sobota, 10 marca 2012

Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...

Co za dzień...nie tak to miało być:(
Umówiłyśmy się wczoraj z kumpelą wstępnie na dziś na świętowanie wczorajszego dnia, a dziś gdy szłam do swojego Biura to spotkałyśmy się na mieście przypadkiem i obie podtrzymałyśmy chęć spotkania...chwilę,nie za długo, postałyśmy i każda poszła w swoją stronę-"pogadamy wieczorem"...poszłam więc najpierw do księgowych rozliczających mojego Szefa, a potem do Szefostwa...Szefa nie było,ale za to była moja Szefowa i to nawet lepiej,bo z facetem jak zwykle byłaby tylko rzeczowa rozmowa na temat,po co przyszłam, a z p. Ewą napiłyśmy się herbatki, pogadałyśmy...i zaraz nastąpiła pierwsza przykra niespodzianka w dniu dzisiejszym, niestety nie ostatnia:( Szefowa jak usłyszała,że ja mogę już w kwietniu wracać do pracy spytała,czy nie mogłabym dłużej zostać na wychowawczym,bo przez lato powinni skończyć budowę biura drugiego,a teraz nie ma miejsca dla nas wszystkich:( Cóż miałam powiedzieć:( No mogę zostać jeszcze na urlopie:( Potem jeszcze inne plany snuła,ale zobaczymy jak ostatecznie ustalimy z Szefem,bo to On jest decyzyjny w tych sprawach...pewnie jeszcze dziś o tym dyskutowali,ciekawe kiedy Szef do mnie się odezwie chcąc pogadać...Było koło 14,gdy wracałam do domu,jeszcze zahaczając o miasto,gdzie parę rzeczy kupiłam...a w drodze do domu (a zajmuje ona trochę czasu,bo z 30-40 minut na pewno wymyśliłam,że na obiad zrobię moje pierwsze w życiu pierogi ruskie...a co mi tam, dogadzania Mężowi ciąg dalszy:) Zanim wróciłam do domu,przełożyłam uśpionego przez drogę Młodego z wózka na łóżko, zabrałam się do obiadu,było ok 15:30,więc jednocześnie robiłam farsz do pierogów, zaglądałam do śpiącego na wersalce Młodego (On przez sen strasznie się kręci i niestety nie raz już spadł:() i podgrzewałam Staremu połowę pizzy,która została z kolacji...aaa właśnie,wczoraj pominęłam fakt,że wczoraj robiłam dwa razy pizzę-pierwszą zjedliśmy i ja najadłam się strasznie swoją częścią,a Stary niestety nie i od razu zapowiedział,że później zrobimy drugą-zostało wszystkich składników na jeszcze co najmniej jedną pizzę. Potem (co też pominęłam) włączyłam skypa żeby pogadać z moją siostrą,żeby Stary wreszcie miał za sobą pierwszą z Nimi rozmowę po tym,jak zlekceważył fakt,że był z Nimi umówiony,a potem nie oddzwonił,gdy Ci do Niego dzwonili...Stary bardzo nie chciał tej rozmowy,dlatego zmusiłam Go-włączyłam kompa i już! Tchórz zaraz zaczął się szykować do rodziców,miał zanieść Im Pita,którego musiałam im poprawić:( Chwilę więc zamienił parę zdań z moją siostrą i powiedział,że za pół godziny wróci...wrócił za 1,5h!! Oczywiście nie muszę dodawać,że pora jaką wybrał na wyjście była najgorsza z możliwych-19-20:30 to pora gdy najwięcej do roboty jest przy Młodym....ehhh,pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...byłam dość zła i obiecałam sobie,że nie zrobię Mu tej pizzy....ale oczywiście zmiękłam jak wrócił....jestem za miękka...pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...i tym sposobem znów robiłam pizzę,która tym razem poszła ekspresowo...ale wracając do dziś...przed 16 pogrzałam Staremu połowę pizzy,którą późnym wieczorem robiłam,bo oczywiście nie zjadł całej....A On,wrócił z pracy zjadł co miał zjeść,posiedział trochę w kiblu, sekund parę zajął się dzieckiem,które w trakcie jak On był w domu obudziło się...i przed samą 17 wyszedł z domu,bo był umówiony na jakieś pozostałe roboty u ostatniej klientki...a ja walczyłam...walczyłam z ciastem, farszem...i z Młodym,który strasznie nie miał ochoty na przyglądanie się jak Mama robi obiad, tak bardzo wtedy potrzebował 100% mojej uwagi...Jezu ileż ja się nadenerwowałam...ileż razy za karę wynosiłam Go do pokoju (cała w mące uwalona!)...ileż razy musiałam zabierać Mu z ręki z trudem rozwałkowywany kawałek ciasta,które On jednym ruchem niszczył...ileż musiałam znosić Jego płaczu...aż wreszcie krzyknęłam na Niego...i dopiero wtedy była tragedia,bo miałam taaaaaaaakie wyrzuty sumienia...a On stał wystraszony i wpatrywał się tymi ślicznymi oczkami w znerwicowaną Matkę...i za chwilę zmiękłam...wzięłam Go na ręce...i resztę kończyłam jedną ręką:( POLECAM! Robienie pierogów jedną ręką, z odważnikiem ok 11 kg na drugiej to jest coś!Z tego wszystkiego (z całych tych nerwów oraz smakując co chwilę farszu bądź gotowego pierożka)zjadłam chyba z 4 pierogi...a Młody dziubnął trochę, może w sumie z 2 (czy raczej 1,5) zjadł..Poniżej fotorelacja z tego ważnego naszego pierwszego razu :)
Tu Młody "pomaga" poprawić nie dość okrągłe kółko z ciasta:
trzeba je zniszczyć i zrobić na nowo!! :
Nooo, zobaczmy co to z tego wyszło:
Jakby się do tego zabrać?
Może nożem i widelcem uda się?
Tak najlepiej!!

Z lekka sprzątnęłam kuchnię-niestety na tyle na ile Młody marudo-terrorysta pozwolił...a na nie wiele pozwolił...bo jeszcze ile miałby sam sobą się zajmować!?Poskładałam jedynie rzeczy do zlewu,do zmywania,licząc,że Stary jak wróci i położy Młodego to znajdzie czas na zmywanie,jak ostatnio miał w zwyczaju co wieczór (o czym też nie wspominałam,a co baaaaaaaardzo mnie cieszyło!)...naiwnie myślałam,że w ramach podziękowania za pyszne pierożki (nieskromnie mówiąc) pozmywa...no nic, pozmywam jutro sama...jak Młody pozwoli:( Było koło 19 a Starego ani widu ani słychu, zadzwoniłam więc pytając kiedy będzie,bo już wymiękałam z Młodym i denerwowałam się jednocześnie,że tak długo schodzi Staremu...a dodam,że chwilę wcześniej dałaby, głowę,że widziałam jak Stary odjeżdżał spod naszego bloku (baaaaaa, ja jestem pewna,że to był On-tzn tak tłumaczę sobie,bo widziałam to auto chwilę i to przez zaparowane szyby,ale tłumaczę sobie,że to był On,wrócił już do domu i po coś pojechał gdzieś jeszcze) i dlatego też wtedy zadzwoniłam,chcąc spytać czy to był On...ostatecznie dowiedziałam się,że to nie On ale,że z pół godziny Mu zejdzie jeszcze i wróci...a dodam,że On wiedział,że byłam umówiona do Żanki...wiedząc,że zaraz przybędzie mi On na ratunek planowałam zająć się szykowaniem siebie...ale potem wspaniałomyślnie uznałam,że pomogę Mu nieco...i wykąpałam Młodego, dałam Mu kaszki, rozebrałam łóżko, przewietrzyłam pokój...i nawet zagotowałam Staremu wodę na pierogi...mało brakowało,a w ogóle bym Mu już je ugotowała...oj dobrze,że mam jakąś intuicję,bo moja ciężka praca wylądowałaby w koszu...a czemu? A no bo Stary nie wrócił jak obiecał...ale po kolei...z Żanką umówiłam się,że będę wolna tak 20-20:30...ale gdy była już 20 zaczęłam się denerwować i znów zadzwoniłam do Starego,ale On nie odebrał i wtedy zaczęłam się wściekać..ale napisałam Mu sms z tylko jednym słowem: "dzięki!!"Ostatnio był przecież taki kochany...byłam pewna,że przeciągnęło się trochę Mu i nie mógł może odebrać,ale ten sms,pewnie zmusi Go do odezwania się...o ja naiwna!! Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...zadzwoniła za kilkanaście minut znów...i znów ciiiisza...za chwilę jeszcze raz zadzwoniłam i o dziwo odebrał wreszcie i wtedy dowiedziałam się,że zaraz wraca,że wpadł na chwilę do brata obciąć się...wtedy już byłam na maksa zła (a przynajmniej tak mi się wydawało wtedy,że bardziej być nie mogę zła) i wybuchłam,że już czuję,że wróci pijany i że już wyczuwam jakieś co najmniej jedno piwo i że jest świnią,bo wiedział o moich planach i w ogóle po co obcinał się,nie był jeszcze jakoś zarośnięty!!W końcu rozmowę zakończyłam i On zadzwonił,tłumacząc,żebym nie bała się,nie wróci pijany i nawet zapewniał,że kocha mnie (swoją drogą nie wiem,w czym to miało mi wtedy pomóc?Kocha i lekceważy moje plany?)ale jeszcze bardziej wściekła byłam i nawet wykrzyczałam Mu,że znów nawali się z bratem i że niech nie pokazuje mi się na oczy i niech idzie tam skąd wraca...za chwilę ochłonęłam i znów zadzwoniłam...i znów nie odebrał...i znów napisałam sms-a ale tym razem spokojnie pisząc,że nie wiem na co było się nam godzić ostatnio,że znów pokazał,że ma mnie w dupie i że sama nie wiem czy bardziej jestem wściekła,czy jest mi przykro,że dałam Mu się nabrać:(To też nie odniosło żadnego skutku...w tym czasie moja kumpela wyszła na spacer z psem,wcześniej umawiałyśmy się,że jak będę wychodziła do Niej,to razem przejdziemy z Jej psem..w tym czasie u mnie tyle się zmieniło i chciałam (czy raczej musiałam) odwołać wszystko,ale Żanka doszła pod nasz blok,więc weszła do nas na górę...a ja latałam z częstotliwością co chwilka chwil do okna,bo w czasie jak była Żanka zadzwonił Stary i wtedy miałam już pewność jest wypity! I choć On zapewniał,że zaraz wraca a ja mogę wyjść to ja już wiedziałam,że z planów nici,przecież nie zostawię dziecka z pijanym!Koniec końców wrócił (było ok 21:30!)i o ile wcześniej jeszcze dopuszczałam myśl,że jak nie będzie źle wyglądał to pójdę do Żanki,o tyle jak Go zobaczyłam to już nie pozostawił mi złudzeń, z naszych planów nici-Żanka tak samo uznała...chwilę nastąpiła wymiana zdań między nami (swoją drogą wg Żanki znaaaaaaaaaaaaaaaaacznie za spokojna byłam!)...Dzieci to jednak wyczuwają napięcie,gdy tak siedzieliśmy na podłodze przytulił mnie i wyciągnął rękę żeby i Tata do nas dołączył...ehhh to ostatnia rzecz na jaką wtedy miałabym ochotę...potem gdy Młody ba chwilę zajął się Tatusiem,my wyszłyśmy pod pretekstem napicia się herbatki do kuchni..wcześniej tak ustaliłyśmy sobie,że Stary zajmie się Młodym a my pogadamy trochę w kuchni,skoro już z naszych planów nici...ale Młody zaraz za nami przybiegł (swoją drogą to był słodki, Żanka nie mogła wyjść z podziwu nad Nim,jak bawił się,czy obserwował jak Mamusia bawi się z psem,On bał się,ale Mamie kazał cały czas głaskać Stewarda :) ),za chwilę poszłam do pokoju,do Starego mówiąc Mu,że nie będzie dziś z nami spał,bo jest pijany! I wtedy On powiedział,że w takim razie idzie do swojej Mamy! Krzyż na drogę!!Zaraz zaczął ubierać (nie bez problemów!) buty i gdy za chwile jeszcze raz do Niego poszłam (bo zakładał te buty w naszym pokoju,zamiast w korytarzu) to po moim kochanym czułym Mężu nie było śladu, był za to opryskliwy cham, który bąknął coś pod nosem o Żance (nie wiem,nie zrozumiałam,co Ona Mu zawiniła) po czym powiedział idź sobie,a zaraz dobitniej "spier..",spytałam słucham? A On powtórzył spier...tego było za wiele,wyszłam...Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...On zaraz wyszedł, za chwilę poszła też Żanka a ja zabrałam się za usypianie dziecka...chwała Bogu,dość szybko zasnął, w końcu było baaaaaaaardzo późno,bo była 22..za chwilę spakowałam rzeczy robocze Starego oraz buty i wystawiłam Mu na klatkę,coby rano nie budził mnie jak będzie chciał do pracy jechać..obstawiam,że dokumenty i kluczyki ma z sobą,bo nie znalazłam ich nigdzie.Swoją drogą to ciekawe jak wyśpi się do pracy,w jakim stanie wstanie,bo jak wychodził dziś z domu do tej klientki to pyta ile będę u Żanki,bo On chciałby się wyspać,bo przecież On ma do pracy rano!!Było chwilę przed 23,gdy usłyszałam pukanie...Stary nie miał ze sobą kluczy,nie zabrał,więc pukał bym Mu otworzyła, przyszedł o dziwo z bratem (chyba ten był trzeźwy) i obaj na zmianę wydzwaniali do mnie,pukali i chyba Braciszek uspokajał Starego,gdy ten mocnej zaczynał walić w drzwi...a im dłużej to trwało tym bardziej bałam się otworzyć...i nie otworzyłam...w końcu rozległ się głośny huk-ostatnie walnięcie w drzwi (dobrze,że Młody w pokoju miał drzwi zamknięte i do tego kołysanki włączone to nie obudził się...
Ostatecznie chyba poszedł do rodziców spać,choć jak wyjrzałam (konspiracyjnie oczywiście!)to widziałam wychodzącego tylko Braciszka,ale za jakiś czas otworzyłam drzwi i Jego na klatce nie było,ale ciuchów roboczych też nie wziął,no nic,może rano przyjdzie ...nie wiem nie zastanawiam się nad tym...
Ehhh...Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią... a ja naiwna tak Go chwaliłam ostatnio:( Chociaż jeszcze (naiwnie) daję Mu furtkę wyjścia...jak wróci jutro z naprawdę szczerym żalem i przeprosinami to jeszcze u wybaczę...widać bardzo naiwna jestem, pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...ale ostatnio było tak miło,że aż nie mogę uwierzyć,że to już koniec miałby być:( Wciąz wierzę,że rano pójdzie po rozum do głowy i będzie dalej tak słodki jak przez ostatnie dni...Naiwniaczka ze mnie,co?Przecież znów pokazał,że robi co chce i kiedy chce...co z tego,że ja umęczona naszym terrorystą czekam na Niego, co z tego,że napracowałam się bardzo,by zrobić te pierogi, co z tego mam swoje plany na wyjście,co z tego?! Czemuż by miał pomyśleć o mnie :(
Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...
A tymczasem poopycham się pamiątką po moim kochanym Mężu, moimi Rafaello...i może uda mi się zasnąć:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz