piątek, 17 września 2010

Ledwo po naprawie...i znów awaria:/

Moje małżeństwo (bo o jego naprawie i awarii mowa) przypomina starego grata, który nawala po czym sprytny mechanik naprawia tak,że nie wygląda na grata-a jeśli nawet wygląda to przynajmniej da się jeździć nim znowu...kiedyś słyszałam jakąś złotą myśl,że związek można porównać do dzbanka - jeśli potłucze się można go posklejać,ale już nigdy nie będzie jak nowy, już zawsze będzie posklejany...nie wiem,ale oba porównania są w sumie na miejscu..
Po paru dniach względnego spokoju (chyba nawet dokładnie 2 dniach!) przyszły znów gorsze chwile...albo mi się zdaje albo coraz mniejsze przerwy od awarii do awarii...jak tak dalej pójdzie (jak tak często będą powtarzały się awarie) trzeba będzie grata oddać na złom...
Jak zwykle zepsuła się niby mała część (i niby nie tak ważna jak np silnik) ale jednak jechać dalej gratem się nie da...Bo czym jest brak pomocy zmęczonej po całym dniu żonie (zajmowaniem się absorbującym dzieckiem i całym domem i jeszcze zaliczeniem wizyty w Przychodni),czym jest fakt,że można siedzieć przy dziecku-które mogłaby w danej chwili poleżeć same gdy żona biega i zajmuje się wszystkim sama jakby nadal sama w domu była, jakby mąż wcale jeszcze nie wrócił, czym jest fakt,że mąż może zajmować się jednym-patrzeniem na dziecko, gdy w ciągu dnia żona potrafi w tym samym czasie zrobić setki innych rzeczy, czym jest fakt, że mąż znów odzywał się do żony z jakąś wrogością w głosie (a w najlepszym razie obojętnością),czym jest fakt,że mąż znów nie okazuje wdzięczności za przygotowany obiad,a wręcz jakby nim gardził? No czym to wszystko jest? Małymi usterkami(??)...a jednak grat nie chce ruszyć:(

Kurcze a może od tego grata za dużo się wymaga? Może on musi być gratem, musi ledwo zipać i psuć się wciąż? Może trzeba przyzwyczaić się do tego stanu rzeczy? A nie nad każdą awarią rozczulać się?

A na kogo wyrośnie mój syn? Mój synek ukochany, który nie z własnego wyboru (nawet pewnie nie z wyboru rodziców) rosnąć będzie w atmosferze wiecznych kłótni? Jaki związek kiedyś On stworzy? Czy Jego związek tez będzie przypominał wciąż psującego się grata?Przecież jest z wyglądu podobny bardziej do taty...to może charakter będzie miał po mamusi?Oby...załamana byłabym,gdyby mój syn już całkiem był kopią swojego taty...Boże nie pozwól!

Będę starała się (i modliła o to) aby wychować synka odpowiednio, tak aby szanował mamusie, w końcu przecież jak traktuje syn matkę tak kiedyś będzie szanował swoją kobietę...
kurcze,przecież ja to powiedzenie znałam od wieków i co?Czerwona lampka nie zapaliła mi się wtedy gdy widziałam te relacje? No cóż...daremne żale , próżny trud...dziś trzeba pomyśleć raczej nie po co było kupować akurat to auto tylko co z nim dalej,po raz któryś (już przestałam liczyć który) naprawiać czy z pewnym żalem oddać na złom...przecież kiedyś nie wyglądało,że koniec ma taki przyjść??...hmmm.....a może od początku widać było wady ukryte,a nie chciało się ich widzieć?

Niestety to za drogie auto,żeby ot tak się go pozbyć...trzeba dokładnie się nad tym zastanowić....czy może warto naprawiać?....i z tą myślą będę pewnie wciąż zasypiała........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz