poniedziałek, 21 marca 2011

Jak zwykle...

Znów to samo...znów brak mi weny...
I to nie dlatego,że w moim życiu nastał czas sielanki...co to to nie,ale przynajmniej nie jest aż tak czarno...

Mąż (przez jakiś czas-oby jak najdłużej-będę Go tak nazywała znów) ostatnio spieszy po pracy do domu i choć wiem,że to nie do mnie Mu tak spieszno to jednak cieszę się z Jego obecności, bo wreszcie jest większą pomocą..a najważniejsze,że może odciążyć mnie w jednym-usypianiu naszego Syneczka. Gotować,sprzątać nadal wolę sama bo wtedy jest zrobione jak ja chcę,ale dobrze chociaż,że gdy On się zajmie Młodym to ja mam względny spokój i czas na swoje robótki...
Ostatnio zaczęłam intensywnie rozważać nad swoim małżeństwem..i doszłam do wniosku,że zasługujemy na kolejną (?!) szansę...co nie oznacza zapomnieć o przykrych sprawach,czy różnicach między nami..co to,to nie,wręcz przeciwnie zastanawiałam się co najbardziej potrzeba zmienić..no i doszłam do wniosku,że kwestia finansów jest sprawą którą w pierwszej kolejności należy wyprostować i nie tak trudną do zmiany. Mąż sytuację, w której nie oddaje mi swojej wypłaty argumentuje w ten sposób:
-dostaje wypłatę, robi zakupy,płaci rachunki,opłaca mieszkanie i kasa się rozchodzi-więc nie ma mi co dać,
-dostajemy zasiłek z MOPSu (calutkie 468zł) i mogę wziąć sobie (tak wspaniałomyślny jest Mąż...a ja zwykle te pieniążki i tak wydaję na Synunia)
No i w sumie nie mogę się z Nim nie zgodzić...ale boli fakt,że zazwyczaj ja jestem bez pieniędzy a Mąż wciąż czuje jakoby fakt, że zarabia On sprawiał,że może zrobić z pieniędzmi co zechce...myślałam i wymyśliłam..jako,że zasiłek wychowawczy wpływa na konto z tych pieniążków opłacać będę rachunki: 2telefony, internet, TV, prąd i gaz (dziś np robiłam przelewy i prawie starczyło na wszystko).To raz.Dwa,że jak Mąż dostaje wypłatę to będzie brał część na paliwo i zakupy a resztę będzie oddawał mnie-już ja wiem co z Nimi zrobię...taki mam plan...zobaczymy co z tego wyjdzie...póki co jestem pełna nadziei..ja z moją wrodzoną oszczędnością nie będę tak łatwo wydawać...taki jest plan..

Mało tego, w sobotę pozytywnie Mąż mnie zaskoczył! Z uwagi na Jego święto (przypadające właśnie w sobotę)   miał ochotę co nieco wypić z przyszłym Szwagrem...grzecznie więc uprzedził mnie, co oczywiście natychmiast spotkało się z dezaprobatą, ale koniec końców i po obietnicach,że za 2 godziny (na 20stą) na kąpanie wróci...nie wierzyłam w to ani przez moment i już szykowałam się,że wszystko zrobię sama ..i cóż się okazało? Było parę minut po 20, gdy Mąż wrócił i o dziwo w takim stanie,że gdybym nie wiedziała,że pił to sama nie domyśliłabym się!
Wczoraj (w niedzielę) ja poszłam do kościółka a Mąż z Kluskiem na spacer (do i z powrotem ) szliśmy razem...a potem zrobiliśmy wyjątkowo odświętny (jak dla nas) obiad...i ogólnie dość rodzinnie dzień upłynął...
Dziś (w poniedziałek) Mąż wrócił wcześniej więc poszedł z nami na spacer...i znów było miło i rodzinnie...



I już żałuję,że znów "pochwaliłam" Go...pewnie zaraz da mi powody bym gorzko tego pożałowała...jak zwykle..

1 komentarz:

  1. Oj, nie żałuj że chwalisz, może naprawdę coś się zmieni? Oby tak było, bo Kubusiowi przydałaby się wreszcie uśmiechnięta Mama :)

    OdpowiedzUsuń