czwartek, 4 listopada 2010

Urodzinowo...

No i stało się...dwójka z przodu ustąpiła miejsca trójce..i choć z roku na rok urodziny mniej mnie cieszą to jednak w tym roku miałam wyjątkowo uśmiech na twarzy,gdyż po raz pierwszy urodziny obchodziłam jako matka i jestem bardzo z tego powodu szczęśliwa, warto było czekać :)
A dzień zaczął się od wizyty u Pediatry z naszym Synusiem,gdyż wydawało mi się,że coś za długo utrzymują się dolegliwości brzuszkowe..Pani Pediatra powiedziała coś czego się spodziewałam-to najprawdopodobniej Rota wirus, gdy powiedziałam Jej jakie są objawy to nie miała wątpliwości...ponadto właśnie dziś rano dowiedziałam się,że u bratanicy,która od poniedziałku leży w szpitalu właśnie stwierdzono po badaniach wirusa rota...nasza Pani Pediatra powiedziała,że to bardzo łatwo się przenosi z osoby na osobę i tylko od odporności zależy kto jak to przejdzie-a więc jedna osoba nic nie odczuje(jak Babcia Synusia), drugą lekko przeczyści (jak np mnie), trzecia porządnie pochoruje się (jak Tatuś) a czwarta wyląduje w szpitalu (jak bratanica). Mój synuś ma mega szczęście,że jest na cycu i dzięki temu jest dużo odporniejszy a ponadto otrzymuje w mleku od mamusi przeciwciała...tak więc widać dobrze,że przytrafiło się to teraz-kiedy jest na cycu,bo wirus obchodzi się z Nim nie najgorzej.
Po wizycie w przychodni byliśmy w 3-czkę (całą rodzinką) pozałatwiać parę spraw a to w księgowości mojego Szefa,a potem u samego Szefa,potem w Aptece a na koniec w sklepie dziecięcym gdzie musiałam (koniecznie!!) kupić coś Małemu a mianowicie Puzzle piankowe,teraz Smyk ma bajecznie kolorową, miękką i ciepłą matę na której lubi leżeć i przewracać się z plecków na brzuszek.
No i nie obyło się po dniu dzisiejszym o wyciągnięcie wniosków: chyba jednak wolę ze wszystkim musieć polegać na samej sobie, sama radzić sobie w codziennymi sprawami, począwszy od najbardziej błahych a na skomplikowanych skończywszy a przy tym wolę myśleć,że gdyby Mąż mógł być ze mną...A tak przekonałam się , że jak jest to jest gorzej niż by Go nie było! On burzy mi cały wypracowany ład! Przecież w ciągu niespełna pół roku odkąd zostałam matką i muszę radzić sobie ze wszystkim to jakieś przyzwyczajenia,nawyki i sposoby radzenia sobie ze wszystkim mam,tak? Dlaczego więc On zmieniać by coś chciał albo denerwuje się,że coś każę Mu robić tak a nie inaczej?!
Tak czy inaczej był to miły dzień....A prezent urodzinowy w postaci ściskającego za szyję Synusia (i całującego na swój sposób-jakby chciał zjeść :) )- BEZCENNY!

Jest dokładnie 20-sta...właśnie o tej porze 30 lat temu przyszłam na świat w małej Porodówce.....ależ to zleciało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz