niedziela, 5 września 2010

Przy sobocie po robocie

Jak zwykle w sobotę Ja (zwana w dalszej części Mamą lub Mamusią) miałam dużo roboty różnej i nikogo do pomocy, Mąż (zwany dalej Tatą lub Tatusiem) ciężko pracował, a Jakub (zwany dalej Synkiem, Synusiem, Potomkiem, Maluchem) jest za malutki,by pomóc w czymkolwiek:).
Teraz, korzystając z tego,że Synuś zdrzemnął się (swoją drogą mam nadzieję,że nie traktuje tego jako nocny sen,bo jeszcze czeka na Niego kąpiel) chcę podsumować dzień...i chwilę odsapnąć:)
Dziś dzień (podobnie jak inne dni) zaczął się wcześnie, bo już ok 7, gdy Potomek obudził się i domagał cyca, co dostał i chyba zasnął...chyba, bo Mama na pewno zasnęła, a przynajmniej zdrzemnęła się (wciąż nie wypoczęła po nocnym kilkukrotnym wstawaniu do Synka)...nie dane Jej było pospać za długo,gdyż za niedługi czas Potomek zaczął marudzić (swoją drogą On chyba wyspał się mimo,że przecież i On budził się w nocy na karmienie!)..wyglądało to tak: marudził (co niby płaczem nie było ale jednak spokojnie spać Mamusi nie dało), więc Mama otwierała oczy,a wtedy pojawiał się szeroki jak rogal uśmiech na buźce Potomka, zmylona tym Mama (myśląc,że Synek już przestanie marudzić) zamykała oczy i znow dało się słyszeć to samo...no więc ZNÓW Maluch wygrał...spania już nie będzie, karmienia zresztą też,bo przecież nie powinien był jeszcze zgłodnieć od ostatniego karmienia...dlatego jedzenie dostała Mama (choć to chyba źle ujęte, biorąc pod uwagę,że sama musiała sobie śniadanie zrobić) i zaraz po tym, po ubraniu siebie i Potomka w ubrania inne niż nocne i po zniesieniu z 4 piętra na raty wózka i Potomka, Mama pchając wózek (z Maluchem w środku oczywiście) była w drodze na zakupy...za niespełna godzinę wracali z pokarmami ważącymi drugie tyle co Potomek i znów wejście na 4 piętro..i znów na raty! 
Po powrocie Potomek zmęczony i głodny, dostał cyca i zasnął...a mama mogła zająć się czymś innym-gotowaniem obiadku dla rodziców i jednocześnie odpowiedniego po przetworzeniu przez Mamusi organizm na mleko dla Potomka...potem sprzątanie (z pomocą Tatusia,który międzyczasie wrócił z pracy)...wszystko to podczas snu Potomka, który jest pod tym względem kochany...wie kiedy ma nie przeszkadzać:)
Niestety obiadu już Rodzice nie zdążyli zjeść w spokoju..tzn kto miał spokój ten miał...Mamusia miała świadomość,że Synuś (już nieśpiący i leżący na leżaczku) nie wierci się bez powodu a jest po prostu głodny...tak więc trzeba było szybko zjeść, nakarmić...i już chwila wolnego...Tatuś po obiedzie pojechał, gdyż jak zwykle ktoś Go potrzebował...Mamusia oczywiście też Go potrzebowała,ale w sumie wystarczy,że pomógł w sprzątaniu....teraz wrócił, więc żegnaj spokoju;) Zaraz trzeba wybudzać Potomka (czego nigdy Mamusia nie lubi, a co niestety jest konieczne jeśli nie chce się by synuś zasnął w głęboki sen nocny nieumyty i w ubraniu dziennym).
Tyle....niby nie aż tak wiele,a jednak jak się pomyśli,że cały dzień minął bez chwili na odpoczynek to jednak coś to znaczy...ciągle coś jest do zrobienia..i chwała Bogu,że Synuś pozwala tyle zrobić...bo np kiedyś gdy Tatuś został na parę (chyba nawet dokładnie 2) godzin sam z Synusiem to nic nie zrobił,bo ciężko zrobić coś z dzieckiem na rękach...a więc chyba Mamusia lepiej umie radzić sobie z dzieckiem a przez to może więcej zrobić...gdyby okoliczności były inne (a więc Tata na tacierzyńskim a Mama pracująca) zarośli byśmy brudem i padli z głodu:) Tym miłym akcentem kończę rozważania nad sobotą, Sobą i resztą rodziny w dniu dzisiejszym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz