niedziela, 13 maja 2012

2 dzień u Babci

Od wczoraj Młody wciąż woła Tata bum, a ja wciąż Mu powtarzam "tak, jutro Tatuś przyjedzie"...od rana Młody mega wykańczał mnie psychicznie-od rana chciał do psa,więc gdy szłam wypuścić psa to musiałam Małego zabrać ze sobą,mimo,że jeszcze nie jadł śniadania,zresztą calutki dzień nie chciał opuszczać mnie na krok, a jak oddalałam się to zaczynał płakać...rób tu śniadanie dla siebie i dla Niegom a potem obiad...i próbuj szykować się tu do kościoła....w kościele to już w ogóle szkoda gadać co wyprawiał...najpierw głośno "gadał" - tata, baba, am, bum...potem zaczął marudzić żeby już iść do PSA...w końcu poszłam do wejścia bocznego i tam znalazł sobie nową zabawę...rwał tynk ze ściany albo zamykał i otwierał ciężkie drzwi do nawy bocznej...ileż się Mu natłumaczyłam,że nie można...ehhhh umęczyłam się strasznie...i wciąz powtarzałam tak,Tata zaraz przyjedzie...a zaczynałam się już denerwować,że Stary wciąż nie daje znaku życia...wreszcię przed 14, gdy Młody spał a ja kończyłam obiad przemogłam się i zadzwoniłam do Niego...i usłyszałam,że przyjedzie później do nas,bo teraz woli poleżeć,a na obiad nie pamięta,żebyśmy umawiali się...naprawdę powinnam zainwestować w dyktafon i nagrywać nasze rozmowy,bo szlag mnie trafia,gdy wychodzą takie kwiatki...na zakończenie rozmowy powiedziałam,że jeśli nie ma ochoty przyjeżdżać,to ja nie nalegam i pożegnałam się...i do końca nie wiedziałam,czy przyjedzie,czy nie,bo On oczywiście nie zadzwonił a i ja nie kwapiłam się,by drugi raz zadzwonić...ostatecznie ok 16:30 przyjechał....przyjechał obcy, zimny człowiek...przyjechał ojciec do dziecka,nie do Jego matki,bo do matki prawie nie odzywał się...było koło 19 gdy już napominał,że będzie się zbierał...no tak,nie dość,że nie spieszył się z przyjazdem to jeszcze za dużo czasu nam (?!) nie poświęcił...wreszcie nie wytrzymałam atmosfery i zaczęłąm dopytywać,czy długo tak zamierza itd...On oczywiście nie widzi problemu, a podobno źle się czuje...taaaa, a świstak siedzi i tak zawija je w te sreberka...wreszcie ko 20 pojechał,pożegnawszy się (podobnie jak było z powitaniem) tylko z synem...po Jego wyjściu byłam roztrzęsiona,bo znów to samo, znów czuję się szalenie zignorowana,nieważna i obojętna dla niego...a już myślałam,że tym razem będzie inaczej..zaraz więc po Jego wyjściu napisałam Mu sms,w którym po raz kolejny pytałam gdzie podział się mój czuły niedawno mąż...niestety na żadne z zadanych pytań nie otrzymałam odpowiedzi....no cóż,nic nowego, przecież do tego powinnam się już dawno przyzwyczaić, nie zasłużyłam na szczerą rozmowę,czy chociażby odpowiedź na sms-a....najbliższy tydzień zapowiada się ciekawie...tata już zapowiedział,że nie znajdzie czasu,żeby przyjechać do nas...wszystko będzie ważniejsze...i jak mniemam na telefon także nie doczekam się, bo jak dziś powiedział "a czemu ja mam dzwonić,Ty nie możesz?"...no tak,pewnie,że mogę,tyle,że gdy trafiłabym w moment,że nie będzie mógł rozmawiać (jak np w pracy,czy na treningu) to zbyje mnie i będzie mi znów przykro..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz