poniedziałek, 14 marca 2011

Ciąg dalszy weekendu...

W sobotę Stary wrócił koło 13 i znów pognał dalej...mało tego, zakupów mi nie zrobił-zapomniał! Do końca dnia wpadał kilkukrotnie na sekundkę zabrać coś a na dobre do domu dotarł ok 20, zjedliśmy sałatkę (którą przywiózł od mojej mamy) i zaczęliśmy oglądać TV...jak nie trudno domyśleć się pomocą dla mnie był ZNÓW ŻADNĄ! A ja padałam na twarz....Mało tego wcześniej (gdy wrócił pierwszy raz do domu-gdy miał być za godzinę a dotarł za przeszło 3!) zdążyliśmy się pokłócić, bo ja wytknęłam Mu,że miał być wcześniej i że nic mi nie pomoże znów,ale usłyszałam,że zeszło Mu tyle i że On nic na to nie poradzi,że nie może mi pomóc a na to ,że ja jestem zmęczona już odpowiedział,że On też nie siedział...nie ma jak zrozumienie i współczucie...biedny spędził podobno jakąś godzinę na myjce...stojąc w kolejce a potem patrząc jak Mu myją auto...odebrał też zamówione płyty meblowe (na kilka małych szafeczek) i zawiózł je do piwnicy,gdzie będzie montował...cóż jest przy tym moje sprzątanie,przecież to Jemu należy się współczucie....a najbardziej współczuć należy Mu,że ma taką żonę! oczekuje od Niego rzeczy niemożliwych...Idealna żona powinna (na to wygląda) sprzątać, gotować, prać, prasować i zajmować się dzieckiem a od Niego nie oczekiwać niczego (w tym żadnej pomocy) i w ogóle powinna Mu pozwolić na wszystko...I NIE NARZEKAĆ!


Wczoraj po13 po obiedzie pojechaliśmy na cały dzień do Częstochowy...i w sumie byłoby nawet miło,rodzinnie...byłoby gdybyśmy umieli rozmawiać...niestety nie potrafimy tego i albo trochę gadaliśmy o pierdołach abo posprzeczaliśmy się i potem znów była cisza...to smutne-jesteśmy młodym małżeństwem z małym dzieckiem, powinniśmy tryskać szczęściem...ale chyba nikt mijający nas tak by nie powiedział...ale dowiedziałam się chociaż (gdy próbowałam rozmawiać o nas i naszych problemach) że mam za dużo czasu i wymyślam-On nie ma czasów na pierdoły...ma tyyyle na głowie....chciałabym mieć na głowie TYLKO iść do pracy zrobić swoje, a od czasu do czasu wykonać fuchę dla Kogoś kto swoją drogą sam się do Niego zgłosił i tylko wtedy mieć dużo na głowie-kupić materiał i wykonać z niego zamówione meble...
A swoją drogą obiad był jak dla mnie mało świąteczny...a dodam,że nauczona jestem,że w niedzielę obiad musi być wyjątkowy, odświętny, dopracowany i ogólnie lepszy niż ten,który zjada się w zwykły dzień...no tak czy inaczej jako,że w sobotę Stary zawalił sprawę zakupów to obiad był gorszy niż nie jeden zwykły obiad:( )

Hmmm...a może to On ma rację, a ja przesadzam?? A może chociaż jest tak,że moje problemy to typowe problemy młodych małżeństw a ja je wyolbrzymiam?? Bo wg mnie mam poważne problemy i jeśli ich nie rozwiążemy szybko to albo popadnę w głęboką (głębszą niż teraz?) depresję albo rozstaniemy się (co realnie patrząc byłoby wyjściem najlepszym)...

1 komentarz:

  1. Aga, wcale nie wyolbrzymiasz problemów, bo kurczę, niestety nie jest różowo w Waszym małżeństwie, choć strasznie ciężko to pisać... :-*
    Musisz myśleć tylko o Puchatku i o sobie, żeby to Wam było jak najlepiej, a nie mężowi. Trzymam kciuki za Twoją decyzję i wierzę, że wkrótce będziesz szczęśliwa!!! [ze starym, czy bez niego].

    OdpowiedzUsuń