wtorek, 10 maja 2011

Cichych dni ciąg dalszy...2

W relacjach żona-mąż (że tak powiem,bo od soboty w ramach protestu nie noszę obrączki) nic nowego-każdy sobie rzepkę skrobie...On wczoraj nagotował sobie jakiegoś mięcha i jadł przez 2 dni, a ja coś tam też zrobiłam sobie..wciąż rozmowy nasze sprowadzają się do niewielkich wymian zdań-głównie (tylko?!) w temacie Puchatka...a też widujemy się nie za dużo,bo ja korzystam z pogody i dużo czasu spędzam z Młodym na powietrzu...akurat (przypadkiem?!) w okolicach popołudnia dużo jestem poza domem...kąpiemy razem, i o dziwo Stary (od wczoraj) usypia Małego...ale byłabym naiwna myśląc,że to coś znaczy...bo co prawda znaczy,ale tyle,że chce spędzać trochę czasu z Małym - na 100000% boli Go jak widzi jaki Młody jest za mną...i chce by dziecko i Jego znało-znów uwidacznia się Jego chora ambicja-a ostatnio (nie wiem czy wspominałam) Młody nauczył się tulić do Mamusi, kłaść główkę na piersi, ściskać mocno za szyję Mamusię...Tatusiowi (że Go tak nazwę) nie okazuje tak uczuć..ale wracając do relacji małżeńskich-dziś Stary (sprowokowany trochę jedną z wiadomości podawanych w TV) opowiedział jak dziś w Jego zakładzie chłopu urwało palce...dobrze,że zaraz po Jego (jakże interesującej historii) musiałam wstać z fotela na którym siedziałam do Młodego to i nie musiałam skomentować tego co powiedział...bo co przyszło mi do głowy? Mam to gdzieś co mówisz...a w najlepszym razie zmusiłabym się do komentarza "ahaaa".
Dziś na spacerze (który zawsze skłania mnie do myślenia) zastanawiałam się dalej nad moim bądź co bądź wciąż aktualnym związkiem, ba nawet małżeństwem...i (kurcze to chyba nie najlepiej świadczy) doszłam do wniosku,że wcale nie zależy mi by Stary przemówił, chciał pogodzić się...a czemu? Bo i tak nie będzie tak jakbym tego chciała...a chciałabym by zaczął rozmowę (nie rzucił hasło jak dziś co Mały znów spadł?Nie?A skąd ma siniaka na czole?)żeby powiedział,że nie powinien był w taki sposób do mnie mówić, że nie powinien pospieszać mnie w Galerii (szczególnie,że wie,że ja dość szybko obchodzę sklepy,po prostu wiem co nie podoba mi się,więc nie tracę niepotrzebnie czasu) i że chce byśmy umieli się dogadać...i nawzajem się szanowali...to by mnie zadowoliło...ale to mrzonki, bo On twierdzi (w sobotę czy w niedzielę gdy jeszcze kłóciliśmy się od czasu do czasu mówił tak), że nie popędzał mnie, że za Jego koszulkami chwilę chodziliśmy (no nie wiem nie wiem...w jednym- pierwszy sklepie do jakiego weszliśmy było setki koszulek a On przymierzał z 5!, w innym przymierzał 2 a oglądał wszystkie i w każdym sklepie!) no i na koniec nie był chamski i nie miły! Tak więc strzał w policzek dostał za darmo!! O Biedactwo! Więc miał prawo zdenerwować się, ba wściec się i zagrozić, że mi odda (delikatnie mówiąc, On użył słów jakie rzucał pewnie na ostatniej imprezie gdy bił się z jakimiś gnojkami).Tak wygląda to z Jego strony dlatego jak ma w zwyczaju nie wyciąga ręki pierwszy do zgody, poza tym gdy (jak pisałam ostatnio) chciał w niedzielę udać się z nami na spacer-oczywiście udając,że wszystko ok (ale dla mnie nie było ok i nie wiem czy po tym "wyje...ę Ci" będzie jeszcze ok:( ) Wczoraj napisał mi 2 sms (myli się ten kto myśli "ohooo, poszedł po rozum do głowy") , w pierwszym napisał-"kup tonik do twarzy i rozejrzyj się za sukienką) a koło południa w drugim napisał " czy mogę liczyć na obiad,czy mam liczyć na siebie"...odpisałam więc w punktach dodając na koniec-odpowiedz więc sobie sam...dlatego kupił mięcho sobie i gotował sobie...

Za niespełna dwa tygodnie mamy jechać na Śląsk na komunię mojego Siostrzeńca-Chrześniaka i ciekawe jak Stary to sobie wyobraża...ja na dzień dzisiejszy jestem skłonna jechać sama (z Puchatkiem) choćby pociągiem...a Stary pewnie (o ile w ogóle nie bagatelizuje problemu istniejącego obecnie) myśli, że normalnie pojedziemy a jeśli nie to będę musiała (?!) skulić ogon pod siebie, w końcu On finansować ma  (miał?! bo na tę chwilę myślę,że jak tylko moja mama wróci z urlopu w Rabce przedstawię Jej obecną sytuację mojego małżeństwa, a dotąd nie robiłam tego, coby nie psuć Jej urlopu i może Ona wspomoże mnie finansowo...a ja sukcesywnie będę Jej oddawać).

Póki co nic nie robię...czas pokaże, co pokaże...

A w ogóle to dziś mój Puchatek wielokrotnie robił po jednym kroczku samodzielnie...a raz nawet udało Mu się zrobić 2 kroczki...ależ jestem dumna...a On jaki szczęśliwy był:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz