niedziela, 7 września 2014

Z tarczą!

Walki o przeniesienie Młodego do grupy niższej (do 4 latków z grupy 4-5 latków) ciąg dalszy...w środę rano bylo najgorzej jak dotąd...Młody jak tylko otworzył oczy,to od razu mówił "nie idę dziś do przedszkola" (of cors w swoim własnym języku) oraz wszystkie teksty z dnia pierwszego i drugiego...nie dałam się przegadać i i tak poszliśmy do przedszkola ale już z chodnika sprzed Przedszkolem musiałam Go wnosić do budynku...niby nie płakał,czy coś,raczej z uśmiechem protestował ale jednak namęczyłam się...w sali już dostałam od Wychowawczyni listę rzeczy do kupienia dla Niego i wyszłam stamtąd (znów oczywiście zmuszając Panie do interwencji - w postaci przytrzymania Go,gdy ja będę wychodziła z sali i znów przez tę małą chwilę mojego wyjścia płakał) mocno poirytowana bo to dla mnie było znakiem,że z rozmowy Pani Dyrektor z Wychowawczyniami, która odbyła się dzień wcześniej , nic nie wynikło dobrego dla nas..niedługo potem jechałam z Juniorem Młodszym do lekarza,biedactwo znów wygląda jak biedronka (nie pisałam? to dopadło Go jakieś uczulenie paskudne już drugi raz w ciągu ostatnich tygodni) a wcześniej umówiłam się z Mamą,że Ona odbierze Juniora z przedszkola...i tak przypadkiem zapyta Panią Dyr,co nowego w naszej sprawie...i tak też się stało, a wtedy dowiedziałam się, że jeśli moja Mama dobrze odczytała co Panie: Wychowawczyni i Derka mówiły, to wszystko zalezy ode mnie...chcąc kuć żelazo póki gorące od razu poleciałam do Dyrektorki, która z jednej strony powtarzała,że moja decyzja jest dla Nich mocno kłoptliwa,bo woleliby przyjąć kolejne dziecko z listy rezerwowej a z drugiej powtarzała,że skoro moja decyzja jest taka,to Ona porozmawia z Dyrektorką wyższą (znaczy pod którą Ona - Pani Ela podlega) i rano następnego dnia mam przyjść po ostateczne ustalenia...ja nie dawałam się...powtarzałam,że bardzo przepraszam za zamieszanie,że wiem,że nawaliłam,że tego o zaburzeniu mówienie we wniosku nie wpisałam ale jak próbowałam rozładować napięcie mówiłam: "jak Drugiego za dwa lata będę zapisywać do Przedszkola,to wpiszę całą historię choroby,więc niech pamięta,że jak zobaczy długaśny wniosek,to mój " :D , do tego wciąż powtarzałam,że ja naprawde boję się,że On - Kuba jest na dużo niższym poziomie niż inne dzieci i dlatego uważam,że grupa typowo czterolatków będzie dla Niego lepsza...i nie dałam się przekonać,że książki dla 5 latków nie różnią się od tych, które obowiązywać będą 4 latków ani,że Kuba przez ostatnie 3 dni tak bardzo zżył się,ze swoją grupą,że zrobię Mu krzywdę przenosząc do nowej...ostatecznie,jak wspomniałam wyżej stanęło,że skoro takie jest moje stanowisko to Ona jeszcze przedyskutuje z górą i rano w czwartek odbędziemy ostateczną rozmowę..w czwartek rano z sercem w przełyku jechaliśmy (z Dziadkiem bo potem do Pediatrz znów) do Przedszkola...i tam dowiedziałam się,że na próbę idziemy do 4latków...a więc już prawie udało się przejść z grupy Wiewiórek do Kwiatuszków :) W południe gdy szłam Go odbierać to znów szłam z sercem w przełyku..miałam wrażenie,że jak wejdę,to okaże się,że ku radości wszystkich (poza mną) Kuba płakał za swoją starą grupą albo coś i że przenieśli Go znów na górę...nic takiego nie stało się bawił się ładnie a jedna z Pań wychowawczyń powiedziała,że rzeczywiście słyszała jak "mówi" ale,że poradzimy sobie...ba,ja nie twierdziłam nigdy,że On jest opóźniony i to beznadziejny przypadek,ale tylko,że tamta grupa ma wyższy poziom ,pewnie za wysoki dla Niego...załamał mnie nieco w drodze domu,bo powiedział,że grupie na górzej było fajniej...zresztą juz rano mówił,że chce iść na górę,na co ja prosiłam Go (wręcz błagałam) żeby nie mówił tego głośno...potem w domu opowiadał,że już bawili się w Starego niedźwiedzia...swoją drogą to też karkołomne zadanie zrozumieć co miał na myśli "ti tat hhh, ti tat chrrrrrrrr, ti tat wraaaaw" no i przyznał wreszcie,że tu było lepiej...następnego dnia pojechalismy rowerkiem,więc pędził szybko zaraz weszliśmy do szatni,stamtąd do Jego sali (do której teraz jest bliżej,bo na parterze) i po dosłownie paru sekundowej rozmowie Kuba mówi "to idź"...po tym jak opadła mi szczena wyskoczyłam stamtąd jak z procy,coby nie rozmyślił się ;) ...żadnych pytań,czemu musi zostać,czemu zostawiam Go samego itd itp..gdy przyszłam w południe to nie chciał wychodzić,więc jeszcze pobawiliśmy się na placu zabaw z kulkami itd...w tym czasie przez hall przewinęła się Pani Dyrektor i pyta no i jak? No i gdy powiedziałam,jak było rano,to stwierdziła "może to rzeczywiście dobry pomysł był,by Go przenieść" AMEN. Wracam do domu z tarczą :D Wygrałam walkę...Kubuś jest kwiatuszkiem :)


Zawsze był moi kwiatuszkiem :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz