sobota, 22 stycznia 2011

To się postarał...

Już nigdy nie pochwalę Starego! Wczoraj z okazji imienin dostałam od Niego piękną czerwoną różę..byłam potwornie zaskoczona,bo nie szczególnie świętujemy imieniny. I jeszcze ja tak lubię niespodziewane kwiatki:)
I tak chwaliłam Go,że stara się...
To się postarał...
Zjedliśmy obiad (późny obiad) i poszedł do Taty do szpitala...nie wspominałam,ale Teść w środę miał spotkanie bliskiego stopnia z Autem! I choć Policja przybyła na miejsce była pewna,że to wypadek śmiertelny to jednak On całkiem nieźle na tym wyszedł..Ale do rzeczy. Stary (już nawet nie mam siły tytułować Go Mężem) codziennie dużo czasu spędza w Szpitalu...a czy to ważne,że ja ZNÓW muszę radzić sobie sama? Przyjmuję to z wyrozumiałością...no ale wczoraj to popisał się...wyszedł z domu jakoś po 17..i jak zwykle miał parę minut po 20 wrócić...  Było mniej trochę przed tą porą,gdy zadzwonił Teść z imieninowymi życzeniami i dowiedziałam się,że Stary już od Niego wyszedł właśnie...Po ok 0,5 godziny uznałam,że COŚ Go w drodze zatrzymało,bo już powinien być i zadzwoniłam do Niego...dowiedziałam się,że wraca i za 20 minut będzie(ale jednocześnie,że jest w sklepie..o ja durna,to powinno dać mi do myślenia!) Za przeszło godzinę (gdy OCZYWIŚCIE dalej nie dotarł do domu) próbowałam znów zadzwonić,ale usłyszałam miłą Panią,którą informowała mnie coś o abonencie...więc odpuściłam i napisałam tylko sms,że dziękuję Mu,że znów pokazał ile dla Niego znaczę...o dziwo raport dostałam za parę minut a za chwilę Stary (a tak przynajmniej wydawało mi się,że to On) zadzwonił...widać Jego telefon uznał,że wypada do mnie zadzwonić...i dzięki temu usłyszałam jak dobrze się bawi...a jako,że usłyszałam w tle również Szwagra (Jego brata) to i Jemu napisałam,żeby przekazał Bratu,że dziękuję Mu...Więcej nie dzwoniłam...zasnąć nie mogłam więc oglądałam co popadnie w TV...Stary w końcu wrócił (a już obstawiałam,że w ogóle nie dotrze do domu) o 3:30!W jakim stanie nie trudno się domyśleć...
No to poleciał!
W międzyczasie Puchatka wykąpałam już po 18,bo był marudny...i już przed 20 był wyspany i skory do zabawy...nie spał do przed 23!! Nie muszę mówić jak wyglądał ten czas?Walczyłam ze swoimi nerwami jednocześnie WCIĄŻ nosząc Synka na rękach,bo pod kołdrą leżeć nie chciał a na zabawę w piżamce z kolei ja nie chciałam się zgodzić...I co z tego,że zwykle Stary mówi,że On by nie dał rady z Puchatkiem ...obecnie jest delikatnie mówiąc "męczący"=absorbujący do granic możliwości i straaaasznie głośny!
I już nie wspomnę,że ZNÓW najbardziej pokrzywdzony był pies...dopiero dziś rano miał wyjście na dwór:( Wybacz psinko:( Wybacz,że takiego Pana Ci załatwiłam:(

Dziś obudziłam się (powiedzmy,bo w rzeczywistości to Synuś obudził się - wypoczęty i uznał,że i Mamie starczy spania-Tata spał w drugim pokoju) już przed 8..ledwo mogąc oczy otworzyć:( Zaraz obudziłam Starego każąc natychmiast iść z biednym psem na dwór...potem trochę rozmawialiśmy..i co z tego,że wyraził skruchę,przeprosił i w ogóle..skoro w Jego przypadku to puste słowa..a jak późne pokazał potem...

Najpierw po spacerze z psem poszedł na zakupy a w południe zabrał się za sprzątanie (obiecał mi to już parę dni temu,że ja nic nie będę robiła a On z racji wolnej soboty wszystkim zajmie się Sam-taka rekompensata za wszystkie dni,gdy muszę radzić sobie sama)..Zdążył sprzątnąć nasz główny pokój (dzienno-sypialny całej naszej trójki) choć mnie zajmuje to więcej czasu ale i też ja bardziej się wczuwam w to,ale niech Mu będzie po czym powiedział-teraz muszę iść (do brata) obciąć się-zaraz wrócę...było przed 14 gdy wyszedł...i co oznacza zaraz? Dla mnie to oznaczałoby powrót najszybciej jak to możliwe,a więc obcięcie i do domu...więc 1-1,5 godziny (doliczając drogę w obie strony) powinno Mu starczyć...wrócił za 3 godziny! I kto wie,czy jeszcze później nie wróciłby,ale jakoś po 16 zadzwoniłam do Niego i nie patyczkując się z awanturą (będąc już u kresu wytrzymałości psychicznej).Okazało się,że był u Taty...i ok niech idzie,ale mnie o tym nie uprzedził,że wybiera się od razu (ja stawiałam,że pójdzie po obiedzie)...a tak,zostawił bałagan w domu (bo przecież poza tym dużym pokojem są dwa inne i kuchnia w której dosłownie wszędzie walały się brudne naczynia jeszcze z wczoraj...a których ja nie miałam kiedy zmyć-od wczoraj przecież Puchatek mało na co mi pozwalał a i przecież ja miałam tego nie robić,Stary wspaniałomyślnie mówił-nie ruszaj,ja jak wrócę pozmywam...
koniec końców góry naczyń niedawno zniknęły...

I na co zdały się Jego przeprosiny? Skoro dalej robi to samo-tzn robi co SAM uzna za słuszne,zupełnie jak niezależny i kawaler...co tam,że Żona zmęczona,niewyspana,głodna i z dzieckiem na ręku od wielu godzin...Nie ma co, zmieni się coś w naszych relacjach...tyle,że ja w końcu spakuję się na dobre...jeśli siły starczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz