środa, 6 października 2010

Cichych dni ciąg dalszy...

To już kolejny dzień,gdy wymiana zdań między mną a moim kochanym Mężem ogranicza się do Jego pytania po powrocie do domu czy byłam z psem na spacerze i czy zostawiony obiad to dla Niego..swoją drogą nawet nie wiem gdzie bywa po pracy,bo wiem,że pracuje do 17,a do domu trafia po 20. Ja uparłam się,że tym razem nie wyciągnę ręki ja..bo i po co? Może Jemu nie zależy na pogodzeniu.. mój Mąż sam kiedyś mi powiedział,że jak On nie czuje się winny to absolutnie nic nie zrobi by się pogodzić..a w tej sytuacji On czuje się bez winy-bo Jego zdaniem ja jestem winna,że pojechałam do mamy,zamiast iść z Nim do bratankasmilie1.gif Jakoś pomija drobny fakt,że ja nie poszłam tam bo to była kara dla Niego za Jego piątkowy wybryksmilie1.gifWczoraj gadałam dużo z siostrą i uświadomiłam sobie,że sama jestem sobie winna,że Mąż nie pomaga mi-przyzwyczaiłam Go,że jestem samowystarczalna i nie proszę o nic,przyzwyczaiłam Go,że pomocy wymaga On,bo biedny pracuje tyle...tylko,czy  to nie Jego obowiązek utrzymywać rodzinę?Przyzwyczaiłam Go,że gdy wracamy do domu (niezależne skąd) i jesteśmy po dach auta zapakowani to ja pomagam Mu nosić,jakby nie dość było,że niosę dziecko w foteliku,co nie jest lekkim obciążeniem! Przecież gdybym Mu nie pomogła to Biedaczek musiałby zejść co najmniej jeszcze raz! A On biedny taki słaby.Ponadto przyzwyczaiłam Go,że nie potrzebuję nic dla siebie,nie potrzebny mi nowy ciuch, kosmetyk,byłam pewna,że szkoda na to wydawać pieniędzy,a tymczasem On jakoś nie ogląda z każdej strony grosza tak jak ja gdy po raz kolejny nie chce Mu się szykować jedzenia i zamawia pizzę...I tak mogłabym wyliczać długo co robię z myślą o Nim,zamiast o sobie...ale to tylko świadczy o tym jak bardzo swoje życie podporządkowałam Jemu! A On co? Nie docenia tego,a to co On robi zależy tylko do Jego widzimisię.
Ciekawe jak podejście potrafi się zmienić.Przed porodem myślałam jak to będzie gdy dziecko przyjdzie na świat? I byłam pewna,że będzie mi ciężko radzić sobie samej,że jak On będzie wracał z pracy to będzie musiał mi pomagać, odciążyć mnie trochę, choćby po to bym psychicznie odpoczęła. Wiedziałam,że pomocy potrzebować będę,jako drobna słaba kobitka...a tymczasem staram się robić wszystko sama (i dobrze mi idzie,tyle,że często padam z sił) i przyzwyczaiłam Go do tegosmilie2.gifWięc jak On ma mi pomagać, po co miał w ostatni piątek spieszyć się do domu? Przecież wiedział,że ja poradzę sobie sama,skoro dotąd radzę (i nie narzekam)..Ale to musi się zmienić,musi doceniać,że radzę sobie (bo to nie zmieni się,nie zamierzam zawsze czekać np na kąpanie na Niego kosztem płaczącego i zmęczonego dziecka),ale też musi wiedzieć,że mimo wszystko lepiej byłoby gdybym mogła liczyć na Niego... A skoro kolejny raz (w niedzielę) zignorował moją chęć rozmowy to więcej nalegać nie będę...czekam na Jego ruch.. przypomniało mi się powiedzenie,które kiedyś gdzieś przeczytałam-jeśli coś kochasz puść to wolno,jeśli wróci jest Twoje,jeśli nie - nigdy Twoim nie było...nigdy nie miałam odwagi dać Mu więcej wolności,gdy było źle między nami tak by przekonać się co wybierze,bo podświadomie wiedziałam,że straciłabym Go wtedy  a może trzeba było:( (jakoś nie jestem dotąd pewna czy aż tak Mu zależy na mnie by walczyć o mnie,ale i też nie mam podstaw by wierzyć,że tak by było).
Ale nigdy nie jest za późno...teraz daję Mu wolną rękę,niech robi co chce,nie chce rozmowy ze mną gdy wraca z pracy?Nie chce powiadamiać mnie gdzie jest i kiedy wróci? I w końcu nie chce naprawdę czuć,że ma Żonę? To niech tak będzie! A jeśli tak będzie za długo, za długo nie będzie potrzebował kontaktu ze mną (bo to co jest teraz to chyba nie można tak nazwać) to będę miała swoją odpowiedź...i wtedy ,choć będzie mi ciężko to zrobić i bardzo przykro, to jednak zdecyduję się odejść...na dobre...mam na szczęście gdzie odejść, mama przyjmie nas (bo i Synusia też) na pewno...coraz częściej o tym myślę...i o ile myśli takie towarzyszyły mi także przed ślubem  a wtedy nie miałam siły wystarczająco na taki krok o tyle teraz muszę mieć siły - dla mojego Słoneczka! 

PS. Ponadto zaczynam brać też dla siebie...dziś (jak wstanie Słoneczko moje) idę na zakupy:) Przyda mi się coś nowego..a i zakładam ,że poprawi mi to humor:)
Zmiany,nie tylko mojego nastawienia,ale i zewnętrzne są potrzebne:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz