wtorek, 21 września 2010

Awaria...zdrówka:(

A tak dobrze już mi szło...od czasów ciąży omijały mnie z daleka infekcje...no ale stało się:( Mam straszny katar, który początkowo pomyliłam z katarem siennym i od niego boli mnie głowa:( Gorzej,że z wiadomych powodów jestem najbliżej mojego słoneczka i brak możliwości zmiany tego stanu-mąż przecież musi pracować, a nawet gdyby nie musiał to nakarmić nie nakarmi:( przez co i tak musiałabym być blisko mojego aniołka:(
Mam nadzieję,że te wszystkie opinie ,że w mleku przeziębionej matki karmiącej są przeciwciała, które chronią maluszka są prawdziwe i naprawdę mój synuś ustrzeże się przed chorobą...oby,bo to ostatnia rzecz jakiej bym chciała-patrzeć na swoje chore dziecię!
A w ogóle dziś zrobiliśmy pierwszy mały kroczek-dziś Synuś dostał parę łyżeczek soczku z marchewki-z babcinej marchewki, a więc jak najbardziej zdrowej i nie skażonej:) Czas w końcu wprowadzać nowe pokarmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz