środa, 16 lutego 2011

Wszyscy biorą cd..

Wyjątkowo nie zacznę od tytułowej tezy...a zupełnie od czegoś innego, a mianowicie od Puchatka. Ostatnio wciąż przyglądam Mu się i nie mogę uwierzyć, że tak szybko wyrósł z wieku dzidziusiowego-teraz to taki mały chłopczyk...dzidziusiem jest tylko gdy ubiorę Go w śpioszki do spania:) No bo co to za dzidziuś, co większość czasu stoi na nóżkach-własnych! Wstaje przy pomocy dosłownie wszystkich napotkanych sprzętów-ostatnio spodobała Mu się szafka pod TV i majstruje przy odtwarzaczu DVD...nierzadko zdarza Mu się zrobić krok czy dwa stojąc przy czymś i usiłując dosięgnąć czegoś położonego dalej..oczywiście musi to być warte Jego uwagi-jak pilot, telefon, kapcie Mamy czy Taty (które z uwagi na fakt,że na podłodze na pewno zainteresowały by Go,  znajdują się na fotelu).
Wciąż jednak porusza się głównie na czworakach...a potrafi już rozwinąć poważne prędkości..szczególnie, gdy w drugim końcu pokoju dojrzy coś interesującego (patrz wyżej).


A teraz do rzeczy...to tytułowej rzeczy...dziś Mąż znów wrócił do tematu "wszyscy biorą kredyty, a my?"
No i co w związku z tym, że aż musiałam poświęcić temu wpis ?Ano bo znów skończyło się na sprzeczce i nieodzywaniu się...a bo oczywiście nie doszliśmy do żadnego sensownego wniosku...ale za to usłyszałam, że "mogłabym zainteresować się tym tematem , w końcu siedzę w domu, mogłabym zamiast siedzieć i tracić czas na gadanie przez neta zająć się szukaniem ogłoszeń o mieszkaniu, zainteresować się kredytem" itd...fajnie wiedzieć, że dla Niego ja siedzę w domu i nudzę się...szkoda tylko,że gdy On zajmuje się dzieckiem to nic poza tym nie zrobi...a ja pomimo krzyku Małego, który chciałby skupiać na sobie całą uwagę Mamy, najpierw posprzątać kuchnię po dniu poprzednim (przede wszystkim mam na myśli mycie sterty zaległych naczyń), potrafię ugotować obiad x 2 (drugi dla Puchatka),posprzątać mieszkanie,poodkurzać...zresztą wciąż coś wymyślam...ale przecież On to docenia..a to docenianie widać najbardziej, gdy On zajmie się chwilę Małym a wtedy ja czy odpocznę?Ależ skąd!Ja zabieram się za zajęcia na które wcześniej z różnych powodów pozwolić sobie nie mogę..jak np dziś za robienie zupy dla nas już na jutro...no i Tamten już chyba znużył się zajmowaniem Małym, więc przyszedł sprawdzić gdzie jestem (czy czasem nie odpoczywam) i mówi "aaa robisz coś?bo chciałem dać Ci Małego i iść z psem na spacer"...no i po chyba 3 czy 4 próbach sprzedania mi dziecka (później gdy już zupa była skończona to czym innym zajęłam się) wkurzony zagroził, że zaraz to sobie sama pójdę z psem na spacer! (pies był tylko przez krótki czas naszym psem-odkąd przywieźliśmy go od mojej mamy do narodzin Synka, teraz znów jest mój a On robi łaskę, że zajmie się nim!)...ale to był już prawie finał naszej kłótni...ale wracając do początku, dowiedziałam się jeszcze,że gdybym zrobiła na co powinnam mieć czas (?!) i zdobyła wiedzę na temat kredytów oraz ofert mieszkań do y kupna to (wbrew temu co ja myślę) było by nas stać na wydatek rzędu kilkuset złotych miesięcznie raty kredytu....i czegoś tu nie rozumiem...przecież to On wkłada mi wciąż do głowy, że nie stać Go (nas?!) na nic poza bieżącymi wydatkami...
No i koniec końców powiedział "chyba,że Ty myślisz , że wrócisz do Mamy"....i tu jest pies pogrzebany...wszystkie moje powody by nie zajmować się tym tematem są tylko wymówką...przecież ja od dawna nie wierzę w przysięgę którą składałam ("oraz,że Cię nie opuszczę aż do śmierci")...przecież ja wciąż obiecuję sobie, że wiecznie nie będę tkwiła w takim nieudanym małżeństwie i że albo coś się zmieni, albo zostawię Go....jak w takim wypadku mam myśleć o kredycie, który przecież związałby nas ze sobą i zbyt skomplikowałby moje już dość skomplikowane życie...
Nie powiedziałam Mu oczywiście dokładnie tego co myślę, ale powiedziałam , że wciąż czekam aż się zmieni...i tak od słowa do słowa (a powiedziałam m.in. , że On zachowuje się nieodpowiedzialnie ) to w finale usłyszałam, że to,że On czasem zabaluje to dlatego,że należy Mu się rozrywka! A czy mnie coś należy się?
Póki co poważnie myślę nad wizytą u psychologa (co najmniej jedną)...potrzebuję usłyszeć czy to co sama sobie tłumaczę ma sens? A może przesadzam? Inaczej nie podejmę żadnej ważnej decyzji...

1 komentarz:

  1. Aga, wybacz, że tak z kosmosu, ale strasznie wkurzam się, jak czytam o Twojej sytuacji. Nie tak powinno być! Macie z Puchatkiem być spokojni i szczęśliwi, zwłaszcza Ty potrzebujesz chociaż trochę luzu...
    Myślę, że spotkanie z psychologiem to dobry pomysł. Sama woziłam przyjaciółkę na kilka spotkań, kiedy stała była rozstaju życiowym. Pomogło.
    Ściskam! :-*

    OdpowiedzUsuń