sobota, 10 grudnia 2011

Zielony Mikołaj i zła Matka...

Tyle czekania na ten wyjazd do szpitala, tyle pytań, które chciałam zadać lekarzom i tyle wątpliwości do rozwiązania i co? Już po wszystkim....przynajmniej póki co...
Ale od początku.
W poniedziałek 5-ego grudnia pojechaliśmy o 7 rano do Szpitala...na oddziale znaleźliśmy się dopiero przed 13...ehhh ileż czekania w kolejkach,ileż biegania między Izbą Przyjęć, oddziałem docelowym i sekretariatem tegoż oddziału...ehhh myślałam,że chociaż tamtemu szpitalowi obcy jest bałagan...no ale cóż...wreszcie znaleźliśmy się na oddziale-pobrano Młodemu 3 mega probówy krwi, próbkę moczu i tyle pierwszego dnia...Młody czuł się w Szpitalu świetnie-wciąż miał rogal na buzi i cały czas biegał to tu, to tam...ileż ja się namęczyłam by Go utrzymać w pokoju jak najdłużej...przynajmniej odkąd dowiedziałam się,że prawie wszystkie (a może i nawet wszystkie) dzieci na calutkim oddziale są chore! Jezu, tyle przecież miałam powtarzane (przez swoją Panią Pediatrę) TRZYMAĆ GO Z DALEKA OD CHORYCH...a tu się nie da!! I jeszcze On nie chce siedzieć w naszym pokoiku...ale dopiero najgorsze miało być przede mną - NOC!! Najpierw Młody nie miał zamiaru zasypiać, a gdy wreszcie ok. 22 zasnął (po moim chyba półtora czy dwu-godzinnym noszeniu Go!!) spokój nie potrwał za długo-chore Maleństwo za ścianą ok 23 zaczęło koncert!! Boże jakie szczęście,że mój Synuś będąc takim noworodkiem nie chorował i nie przechodził tak choroby...darł się jakby Go ze skóry obdzierali...oczywiście Młody musiał obudzić się...zabrałam Go na swoją mega maleńką leżankę, modląc się bym nie przysnęła a On nie spadł z niej...koniec końców-bilans nocy - 5 czy 6 pobudek, w sumie wiele godzin noszenia Młodego, mega ból pleców i jeszcze większe niewyspanie...jakie szczęście, że Mama tego Noworodka zza ściany uznała,że pobyt w szpitalu szkodzi dziecku i na własne życzenie zabrała Go stamtąd...następna noc była już przespana...Ale wracając do drugiego dnia w Szpitalu...od rana czekałam na naszą lekarką...i dopiero przed 13 doczekałam się na Nią i na nadanie USG brzuszka...a rano otrzymałam telefon od swojej Cioci lekarza specjalisty w innej dziedzinie z informacją, iż umówiona jestem z Jej koleżanką po fachu-a więc z Endokrynologiem, która rozwieje moje wątpliwości odnośnie wzrostu Młodego...a dodam,że jak wspominałam poprzednio zamierzałam skontaktować się z Ciocią by spytać co Ona sądzi o tych moich obawach i tak też zrobiłam...fuksem udało się!! Zadzwoniłam do Niej ok 16 w czwartek 1-ego grudnia i ledwo zdążyłam z Nią porozmawiać bo właśnie była na lotnisku i czekała na odprawę...a dodam,że planowałam dzwonić dopiero o 18...ehhh ma się szczęście:) No więc Ona wtedy powiedziała,że jak skontaktuję się z Nią po Jej powrocie to Ona albo umówi mnie ze swoją koleżanką (specjalistką od endokrynologii dzieci) albo sama mi poradzi...po wielu z Jej strony próbach skontaktowania się z dwiema nawet koleżankami endokrynologami we wtorek rano miałam wreszcie informację...ależ byłam tego dnia zła na naszą Panią doktor prowadzącą na oddziale - już myślałam,że przez to,że zapowiedziane USG (na rano) tak się przesunęło w czasie...koniec końców udało się załatwić to USG, nakarmić Młodego , uśpić Go , spotkać się i wysłuchać komentarza naszego Profesora (kierującego nas na te badania) a potem po przekazaniu pielęgniarkom opieki nad śpiącym Synkiem gnać do drugiego budynku, tam znaleźć Panią doktor, z którą umówiona byłam (co jak okazało się było najgorszym i najtrudniejszym zadaniem-bo dosłownie zapadła się pod ziemię)...ale udało się!! I wielkim skrócie powiem tak, dowiedziałam się po 1 że dobrze,że tej sprawy pilnuję i tak trzymać mam bo słuszne były moje przeczucia,że trzeba się tym zająć-dziecko w takim wieku jak moje powinno (mniej więcej) rosnąć ok 12 cm na rok-a więc 6 na pół roku...a więc jako,że nas jest mniej to słusznie zrobiłam,że zwróciłam na to uwagę...ale z wszelkimi badaniami wstrzymam się do maja,kiedy to dziecko będzie miało dwa latka,gdyż najczęściej w takim wieku zaczynają wykonywać badania w tym kierunku..zaraz udałam się z karteczką od Pani doktor do rejestracji poradni z prośbą o wpisanie na listę pacjentów na maj...wtedy też zrobimy badania hormonów i będziemy badać dalej..a póki co dalej mam być czujna:) Ufff jaką poczułam ulgę,że nie usłyszałam,że wymyślam problemy:)

Po powrocie (bieeeeeeeegiem) na oddział okazało się,że Synuś zaraz po moim wyjściu obudził się co zakomunikował wszystkim mega donośnym krzykiem,ale gdy ciocie zabrały Go do kańciapy pielęgniarek to jakoś uspokoił się i czekał na Mamusię:)

Ze Szpitala wyszliśmy w środę (w sumie nie wiem czemu nie we wtorek po ostatnim badaniu a mianowicie po USG i po konsultacji z Profesorem).Od profesora (we wtorek) dowiedziałam się,że wyniki nie są kiepskie i póki co nie kwalifikuje się do leczenia to Jego zaburzenie odporności..za miesiąc mamy jechać znów na konsultację do poradni do Profesora a za 3 miesiące znów położymy się do Szpitala (na zaprzyjaźniony już oddział) i sprawdzimy czy sprawa się poprawia czy wręcz przeciwnie...i wtedy to będzie koniec (w co wierzę)...bądź początek leczenia..

We wtorek był dzień Św. Mikołaja...nawet po Szpitalu krążył takowy Jegomość....zielony...do nas (do Młodego) zawitał w środę...po wyjściu ze Szpitala pojechaliśmy do Galerii i zakupiliśmy (w imieniu Świętego) odkurzacz:) I myli się ten kto uważa,że to nie prezent dla chłopca...nasz Synuś pierwszy raz tak z czegoś się cieszył...a teraz gdy ja odkurzam to i On wyciąga swój i podąża za mną, naśladując...i nie pozwalając mi na wyłączenie swojego i zakończenie pracy:)


A w czwartek (i dziś) dwukrotnie miałam wrażenie,że Ktoś uważa mnie za złą Matkę,bo dziecko nie chciało iść do mnie...jako,że ta osoba jest w ciąży to pozostawię dla siebie komentarz jaki przychodzi mi do głowy...i na tym skończę ten temat...

Do Anonimowego Autora komentarza:
"Hmmm, a czy na badaniach i bilansie lekarka nie zwróciła na to uwagi? Może zwyczajnie nie warto przesadzać... ?"
Rozumiem,że masz na myśli moje obawy co do wzrostu Młodego? To odpowiedź poniekąd masz w poście powyżej, a ponadto dodam,że mój Synek nie miał jeszcze bilansu-pierwszy jaki będzie miał czeka nas w maju (a więc bilans dwulatka), a wszystkie badania dotychczasowe tyczyły wszystkiego innego i niestety nikt nigdy nie zwracał uwagi na wzrost....ale ja (co również wspomniana wyżej Pani Endokrynolog potwierdziła) jestem od tego by być czujną:)I jestem i będę:)
A i jeszcze coś...nie potrafię do końca ufać lekarzom,tzn liczyć,że skoro Oni nie zwrócili uwagi na coś to takiego problemu nie ma...w dniu pierwszym naszego pobytu w szpitalu okazało się,że jest kolejny problem z naszym Małym...ale ponieważ dotyczy to spraw,że tak powiem intymnych, to nie będę więcej pisać...przynajmniej do czasu konsultacji ze swoją Pediatrą (ehhh nie mogłam od przyjazdu ze Szpitala Jej zastać w Przychodni)i pewnie też z innym specjalistą...tyle tytułem wyjaśnień:)

A dziś wreszcie zakupiłam na kolejne dwa lata nowy internet i znów mam dostęp do świata:) Huuura!!Ależ mi brakowało tego ostatnio :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz