sobota, 3 marca 2012

Czar prysł?

Dni od naszego powrotu do domu upływały pod znakiem sielanki...użyłam czasu przeszłego? Nie bez powodu...no bo to co jest teraz,to już raczej sielanki nie przypomina...niby źle nie jest,ale picia sobie z dzióbków też już nie ma...nawet już kilka razy mnie Mąż zdenerwował...raz,gdy przypadkiem wydało się,że kiedyś bez mojej wiedzy był u swojej siostry z naszym Puchatkiem i nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego,gdyby nie to,że to było chyba z 3 m-ce temu i jakoś do tej pory nie było okazji powiedzieć o tym...pominę fakt również,że pamiętam dokładnie ten dzień-ja byłam w kolejce do lekarza (do Młodego Pediatry),a że Młody był zdrowy a poczekalnia pełna dzieci (chorych oczywiście)to z uwagi na zaniżoną odporność Młodego postanowiłam,że Stary przywiezie Go,gdy będziemy mieli już wchodzić do gabinetu, pamiętam też,jak wściekałam się,gdy zadzwoniłam i powiedziałam już przyjeżdżaj a On długo nie przyjeżdżał...teraz wiem dlaczego...wiem,że to było przed Jego "przemianą" (przynajmniej On twierdzi,że takowa zaszła!),ale jakoś nie wierzę,że teraz taka sytuacja nie mogłaby mieć miejsca,bo gdy przypadkiem wyznał o tym a ja spytałam,a kiedy to było i czemu się nic nie pochwalił,to nie widział w tym nic złego-zapomniał i już...no ale może się mylę,może dziś nie ukrywałby niczego takiego przede mną...drugi raz wkurzył mnie w tym samym dniu,gdy powiedziałam Mu,że w przyszły czwartek (8-ego) wychodzę (nie muszę mówić,co to za dzień...a dodam jedynie,że powiedziałam tak na wyrost,bo jeszcze planów nie mam,ale chętnie zaplanowałabym babski wieczór:) ),a On do mnie,że nie pójdę nigdzie,bo On wychodzi i On to już zaplanował 2 tygodnie temu...podziękowałam i skończyłam temat...zresztą po temacie pt. "wizyta u siostry" już nie był tak miły i ciepły jak wcześniej,więc i ta rozmowa nie była już tak ciepła...a trzeci raz wkurzył mnie (o rany! też tego samego dnia),gdy ja wahałam się,czy zamówić sobie na allegro nową spódniczkę i w końcu Jego spytałam o zdanie "fajna?" a On najpierw powiedział "tak" ale potem chyba dotarło do Niego,że może ja będę chciała ją kupić i dodał "masz już taką"...ehhh faceci! No mam jedną bombkę/tulipan ale w zupełnie innym kolorze (mam miodową a ta jest czarna!) i moja ma 2 paski skórzane a ta nie,no i moja ma gładką fakturę a ta taką ciekawą:) Kurcze,żebym ja Bóg wie ile rzeczy sobie kupowała i jak często-ostatnio kupiłam sobie (właśnie wspomnianą spódniczkę) w listopadzie i to za pieniądze od swojej Mamy z okazji urodzin!To raz..dwa,że ta kiecka (nad którą wtedy się zastanawiałam)kosztowała z przesyłką TYLKO 35 zł! (a ta którą już miałam,dla porównania,kosztowała chyba 120zł!!)to chyba w takim razie grosze kosztowałaby,co? No i jeszcze biorąc pod uwagę ile kasy wydał mój Mąż za "kawalerskich czasów",gdy był z Żoną w separacji, no to chyba nie powinien był komentować w ten sposób! Szczególnie,że zapłaciłabym i tak ze swoich "zasiłkowych" pieniędzy!! ehhh...popsuł mi humor...no i jak wyszedł do kuchni to zamówiłam kieckę ,zaraz zrobiłam przelew i dowie się,jak ją będę miała:)ehhh,czy są faceci,którzy w takiej sytuacji (jak nasza) powiedzą "pewnie kochanie,kup sobie,rzadko coś sobie kupujesz, a należy Ci się i jeszcze jest niedroga" ?! Są tacy jeszcze?
To było w czwartek...w piątek przez cały dzień nie odezwał się z pracy (a to dziwne,bo od mojego powrotu dzwonił co dzień z byle czym,choćby spytać jak spaliśmy i co robimy!) co nie powiem,baaaaaaaaardzo mi się podobało!No więc jak w piątek nie dzwonił,to pomyślałam "czar prysł!"..ku mojemu zdziwieniu (i zadowoleniu) zadzwonił po 16,mówiąc,że dopiero wyszedł z pracy, miał bardzo dużo roboty i nie miał kiedy zadzwonić do nas, a teraz jeszcze jedzie gdzieś i będzie przed 18...jak wrócił było nawet w porządku...
A dziś? Od rana załatwia interesy-ma fuchę,więc ja od rana jestem sama w domu....i jak zwykle w sobotę nie wiedziałam gdzie ręce włożyć i od czego zacząć...najpierw więc posprzątałam mieszkanie,jednocześnie wstawiając i rozwieszając pranie,oraz gotując obiad dla Młodego (my dziś mamy mieć pizzę na obiado-kolację!),a później poszłam na spacer z Młodym....chciałam żeby zasnął,bo z uwagi na trudne kobiece dni mam mega nerwy na wszystko i nie miałabym cierpliwości usypiać Go w domu!Chwała Bogu,że zasnął (po ponad 30 minutowym spacerze! A obstawiałam,że szybciej pójdzie!),bo miałam już zrezygnować,bo u nas tu zawsze bardzo wieje,więc wciąż musiałam obracać wózek w tą lub w tamtą stronę,coby nie nałykał się tego mroźnego wciąż powietrza....a wydawało się,że jest tak pięknie,wiosennie...
Teraz gdy Młody śpi,ja mam wolne,co miałam zrobić zrobiłam,a czego nie zdążyłam nie zrobię już teraz,bo bym obudziła Młodego...siedzę więc,oglądam ciuchy na necie (dla siebie i Młodego),i marzę....ehhh...ale coraz bardziej prawdopodobne,że to mój ostatni miesiąc w domku,więc od kwietnia będę miała swoje pieniążki (czy raczej od maja,będą na koncie)wtedy nie będę się ograniczać:)
A póki co usiłuję zająć się czymś,by nie myśleć,jak może dzisiejszy dzień skończyć się...powiem tylko,że na tą fuchę Stary dziś zabiera Braciszka...obiecał mi,że pijany nie wróci...ale 2 piwa na pewno Mu postawi...dla mnie to oznacza jedno:( koniec sielanki! Czar prysł!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz