka należało zabrać) i miałam jechać do Mamusi...No więc jako,że nie dogadaliśmy się dokładnie z Mężem co do tego,kiedy nastąpi Jego powrót zadzwoniłam do Niego, odebrał mocno zdenerwowany,że ma robotę a ja Mu przeszkadzam...więc jak szybko zaczęliśmy tak szybko skończyliśmy...broń Boże nie popędzałam Go...za niespełna pół godziny dzwoni z wiadomością,że samochód znów nawalił, że to najprawdopodobniej znów to samo co w zeszłym roku (gdy byłam właśnie w trakcie ostatnich dni ciąży) no i ,że UWAGA to moja wina!! (swoją drogą dopiero wczoraj wyciągnęłam od Niego,co miał na myśli...a miał na myśli,że gdy ja zadzwoniłam go Niego wtedy to On właśnie miał odpalać auto i zwykle czeka aż kontrolki się wyłączą a wtedy przeze mnie nie poczekał...i dlatego,to ja winna byłam-przynajmniej w Jego rozumieniu wtedy!!).
Koniec końców przyjechali po mnie rodzice i pojechaliśmy...do niedzieli było ok...do rana w niedzielę, gdy to Stary zadzwonił i pochwalił się,że na kawalerskim mieli niby siedzieć w domu u tego przyszłego szwagra..ale plany się zmieniły i poszli do lokalu,gdzie wdali się w bójkę i Stary najbardziej ucierpiał...wciąż powtarzał "ale Cię nie zdradziłem" i "nie ja zacząłem"...nic sobie nie robił z moich wykładów na temat odpowiedzialności czy raczej braku z Jego strony...przecież do jasnej cholery mogło Mu się coś stać!! I co,ja zostałabym wdową, a Puchatek półsierotą? Nie wspomnę, że takie zachowanie jest wg mnie nieprzystające do dorosłego człowieka, męża i ojca!! Ale On w tym nic dziwnego (czy wręcz nagannego) nie widział!! Więc zdenerwowałam się i powiedziałam,że do domu wrócę gdy On załatwi nam jakiś transport-nie będę wiecznie rodziców wykorzystywała, miał więc we wtorek przyjechać..ale w poniedziałek zadzwonił gdy byłam na spacerze i gdy powiedziałam,że nam tu dobrze i że Puchatek ma tu tak dobrze jak nigdzie indziej (a miałam na myśli,że z racji ostatnio pięknej pogody domek z podwórkiem to skarb)Stary obraził się i powiedział-siedź więc sobie u mamusi....nie odezwał się do piątku (Wielkiego Piątku!) więc ja napisałam Mu wieczorem sms z życzeniami na Święta, na co oczywiście też nie odpisał! Dopiero gdy w sobotę (gdy pierwsze święcenie pokarmów Puchatek miał za sobą i odbył je z Mamusią i Babcią) nie wytrzymałam i w 10sms-ach napisałam Staremu wszystko co myślę przemówił-a raczej odpisał-zwalając na mnie winę,bo wybrałam święta z mamusią....ahhh nawet nie chce mi się tego komentować...odpisałam oczywiście ale na moją odpowiedź Jego reakcji nie doczekałam się...więc w niedzielę ZNÓW JA tym razem zadzwoniłam, trochę powyjaśnialiśmy sobie,choć chyba jak zwykle za mało a i Stary nie wyciągnął za dużo wniosków...nie wiem,może mówię w niezrozumiałym dla Niego języku...w końcu przyjechał do nas w poniedziałek wielkanocny i ten dzień spędziliśmy razem...niesmak jednak pozostał, w końcu gdyby nie moje natrętne pisanie i dzwonienie święta w ogóle spędzilibyśmy osobno..wieczorem rodzice odwieźli nas do domku...a dziś cały dzień usiłuję dojść do ładu ze wszystkim...
Chwała Bogu,że mam Puchatka i miałam Go przez te 10 dni ze sobą!! Nie wiem czy dałabym radę inaczej...a tak Puchatek i Jego postępy sprawiały,że nie mogłam nie uśmiechać się:)
A już tak dużo potrafi-np u babci skorzystaliśmy z nocnika i już za sobą mamy pierwsze próby,a dodam,że prawie za każdym razem udane:) Po każdej pobudce sadzałam Młodego na tronie:) Ponadto nauczył się mówić ee- z akcentem na drugą głoskę (że tak powiem;) ) co mniej więcej wychodziło jak negowanie czegoś co do Niego się mówiło,jakby mówił niee :) A i nie udawało Mu się powiedzieć...mój mały indywidualista :)
Nauczył się też jeść kanapeczki-póki co objadając mamę ale zawsze jednak to kilka gryzów chlebka z masełkiem i polędwiczką trafiło do buzi,co widać sprawiało Mu dużą radość...nauczył też chrupać chrupki kukurydziane.No i coraz częściej stawał sam-tzn puszczał rączki gdy czegoś się trzymał:) No i mamy 5 ząbków a 6-sty w drodze:) Nauczył się też schodzić sam z łóżka-tyłem:) No i wyraźnie urósł, wcześniej mieścił się pod babcinym stołem,a teraz nie;) No i na koniec nie mogę nie wspomnieć postępu z którego mało się cieszę-jaka jest awantura gdy chce się Go wsadzić do wózka!! Szok!! Chyba wyczerpaliśmy limit wyjść ;)
A poza tym ostatnie dni upłynęły mi pod znakiem spotkań z ludźmi, co dla Puchatka okazało się super oswajające:) Koleżanka i Jej córeczka spędzały z nami po kilka godzin dziennie, w weekend (przed świętami) była u mojej Mamy moja kochana Babcia (po śmierci dziadka wciąż jeszcze nie mieszka sama, Jej dzieci dbają,by nie była samotna) no i Ona była przeszczęśliwa z powodu czasu jaki miała możliwość spędzić z prawnuczkiem, nie mogę nie wspomnieć o mojej najlepszej koleżance ze szkolnej ławy-Stara,Twoje rady są zawsze bardzo cenne:) i czuję się prawie jak na terapii:) Cieszę się,że udało się nam spotkać na wsi:)Puchatek trochę czasu miał okazję spędzić także ze swoją kuzynką -choć akurat dla mamy te spotkania były dość denerwujące,bo Bratanica jak zwykle wszystko mojemu synusiowi zabierała...Oj poczekaj,niech On trochę urośnie;) Spotkałam się również dwukrotnie ze swoją kuzynką i Jej synkiem, jej Mamą , Mężem i bratem...No i oczywiście całe dnie a przynajmniej część dnia spędzał Mały z dziadkami.Mam nadzieję,że nikogo nie pominęłam:)Wszystkie te spotkania sprawiły,że Puchatek jakby mniej był dziki-tzn już nie reaguje płaczem gdy podchodzi ktoś do nas:)
Tatuś nie mógł wczoraj nacieszyć się Synkiem...a On prawdę powiedziawszy prawie Go nie poznał...niech więc Stary pomyśli,czy opłaca Mu się wywijać numery, w końcu ma baaaaaaaardzo dużo do stracenia...
Miło, że mnie ujęłaś w "liscie krewnych i znajomych", fajnie było się spotkać! Oby wszystko wróciło do normy! Buźka :)
OdpowiedzUsuń