czwartek, 26 maja 2011

I znów to samo...4

A wszystko zapowiadało,że co najwyżej dalej będziemy obojętni wobec siebie...Jego powrót z pracy, wyraźna radość ze spotkania z synem, zero powitania z Żoną...zresztą żadne tego nie potrzebuje już chyba...obiad zjedzony w milczeniu-prawie w milczeniu,bo zdawało się słyszeć parę zdań albo na temat zaplanowanych na dziś zakupów z okazji zbliżającej się imprezy urodzinowej Puchatka,albo skierowanych do Puchatka właśnie...potem zakupy-bez zbędnej dyskusji...po powrocie wspólne (choć to chyba za mocne określenie-bo jakoś dziwnie znów Żona miała większą rolę) mycie okna w głównym pokoju....zapowiadało się pięknie-obojętnie,ale (może dlatego właśnie) bez kłótni...wszystko do czasu...Mąż umówił się ze swoim Bratem,że ten przyjdzie do nas przed 20 pomóc Mu przenieść parę niepotrzebnych (w sobotę) mebli do drugiego pokoju...ustaliliśmy,że jakby miał później wpaść,to z uwagi na przypadającą w tym czasie porę m.in. kąpania dziecka odłożymy to na inny czas, inne ustalenie,to takie,że nie będzie Mąż pił z Bratem...ok 19:30, gdy dom przypominał pobojowisko (rozgrzebane sprzątanie, pranie firan itd) oraz gdy Żona wyglądała jak po bitwie wpadł Brat-ze swoją Żoną i Synem...drzwi otworzyła Żona i była niepocieszona, bo przecież Ona taka nieubrana, a w okół bałagan...otworzyła drzwi,wpuściła do domu,gdzie przejął Ich Mąż...a sama wróciła do prania firan...Braciszkowie przenieśli co mieli przenieść, a Żona dalej krzątała się-tyyyyle na głowie a tak mało czasu, w końcu zaraz trzeba będzie kłaść spać dziecko i do tej pory bałagan musi zniknąć...co trochę pojawiała się w pokoju,gdzie rodzinka Męża była (i popijała piwko, którym Mąż ugościł)...ale to mało, bo przecież Żona powinna rzucić wszystko, olać swój wygląd, olać bałagan, olać,że nie ubłagalnie zbliża się godzina kąpania, karmienia,usypiania...powinna siąść z Nimi (którzy szybko uwinęli się z przenoszeniem 2 foteli i jednej komody) i choć od dawna nie mają o czym rozmawiać i najczęściej siedzi w milczeniu powinna siedzieć i być ozdobą Męża...i mimo,że przecież On (do czego nie przyzna się otwarcie) ma Ją gdzieś-ale wypada by mimo wszystko siedziała z Nimi...więc Mąż raz czy dwa zawołał,żeby do Nich przyszła, na co Żona odpowiadała,że nie może bo musi skończyć robotę...
Tak by to widział Mąż...ale cóż, Żona widziała inaczej...ok 20:30 Goście poszli i za niedługi czas Mąż wyraził swoje niezadowolenie z Żony zachowania, jak mogła tak zignorować tak ważnych gości (ba chyba najważniejszych na świecie, nawet sam Prezydent RP czy nawet USA nie byłby tak ważnym gościem), jakby tak Jego Bratowa (która też dziś gościła u Nich) zachowywała się to wyszedł by zaraz, On by Żony rodziny tak nie potraktował (inna sprawa,że rodzina Żony czy nawet wszelkie znane Jej osoby gdyby zastały Ją w takich okolicznościach same uznałyby, że to nienajlepsza pora na goszczenie się a jeszcze inna sprawa,że Mąż nie pamięta,że wielokrotnie-a nawet najczęściej-bywa,że gdy Jego Teściowa wpada do córki to On często spędza wtedy czas w kuchni, na zakupach koniecznych bardzo akurat wtedy do zrobienia itd tyle,że Żona nie wymaga by towarzyszył Im wciąż)....
Rozmowa jak zwykle była bez sensowna-bo na co Żony argumenty(wiele argumentów), kiedy Mąż ma tylko jedno w głowie-"Żona zignorowała Jego Rodzinę"...
Może Mąż ma rację w jakiejś części...ale i On nie zachował się w 100% fair...przecież wiedział ile jeszcze do zrobienia, po co więc częstował piwem, co było jednoznaczne z chęcią ugoszczenia (nie licząc się z czasem), mógł przecież chyba  dać do zrozumienia,że to nienajlepszy moment na goszczenie i chyba byłoby to zrozumiałe (a przynajmniej powinno), to jedna opcja a inna również dopuszczana przez Żonę to taka,że Ona dalej krzątałaby się (ktoś w końcu musi jeśli nie chce się by noc zastała z robotą) a Mąż zajmował się Gośćmi...jeśli jednak (o dziwo!) była Mu aż tak niezbędna to mógł wyjść do Niej i na boku powiedzieć Jej i może Jej argumenty przekonałyby Go, a jeśli nie to może udałoby się wypracować kompromis,że Ona na chwilę (np za chwilę, gdy uda Jej się wyczekać momentu ,gdy wleje płyn do ostatniego płukania firanek) wpadnie do Gości (zresztą przecież bywało,że pojawiała się w pokoju, ba na koniec siadła w końcu z Nimi-przynajmniej w części obrobiona)...
Rozmowa nigdy nie była Ich mocną stroną....tak więc znów zapowiadają się ciche dni...Mąż przecież śmiertelnie obrażony (pewnie nigdy tego nie zapomni i długo będzie wypominał Jej), Żona obrażona, że tamten obrażony (i pokazał,że zawsze we wszelkich "sporach" pójdzie za swoją rodziną) i drugą firankę upięła sama mimo,że wilgotna była jeszcze cięższa niż zwykle-a sucha jest bardzo ciężka z uwagi na swoją wielkość -  mimo,że miał to zrobić Mąż...ciekawie więc zapowiadają się dalsze przygotowania do urodzin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz