poniedziałek, 21 lutego 2011

[*] [*] [*] Tomaso Albinoni- Adagio en sol menor

Nieszczęścia to jednak lubią chodzić parami...tak wczoraj planowałam porządek dzisiejszego i jutrzejszego dnia...i ostatnie godziny zmodyfikowały wszystko...Teraz z tego wszystkiego nie mam nawet czasu na łzy...w sumie czas to może i minimalny mam,ale jakoś łzy nie mogą napłynąć do oczu...a tak by mi to pomogło...pewnie jak już na spokojnie siądę i odpocznę emocje powrócą...

Póki co natrętnie słucham Tomaso Albinoni- Adagio en sol menor ...nic bardziej nie oddaje mojego nastroju...

Ale do rzeczy...co się takiego wydarzyło...

Wczorajszy wieczór spędziłam na opłakiwaniu Dziadka, wspominaniu i wzajemnym pocieszaniu się z siostrą i kuzynkami...chwała Bogu za telefony i internet...I nie pomoże nic myśl,że przecież ostatnim czasy Dziadziuś już potwornie się męczył i śmierć dla Niego była wybawieniem...praktycznie od kliku dni tylko serce Jego jeszcze biło a reszta ciała jakby obumarła...no właśnie to serce miało jeszcze wolę walki, jeszcze chciało bić...dwukrotnie stawało, Dziadek tracił oddech ale za chwilę odzyskiwał...zanim trzeci raz stracił oddech jakby odchrząknął i przestał oddychać na dobre...

Do północy spędziłam czas na wspominaniu, oglądaniu fotek...i popłakiwaniu...

W nocy (a w zasadzie nad ranem) miałam inne problemy na głowie...Puchatek dostał gorączki i choć nie była wysoka to jednak u Niego gorączka zdarza się sporadycznie i musi dziać się coś poważnego...dostał lek obniżający temperaturę, Mamusia ponosiła,tuliła i zasnął...rano było jeszcze gorzej-dostał duszności, męczącego kaszlu i wciąż płakał...nigdy jeszcze tak szybko nie zbierałam się do Przychodni...zostawiając w domu bałagan jak nigdy...w Przychodni natychmiast przyjęci byliśmy, dostaliśmy inhalacje, potem drugą, potem zastrzyk...i zmęczony tym wszystkim i płaczem zasnął mi na rękach...teraz przez parę dni będzie dostawać zastrzyki, inhalować sami Go będziemy pewnie jeszcze dłużej..a ponadto co dzień na kontrolę...taki Jego stan był poważny...

W tych okolicznościach nawet nie było czasu na myślenie o jutrzejszym dniu i wszystkim co z tym związane...teraz gdy Puchatek śpi (swoją drogą już długo się tym nie nacieszę) znów myślę o pogrzebie...ale teraz myślę innymi kategoriami,tzn jak pogodzić wszystko, jak pozałatwiać niezałatwione wciąż sprawy-jak ubranie na pogrzeb, wiązanka, spowiedź...ponadto jutro  z rana czeka nas rajd po szpitalach ilaboratoriach z Puchatkiem-badanie krwi i RTG płuc trzeba zrobić...a jeszcze dziś wieczorem chcę jechać zobaczyć Dziadziusia i pomodlić się w spokoju...jutro pewnie nie będzie czasu na spokojną modlitwę:(

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...

1 komentarz: