niedziela, 16 stycznia 2011

Monotematyczność

Kurcze,to zaczyna być nudne..tzn cały ten mój Blog...albo piszę,że w Małżeństwie moim ZNÓW kiepsko,albo,że Synusia kocham ponad życie...tyle,że co zrobić kiedy tak jest? Moje życie zdominowały te dwa stwierdzenia i o ile z drugim dobrze mi, o tyle pierwsze chętnie zmieniłabym..a najlepiej wymieniła na lepszy model.
Jak zwykle każda kolejna kłótnia kończy się niczym, tzn nie przynosi żadnych zmian.I choć jak zwykle zaczyna się od błahostek to przeradza się po chwili w mega awanturę z dramatycznymi bądź drastycznymi skutkami.
"Co chwila się psuje inna część" a kończy się tak samo. I coraz bardziej mnie to dołuje.Dziś poszłam (jako przykładna katoliczka)jak co tydzień do kościoła i tam jak zwykle dużo myślałam nad swoim życiem i aż łzy zakręciły mi się w oczach...nie tak to miało być! A w drodze do domu dalej myśląc zamarzyło mi się porozmawiać z Kimś mądrym...psychologiem czy np księdzem (dziś natchnęło mnie właśnie,że może jakiś Mądry Ksiądz pomógłby...dziś taki jeden wygłaszał kazanie w kościele i słuchałam Go jak zaczarowana).
Wiem jedno nic się nie zmienia i nieważne jak bardzo wmawiałbym sobie,że teraz to będzie już lepiej skoro tak nie jest! Najbardziej boję się jednego...że któregoś dnia obudzę się-będzie dzień 3 listopada 2020 r.- moje 40 urodziny a ja nadal w tym samym miejscu w swoim życiu-w nieudanym małżeństwie bez perspektyw na poprawę tego stanu.A w ogóle to dziś w drodze z Kościoła przypomniało mi się,że przecież ja już przed ślubem miałam wątpliwości.No i co? Będzie wstyd, strata zaliczek...sukienka...może nie trzeba było przejmować się takimi przyziemnymi sprawami? Tyle,że co wtedy pisałabym tu;)...swoją drogą nie mamy tak daleko do kościoła,a ja tyyyle przemyśleć odnotowałam:)

Co dziś wydarzyło się,że takie przemyślenia? Najpierw z rana Mąż przepraszał ,choć to chyba za mocne słowo za wczoraj-bo jak nazwać przeprosinami gdy mówię: "nawet nie przeprosisz?" a On posłusznie "przepraszam" a ja "teraz to ugryź się.." A za co przepraszał (że tak powiem)? Wczoraj zakończenie miała dość stresująca dla Niego sprawa z jednymi męczącymi ludźmi no i w  drodze do domu (z Częstochowy,wracając z kolegą)MUSIAŁ dla odstresowania wypić 2 piwka (a w domu doprawić 3-im).A biorąc pod uwagę ,że cały dzień miał mało czasu na jedzenie oraz fakt , że ostatnio jest przemęczony to oczywiście dość poczuł promile...no więc dziewczyno zapomnij,że Ci w czymś pomoże. Chcesz posprzątać dom na niedzielę?Chcesz zająć się w porę dzieckiem? Zatroszcz się o wszystko sama!! Męża o wyjście z psem (czego sama z uwagi na wcześniejszą kąpiel nie mogłam zrobić) prosi się prawie godzinę!!
No ale cóż...wszystko inne kazał pan musiał sam...przecież ja nie jestem zmęczona całym tygodniem!
A dziś wygarnęłam Mężowi wszystko-z marnym skutkiem...a potem było tylko gorzej.Przed wyjściem do kościoła poprosiłam,by sprzątnął łóżko,gdyż dla mnie dziś jest święto i chcę mieć porządek w domu...wymiana słów skończyła się kłótnią...oraz tym,że wróciłam ok 13 z kościoła a teraz mamy 14:30 i nadal łóżko rozgrzebane...nie po mojemu...a czy Jemu konieczne było tak bardzo spanie w pościeli? Bo nie broniłam Mu Broń Boże drzemki,tylko,że mógłby położyć się na złożonym łóżku i przykryć kocem!Ale nie...On miałby posłuchać mnie?! Co to to nie....

Wiem wiem, to pierdoły...ale chyba sztuką nie jest nie spierać się ale umieć dochodzić do porozumienia,tak? U nas nawet po sprzeczce z tak błahego powodu nie umiemy dojść do porozumienia...strach pomyśleć co będzie gdy powody do kłótni będą prawdziwe...pozabijamy się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz