czwartek, 10 listopada 2011

Kryzys dopiero przyjdzie...

I wyjątkowo nie mam tu na myśli kryzysu w swoim mega udanym małżeństwie (bo na tym polu dziwić mógłby raczej brak kryzysu!!), ale raczej kryzys finansowy którym wciąż straszą nas w TV, radiu itd..I ja tak sobie dziś pomyślałam,że nas chyba zaczyna dotykać już taki kryzys..Wspominałam ostatnio jak u nas kiepsko z kasą..ale przegięciem już był fakt,że z uwagi na pustkę w portfelu (zarówno moim przebywającym na urlopie wychowawczym jak i mojego pracującego Starego) nie mogliśmy kupić dziecku pampersów, tak więc przez kilka dni (3 czy 4dni) moje dziecko musiało męczyć się w zsikanych pieluchach...ehhh przeżyć tego nie mogłam...No ale przecież czy Stary odczuł jaki to problem?Nie bo przecież nie On przewija (i widzi , że pielucha już kwalifikuje się do zmiany a tu zasób nie pozwala), nie On wielokrotnie w ciągu dnia negocjuje z Młodym (przekupując np pokazywaniem bajek w TV) sadzanie na nocniku, coby odciążyć pampersa...ehhh, chwała Bogu,że dziś była wypłata i Młody dostał nowiusieńki zapas pieluszek....ale jak Babcię kocham więcej nie zgodzę się na taką sytuację, choćbym miała iść i zarobić...w taki czy inny sposób..
Ale to co w całej tej sytuacji najgorsze to jeszcze nie to o czym wspomniałam, bo najgorsze jest to że ten "zryty łeb" (kurwa,z dnia na dzień bardziej uświadamiam sobie jak ja Go nienawidzę) nadal chyba nie widzi powagi sytuacji..bo dziś ZNÓW zamówił pizzę zamiast kupić coś do jedzenia...a dodam,że lodówka i zamrażarka świeci pustkami...i czystością waląca po oczach bo dziś zostały rozmrożone i umyte przeze mnie...baaa bo przez kogo miałyby być umyte...tylko ja jestem tak głupia by wymyślać sobie coraz to nowe zajęcia początkowo podczas snu dziecka..początkowo,bo przecież Ono nie śpi godzinami...tak więc nawet szybko udało się mega zalodzoną zamrażarkę rozmrozić (chwała Bogu za internet, gdzie znalazłam rady jak szybko można sobie poradzić), ale i tak Młody wstał szybciej i pracę kończyłam z Młodym na ręku, bądź prosząc Go-"posiedź chwilę na krzesełku" bo ileż można przebierać dziecko z rajstopek zmoczonych poprzez chodzenie po kałużach w kuchni?!
A Stary jak wrócił z pracy nie roztaczał ochów czy achów nad błyszczącą lodówką...a spodziewałam się czegoś innego? Bynajmniej!! Zresztą nie zrobiłam tego by usłyszeć pochwałę..
Po kolacji (pizzy) Stary pojechał po zamówioną część świnki...pomijam fakt,że zrobił to w momencie gdy najwięcej jest roboty-robienie kaszki (a myli się ten, kto myśli,że to nic takiego...niech spróbuje robić kaszkę przy moim dziecku!!które nie rozumie,że sekundę jaką On na tę czynność mi przeznacza to stanowczo za mało!)karmienie tą kaszką, a na koniec kąpanie i usypianie...pominę też,że wrócił po 20,gdy właśnie kończyłam kąpanie a zaraz szłam usypiać...mogłabym pominąć też fakt,że MUSIAŁAM przyrównać tę sytuację do mojego ostatniego wyjścia do Żanki, na co usłyszałam,że to zupełnie co innego,bo ja tam szłam pierdolić o głupotach a On nie dla pierdół a po jedzenie...jakby to coś zmieniało? Nie było Go i już...zresztą sam przyznał,że zeszło Mu aż 2 godziny, bo tę świnkę kupował od jakiegoś kolegi i NIE MÓGŁ WEJŚĆ I WYJŚĆ...musiał pogadać (pierdolić o głupotach zapewne, bo przecież nie o tej śwince chyba tyle informacji zbierał?!)...koniec końców tak mnie wkurwił ta gadką,że kazałam Mu (gdy ja nie mogąc uśpić dziecka, które zbyt rozpraszało światło dolatujące z kuchni w której buszował Stary)dokończyć za mnie usypianie...a sama poszłam relaksować się w łazience...o ja naiwna!! Jaki relaks?! Przecież zza ściany najpierw dobiegał co jakiś czas płacz dziecka, co z każda chwilą nabierało mocy, aż osiągnęło szczyt w postaci histerii i wyładowań na szybie w drzwiach...a Stary co? A nic...On bierze dziecko na przetrzymanie...no kurwa tego było za dużo!! Skończyłam szybki prysznic,wparowałam do pokoju i pogratulowałam mądrości (co najgorsze On często tak usypia dziecko,tyle,że nigdy Młody aż tak nie wariował...ale i też pewnie dlatego On w ogóle tak się zachowuje podczas usypiania przez "Tatusia",bo On wie,że Tatuś będzie tak nieczuły wtedy)..zaraz dziecko przytuliło się do Mamusi i już był spokój,co Tatuś skwitował (jak zwykle) "wymęczyłem Go i dlatego teraz jest taki spokojny"....ehhh, szkoda gadać...
W końcu poprosiłam (nawet nie tak niegrzecznie) by poszedł już do siebie,a zaraz po tym Młody już słodko spał...
Ale wracając do kryzysu...Stary chyba nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji...w sklepach coraz częściej zdarzają się podwyżki, drożeje też paliwo, a w związku z tym Jego wypłata (która wciąż ma starczyć na utrzymanie całej naszej Trójki)starcza już na coraz mniej,a skoro tak to warto by zacisnąć pasa...a tymczasem co On robi? W ciągu 7 czy 8 ostatnich dni jadł 3 (słownie TRZY) razy pizzę, TV,radio i wszelkie możliwe światła na całych 64 metrach kwadratowych zajmowanego przez nas mieszkania prawie na okrągło są włączone...a co On na to (bo czasem próbuję zwracać uwagę)-"dotąd jakoś miałem na rachunki to i teraz będę miał"...tylko po co dawać tyle pieniędzy dla PGE ?!
Problem niemożności porozumienia się (jakbyśmy dosłownie w dwóch skrajnie różnych językach rozmawiali) to po problemie pod nazwą "alkohol" czy "rodzina Starego" problem numer 3...hmmm, a może to główny problem i z Niego początek biorą pozostałe? Wciąż liczę,że uda mi się pochodzić do mądrej Pani (czy Pana) który zdiagnozuje ten problem?!

A wspominałam (zmieniając temat) jak Młody ostatnio budzi mnie?...odwraca mi głowę do siebie i wkłada palca do nosa :p
I tym wesołym akcentem zakończę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz