Znów to samo...znów brak mi weny...
I to nie dlatego,że w moim życiu nastał czas sielanki...co to to nie,ale przynajmniej nie jest aż tak czarno...
Mąż (przez jakiś czas-oby jak najdłużej-będę Go tak nazywała znów) ostatnio spieszy po pracy do domu i choć wiem,że to nie do mnie Mu tak spieszno to jednak cieszę się z Jego obecności, bo wreszcie jest większą pomocą..a najważniejsze,że może odciążyć mnie w jednym-usypianiu naszego Syneczka. Gotować,sprzątać nadal wolę sama bo wtedy jest zrobione jak ja chcę,ale dobrze chociaż,że gdy On się zajmie Młodym to ja mam względny spokój i czas na swoje robótki...
Ostatnio zaczęłam intensywnie rozważać nad swoim małżeństwem..i doszłam do wniosku,że zasługujemy na kolejną (?!) szansę...co nie oznacza zapomnieć o przykrych sprawach,czy różnicach między nami..co to,to nie,wręcz przeciwnie zastanawiałam się co najbardziej potrzeba zmienić..no i doszłam do wniosku,że kwestia finansów jest sprawą którą w pierwszej kolejności należy wyprostować i nie tak trudną do zmiany. Mąż sytuację, w której nie oddaje mi swojej wypłaty argumentuje w ten sposób:
-dostaje wypłatę, robi zakupy,płaci rachunki,opłaca mieszkanie i kasa się rozchodzi-więc nie ma mi co dać,
-dostajemy zasiłek z MOPSu (calutkie 468zł) i mogę wziąć sobie (tak wspaniałomyślny jest Mąż...a ja zwykle te pieniążki i tak wydaję na Synunia)
No i w sumie nie mogę się z Nim nie zgodzić...ale boli fakt,że zazwyczaj ja jestem bez pieniędzy a Mąż wciąż czuje jakoby fakt, że zarabia On sprawiał,że może zrobić z pieniędzmi co zechce...myślałam i wymyśliłam..jako,że zasiłek wychowawczy wpływa na konto z tych pieniążków opłacać będę rachunki: 2telefony, internet, TV, prąd i gaz (dziś np robiłam przelewy i prawie starczyło na wszystko).To raz.Dwa,że jak Mąż dostaje wypłatę to będzie brał część na paliwo i zakupy a resztę będzie oddawał mnie-już ja wiem co z Nimi zrobię...taki mam plan...zobaczymy co z tego wyjdzie...póki co jestem pełna nadziei..ja z moją wrodzoną oszczędnością nie będę tak łatwo wydawać...taki jest plan..
Mało tego, w sobotę pozytywnie Mąż mnie zaskoczył! Z uwagi na Jego święto (przypadające właśnie w sobotę) miał ochotę co nieco wypić z przyszłym Szwagrem...grzecznie więc uprzedził mnie, co oczywiście natychmiast spotkało się z dezaprobatą, ale koniec końców i po obietnicach,że za 2 godziny (na 20stą) na kąpanie wróci...nie wierzyłam w to ani przez moment i już szykowałam się,że wszystko zrobię sama ..i cóż się okazało? Było parę minut po 20, gdy Mąż wrócił i o dziwo w takim stanie,że gdybym nie wiedziała,że pił to sama nie domyśliłabym się!
Wczoraj (w niedzielę) ja poszłam do kościółka a Mąż z Kluskiem na spacer (do i z powrotem ) szliśmy razem...a potem zrobiliśmy wyjątkowo odświętny (jak dla nas) obiad...i ogólnie dość rodzinnie dzień upłynął...
Dziś (w poniedziałek) Mąż wrócił wcześniej więc poszedł z nami na spacer...i znów było miło i rodzinnie...
I już żałuję,że znów "pochwaliłam" Go...pewnie zaraz da mi powody bym gorzko tego pożałowała...jak zwykle..
Oj, nie żałuj że chwalisz, może naprawdę coś się zmieni? Oby tak było, bo Kubusiowi przydałaby się wreszcie uśmiechnięta Mama :)
OdpowiedzUsuń