sobota, 12 maja 2012

Nie taki diabeł straszny?!

Ostatnio zmieniłam swoje nastawienie...gdy zaczęło być znów miło w naszym małżeństwie zaczęłam myśleć - chyba nie jest tak źle jak ja to widzę, nie taki diabeł straszny...no i głównie winę za całokształt przypisałam sobie..doszłam do wniosku,że wymyślam problemy (a w najlepszym razie wyolbrzymiam te, które rzeczywiście istnieją)...było naprawdę miło i znów poczułam,że łączy nas nie tylko dziecko...niestety nie bez powodu użyłam czasu przeszłego...w środę czar prysł...co się stało? W sumie nic takiego...już we wtorek było pierwsze lekkie "spięcie" , a bo mojemu kochanemu (do niedawna!) Mężowi przeszkadzało,że pod Jego nieobecność wzięłam Jego komputer (żeby włączyć na nim dziecku kołysanki do spania!) i nie odniosłam na miejsce...ale w środę najpierw wkurzył mnie zmiennością nastrojów , gdy byliśmy z Młodym w piaskownicy pod blokiem (najpierw sam mówi - idziemy już do domu,bo Tatuś głodny a jak ja mówię to samo to stwierdza,że jeszcze posiedzimy...zresztą ostatnio strasznie często zdarza Mu się podważać moje decyzje co Młodego (oczywiście przy samym zainteresowanym! )..no więc najpierw zirytował mnie na tym placu zabaw (a dodam,że już jak przyjechał z pracy, a my czekaliśmy na Niego pod blokiem był inny niż chociażby dzień wcześniej, zimny, obojętny)...a potem w domu przeszedł sameg siebie, podczas gdy ja rozmawiałam przez telefon z Mamą ten darł się na mnie, że znów wzięłam Jego lapka...jakby to był taki problem przenieść go z powrotem do drugiego pokoju...musiałam przerwać rozmowę z Mamą,coby nie słyszała naszej wymiany zdań...potem strzelił focha i chyba spodziewał się,że ja zrobię tak samo i że znów po prostu nie zrobię obiadu,ale myli się jeśli tak myślał,bo ja zrobiłam i podałam obiad...kolejne dni były podobne a więc jak zwykle obcy zimni dla siebie ludzie...dziś przyjechałam do mojej Mamy,żeby zając się domem,a przede wszystkim moim psem pod Jej nieobecność (wyjechała na tydzień w góry).Od południa jestem tu,a Tatuś nie odezwał się wcale do nas,poza sms-em,który wysłał mi,gdz czekałam na autobus, a który dotyczył leku,który miał kupić Młodemu...ja wiem,że On dziś (i kilka dni wcześniejszych) spędza na dorabianiu na boku,ale obstawiam,że choć sekundkę znalazłby na to,by odezwać się do mnie...jeszcze tydzień temu znalazłby...teraz właśnie trwa KSW i wiem,że On chciał to oglądać i na pewno ogląda,jednak czasu nie znalazł na sms czy telefon do żony...jutro (jak wcześniej się umawialiśmy) ma przyjechać na obiad do mnie...wcale nie zdziwiłabym się,gdyby zadzwonił,że nie przyjedzie,bo a) źle się czuje-bo pewnie oglądając walki popił, b) nie ma kasy na paliwo...a dla mnie to wszystko sprowadza się do jednego - nie ma takiej potrzeby i już!

A z innych tematów?

Wielkimi krokami zbliżają się urodziny Młodego i w tym tygodniu zamawiam przez internet dwa prezenty dla Niego, od nas i od mojej Mamy...i znów był powód do spięcia...bo Tatuś kategorycznie zabronił mi zamawiać (rowerka od nas) na adres mojej Mamy,bo On chce go pierwszy widzieć i tam jest dom Kubusia....co z tego,że z uwagi na Jego pracę kurier może nie zastać nikogo, co z tego,że dziecko u mojej mamy mogłoby zacząć korzystać z prezentu - "niech kurier zostawi u sąsiada".....wyśmiałam Go! Zdecydowanie za często ulegałam Mu w ten sposób, dziecko przez tydzień będzie gdzie indziej to tam zamówię przesyłkę i już! Tym razem,to nie Tatuś będzie rozpakowywał!! Tym razem nie będzie tak,że coś kupionego dla dziecka będzie stało w domu i czekało aż dziecko do niego wróci...niech zapomni! Jak chce niech przyjeżdża do nas co dzień,to może i poczekam z rozpakowywaniem paczki do Jego przyjazdu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz