piątek, 4 listopada 2011

Zmiana nastrojów...

Dziś dalej spływały życzenia urodzinowe...choć to chyba za mocno powiedziane bo takie spóźnione (nie-spóźnione) życzenia spłynęły dwa. Najpierw z samego rana (a na marginesie dodam,że dziś wcześnie zaczęliśmy dzień..bo już po 7 Młody był wyspany)otrzymałam spóźnione życzenia od koleżanki a koło południa przypadkiem odkryłam, że wczoraj otrzymałam życzenia od Kogoś..Kogoś kiedyś (?!) ważnego...przeczytałam i nastąpiła tytułowa zmiana nastrojów...od zdziwienia, poprzez radość...do smutku...aż na koniec popłakałam się...ehhh, głupia jestem, ale z godziny na godzinę, z dnia na dzień coraz bardziej skłaniam się ku myśli o rozwodzie...nie mogę z tym człowiekiem już wytrzymać...prawie nie rozmawiamy-ja czasem MUSZĘ się odezwać, gdy mnie coś zbulwersuje a niestety jest spoooooro tego wciąż..wspomnę tylko o tym, co dziś najbardziej mnie wkurwiło...otóż od kilku tygodni kompletuję dziecku serię książeczek (co dwa tygodnie w środę) no i już 3 części mam a w ubiegłą środę z uwagi na fakt, że jestem bez pieniędzy, nie mogłam kupić 4tej części no i dziś powiedziałam o tym Staremu-a On (Tatuś roku!!) mówi "za co? za Twoje PZU?" (swoją drogą,że też musi wypomnieć,że opłaca mi...o swoim nie wspomina),zbulwersowałam się, bo przecież na pizzę ostatnio miał (mając jedzenie w lodówce!), 10 zł to nie majątek (cena tej książki),a i pewnie nie raz jeszcze zamówi pizzę....nic nie odpowiedział...a za parę minut pukanie do drzwi...PIZZA!! Na Jego pytanie,czy będę też jadła (a dodam,że miałam ochotę nawet) odpowiedzieć mogłam tylko NIE...dla dziecka 10zł nie miał...ja wiem,że pewnie był głodny,ale cóż ja Mu poradzę!! Mimo prawie pustej lodówki z resztek tego co znalazłam zrobiłam wczoraj spagetti na obiad....On wczoraj jak wrócił z pracy powiedział,że zje jak poćwiczy...nie ćwiczył, poszedł spać,ale około północy wstał i zaczął jeść..i zostawił mi syf w kuchni, a pomijam,że specjalnie posprzątałam sobie kuchnię gdy tylko Młodego uśpiłam...dziś jako,że pobudka była wcześnie to i obiad przygrzałam wcześniej...gdy Tamten wrócił spytał, czy jadałam na co zgodnie z prawdą odpowiedziałam TAK...myślałam,że pewnie jest głodny i zaraz i On sobie przygrzeje...ale nie...a,że ja w międzyczasie zgłodniałam a On nie zabierał się do jedzenia, to uznałam,że pewnie ZNÓW moje jedzenie się zmarnuje i znów sobie zjadłam...koniec końców potem On zjadł to co pozostało,choć pewnie nie było wystarczające..to nie powód,by znów szastać kasą, której jak na lekarstwo szczególnie,gdy tyle razy jedzenie musimy wyrzucać...ehhh....koniec końców wyszedł z pokoju w którym siedzieliśmy przed TV (jak poszedł odebrać pizzę) i już nie wrócił..czyżby wiedział,że zachował się jak ciul? Ehhh,tylko,że co z tego? Ja coraz bardziej czuję obrzydzenie do Niego i widzę coraz więcej różnic między nami...różnic nie do przyjęcia..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz