niedziela, 20 lutego 2011

Kevin sam w domu

Jak co roku w Święta w TV wyświetlany film "Kevin sam w domu" tak w moim życiu cyklicznie powtarza się sytuacja, gdy Ja (jak tytułowy Kevin) zostaję sama w domu..no i na tym kończą się podobieństwa bo ja nie zupełnie jestem sama, bo mam najdroższą mi osobę przy sobie-mojego Puchatka, moja sytuacja różni się także tym, że Kevina rodzice zostawiają przez pomyłkę i bardzo tego żałują...mnie Mąż zostawia świadomie i z premedytacją...mało tego - nie spieszy się z powrotem...bo niby do czego (Kogo)...Kto by się spieszył do Żony, do chorego dziecka...kto by tam zastanawiał się, że może dziecku pogorszy się jeszcze bardziej i trzeba będzie jechać w nocy na pogotowie..kto by tam martwił się, że dziecko jest marudne z uwagi na męczący Je kaszel i lejący się katarek i w związku z tym zwykłe czynności zajmują więcej czasu, bo w międzyczasie trzeba uspokajać płaczące dziecię...no i wreszcie kto by się przejmował, gdy nadchodzi wieczór,że jest pora gdy jest najwięcej do zrobienia,bo do standardowych czynności dochodzą podanie leków (co tylko z pozoru jest prostą czynnością, zważywszy na ruchliwość Dziecięcia),czy inhalowanie (co już w ogóle jest niewyobrażalnie trudną czynnością) ...kto by się tym wszystkim martwił? Bo przecież nie "Tatuś roku"? A przecież uczucia do Dziecięcia umie okazać i nikt w nie nie wątpi...to czy w takiej sytuacji można się dziwić, że można nie przejmować się, że nie pomogło się Żonie w sprzątaniu i ZNÓW wszystko jest na Jej głowie?
NIE, nie można się dziwić! Przecież urodziny Szwagra są najważniejsze na świecie i trzeba rzucić wszystko i biec na imprezę..i bawić się do północy...a dziś zdychać...

Kevin z mojego filmu został sam w domu z ukochanym , chorym, dziecięciem...najpierw prawie 2 godziny nosił śpiące Dziecię na rękach, potem gdy Ono wstało jednocześnie zajmując się Nim odkurzał całe mieszkanie , mył podłogi...potem zajął się dzieckiem i wolne miał ok 22-ej! A przy tym myślami był wciąż przy swoim  ukochanym Dziadku, który w wielkich cierpieniach żegna się z tym światem...czemu musi być tak silny i trzymać się doczesnego życia, które na koniec tyle cierpień Mu dostarcza  :( Myśl ta była ważniejsza niż myśl o odbywającej się nieopodal imprezie i fakcie, że pewnie znów będzie jak zawsze...



EPILOG
Po 1. Na wspomnianą imprezę byliśmy zaproszeni w 3-kę, ale najpierw okazało się, że co najmniej dwie osoby (z pozostałych gości) są chore i już wtedy pod znakiem zapytania stanęło nasze wyjście..a potem okazało się że Puchatek też...więc wyjście Mamusi i Dziecięcia było niemożliwe.
Po 2. Nikt nie bronił Tacie iść..ale Mama po cichu liczyła na to,że będzie to symboliczne wyjście...złożenie życzeń i po krótkim czasie powrót...a już na pewno na 20-na porę kąpania itd
Po 3. Czym różni się dzisiejszy dzień od wczorajszego? Jak dla mnie niczym...jestem sama z Puchatkiem...z Jego chorobą, Jego humorami (nie najlepszymi) i ze wszystkim na głowie ...a Tata śpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz