czwartek, 2 grudnia 2010

Hu hu ha nasza zima zła

Zima zagościła chyba na dobre u nas..i jak zwykle WSZYSTKICH zaskoczyła-głównie drogowców i wszelkie służby będące odpowiedzialne za odśnieżanie...ja z racji choroby Potomka siedzę w domu (zresztą gdyby nawet nie to zapalenie oskrzeli to i tak nie wychodziłabym na spacer,bo obawiam się,że nasz wózek nie dałby rady po śniegu:( trzeba czekać na wiosnę,albo na odśnieżenie chodników...albo kupić dobre sanki z ciepłym śpiworkiem.
A skoro wspomniałam o chorobie Małego to muszę się pochwalić,że dziś byłam w Przychodni na kolejnej kontroli i UWAGA kryzys zażegnany:) Zastrzyków nie przedłużamy, jedne inhalacje odstawiamy...pozostaje podawać witaminki i probiotyki! Huraaaa! Już nie mogłam patrzeć na męczarnie Synusia:(
A dziś nawet nie umęczyłam się wychodząc do lekarza,bo Mąż  nie zostawił mi auta ale za to musiał wyrwać się z pracy i zawieść nas, a wcześniej dużo pomógł mi w domu-skończył inhalować Niuńka, ubrał Go i zniósł a po wizycie wniósł...tyle,że obawiam się,że to wszystko zrobił dla dziecka...dla Niego jest dobrym Tatą...gorzej,że Mężem dla mnie jest z dnia na dzień gorszym...wczoraj wrócił do domu przed 20 a była moja mama i od progu miał niezadowoloną minę-nie wiem czy fakt spotkania Teściowej Go zdenerwował, a jeśli tak to jest do potęgi n-tej niewdzięcznikiem...tyyyyle co moja mama nam pomogła...aż serce pęka jak pomyślę,że On nie docenia tego ile razy mogliśmy liczyć  na Jej pomoc-głównie finansową i materialną!Nigdy nie wyjedziemy od Niej bez wałówki jedzenia a kasę pożyczała nam niezliczoną ilość razy no i wiecznie z racji naszego przyjazdu na stole jest tona jedzenia i to nie byle jakiego...ale to widzę chyba tylko ja-Mąż kiedyś powiedział-Jemu nikt nie pomaga i nie ma być nikomu za nic wdzięczny..No więc już wczoraj zdenerwował mnie (i z tej racji znów chłodniej niż zwykle jest w domu) bo na moje pytania odpowiadał z nerwami (a nie mam na myśli Bóg wie jakiego pytania-bo pytałam czy już Mu obiad wstawiać,to odpowiadał z nerwami NIE ! A moja mama mimo,że powiedziałam Jej,że jak nie chce to niech nie je zrobiła Mu obiad-tzn wstawiła wcześniej przygotowany...zresztą Ona zawsze dba o zięcia-a nawet czasem gdy ja jestem na Niego zła i czegoś nie chcę dla Niego zrobić (najczęściej obiadu,co ma być karą) to Ona broni Go-bo On zmęczony,bo głodny,bo tak nie można! A On co? On i tak zawsze powie-że nie ma nikomu być za nic wdzięczny..a powinien bo Jego własna matka nawet w 1/100 tyle nie pomogła Mu (Nam) co moja...
Ahhh szkoda gadać...ciekawe jak to wszystko dalej się potoczy...bo póki co czarno to widzę.

1 komentarz:

  1. Tak, kobiety to największe strażniczki i powierniczki patriarchatu. I co ciekawe, najzacieklej bronią go te stłamszone przez tą właśnie męską dominację...

    OdpowiedzUsuń